Rozdział 106 - Normalne życie to oksymoron, moron.
Bez zbędnego gadania i prób usprawiedliwiania się za 2022 bo
Jak coś to żyje XD
Dziękuję za cierpliwość i wyrozumiałość :')
_________________________
***Steve***
- Charlie, a-kysz, zostaw to wino!
- Nie zostawię!
- Oddaj! - zażądałem.
- Moje, kupiłam!
- Nie pij tego! - sapnąłem zirytowany, próbując złapać uciekającą dziewczynę. - Picie alkoholu szkodzi ludziowemu zdrowiu!
- AHH tak?!
- Tak!
- A wiesz co jeszcze szkodzi mojemu zdrowiu!? - sapnęła wkurzona.
- Twojemu? W sumie kurwa wszystko - odparłem, załamując ręce. - Nawet jak wody za dużo wypijecie, to umrzeć możecie. I bez wody też umrzecie. Bez sensu...
Charlie prychnęła przez nos, kręcąc głową. Mierzyła mnie wzrokiem godnym rozsierdzonego Megatrona. Na szczęście zatrzymaliśmy gonitwę w dobrym momencie. Wykorzystałem chwilę jej nieuwagi i wyrwałem butelkę wina z jej dłoni. Niestety moje szerokie szpony średnio łapały przyczepność na powierzchni szkła, co skutkowało tragedią. Słychać było tylko trzask i plusk, a głęboka czerwień zalała podłogę. Oczywiście ucierpiał dywan oraz zmęczona życiem sofa.
- OOOOO, tylko nie ALKOOHOOOL! - zawyła ze smutkiem Charlie i to w takiej intonacji, że zabolały nie audio receptory. Dziewczyna zrezygnowana padła na kanapę.
- Kurwa, sorry - bąknąłem skubiąc szpony. - Ale dobrze wyszło...
- Phy... a z resztą...! Głupi kosmici jesteście, stresujecie mnie! Przez was będę mieć wrzody żołądka. Umiecie leczyć wrzody żołądka? Nie?! To najpierw się nauczcie, a później mnie stresujcie! - krzyknęła gestykulując na wszystkie strony.
- Co w ciebie wstąpiło? - sapnąłem zmęczony, lecz Charlie tylko przewróciła wymownie oczami. - No przecież widzę, że coś jest nie tak... jak mam ci pomóc, skoro nawet nie wiem co się stało?
- Nie mogę, problem w tym, że nie mogę opowiedzieć. To jak piramida finansowa, tylko z sekretami! Ale w skrócie: zrobiłam coś mega chujowego i jest mi z tym mega źle - burknęła, spoglądając w kierunku rozlanego wina. Westchnęła ciężko, wyglądając jak siedem nieszczęść.
- Noo to... przeproś?
- Co? - żachnęła się Charlie, patrząc na mnie jak na ostatniego kretyna.
- Przeproś.
- Tsa... gdyby było to takie proste...
- W sumie to jest, podchodzisz i mówisz ''przepraszam''.
Charlie zmierzyła nie ostrzegawczym spojrzeniem. Nie minęła chwila a oberwałem poduszką prosto w twarz.
- To co? Zamierzasz się boczyć na cały świat do końca życia? - parsknąłem.
- Tak. Dokładnie tak - fuknęła krzyżując ręce na piersi. - Foch forever z przytupem amen.
Posłałem jej zmęczony uśmiech. Nie czekając długo przysiadłem się obok niej i przyciągnąłem do siebie. Opierała się chwilę, ale wiedziała, że walka na dłuższą metę nie miała sensu. Zrezygnowała i wylądowała mych w ciasnych objęciach. Uśmiechnąłem się zwycięsko, próbując utrzymać wiercącą się dziewczynę.
- Już? Lepiej? - zapytałem.
- Hmm... może byłoby, gdyby nie fakt, że jesteś koszmarnie niewygodny...! - jęknęła zbolała.
Złapałem za poduszkę i wcisnąłem pomiędzy nas. Po chwili walki udało się Charlie ułożyć w miarę wygodnie. Jednakże wciąż czułem, że jest napięta niczym pasek klinowy, wirujący na najwyższych obrotach.
