Rozdział 104 - Przyczajony pająk, ukryty wróg.
Jest obiecany rozdział!
Dziękuję wszystkim, którzy pomogli mi nazbierać ankiety (aktualnie zebrałam 127 ankiet!). Wasza pomoc jest nieoceniona! DZIĘKUJĘ WAM! <3
Przesyłam mnóstwo pozytywnej energii w podzięce!
Rozdział dotyczący ankiety będzie sobie wisiał do 25 marca, może ktoś jeszcze doczyta i wypełni mi ankietkę ^^' Po tym czasie, po prostu go usunę. Licznik ankiet będę aktualizowała w dalszym ciągu.
JESZCZE RAZ BARDZO WAM DZIĘKUJĘ! JESTEŚCIE NAJELPSI
***Charlie***
Przemieszczanie się pomiędzy strefami czasowymi było okropne. Mimo iż był dzień, mój mózg najprawdopodobniej został na Księżycu. Siedziałam w piżamie na łóżku, wertując różne raporty na dattpadzie. Steve mi w tym pomagał, w swojej zmniejszonej postaci. Niedopracowanego androida z ludzką holofromą nakazałam schować do szafy. Dosłownie.
Czułam się zmarnowana. Od dwóch godzin spisywałam najważniejsze dane. Choć aktualnie nie byłam pewna czy notatki mają jakikolwiek sens. Litery, cyfry i cybetroński zlewały się w całość. Wino i energetyk totalnie nie pomogły w skupieniu.
- Charlie... - mruknął Steve, potrząsając mnie lekko za ramię- Nie męcz się tak. Ludzie muszą hibernować tak samo jak Cybertrończycy. Tylko częściej.
- Mhmmm... - odparłam krzywiąc się
Jąknęłam i przetarłam zmęczona twarz. Czułam się ponownie jak na studiach, czyli jak zombie. Nim zdążyłam zaprotestować Steve zabrał ode mnie dattpad oraz notatnik. Drugą zaś ręką narzucił na mnie kołdrę.
- Spać! - nakazał jak upartemu dziecku
Westchnęłam, ale potaknęłam posłusznie zakopując się głębiej pod kołderkę. Steve pociągnął zasłony, aby w pokoju zrobiło się ciemniej. Spod pierzyny wystawała tylko moja zmęczona twarz. Uśmiechnęłam się do Vehicona, szepcząc niemo ''dziękuję''. Fioletowy mech rozpromienił się i zamknął za sobą drzwi.
Nie wiem kiedy dokładnie szum w głowie został zastąpiony snem, ale gdy zbudził mnie hałas było już całkowicie ciemno. Przetarłam oczy znużona, bo nie był to najlepszy odpoczynek, ale zdecydowanie go potrzebowałam. Kolejny łoskot doszedł spod łóżka, zupełnie jakby coś tam łaziło. Przyciągnęłam do siebie kołdrę, czując jak serce mi przyśpiesza.
- Steve! Steve chodź tutaj do mnie! STEVE!
Zawołałam vehiocona na pomoc, lecz jedyne co mi odpowiedziało to skrobanie w nogi łóżka. To pewnie jakiś szop. Powtarzaj sobie Charlie. Nie, szop, jesteśmy w Bieszczadach. Może szczur, albo kuna. Dom był w jebanym lesie, mógł wejść nawet borsuk czy jenot! Gdyby był tu Steve, nieproszony gość wyleciałby już przez okno robiąc gwiazdy jak shuriken.
Ale czy zwierzęta świecą? Zadrżałam cofając na środek łóżka, dopóki nie natrafiłam na zimną przeszkodę. Obróciłam się zlękniona, czując, że zaraz zemdleję. Za mną leżał zgaszony Vehicon z mnóstwem szram i pęknięć. Wrzasnęłam przerażona widząc jak świecący wąż pełznie już w moim kierunku pod kołdrą. Był za szybki, wystrzelił w kierunku mej twarzy jak kobra. Udało mi się zacisnąć ręce na koszmarnym monstrum, aby nie zdarło mi twarzy żeliwnymi szponami.
- Charlie, Charlie...! Obudź się! - Steve delikatnie szturchał mnie za ramię- Chyba miałaś koszmar.
Zadygotałam otwierając oczy. To był tylko sen, okropny koszmar. Vehicon troskliwie pogłaskał mnie po głowie. Westchnęłam ciężko, ale również z ogromną ulgą.
- Strasznie się męczyłaś, nie mogłem patrzeć.
