Rozdział 53 - To NIE takie łatwe, kiedy jest się złym >:D
Tytuł nawiązuje, do cudownej piosenki o byciu złolem :') Voltaire - When You're Evil <3
Dobra, zaczynamy!
Hej, hej, hej! Albo raczej: Ho Ho Ho!
Byliście grzeczni?
Ubraliście choinkę?
Bo Megatron nie ubiera choinki.
To choinka ubiera się dla Megatrona!
(rok temu ten suchar też mnie bawił XD)
Wesołych Świąt spędzonych w gronie rodzinki, dużo miłości i prezentów, natchnienia i weny, pozdawanych przedmiotów, nie meczącej pracy, zielonych hajsów, wytrzymania z moimi pomysłami w tym ff, smacznego renifera i takie tam! <3 :D
I *BUM* niespodziewanka, kogo dotyczy ten rozdział ( ͡° ͜ʖ ͡°)
https://youtu.be/2BaMO1YnKLQ
CIESZCIE SIĘ, albo przynajmniej płaczcie, to ja tu jestem poszkodowana... XD
***Starscream***
Nie, nie... to wszystko nie tak! Nie tak!
Nic nie idzie zgodnie z moimi planami!
A to wszytko... wszystko wina tego węglowca! Agh! Gdybym go tylko dorwał, to... to!
W ogóle gdybym był Lordem Decepticonów, nigdy nie zgodziłbym się na coś takiego! Na takie bratanie z niższymi gatunkami! Obleśne! Wręcz ubliżające naszemu gatunkowi!
Nie po to sobie kable wypruwałem by otumanić tych idiotów, by zniszczył to jeden insekt! Pod nieobecność Lorda, zdążyłem wyśmienicie zmanipulować Vehicony, do tego stopnia że niemalże jadły mi Energon z ręki...!A teraz?
Ludzkie insekty to podrzędne kreatury, do których nie mam za krzty szacunku...! Dlaczego...? właśnie dlatego...
Wystarczyła jedna pokraka, by wszyscy tańczyli dookoła niej. Jakim cudem ten cholerny węglowiec z taką łatwością przekonuje do siebie cony!? Z taką prostotą przekłuwa bańkę mojej doskonałej wizji...
Vehicony coraz mniej boją się ludzi- ''bo przecież w sumienie są tacy źli''! Nawet jeden łazi po Nemesis, należy do Decepticonów, więc można sobie pogadać, pośmiać się z małym robaczkiem... bo przecież już wszyscy zapomnieli co te prymitywy zrobiły Breakdown'owi... Co gorsza nawet ten tłuk już tego nie widzi...
Mój plan się rozpada... niech to wszystko scraplety! AIH! Warknąłem robiąc kolejne kółko w swojej kwaterze. Mój procesor aż kipiał ze złości, miałem ochotę krzyczeć! ...ale mój umysł to jedyne prywatne miejsce na Nemesis. Chociaż jeśli nie będę ostrożny to skończę pod łączem psycho-korowym, a wtedy już tylko: ,,Witaj Wszechiskro!''. Westchnąłem ciężko.
Każdy, dopracowany nawet element, w jednej chwili rozpadł się jak okruch rdzy!
Nawet mój as w rękawie, mój najbardziej oddany i wierny Vehicon, mój Steve... CO?! To on spartaczył! Jak to możliwe, że najbardziej zmanipulowany con tak łatwo wyślizgnął mi się ze szponów...!? Ale... może nie całkiem, nie całkiem... Wciąż potrafię wywierać na niego wpływ... ale coraz mniejszy. Nie taki sam, jak za czasu nieobecności Megatrona.
Kiedy on przemierzał galaktyki, ja dowodziłem! I czy nie oczywistym było, że robiłem to lepiej?! Stąpałem twardo po ziemi, podczas gdy ten bujał w kosmosie! To pod moimi rozkazami rozpoczęliśmy wykopaliska Energonu na Ziemii, umiejętnie likwidowałem przeszkody i dążyłem do R E A L NE G O celu. Ponadto to z moich szponów zginął Cliffjumper! Ilu Autobotów lord zgasił na tej chorej planecie?? Kiedy go nie było, miałem swój odział najlepiej wyszkolonych Vehiconów, które umiejętnie wypełniały misje. A na czele przewodził Steve... ten jak się na coś uweźmie, to nie ma przebacz... i dlatego przyznam, że dobrze było znać jego przeszłość.