- Charlie? Jeśli nie możesz to nie mów, ale wiedz, że jestem. Jeśli mogę jakoś pomóc, tylko powiedz - szepnąłem, na co Charlie zerknęła w górę z uśmiechem próbując odnaleźć moje optyki.
- Dziękuję. Jak dobrze mieć przyjaciela - szepnęła przyciskając do siebie mocniej moje przedramię. Miałem jednak wrażenie, że posmutniała jeszcze bardziej. Cokolwiek ją trapiło, musiało być dla niej naprawdę trudne, a mnie bolała Iskra, że nie mogłem jej pomóc.
- Może bierzesz zbyt wiele na swoje barki? - mruknąłem gładząc szponami jej włosy.
- Co? Nie... nie... - mruknęła. - Dam sobie radę z zarządzaniem Nemesis, to nie problem, tylko wyzwanie... - zaśmiała się słabo, na co parsknąłem rozczochrując jej włosy.
- O nie, zaczynasz gadać jak jakiś coach! Jest coraz gorzej!
- Oj, nie... po prostu... Ah! Co by było gdybyśmy mieli sekret, taki sekret no wiesz, strasznie straszy, który nie mógłby ujrzeć światła dziennego? I obietnicę, przyrzeczenie do końca życia, aby nigdy nikomu nie powiedzieć aż do śmierci... i nagle ktoś trzeci, równie bliski, się domyślił i wściekł się, że nikt mu nie powiedział... co wtedy?
- Ten ktoś musiał być strasznie głupi! - prychnąłem. - Nie wie, że sekrety to rzecz święta? Ciekawe jakby się poczuł, gdyby jego sekrety ktoś rozpowiadał na lewo i prawo... i dookoła!
- Tak... tak to prawda.
- Czy to znaczy, że byłaś w podobnej sytuacji? - sapnąłem.
- Nie! Nie zupełnie - bąknęła. - To trudne i... nie wiem co robić.
- Hm... zrób to co podpowiada ci serce - odparłem, stukając się nad Iskrą.
- Może masz rację... może masz rację... - mruknęła wzdychając.
Przytuliłem ją mocniej, nie wzbraniała się, w zasadzie to tego chyba właśnie potrzebowała. Oparcia w przyjacielu. Cieszyłem się, że mogłem być przy niej. Martwiło mnie jednak, że jakieś nerwy odbijały się na niej. Miałem nadzieję, że było to przejściowe. Czasami każdy musi opuścić gardę.
- Powinnaś zrobić coś dla siebie, odpocząć. Co być chciała zrobić? - zapytałem.
- Niech pomyślę... marzy mi się nowa sofa i dywan, bo te to istny koszmar. Marzy mi się wycieczka do Ikei.
- No to pójdziemy do Ikei - oparłem radośnie.
- I zjem klopsiki?
- I zjesz klopsiki, cokolwiek to jest - parsknąłem.
- Naprawdę chcesz się przejść do Ikei? - spytała zaskoczona.
- Marzę o tym! - odparłem. - Na takie właśnie okazje chciałem uruchomić manekina!
- Ten projekt Nitro-Zeusa? Aktualnie wypada nam z szafy jak jakiś trup...! - zaśmiała się.
- Cóż, zasilanie chyba wytrzyma, ale będę musiał przetestować sprawność odbiornika - przyznałem zamyślony. - Ciekawe jak daleko mogę się nim oddalić, nie tracąc spójności transmitera holoformy...?
- Albo ja odbieram naukowy bełkot, albo jestem wykończona dzisiejszym dniem - mruknęła pod nosem. - Idę się myć.
Było dosyć późno więc w końcu przyszedł czas, aby Charlie przygotowała się do przejścia w stan spoczynku, czyli do pójścia spać. Znałem już te ludzkie rytuały. Wypuściłem ją z objęć i odprowadziłem optykami. Mój wzrok skupił się na szkle i plamie wina na dywanie. Nie zwlekając zwinąłem dywan i wyrzuciłem go za dom. Doraźnie problem rozwiązany, byłem zajebistym geniuszem. Co z optyk, to z Iskry. W domu było mniej bałaganu. Elegancko.