- Mmm, nie... - wychrypiałam. Wyciągnęłam rękę spod kołdry i capnęłam mecha, pociągając na łóżko. Zrobiłam mu miejsce, aby mógł się położyć. Przytuliłam z całej siły jego metaliczne ramię - Bardzo dobrze, że mnie obudziłeś. Śnił mi się morderczy język Morvelera. Dramat.
- Morderczy język? - parsknął cicho- Umarłem?
- Mhm...
- Spokojnie Charlie, ten jebany potwór nie żyje.
- A co jeśli...
- Nie. - rzekł stanowczo- Wiem co widziałem, co wszyscy widzieli. Dokonałaś tego! Ubiłaś skurwysyna na dobre.
- Może rzeczywiście to był po prostu zły sen. - szepnęłam markotnie- Koszmary lubią się pojawiać jak ma się dużo stresu w życiu.
- Dokładnie, wracaj spać. O której cię obudzić? Chciałaś iść później do Lorda przedstawić swój plan... więc żebyś nie zaspała.
- Ja już nie zasnę. - burknęłam, ścisnęłam mocnej jego ramię
- Charlie, to był tylko głupi sen. Nie bój się już.
- Ale zajrzysz pod łóżko?
- Sama to zrobisz. - zaśmiał się Vehicon
***Godzina później***
***Megatron***
- Walkirio... - mruknąłem uśmiechając się kącikiem ust- Co cię do mnie sprowadza?
- Słyszałam o twym wylocie Lordzie. - zaczęła przyklękając na kolano, nieustanie na mnie patrząc- Pragnę abyś pozwolił mi przejąć władzę pod twoją nieobecność.
- Słucham!? - syknęła Airachnid
- A z jakiej to okazji sądzisz, że pozwoliłbym ci dowodzić m o i m statkiem?? - odparłem rozbawiony
- Usprawnię twoją armię. - orzekła tak poważnie, że na chwilę zamilkło wszystko wokół
- Głupstwo! - warknęła po chwili pajęczyca- A co z nią niby jest nie tak? Sugerujesz, że jestem niekompetentna?!
- Nic nie sugeruję, stwierdzam fakty. Soundwave pozwolił mi na przegląd raportów, a z nich jasno wynika, że zarządzaniem na tym statku zajęła się bardzo niekompetentna osoba. - orzekła zerkając w kierunku komandorki- I to jeszcze przed awansem Airachnid...
Airachnid rozpostarła wściekle odnóża, gotowa do ataku. Była wściekła niczym rozsierdzony predacon!
- Ha! Zrobiłam tu takie porządki, że armia j u ż stała się wydajniejsza!
- Cisza! - zagrzmiałem, zwracając się do asystentki- Co zatem proponujesz?
- Wprowadzenie zmian, oczywiście.
Wybuchłem śmiechem, przez co ultra-zbroja wzdrygnęła się zdziwiona.
- A jak niby zamierzasz to zrobić? - spytałem unosząc brew
- Właśnie! - sapnęła zirytowana Airachnid, która przeczuwała zmiany mocy w kadrze zarządzającej- Co ty możesz wiedzieć o zarządzaniu armią?! Węglowiec bez doświadczenia strategicznego? - prychnęła z politowaniem
- Tak się składa... że jestem logistykiem. - odparła spokojnie, kładąc dłoń na napierśniku
- A toż zaskoczenie...! - odparłem niezbyt zdziwiony- Doskonale o tym wiem.
- W-wiesz? - wykrztusiła cicho Walkiria, zapewne nie spodziewając się takiego obrotu spraw
- Oczywiście! - orzekłem donośnie- Soundwave swego czasu przewertował ludzki Internet w poszukiwaniu informacji na twój temat.
- Oh... - mruknęła jakby zawiedziona- W każdym razie... Zarządzanie to moje drugie imię, posiadam wiedzę z zakresu magazynowania i dostaw, które tutaj są powodują straty. - zaczęła tłumaczyć Walkiria, wstając na baczność - Jakby nie patrzeć wojsko to też organizacja, nawet kosmiczne wojsko opiera się na tych samych zasadach, więc nie widzę różnicy w jej zarządzaniu, nawet jeśli jest dość z r o b o t y z o w a n a, to opiera się na tych samych prawach bytu. Sztuka wojny jest niezmienna. - stwierdziła gestykulując delikatnie dłonią
- Hmmm... - zamyśliłem się skubiąc brodę szponami- I dopatrzyłaś się błędów w zarządzaniu na mym statku?