Przelotny uśmiech pojawił się na mojej twarzy, ale równie szybko co się pojawił to znikł. Zrobiłem kolejne kółko w swej kwaterze. Skrzydła aż same podrygiwały mi lekko z frustracji.
A Megatron? PHA!
Co on na to wszystko? Unicron! Unicrona widzę w tym krzysztalu! Mroczny Energon, też mi coś!
Ah, Megatron... czy tylko ja dostrzegałem największą bolączkę gladiatora? Zapewne tak, w końcu, nie oszukujmy się, jeśli ktokolwiek jest na tym statku inteligentny i przebiegły to jestem to JA.
Gdzieś w głębi iskry, którą wbrew pozorom gladiator z Kaonu posiadał, to czego pragnął najbardziej- było bycie w centrum czyjejś uwagi... nie, inaczej! Mieć słuchacza, choćby jednego, który będzie podzielał jego myśli, chciał się od niego uczyć, widzieć w nim autorytet... To sprawiało mu nie dopisania satysfakcję, wypełniać rolę jakoby lidera i zarazem nauczyciela. Będąc jednocześnie... wysłuchanym.
Opisać nie potrafię jakże przyjemne doznania odczuwam, gdy widzę jak, raz po raz, ktoś wbija ostrze w iskrę Megatrona... Są to nie dość najpiękniejsze to najśmieszniejsze momenty, dla których aż chce się żyć! Jak można być tak tępym i naiwnym!? ...J A K? Czy ten stary dureń nigdy się nie nauczy? Nie zrozumie, że zarównano charakteru jak i wyglądu jest tak paskudny iż jedyne pozytywne odczucie jakie potrafi wzbudzić to s t r a c h? Bo inne to groza, terror, trauma i nocne koszmary. Trzeba doprawdy mieć mocne nerwy lub nie posiadać instynktu samozachowawczego by wytrzymać jego osobowość... i okropną urodę z resztą też.
Ja tam nie ufałem i nie ufam nikomu... Bo wiem czym to się kończy! Jeśli było się na tyle mądrym, że umiało się liczyć... należało liczyć na siebie.
Kpiłem i cieszyłem się z tego, że Megatron był kimś pokroju ziemskiego Midasa. Może i nie obracał wszystkiego w złoto... Lecz do kogo by się nie zbliżył, ten obracał się przeciwko niemu! Zawsze. Każdy. Prędzej czy później okazywał się zdrajcą... a trzy osoby sprawiły mu najokropniejszy ból. Pierwszy był Orion Pax, oczywiście na liście znalazłem się ja i... w sumie taki nikt.
Zdrajcy kończyli zazwyczaj źle... choć nie wszyscy. Po dzień dzisiejszy Megatron żywi urazę i czystą nienawiść do Optimusa, chcąc go nieudolnie zabić. A ja? Jakby śmiałby unicestwić swojego ''kochanego'' komandora, skoro nie pozostałby mu wtedy żaden słuchacz...? I byłby sam samiuteńki, w całym kosmosie...! Nikt nie podzielałby jego wielkich planów, nikt by nie słuchał jego historyjek zza czasów areny, czy też chęci zemsty na Optimusie za to, że obrócił się przeciwko niemu...
Za każdym razem ktoś rozświetla iskrę Megatrona i zaraz ją gasi... i to z takim bólem, że popada on w coraz większą rozpacz... którą automatycznie przeradza w nienawiść. Nie ukazuje tego, nie da po sobie tego poznać, lecz ja już się na nim poznałem. W końcu ''pracuję'' dla niego od lat... ale już nie długo... albowiem, wiedziałem, że kiedy popada w tę swoją gorycz jest najbardziej odsłonięty na atak.