Czekałem na dziewczynę cierpliwie w sypialni, czytając książkę. Nie zamierzałem przechodzić w stan hibernacji. Muszę przy niej pełnić wartę, budzić jeśli będzie miała koszmar.
Charlie wyszła z łazienki, susząc jeszcze włosy ręcznikiem. Zamarła w progu patrząc na mnie, z chwilą dopiero wypuszczając powietrze z ulgą.
- Boże - westchnęła. - Zapomniałam, że nie potrzebujesz światła do czytania, wystraszyłeś mnie tymi świecącymi optykami w ciemnościach - parsknęła sama z siebie.
- Nie chciałem cię nastraszyć.
- Wiem, ale i tak mi serce zaczęło walić. Nie zasnę od razu - odparła.
Przyniosła sobie szklankę wody i wskoczyła do lóżka, zakrywając się szczelnie kołdrą. Ludzie naprawdę zabawnie spali, owinięci w te wszystkie powłoki.
- Tęsknisz za normalnym życiem? - przerwałem w końcu ciszę.
- Za czym?
- No wiesz... - mruknąłem, przenosząc emanujące w ciemnościach optyki w jej kierunku. - Życie bez obcych i kosmicznych problemów?
- Hmh - parsknęła pod nosem, obracając się na plecy i patrząc w sufit. - Dobre pytanie. Dawno go sobie nie zadawałam... Wiesz o czym kiedyś marzyłam?
- O spotkaniu błyskotliwego i uroczego fioletowego mecha? - zagaiłem, na co zaśmiała się i szturchnęła mnie łokciem. Nie mogłem powstrzymać chichotu.
- Kiedy byłam dzieckiem, słuchałam Black Eyed Peas i rozmarzałam o przygodach, podróżach, tam hen daleko, pomiędzy gwiazdami - szepnęła unosząc dłoń przed siebie, malując placami wyimaginowane konstelacje. - Latać i przemierzać kosmos, odkrywać nowe cywilizacje, zwiedzać światy, o których się nie śniło... zamiast no wiesz... niekończącej się nauki, a później żmudniej pracy do końca życia.
- Brzmisz jak nieszczęśliwa.
- Tego nie powiedziałam - odparła natychmiast. - Życie rzadko daje nam to, czego od niego żądamy, raczej daje nam to na co zasługujemy.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie - zauważyłem.
- Fakt - westchnęła. - Marzyłam o podboju kosmosu i... dostałam niepowtarzalną szansę, za którą zabiłby każdy foliarz. Obcować wśród obcych z najdalszych i mrocznych rubieży kosmosu...
- Eeeemm w zasadzie Cybertron jest w Drodze Mlecznej, więc czy ja wiem, czy aż tak daleko? - jęknąłem skrobiąc się w hełm, a Charlie spojrzała na mnie jak na idiotę.
- Co ty pierd...!?
- Nie kłamie! - sapnąłem obruszony. - Wszystko jest w Decepticońskiej bazie danych! Cybertron orbituje wokół tej waszej, kurwa no, coś tam najbliżej Słońca...
- Wokół Alfa Centaurii*!? W gwiazdozbiorze Centaura?! - żachnęła się dziewczyna pierzchając pod kołdrą jak dorodny scraplet.
- Tak!
- Ło, kurwa bracie - sapnęła, szarpiąc mnie za pancerz. - Kosmiczny bracie! To by w sumie tłumaczyło gwiezdną ekspansję waszej cywilizacji na pobliskie układy... tak czy siak, przerwałeś mnie, ty bliski kosmito! - parsknęła, a ja roześmiałem zduszonym śmiechem.
- No to co z tymi gwiezdnymi podróżami?
- A tak! Takie miałam marzenie, a dostałam was. Obcych na skraju zagłady, toczących wojnę, nie posiadających domu... nie tak to sobie wyobrażałam... - szepnęła cicho. - Chociaż może to tylko kolejny dowód na to, że teoria wielkiego filtra jest prawdziwa.