- Tak, dostrzegłam duże straty Energonu podczas jego wydobywania. Przyczyną jest złe gospodarowanie czasem, przestrzenią i pracą Vehiconów. Wynikiem tego są zbędne zapasy, zbędny ruch, zbędny transport, czas oczekiwania oraz braki, co skutkuje zbędnym zużyciem Energonu. Mam wymieniać dalej? - spytała, a ja uśmiechnąłem się cwanie
- Hmm, intrygujące. Sugerujesz, że podołasz zadaniu?
- Oczywiście. Czekałby nas gruntowny remont całego systemu, lecz... wystarczyłoby wdrożyć lepsze procedury dostaw Energonu, zmienić grafik Vehiconów, by w pełni wykorzystać ich czas roboczy... zaplanować składowanie Energonu, a koszty energetyczne zaczną maleć. Poprawa jakości funkcjonowania wojska, Lordzie Megatronie, wzrosłaby kilkunastokrotnie. A-a jeśli, wszystko potoczyłoby się po dobrej myśli, zdołalibyśmy uruchomić kuźnię...!
- Gdybym nawet się zgodził i pozwolił na wprowadzenie twych zmian, ile by ci to zajęło? - mruknąłem mrużąc optyki
- Hymh... samo szczegółowe rozpoznanie zajęłoby mi chwilę, ale myślę, że miesiąc byłby dobrym terminem na stworzenie podstaw...
- Tydzień.
- C-co?? - wykrztusiła
- Myślę, że wyraziłem się jasno. - rzekłem donośnie- Jeśli przez okres próbny stworzysz procedury do wdrożenia, aby polepszyć stan rzeczy, dokończysz swoje dzieło.
- Rozumiem...
- Ależ Lordzie! - sapnęła Airachnid, której pajęcze nogi dygnęły niespokojnie- Panie, nie uważasz, że to irracjonalne pozwalać węglowcowi ingerować w nasze doskonałe systemy...?
Powstałem dumnie i ruszałem w jej kierunku przeszywając gniewnym spojrzeniem. Pochyliłem się nad Airachnid, a ta cofnęła się o krok.
- Jeszcze raz wypowiesz słowo w ę g l o w i e c, a przyrzekam ci, że nie wypowiesz już ani jednego słowa więcej! - warknąłem grożąc jej pięścią- Nie wyraziłem się jasno na ostatniej audiencji o moim szpiegu?!
- Wybacz mi Panie, to się więcej nie powtórzy... - odparła cicho, spuszczając optyki
- Wspaniale... - wycedziłem odwracając się w kierunku ultra-zbroi, mówiąc łagodniejszym i wymagającym tonem- Chcę ujrzeć efekty twej pracy, Walkirio. Powierzam w twe dłonie udoskonalenie mej armii.
- No to biorę się do roboty. - stwierdziła Walkiria delikatnie się kłaniając.
- Nie zawiedź mnie. - dodałem wracając w kierunku tronu
- Oczywiście, Lordzie Megatronie. Czyli pod twoją nieobecność będę sprawować rolę twego zastępcy?
Zatrzymałem się i spojrzałem na nią rozbawiony.
- Nie bądź śmieszna...! Pod nie obecność Lorda Megatrona, ja tu sprawuję najwyższe stanowisko! - syknęła pajęczyca, przyszywając mnie jadowitym wzrokiem na wylot
- Airachnid, nie masz tutaj nic do gadania! - warknąłem, odwracając się do Walkirii ze sceptyczną miną- Zastępcy...?
- Tak. Mogę dowieść, że będę cię godnie reprezentować. Lorda Decepticonów...
- W jaki sposób? - parsknąłem
- Załatwimy to jak dorośli. - odparła a jej przyłbica zniknęła ukazując Charlie. Ultra-zbroja wyciągnęła ku mnie dłoń- Siłujemy się na ręce?
- Przyszykuj się zatem na porażkę.
***Steve***
- Jak to dowodzisz na Nemesis?! - wrzasnąłem
- Nah, dopiero za jakiś tydzień. Obgadaliśmy z Megusiem kilka spraw formalnych i załatwiliśmy to jak dorośli... - odparła wzruszając ramionami Ultra Zbroi
- CZYLI?? - fuknąłem
- Siłowaliśmy się na ręce...! - zaśmiała się- I wtedy CYK, nie ma bata i musiał mnie mianować zastępcą! Kocham tą zbroję...!
- Okej, fajnie, ale czy on musi tak obok nas stać? - spytałem, nie ukrywając dyskomfortu z bliskości Soundwave'a, który stanął tak blisko z nas, że widziałem w jego ekraniku nasze odbicia- Mógłbyś... się cofnąć o krok?