Ostatnio znów przeżywał atak wszechzłości, bo jego plany z Terraconami spaliły na panewce. Wtedy lepiej nie zbliżać się do Wkurwienia w namacalnej postaci, bo zamiast zamachu zgaśnie się samemu...
Dlatego cierpliwie czekałem na nadążającą się okazję. Długofalowe elementy, które miałby mi umożliwić przejęcie kontroli były przygotowanie w niewiedzy Megatrona. Problemu typu- mięknące w iskrze Vehicony, byłbym w stanie wyprostować... Byłem pewny, że lada moment nadarzy się okazja! Że już nie długo Megatron, raz a dobrze, wyciągnie kopyta...! I to ja zasiądę na prawowitym mi miejscu! Będąc Lordem Decepticonów!
I byłoby ''nie długo'', gdyby... gdyby nie ten przeklęty węglowiec! Krzyknąłem w myślach, zaciskając szpony z całych sił.
Jeśli się go nie pozbędę, mój cały plan przejęcia władzy rdza trafi!
Muszę... muszę się szybko pozbyć się problemu. Jak? Zaatakować bezpośrednio lub obrócić gniew Megatrona na insekta...? Ale to nie jest takie proste jakby się wydawało! Przerabiałem to przez ostatnie tygodnie bardzo intensywnie, będąc wstrząśnięty rezultatami...
Gladiator tak jakby nagle stracił do mnie zaufanie. W ślad za szpiegiem posyła drona Soundwave'a jakby się domyślał, że gdy tylko spuści z optyk węglowca to mogłoby mu się przydarzyć pewnego rodzaju w y p a d e k...
A gdyby się dowiedział, że zabiłem pierwszego tak naiwnego węglowca, to sam nie skończyłbym lepiej... i nawet immunitet jedynego słuchacza by mi nie pomógł! Do jakich ja ciężkich czasów dożyłem...
Z drugiej strony spodobała mi się mniej inwazyjna opcja- wkręcenia szpiega w coś, przez co straciłby w optykach Megatrona... tyle, że nic do tego blaszanego łba nie dociera! NIC. Na nic się zdają moje jakże jawne oskarżenia! Argumenty i fakty! Zupełnie nic...! Gladiator jest totalnie zadowolony z nowego zwierzątka na Nemesis, przecież z taką łatwością przychodzi mu wyprowadzanie mnie z równowagi! Haha, ale zabawne, scraplet by się uśmiał! Momentami mam wrażenie, że Megatron, ku swej uciesze, nie zmiótł jej z powierzchni ziemi by zrobić m i złość...
Miałem inny plan. Zniechęcić insekta szybko by sam zrezygnował, starymi dobrymi metodami. Starałem się uprzykrzać węglowcowi życie na Nemesis w możliwie najgorszy sposób. Ale ta mała wredna suka za każdym razem wystawia mnie na pośmiewisko! I co najgorsze Megatrona na to pozwalał, stwierdziłem ze zgrozą. Zupełnie jakby gladiator...
Wyprostowałem się i zastrzygłem skrzydłami nerwowo, otwierając optyki szeroko.
To się nie może dziać!
Jeżeli znów uwierzy, że na tym świecie istnieje istota zdolna wytrzymać jego charakter, to będzie nie do zdarcia! Jeszcze gorzej- jeśli insekt przejmie mą niewidzialną rolę słuchacza... to każde potknięcie będzie wystawiało mnie na tarczę strzelniczą, prosto pod działo Megatrona... Nie będzie mnie już potrzebował tak jak kiedyś, NIE! Tak się nie może stać!
Wszystko tylko nie to!
Czy ty się obawiasz węglowca, Starscream? Zadałem sobie pytanie patrząc na swe odbicie w lustrze i momentalnie pochmurniejąc. Chyba nie upadłeś tak nisko? Nie zadawałeś sobie tyle trudu by się teraz poddać!