- Jakiego kurwa filtra? Do powietrza, oleju czy wody? - spytałem krzywiąc się.
- Nie, nie takiego filtra... Teoria wielkiego filtra tłumaczy czemu obcy nie pojawili się jeszcze na Ziemi... - zaczęła Charlie, na co tym razem to ja posłałem je wątpiące spojrzenie. - Oj, ogólnie tłumaczy! Nie wszyscy ludzie na świecie wiedzą, że tu jesteście...!
- Czyli teoria obalona - odparłem dumnie.- Są jeszcze Headmasterzy, Saurianie, Szarzy... i znalazło by się z siedemnaście innych.
- Tak, jasne oczywiście, potwór z Loch Ness i Wielka Stopa również!
- Ale Wielkiej Stopy to ty nie obrażaj - prychnąłem kiwając swoimi stopami, które na pewno mieściły się w normach Cybertronian.
- Próbuję dojść do tego, że teoria filtra tłumaczy dlaczego wszechświat jest taki pusty, gdzie są te wszystkie cywilizacje...? - sapnęła Charlie gestykulując dłońmi.
- Mają włączony kamuflaż taktyczny? Światło dociera do Ziemi z zajebistym opóźnieniem?
- Kurwa! - warknęła.
- Dobra, już będę cicho...
- Tłumaczy dużo, w tym dlaczego nie chcą się z nami skontaktować! W sensie ze mną! W sensie z Ziemią i wszystkimi Ziemianami! - dokończyła obruszona. Chciałem coś powiedzieć, lecz zmroziła mnie spojrzeniem i zrezygnowałem w ostatniej chwili. - Teoria filtra mówi, że każda cywilizacja dociera do krytycznego punktu, którego nie jest w stanie już przeskoczyć... dociera do momentu samozniszczenia.
- Ahhhhaaaaaaa! - zawył fioletowy mech. - Trzeba było tak od razu!
- Próbowałam, ale mi przerywałeś! - zapiała wkurzona.
- Cichaj tam i tak miałem racje. Teoria filtra była w kontekście wojny na Cybertronie? - jęknąłem, przez co Charlie posłała m wymowne spojrzenie. - Tak, to było kontekście wojny na Cybertronie...
- NOO! Także zamiast wyruszyć w niekończącą się podróż po wszechświecie, spotkałam przedstawicieli upadającej rasy. Ale co by nie mówić, ci dali mi ogrom możliwości, a nawet potęgę, o której nie śniłam, więc...
- Że Ultra Zbroję?
- Tak, że Ultra Zbroję! Na miłość boską, Steve, nie osłabiaj mnie. - jęknęła Charlie, przecierając dłońmi twarz. - Ogólnie, naprawdę jaram się na myśl, że mogłabym zmienić mój świat na lepsze... ale...
- Ale?
- Chyba nie do końca tak to sobie wszystko wyobrażam... - westchnęła ponownie. - Trudno jest zmienić świat, Steve, wiesz dlaczego?
- Bo jest w chuj duży.
Charlie posłała mi cierpką minkę, na co ja wzruszyłem ramionami. Nie mogła zaprzeczyć, miałem rację.
- Też, ale nie do tego dążyłam. Wszyscy chcą zmieniać świat, każdy chce zmieniać innych, bo to brzmi tak szlachetnie, zmieniać coś na lepsze, prawda...? Ale nikt nie chce zmienić siebie i tu jest problem - westchnęła ciężko. - Dopiero, gdy ktoś pojmie jak ciężkie jest zwycięstwo z samym sobą... zrozumie dlaczego nie może zmienić innych, a co dopiero świata. To niemożliwe, to... nieosiągalne, tak czasem sobie myślę... Jedyne co można to stoczyć walkę z samym sobą, a ona trwa nom stop...
- Niech pomyślę. Wyczytałaś to ze strony z cytatami dla coachów?
- Może...
- A w sumie skąd wiadomo, że się wygrało z samym sobą?