Miałem okropne odczucie, że ta smolista twarz tylko się przybliża jakby chciała wszystko pochłonąć. As wywiadu niestety nic sobie z tego nie zrobił, tylko zerknął pytająco w kierunku Charlie. Srebrzysta przyłbica Ultra Zbroi spojrzała na grantowego mecha.
- Soundwave dziękuję, że ciągle mi towarzyszysz, twoja pomoc jest nie oceniona. Gdybyś mógł mi przygotować zestawienia dostaw i zużycia Energonu w poszczególnych jednostkach czasowych: rok, miesiąc, tydzień. Byłabym bardzo wdzięczna. - rzekła na co Soundwave przytaknął i ruszył w kierunku monitorów- Dziękuję.
Decepticon przystanął zerkając na nas przez ramię i kiwając jeszcze raz głową.
- Widzę, że już cię praca wciągnęła...?
- Ta... mam tak mało czasu, że nie wiem za co się zabrać. - burknęła- Ale są plusy. W normalnej organizacji trzeba przewidywać setki rzeczy, a u was? Wydobywamy tylko Energon. Transportujemy tylko Energon. Paliwo statku: Energon, zasilanie maszyn: Energon, utrzymanie armii: Energon... no jeszcze woda, jakieś mydło i medykamenty... ale przede wszystkim ENERGOOOON!
- Gdybyś... - zacząłem, nie wiedząc za bardzo jak zacząć- Gdybyś potrafiła zrobić coś, by polepszyć żywot Vehiconów... zrobiłabyś to, prawda?
Srebrzysta przyłbica gapiła się na mnie przez chwilę w milczeniu, aż zniknęła. Mogłem zobaczyć teraz zmartwioną Charlie. Po chwili żelazne dłonie zbroi objęły mnie, a ja bez wahania odwzajemniłem uścisk, kładąc brodę na jej ramieniu.
- Stevie, oczywiście...! - zaszczebiotała dziewczyna- Zamierzam to zrobić. Wy tu harujecie na śmierć! Wasze grafiki są bez sensu, a przecież wy też musicie mieć czas na wytchnienie... inaczej będziecie pracować nieefektywnie.
- Jeśli Vehicony nie będę tyle pracować... to zabraknie nam paliwa. Autoboty nas wykończą...
- Nie, nie. To wmawiali wam komandorzy, oni się na nie znają! JA jestem logistykiem... to jest możliwe, ja to wiem. Wystarczyłoby... uszczelnić transport Energonu...- rzekła odrywając się ode mnie, kładąc dłonie na ramionach i potrząsając- Autoboty... Steve! Dlaczego Autoboty atakują nasze kopalnie... wasze, nasze, no, pamiętasz co mi opowiadałeś??
- Bo nie mają swoich? - jęknąłem niepewny
- Bingo! - sapnęła uśmiechając się- Jesteś cudowny!
Stojąc w szoku obserwowałem jak Walkiria podbiega do Sounwave'a.
- Wave, pokaż mi wszystkie raporty o kradzieżach Energonu przez Autoboty... przetłumaczone. Dziękuję. - rzekła czytając sprawozdania, niektóre z nich nawet były pisane przeze mnie- Straty, straty, oszacowanie strat, bla bla bla... ranni, zabici... Soundwave? Czy jest cokolwiek co łączy te ataki? Bo ja wiem częstotliwość, miejsce...? - urwała gdy con wskazał jej na konkretny akapit- Dzień załadunku, data wywozu. - stwierdziła zamyślona wskazując gwałtownie szponem dane- Wszystkie napady oscylują wokół tego momentu... Steve w jaki sposób transportujecie Energon?
- Najczęściej przy użyciu szyber-windy Nemesis. W ten sposób można wynieść nawet całą zawartość kopalni na raz...
- I to mi właśnie nie pasowało! - mruknęła- Kto wymyślił tak idiotyczny transport?! Strasznie niewydajny...!
- Dlaczego? - zdziwiłem się
- Powiedz mi Soudnwave, co jest bardziej energooszczędne: lot Nemesis przez Atlantyk z włączonymi osłonami maskującymi i średni ubytek z załadunku Energonu, czy otwarcie mostu ziemnego na godzinę lub dwie, ale z pełną dostawą.
Na ekranie granatowego cona wyświetliły się symbole oraz dane geograficzne. Po chwili Soundwave przytaknął ukazując na swej przyłbicy most ziemny. Charlie uśmiechnęła dumna z siebie.
- Otóż to... może i otwarcie mostu ziemnego wymaga nakładów energetycznych, ale można je zrekompensować nieutraconymi zasobami! - ciągnęła wywód niczym w szale- Czy Energon można wykryć w jakiś sposób... bo ja wiem, na radarze?