Przymrużyłem optyki dostrzegając coś o czym zapomniałem... miałem w końcu znacznie ważniejsze sprawy niż odczytanie tego pen drive'a przyniesionego przez znienawidzonego węglowca. Ale... chwyciłem miniaturowy przedmiot, bo doznałem olśnienia.
A jeśli znajdę na nim c o k o l w i e k by móc zasiać zwątpienie w umyśle Megatrona? Coś co mogłoby zmienić jego nastawienie do węglowca? Może wtedy udałoby mi się wkręcić szpiega w działalność Rządu, MECH'u czy innej korozji tego świata...? To jest to! Jest spora szansa, że wtedy cały nagromadzony gniew zwaliłby się na węglowca...
A może i mi przypadłaby rola kata, w nagrodę za zdemaskowanie tej suczy...?
Ten plan zalał mój procesor falą przyjemności. To może wypalić i na nowo przechylić szalę przejęcia tronu w moją stronę...! Wyprostowałem się i odetchnąłem.
Muszę się przelecieć...
***
______________
https://youtu.be/MeRuJPivtvg
Ta cudna piosenka (poznana w filmie ,,Alien Planet- Darvin IV'') zawsze będzie mi się kojarzyła z lataniem *-* Lofciam, dała mi weny do pisania tego fragmentu <3
____________________
Zerknąłem tęsknie w stronę mknących w przestworzach samolotów. Ci to mają dobrze... latanie to ich praca. Ja na latanie muszę się wymykać... jakby to była jakaś zbrodnia!
Zbrodnią to jest, ale uziemianie Seekera! W naszych iskrach bije wolność, a przewody pompują Energon prosto do dopalaczy*! Naszym przeznaczeniem są przestworza, a nie zamknięte pomieszczenia...! Latanie powinienem mieć jako przywilej, albo nawet jako obowiązek!
Ekscytacja drżała w przewodach przyśpieszając iskrę. Wiatr huczał w audio receptorach, a moim optykom ukazał się nieopisany widok. Wschód rozpościerający się przed dziobem Nemesis. Nigdy w życiu nie widziałem czegoś równie... niebywałego. Ognista kula majaczyła nad horyzontem, a nad potężnymi lasami unosiła się delikatna mgła. Rześkość unosiła się w powietrzu wybudzając krainę ze stanu hibernacji. Niebo zabarwiło się na zielonkawo i błękitno- jak to porankowi przystało. Z lewej strony całego krajobrazu wypiętrzała się potężna, szara góra, tak potężna i wielka, że sam jej szczyt był przykryty czapą śniegową. Pode mną rozlewały się mile zieleni, dość popularnej na tej wilgotnej planecie.
Jednakże było w tym coś co mnie urzekało, lecz... jeszcze piękniejsze byłoby to miejsce gdyby należało do mnie, jak cała ta planeta! Pod moimi rządami, pod moją władzą i kontrolą! Mógłbym stać tak godzinami by patrzeć na ten widok górskiego krajobrazu i różnych barw odległych wypiętrzeń, wyobrażając sobie jakby to było, gdybym to ja był Lordem... ale po co stać, kiedy można latać! Wyprostowałem się i przechyliłem za krawędź Nemesis... spadając.
Chłodne powietrze oplotło mnie w mig. Przymknąłem optyki czując w środku niebiańską nieważkości. Nie było tu nikogo. Byłem sam. Nie było problemów. Byłem tylko ja. Ja, pan całych tych przestworzy. Całe niebo było moje!
Ziemia przybliżała się z wolna, toteż na spokojnie transformowałem w myśliwiec ustawiając się dziobem do dołu i w pełni oddając grawitacji. Tuż nad lasem zmieniłem ustawienie stateczników i uruchomiłem silniki, bez przeszkód stabilizując lot. Prułem przed siebie jak szalony! Korony drzew przewijały się pode mną z zawrotną prędkością...!
Wolność, jedna wielka niewyrażalna wolność! Lekkość! WOLNOŚĆ. Tu byłem tylko ja. Wokół mnie otwarte niebo i prądy powietrzne. Nic więcej do życia mi nie było potrzebne.