- Nie wiem, Steve... ja mam wrażenie, że przegrywam sama ze sobą...
- Nie mów tak... - mruknąłem zmartwiony. - I nie przejmuj się tym wszystkim tak mocno. Idź już spać, ludzie potrzebują dużo odpoczynku.
Charlie owinęła się ciaśniej kołdrą i odetchnęła głęboko.
- Dziękuję Steve, że jesteś.
Uśmiechnąłem się czując przyjemne ciepło w Iskrze.
***Charlie***
Długo zbierałam się, aby wejść na mostek i ponownie spojrzeć w optyki Lorda Megatrona a przede wszystkim Soudwave'a. Miałam wrażenie, że od godziny chodzę w kółko przed śluzą, układając w głowie różne wariancje dialogów. To było naprawdę ciężkie.
- Vehicony niech wyjdą... - nakazałam po przekroczeniu przedsionka, a wszystkie fioletowe mechy bez cienia sprzeciwu opuściły pomieszczenie. - Lodzie Megatronie, Soundwave...
Skłoniłam się lekko. Oba mechy w milczeniu patrzyły na mnie, przez co czułam się jeszcze bardziej przytłoczona wyrzutami sumienia.
- Tak więc... cóż, nie ma dobrych słów, aby zacząć, więc powiem prosto z mostu... chciałam przerosić. Ciebie Soudwave, że źle cię oceniłam, bardzo powierzchownie - rzekłam smutnym głosem. - Twoja służba dla Decepticonów jest wzorem do naśladowania. Chciałam przerosić też ciebie, Lordzie Megatronie, za to, że zignorowałam rozkazy. Przemyślałam wszystko i nie powinnam reagować w ten sposób, nie ważne jak bardzo dużo jest stresu w mim życiu... jedyne co ukazałam to swoją słabość, przepraszam. Nie miałam pojęcia o waszej przyjaźni, ale obiecuję, że uszanuję wasze sekrety. I przyjmę wymierzoną karę.
Megatron jakby od niechcenia wymienił spojrzenia ze swoim asem wywiadu. Soundwave zerknął na mnie i ruszył bezszelestnie w moim kierunku. Mimowolnie się spięłam, zaciskając nerwowo szpony Walkirii. Ich milczenie było dla mnie niezrozumiałym szyfrem.
W końcu as wywiadu był na tyle blisko, że dostrzegłam swoje odbicie w jego ekranie. Soundwave przechylił lekko głowę, przez co miałam wrażenie, że prześwietla mnie na wylot. Mech spojrzał na Lorda i z powrotem na mnie. Granatowy mech postukał się cienkimi palcami w miejscu Iskry i pogładził bok mojego hełmu. Zadygotałam mimowolnie, nie rozumiejąc jego przekazu.
- Wybacza ci - rzekł nagle srebrny tyran, który obserwował nas w ciszy. Nie potrafiłam wykrzesać z siebie ani słowa, tak bardzo mnie zatkało. - Wspomniałaś o karze, lecz jaki władca karze swych obrońców? Spodziewaliśmy się, że nas przeprosisz - kontynuował spokojnym tonem Megatron. - Również rozważaliśmy nad tym wydarzeniem, ale doszedłem do wniosku, że prędzej czy później wydrążyłabyś prawdę na własną rękę. Naturalnie, powinienem wymierzyć karę wścibskiemu żołnierzowi, ale... powiedzmy, że tym razem przymknę powiekę ze względu, że chciałaś uratować mi życie - orzekł ze słabym uśmieszkiem w kąciku ust, na co potaknął granatowy mech. - Ale przede wszystkim, Soundwave nalegał, abym cię nie karał.
Ścisnęło mnie w środku, aż poczułam piekące łzy. Tak źle go potraktowałam, a mimo wszystko stanął w moje obronie. Wybaczenie. Jakże to oczyszczające doświadczenie. Niemniej, czułam w środku, że jestem mu winna olbrzymią przysługę...
- Dziękuję Sound... - szepnęłam, nie chcąc zdradzać, że łamie mi się głos.