- Oczywiście! - odparłem i zaraz się otrząsnąłem- Czekaj... czyli... to by znaczyło, że Autoboty atakowały nas ponieważ wykrywały Energon w dniu załadunku?
- Na to wygląda... - mruknęłam- Skoro korzystaliście z szyber-widny, musieliście wynosić Energon w wyższe rejony kopalni albo na dwór...
Soundwave ukazał na ekranie animację przedstawiającą cybertroński transportowiec. Jako iż Energon nie występuje na Ziemi naturalnie, kiedyś ktoś musiał go tam zostawić. Potężne pojazdy tworzyły w gruncie odwiert gigantyczną spiralą. Następnie podczas wyciągania świdra uzupełniały dziurę nieobrobionymi kryształami Energonu, na koniec zasypując odpowiednią ilością ziemi. A wszystko po, aby nie był łatwo wykrywalny.
- Złoża są w kształcie świdera... - przyznałem przyglądając się obrazom
- Zapewne Starscream celowo działał w ten sposób, na niekorzyść armii Megatrona. - mruknęła Charlie stukając szponami zbroi o blat- On chciał by była ona słaba, by Autoboty nie padły, bo gdyby nie one nie miałby szans na objęcie władzy!
- Chcesz powiedzieć... że to przez tego skurwysyna zgasło tyle Vehiconów?! - wybuchłem zaciskając szpony w pięści
***Charlie***
I nawet ty prawie zgasłeś, gdy boty zaatakowały kopanie, pomyślałam. A wciąż martwisz się o swych pobratymców.
- Ja... to moje podejrzenia, Steve. Wiem, że ci ciężko... ale pomyśl. Teraz, razem, możemy zmienić wszystko na lepsze! - starałam się mówić pokrzepiająco, kładąc mu dłoń na ramieniu- Możemy zapobiec śmierci niewinnych Vehiconów i zadać Autobotom niesamowity cios... - zaśmiałam się złowieszczo
- Jesteś najlepsza... - odparł Steve, rzucając się by mnie przytulić mocno- Jesteś najlepszą przyjaciółką, jaką miałem!
Odetchnęłam z przyjemnym ciepłem w sercu.
- Soundwave, odwołaj wszystkie patrole Vehiconów oraz najbliższe dostawy Energonu.
- Co planujesz? - spytał niepewnie Stevek
- Musimy wykrwawić przeciwnika. - odparła- Zmusić, by otwierał most ziemny raz po raz, by jego zapasy zniknęły... a później... - uśmiechnęłam się szyderczo, zacieśniając szpony w powietrzu- Zapędzimy w pułapkę.
- To... to brzmi ciekawie. - jęknął- W takim razie idę poinformować Vehicony o nadchodzących zmianach. - ożywił się nagle fioletowy mech
- Tak, to dobry pomysł. Mam nadzieję, że się ucieszą. - uśmiechnęłam się- Leć do chłopaków, powiedz, że wszystko się zmieni.
Steve transformował w wehikuł i popędził w kierunku kwater Vehiconów. Zostałam sam na sam z niezwodnym asem wywiadu. Podeszłam bliżej zrównując się z nim przed licznymi monitorami.
- Dobra Soundwave, skup się, wykorzystaj wszystkie swoje możliwości obliczeniowe. - orzekłam prostując się charyzmatycznie- Daj mi całą bazę danych. Wszystkie raporty, wszystkie grafiki Vehiconów, wszystkie powierzchnie magazynowe. Zmapuj aktualne procesy na Nemesis. Obawiam się, że musimy przeprojektować wszystko na nowo...
Soundwave posłusznie potaknął i wypuścił w kierunku pulpitu sterowniczego giętkie macki. Jeden z wężowatych kabli niemal musnął moje ramie, przez co przestałam oddychać. Zamarłam. Na ich widok mnie zmroziło. Poczułam lęk aż do szpiku kości. Jego macki były niemal identyczne z językiem Morvelera. Giętkie, w świecące na fiolet prążki zakończone żeliwnymi szponami.
Wydarłam się jak poparzona, przez co niemy mech spojrzał na mnie zapewne zaskoczony. Smolisty ekranik patrzył na mnie w milczeniu, nieprzenikniony, tajemniczy. Zupełnie jak Morveler przed transformacją w monstrum.
Wrzeszcząc jak poparzona wybiegałam z pomieszczenia.
________________________
Tak było, nie kłamie. Dokładnie tak:
https://youtu.be/dv0k5J9YDuM
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top