Zmieniłem kąt stateczników by móc zaczynając się delikatnie wznosić. Wyżej, wyżej i wyżej... A wysoko nade mną cienkie poszarpane chmury, cirrusy, które wołały ku sobie! Uruchomiłem dopalacze wystrzeliwując przed siebie, pokonując barierę dźwięku. Z chwilą przeciąłem skrzydłami chmury, robiąc beczkę by wytracić prędkość. Ponownie oddałem się grawitacji, robiąc delikatną śrubę, pikując.
Tu było tak spokojnie... Zimny wiatr wlewał się wloty powietrza i pieścił rozgrzaną iskrę. Było... wspaniale. Niebo było takie wielkie, horyzont tak daleko! Wszystkie zmartwienia zostawiłem na dole, było tylko tu i teraz. Całkowite odcięcie polegające na zgraniu swoich ruchów grawitacją i prędkością.
Wzlatywałem, opadałem, igrałem z grawitacją! Przestworza były moje i tylko moje!
Ląd był kilometry w dole, ale miałem to gdzieś... Strach wszelkich niepowodzeń znikł, nawet gdybym miał teraz spaść i zgasnąć to byłaby dobra śmierć... bo czułem szczęście. I wolność, nie to co pod rozkazami Megatrona, gdzie poczuć było się można jak niewolnik...
Westchnąłem jeszcze przez chwilę rozkoszując się szybowaniem. Pora wrócić na statek pełen głupców... no, ale przecież k t o ś musi zaprowadzić porządek...
Mhhahahahaahaha!
***
We wspaniałym humorze ruszyłem w kierunku jeńców. Nie zamierzałem stawiać wszystkich kart na jedną opcję... potrzebowałem ich więcej, znacznie więcej by w końcu wyprzedzić gladiatora o krok... i być może skrócić o głowę? Albo wypruć iskrę i rozczłonkować ją na kawałki rozrzucając po wulkanach, by pozbyć się tego głupca z argumentem siły raz na zawsze!
Upośledzony Berserk znów beczał w kącie, ale to już nie moja sprawa, że nie uczył się języków. Uśmiechnąłem się szeroko grożąc strażnikowi. Ten słusznie ustąpił i otworzył cele... bardzo dobrze. Może i tępy i ułomny, ale wiedział, gdzie jego miejsce i kto tu jet p a n e m!
Wszedłem do celi, a moim optykom ukazała się znajoma sylwetka smolistego Seekera- zdrajcy Decepticonów.
- Oh...? Za moich czasów do jeńców nie przysyłano tancerek. - zaśmiał się pogardliwie bot- Nie zamawiałem towarzystwa. A może Megatron się tobą znudził? Pkhahaha!
- Zaraz wybiję ci z procesora tą bezczelność! - fuknąłem, zadając pierwszy cios, który niósł za sobą upadek Jetfire'a- G a d aj wraku!
- ...nie wiesz, że do starszych powinno się mieć szacunek? - prychnął Autobot i splunął pod nogi
- Prosisz się o zgaszenie iskry, kupo złomu! Ciesz się, że Megatron cię potrzebuje, bo dawno gniłbyś już na złomowisku! - sapnąłem zadając kolejne uderzenie. Jetfire krzyknął i zgiął się z bólu- Myślałem, że jesteś mądrzejszy..
- Rdza nie przeżarła mi jeszcze procesora... - prychnął zdrajca- Megatron trzyma mnie tylko dla przyjemności... przychodzi kpić i gnębić, a niebawem zgasić! Nie przyszedłeś mi tu prawić komplementów ani skrócić cierpienia, bo jestem ci potrzebny... naiwny głupcze, myślisz, że zdołasz mnie wykorzystać!?
- Iaaaagh! - wrzasnąłem zaciskając szpony- Doskonale wiem, że posiadasz informacje na temat reliktów. I lepiej zacznij mówić po dobroci, inaczej...
- No co?! Khekhue! Zakrzyczysz mnie na śmierć!? - parsknął- Na co ci one?