- Na jakim etapie są twoje prace nad ulepszaniem mej armii? - zagaił Lord, wwiercając we mnie fioletowe optyki.
- Cóż... - odchrząknęłam. - Mam kilka wizji jak ulepszyć transport i grafiki Vehiconów. A także gdzie bezpiecznie przechowywać Energon...
- Konsultuj swoje propozycje z Soundwavem, wkrótce wyruszę na poszukiwania Unicrona - oznajmił na co potaknęłam zmartwiona.
***
- Wiesz co Steve, nie wiem czy to dobry pomysł... ostatnio mam passę złych pomysłów, więc...
- Nie przesadzaj, co może pójść nie tak?
- A ja wiem?! Z moim szczęściem wszystko - jęknęłam zarzucając w powietrze dłońmi. - Wejdziemy do sklepu, a nóż zaraz wjadą też Autoboty! Albo rozpozna mnie policja, albo tajni agenci rządowi, a-albo padnie ci moduł hologramu i będę musiała wszystkim wmawiać, że jesteś beta wersją robota z Tesli** od Elona Muska, który swoją drogą nazywa się Optimus, więc mam pewne podejrzenia, kto jest sponsorem... - mój słowotok przerwał uciszający palec przy moich ustach.
- Ciii, Charlie, spokojnie - powiedział drono-człowiekowy Steve. - Zapomnij na chwilę o tych wszystkich problemach. Dziś robimy za normalnych ludzi, żyjących normalnym życiem, robiący normalne rzeczy takie jak zakupy...
- Już zapomniałam co to normalne życie... - mruknęłam zmartwiona sama do siebie. - Ja już nie mam ludzkiego życia Steve...! Zrobić zakupy? Wszystko przez Internet, przylatuje dron i gotowe... Ostatnim razem gdy chciałam iść na kawę, skuła mnie policja i trafiłam na dywanik do rządowego agenta! Następnym razem tafię prosto do Strefy 51! Jestem poszukiwana międzynarodowym listem gończym! Chyba, że Soundwave się tym zajął...
- Wiedziałem, że mimo myśli o tych klopsikach, będziesz się martwić dlatego, proszę, ogarnąłem coś dla ciebie... - Steve uśmiechnął się, a schowek jak na zawołanie opadł.
Zmarszczyłam nieco brwi zaintrygowana. Wyjęłam okulary przeciwsłoneczne oraz czapkę z daszkiem, do której były przypięte blond włosy.
- Tajne przebranie, jak szpieg! - sapnął uradowany mech. - No wiesz, ukryjesz się wśród ludzi, tak jak my ukrywamy się wśród was! Jestem kurwa genialny.
Nie wiedziałam co powiedzieć, ale to mogło nawet wypalić. A przynajmniej na pewno czułabym się w tym mniej spięta, że ktoś mnie rozpozna. Bez dłuższego zastanowienia spięłam włosy i dokładnie ukryłam je pod nakryciem głowy. Złote włosy z tyłu czapki zalały moje ramiona, komponując się z okularami przeciwsłonecznymi. W sklepie może być w nich nieco ciemno, ale...
- Steve jesteś genialny... - parsknęłam szczerym śmiechem.
- No wiem... - zachichotał. - To jak? Idziemy?? Nie mogę się doczekać tych wszystkich normalnych ludzkich czynności!
Dusząc w sobie śmiech odetchnęłam głęboko. Poprawiłam sztuczne włosy i chwyciłam za klamkę. Oboje wyszliśmy na parking, rozglądając się nieco. Ruszyliśmy w kierunku sklepu. Jakie to było dziwne. Nie zakupy, oczywiście lecz idący obok mnie kosmiczny robot w ukryciu.
- Mało aut, zauważyłaś? - mruknął Steve.
- Hm, to dziwne, na weekend tłumy zalewają centra handlowe. Z Ikeą włącznie - odparłam, a mech przystanął przed ruchomymi drzwiami. - Co jest?
Steve drgnął lekko przystępując z nogi na nogę.
- To mój pierwszy raz, sam nie wiem czy bardziej się ekscytuję czy denerwuję... - odparł, bacznie obserwując wrota oddzielające go od ''ekscytujących ludzkich rutyn''. Przewróciłam oczami i złapałam do za rękę pociągając ze sobą do przodu. - Oh, jaka przestrzeń... jak tu dużo zbędnych rzeczy, jak tu dziwnie....!
- Jeszcze nie weszliśmy do środka, poczekaj - zaśmiałam się, ciągnąc go w kierunku wejścia na trasę po świecie Ikei. I w zasadzie już mieliśmy przekroczyć progi do raju, gdy odezwał się pracownik sklepu zza szklanej przesłony.
- Przepraszam, ale nie mogę Państwa wpuścić... - zaczął monotonną, wykutą formułką.
- C-co? Dlaczego? - zapytałam zdziwiona.
- Nie mają państwa założonych maseczek, weszły nowe przepisy i...
- Jakich maseczek - sapnęłam dogłębnie zdziwiona, patrząc pracownikowi prosto w oczy. - Jakich maseczek!?
- Chyba karnawałowych, tak na pewno karnawałowych - mruknął Steve
- Maseczki, przyłbice lub wszystko o co zakrywa usta i nos... - westchnął pracownik, jakby tłumaczył to już po raz enty. - Weszły nowe nakazy związane z pandemią, proszę zdezynfekować ręce, zachować odstęp dwóch metrów, a przede wszystkim założyć maseczki.
- Ja nie potrzebuję maseczki - bąknął Steve.
- Każdy tak mówi proszę pana, ale takie jest teraz prawo, nie my wymyślamy zasady. Jest Covid i należy myśleć o zdrowiu swoim i innych - odparł zmęczony pracownik.
Mężczyzna uniósł dłoń w kierunku zatrważająco dużych plakatów obrazujących nakaz zakrywania nosa i ust, hasła dotyczące zachowania dystansu społecznego oraz częstej dezynfekcji dłoni. Nieco mnie zmroził fakt mojej ignorancji wobec światowej sytuacji. Wychyliłam się nieco w bok, spoglądając w głąb sklepu. Rzeczywiście wszyscy chodzili w niebieskich, białych, lub barwnych maseczkach. Niektórzy nosili przyłbice. Tak mało ludzi tu było... sceny niczym z horroru o apokalipsie zombie.
- A co to jest ten C o v i d? - spytał wprost Steve, na co pracownik wyglądał jakby postarzał się o dwadzieścia lat.
- Covid-19, koronawirus, bardzo zaraźliwa grypa... - odarł patrząc na nas jakbyśmy się z choinki urwali. - Objawy to wysoka temperatura, kaszel, duszności, dreszcze, bóle głowy, mięśni... masa osób choruje, jest dużo zgonów i prawdopodobnie będzie lock down, ale jeszcze nic nie wiadomo.
No to odechciało mi się zakupów. Chociaż te klopsiki...
- Fuj okropne - skomentował Steve. - A te maseczki, to można tu gdzieś przy wejściu kupić, czy coś?
- Niestety nie, po za tym kasy są po drugiej stronie sklepu, jak pan sobie to wyobraża?
- Kurwa... - mruknął mech pod postacią człowieka.
- A jak założę bluzkę na nos, to przejdzie? - spytałam, lecz pracownik już się załamał i chował twarz w dłonie. - Czyli nie możemy wejść?
- Przykro nam, sklep też nie chce otrzymać surowej kary w związku z nieprzestrzeganiem przepisów sanitarnych. Albo założycie maseczki, albo będę zmuszony poprosić państwa o opuszczenie sklepu, w innym wypadku wezwiemy ochronę i policję...
- No ah, no... a strefa gastro? - jęknęłam załamana. - Jak tam jedzą w maseczkach??
- Niestety mamy zamkniętą strefę gastronomiczną...
- Oh, chodź Charlie nie krzycz, tylko nie krzycz - Vehicon wiedział, że musi interweniować, bo zaraz wybuchnę. Objął mnie ramieniem i czym prędzej wyprowadził ze sklepu.
_________________________
* Cybertron w Alfa Centaurii
** robot Tesli
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top