Ten wrak naprawdę zaczął mnie już irytować. Skrzydła same podrygiwały mi z nerwów. I cały dobry humor poszedł się... Ygh! Jak ten seeker śmiał mnie tak umiejętnie wyprowadzać z równowagi...?!
- Już nie twój interes, Autobocki śmieciu. - syknąłem
- Kha! Na nic ci się nie zdadzą artefakty, dopóty Megatron zasiada na tronie... - wybełkotał Jetfire jakby było to jakąś straszną przestrogą
- Ty już się nie martw oto! - zaśmiałem się kpiąco i chwyciłem jeńca za szyję przyduszając do ściany. Zbliżyłem się do jego audio receptora szepcząc- Megatron już sobie długo nie pochodzi... już ja tego dopilnuję. Ale ty? Jeden z najlepszych zwiadowców w historii, żywa legenda Cybertronu... i co ci przyszło? Zastanów się, razem moglibyśmy wiele osiągnąć... - mruknąłem przejeżdżając szponem po skrzydłach Seekera, czemu odpowiedziało ciche westchnienie- Mógłbym zwrócić ci wolność... nie zaprzeczysz, wiem, że tego pragniesz...
- Nie! Nie...! Nic są warte słowa kłamcy! - ryknął czarny bot. Zręcznym ruchem wbiłem szpony w pancerz na piersi Autobota, ruszając nimi delikatnie wywołując fale agonalnego bólu, coraz głębiej i głębiej.- Dość...! Przestań! Już dosyć...! - wrzasnął zdrajca, lecz ja nie przestałem razić jego endoszkieletu, wiedząc jaki przyniesie to efekt.- P-owiem! Po-poddaje się! Khuekhu-khe! - zipał ciężko Jetfire padając na kałużę Energonu na podłoże- Powiem... powiem... s-słyszałeś... słyszałeś kiedyś o Ekstraktorze...?
- Żniwiarz iskier?? - szepnąłem zaintrygowany- Mów dalej...
***
- Jeszcze tu jesteś? - prychnąłem z obrzydzeniem- Nie znudziło ci się zawodzenie Megatrona, nieudolna łysa małpo?
- Starscream... - syknęła
- Dla ciebie K O M A N D O R, tępy robalu!
- A bądź i se papieżem, daj mi kurwa spokój...!
- Więc zwracaj się do mnie z należytym szacunkiem, bo...
- Bo CO!? - przerwała mi- Zabijesz mnie!? Zgwałcisz!? Idź se bolca poszukaj i daj mi spokój!
- Słucham? - spytałem mrugając optykami, nie rozumiejąc tego prymitywnego slangu
- ...bo Seeker bez bolca dostaje pierdolca!
- Jak śmiesz, ty...!
Nim zdążyłem ją capnąć schowała się za nogą Soundwave'a, którego odepchnąć mnie mogłem... Nie mogłem narazić się na jego gniew, ponieważ tylko on mógł mi pomóc z rozszyfrowaniem danych znajdujących się na pen drive. Wyprostowałem się starając opanować gniew.
- Zgaszony! - zaśmiała się zwycięsko wystawiając mi jęzor
- Dorośnij, bo jesteś za niska do naszego poziomu... - prychnąłem
- Tak o n a powiedziała
- Kto...?
- Twoja M A M A!!!
- Posłuchaj mnie ty mały, nic nieznaczący robaku! Twój ograniczony umysł nie pojmuje z kim zadziera! Wiesz, że to ja? Osobiście. Tymi szponami. - zaprezentowałem ostro zakończone palce- Zabiłem Cliffjumpera!!?
- O mój Boże...! Kogo. To. Kurwa. Obchodzi!?
Znów zagotowałem się tak iż trzęsły mi się niekontrolowanie skrzydła.
- Kiedyś obudzisz się w próżni kosmicznej... - wysyczałem złowieszczo- I być może będę miał z tym coś wspólnego!
- Aaa, straszne. - powiedziała wywracając oczami i unosząc dłonie w poddańczym geście- Jeśli chciałeś zabłysnąć trzeba było się brokatem obkleić!
Zabiję, zabiję, trzasnę, rozsmaruję, ukatrupię smarkulę, ALE JESZCZE NIE TERAZ. Syczałem z wściekłości, że nie mogłem jednym pociągnięciem szponów zakończyć problemu! Jeszcze nie teraz, jeszcze nie teraz... bądź cierpliwy Starscream, bądź cierpliwy. Znajdzie się odpowiednie miejsce i pora, ty już dobrze o tym wiesz...
Uśmiechnąłem się mściwie... organiczny szpieg nie zna dnia ani godziny...
Soundwave podniósł węglowca i odstawił delikatnie na blat obok siebie, wręczając miniaturowy datpad. Zadziwiająco pracowity był ten wieczór. Musiałem sporządzić comiesięczny raport, as wywiadu jak zwykle analizował naraz kilkanaście danych... nawet insekt musiał coś robić, a z tego co dostrzegłem swymi bystrymi optykami była to nauka naszego języka.
Jak dla mnie to idiotyczny pomysł, ale czego mogłem się spodziewać od podstarzałego gladiatora z kryzysem...? I będącego w dodatku pod wpływem, nie byle czego- Mrocznego Energonu! Procesor go bolał, to zlecił Soundwave'owi przydzielenie jakiegoś karnego zadania węglowcowi... Bo sam nie był w stanie. I to ma być władca?! Nie stać go już nawet na porządne schłostanie prymitywnej, organicznej formy życia... Nieporozumienie! Megatron n i e może być Lordem Decepticonów!
Przez dłuższy czas skupiony byłem na raporcie... ale zaczęły mi działać na nerwy podśmiechujki nie wiadomo z czego. Na zmianę szpieg to Soundwave wpisywali jakieś frazy do uniwersalnego tłumacza, co kończyło się przegrzaniem podzespołów u insekta. Lepiej tego nazwać się nie dało.
Ale nawet z asem wywiadu ten robal się dogadywał. Tego już za wiele, poprzecinać sobie przewody to za mało!
- Phaha! Hahahahahah! MacieHAHAHahahah! Macie najlepsze przekleństwa ever..!- wykrztusiła ocierając wilgoć z optyk
- Wy węglowcy jesteście obleśni... po prostu obleśni... - prychnąłem wściekły- Jak na was patrzę to czuje się zgorszony! Ciekniecie z tak wielu miejsc, że od samego słuchania można zardzewieć... do tego to wasze interfejsowanie się, bleah!
- Phaha, a ja jak słucham twojego głosu to mam ochotę wysłać anonim do jakiejś organizacji pomagającym ofiarom przemocy seksualnej...!
Wybuchła ponownie śmiechem na co zagotowało mi się w przewodach. Zacisnąłem szpony frustrowany i ruszyłem w stronę węglowca.
- Doigrałaś się! - wrzasnąłem- Mam gdzieś co sądzi o tobie Megatron! I to co ze mną zrobi po tym co j a zrobię tobie!
Dziewczyna poderwała się przestraszona. Wiedziała, że nie żartuję, naprawdę nie żartuję! Wyprowadziła mnie z równowagi o jeden raz za dużo... i nic ją nie ochroni przed moim gniewem! Rozprostowałem szpony uśmiechając się jak psychopata.
- Obiecuję, że będzie bolało! - wycedziłem unosząc dłoń i rozkoszując się jej przerażeniem
I już zmierzałem zmiażdżyć tego pizzojada, już się zamachnąłem, lecz cios nie nadciągnął...! Tylko szczęk metalu o metal, co było równomierne do promieniującego bólu, który rozniósł się po całym przedramieniu. Syknąłem wściekle, łapiąc się za obolałą łapę.
Podążyłem optykami po granatowej przeszkodzie, którą napotkała moja ręka. Jak on śmie mi się przeciwstawiać...! Zadrżałem z narastającego gniewu.
- Soundwave! Zejdź mi z drogi! - zażądałem- NATYCHMIAST!
Decepticon bez twarzy jednak nie myślał by to zrobić. Wyprostował się i nachylił się nade mną.
- Starrrssscrrream! - zawył odtworzony głos Megatrona- Te raporty miały być na wczoraj! Ghra!
As wywiadu wolnym ruchem wyciągnął rękę i chudy palec na całą długość, by wskazać monitory. Tam przecież powinien pisać raport jak co miesiąc... Nie padło ani jedno słowo, a mój procesor zalała fala wspomnień. Próbowałem zachować pokerową twarz, ale... kiedy przypomniałem sobie każdą jedną karę Megatrona... każde uderzenie, każde poniżenie i obwinianie mnie o wszystko, cały ten ból... to spowodowało, że gdzieś wewnętrznie zadrżałem.
Co ja robiłem!? Po raz kolejny insekt wyprowadził mnie z równowagi, na co nie mogłem sobie pozwolić! Bo nie mogłem go od tak zabić...! Nie w ten sposób...! Bo i ja skończę marnie.
Miałem rozbiegany wzrok jakbym próbował się odnaleźć. Oprzytomniałem i przybliżyłem się do monitora Soundwave'a, tak iż mogłem zobaczyć w nim swe odbicie.
- Jakżebym śmiał się sprzeciwić woli naszego przywódcy... - powiedziałem cicho- Przecież nie chciałbym go znowu zawieść, nie ja...
Mówiąc to spojrzałem na Charlie mrużąc optyki i udając się w stronę swego stanowiska. Soundwave spojrzał na węglowca wymownie jakby chciał spytać czy wszystko w porządku.
- Dziękuję - szepnęła. Decepticon kiwnął głową i jej też pokazał to czym ma się zająć- Ależ oczywiście, koniec żartów... Jeżeli kiedyś ty potrzebowałbyś pomocy, polecam się. - zaoferowała
Kątem optyki wciąż ich obserwowałem z wewnętrznym zgorszeniem.Soundwave przechylił lekko głowę jakby zaintrygowany. Przytaknął, jak zwykle bez słowa. Westchnąłem pod monitorem, masując dłonią egzoszkielet nad dziwnie piekącą iskrą.
___________
dopalacze* (nie Krzykacz wcale nie jest na drospach..chociaż...?) XD
Dopalacz – urządzenie stosowane w bojowych w celu zwiększania, poprzez spalanie dodatkowego paliwa za turbiną. Daje to przyrost ciągu o kilkadziesiąt procent.
Mam nadzieję, że ten zaskakujący (bo z perspektywy głównego antagonisty) rozdziałek wyjaśni wam wiele DLACZEGO. Dlaczego Krzykacz tak nienawidzi Charlie, dlaczego chce jej się za wszelką cenę pozbyć, dlaczego tak po prostu nie udupi jej kiedy jest poza spojrzeniem Lorda, dlaczego chce obalić Megatrona (lol, to akurat nie nowość XD + komandor praktycznie nie używa w jego odniesieniu tytułu ''lord'' co mam nadzieje, jest zauważalne i logiczne), czego tak bardzo się obawia ze strony miniszpiega, dlaczego poszedł do Jetfire'a, dlaczego bodajże w pierwszym odc TFP Vehicony były zgrane do tego stopnia, że bezproblemowo pojmały Autobota a później już nie, dlaczego Starscream wymyka się na latanie, i warto pamiętać, że wciąż pamięta on o pen drive rodem MECH'u; <tutaj nic nie ginie!> et cetera. No i przede wszystkim dowiadujemy się w jaką grę pogrywa sobie komandor, jaki ma stosunek do innych i też kto na pewno zna historię Steve'a... ale tak dupnie się składa, że jest to Screamer XD więc no sorry Winnetou/Steve, ale bisnes is bisnes i ff kręci się daaaalej!
Po za tym przez moją niechęć do Krzykacza (ktoś złolem musi być), nawet nie wiem czy udało mi się go w minimalnym stopniu dobrze odwzorować. ;_; Ale zrobiłam to dla was! Starałam się OK?
Dobra, olać dziada XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top