Rozdział 103 - Gdzie wzrok nie sięga.
Witajcie kochani po długiej przerwie <3
Nie mam nawet sił, aby marudzić jak ciężko jest na magisterce, więc od razu podziękuję, że wciąż jesteście, wszystkiego dobrego w nowym roku i miłego czytania!
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie gwiazdki, komentarze i zerknięcia w te stronę <3
_________________________________________
Rozpostarł się przede mną widok, który zaparł dech. Całe ciało się spięło, a myśli utkwiły w punkcie niczym kotwica statku. Płuca nie chciały złapać oddechu, jakby się bały, że zaraz eksplodują. Panika mieszała się z ekscytacją, strach z podziwem. Mimo wszystkiego, szok nie ujmował boskości widoku, który był co najmniej oszałamiający. I choć szum adrenaliny całkowicie przyćmił percepcję, całym ciałem można było odczuć tutejszy spokój i pustkę. Nieprzebyte odmęty mroku i zimnej pustki, które zdają się nie mieć końca, otaczające ze wszystkich stron. Jakże olśniewające piękno zawieszone w próżni przyćmiewa wszelaki mrok. Ogrom, który okazuje się pyłkiem w obliczu nicości. Tak niebywale niepojęty, że można byłoby patrzeć bez końca.
Ziemia. Błękitna planeta widziana z Księżyca.
Klęczałam nie mogąc drgnąć o milimetr. Nie wiem kiedy wreszcie złapałam oddech, ale miałam już prawie mroczki przed oczami. Wszystko w ciele wrzeszczało, że nie ma tu nic więcej prócz próżni i chłodu. Lecz nie było to prawdą. Zaczerpnęłam kolejny oddech, nie czując aby był on moim ostatnim tchnieniem na srebrnym satelicie. Kolejny oddech przywrócił czucie w ciele i racjonalne myślenie - Ultra Zbroja dbała w pełni spełniała swoje zadania, utrzymując mikroklimat.
Jak w transie patrzyłam na błękitną planetę, czując wzbierające się ze wzruszenia łzy. Dopiero po jakimś czasie oniemiała spojrzałam na Megatrona, który stał obok jak gdyby nigdy nic. Transformerzy nie mieli problemów z przebywaniem w próżni, byli wbrew pozorom niezwykle wytrzymałą rasą. Nie zamarzali przy zerze absolutnym, a to niezły wyczyn! Srebrny mech ruszył ustami i wskazał na swój hełm, z chwilą zrozumiałam, że chodzi o kanał komunikacyjny. Nie minęła chwila a wewnątrz Ultra Zbroi rozbrzmiał głos gladiatora.
- Widziałem już setki planet i drugie tyle mgławic... Czasem myślimy, że widzieliśmy już wszystko... co zatem nam pozostało? - rozważał spokojnie tyran, zerkając w stronę Ziemi- Podzielić się tym z innymi, nieprawdaż? Podoba ci się widok? - zapytał
- N-nie ma słów aby go opisać... - szepnęłam- Jest... przepiękny. Boski... Nigdy, w całym swoim życiu przez myśl by mi nie przeszło, że... kiedyś ujrzę to na żywo. - mruknęłam zafascynowana- A-ale dlaczego się tu znaleźliśmy akurat teraz? Mogliśmy tak w każdej chwili?
- Nigdy nie pytałaś. - odparł o dziwo rozbawiony mech
- Rzeczywiście nie pytałam... Nie spytałam kosmitów, czy możemy polecić na Księżyc! - jęknęłam z wyrzutem do samej siebie, uderzając dłonią w przyłbicę- Czy możemy polecieć na Cybertron?!
- Niestety nie. - mruknął Megatron
- Wielka szkoda... - westchnęłam
- Ostatni most gwiezdny wybuchł przez Autoboty...
- Kiedy chciałeś sprowadzić armię nieumarłych zombie robotów... Ty byłeś w stanie krytycznym, a Starscream objął władzę. - dokończyłam
- W rzeczy samej. - Megatron zerknął na mnie kątem optyki i potaknął z grymasem na wspomnienie tamtych wydarzeń- Jednakże to nie przypadek, że cię tu sprowadziłem. Gdy walczyłem z Morvelerem, byłem pewny, że stracę Iskrę i zapewne tak by się stało, gdyby nie twoja interwencja. Długo rozważałem jak podziękować i myślę, że to choć trochę wynagrodzi twoją odwagę. - rzekł Megatron, klepiąc mnie po ramieniu, drugą ręką zaś pokazując przestrzeń- Gratuluję Charlie, jesteś pierwszą kobietą na Księżycu.
- Ja... ja... nie wiem co powiedzieć. - wykrztusiłam z trudem, ponownie patrząc w kierunku globu- Jestem nieumalowana na taką okazję.
Megatron parsknął słabo, wciąż patrząc w kierunku błękitnej planety. Staliśmy tak w ciszy dłuższy czas. To było jakieś magiczne. Mrok pustki i tętniąca życiem planeta, spowita białymi chmurami.
- Jako obcy, który widział już setki innych światów. Powiedz... o czym pomyślałeś, kiedy pierwszy raz zobaczyłeś Ziemię? - spytałam z ciekawością
- Hmmm... - zamyślił się Megatron, uśmiechając się kącikiem ust, jakoś tak nostalgicznie- Jest znacznie piękniejsza niż na hologramach.
Uśmiechnęłam się szeroko, spoglądając ponownie w kierunku Ziemi. Była przepiękna. Z tej perspektywy wydawać by się mogło, że każdy ludzki problem to jakaś błahostka w obliczu ogromu.
- A o istotach, które ją zamieszkują? - kontynuowałam swoje dociekliwe pytania
- Mimo, że ewolucyjnie są rasą organiczną i prymitywną, popełniają te same błędy co my. - mruknął zamyślony Lord Decepticonów- Czy to nie czyni ich równie mądrych, co ślepych?
- Choć bardzo chciałabym się nie zgodzić, tak właśnie jest. - odparłam spoglądając na swoje lśniące szpony- Z trudem uczymy się na błędach... Ale... - westchnęłam kiwając głową, spoglądając na gladiatora ze zbolałą miną
- Moja Mała Gniewna... Gdy lata temu, Nemesis obrał kurs na Ziemię, byłem pełny nadziei, że mój plan przejęcia władzy się powiedzie. - zaczął Megatron, a ja zamarłam wsłuchując się uważnie w każde słowo- Niestety nie wszystko idzie zawsze po naszej myśli... Przez Autoboty straciłem większość armii, a frustracja i gniew pchały mnie do radykalnych kroków. Działałem pochopnie i niecierpliwie, gdyż każdy dzień zwłoki skutkował, pogarszającym się stanem armii i zasobów. - mówił Lord swoim chrapliwym tonem, zerknął w moim kierunku jakby ze smutną miną- Wcześniej nie patrzyłem na ludzkość przychylną optyką, szczególnie gdy godzinami analizowałem wasze burzliwe dzieje. Ty jednak udowadniasz, że ludzie mają potencjał i tym bardziej zasługują na lepsze jutro.
- Dlatego dołączyłam do Decepticonów! Wierzę, że tego dokonasz. - stwierdziłam niemal z przytupem
- Dokonamy. - orzekł poprawiając mnie
- Choć mam siłę stu armii, Walkiria jest tylko jedna. - rzekłam markotnie- Niszczyciel też jest jeden.
- W rzeczy samej. Nemesis również jest jeden... Przy czym pod naszymi stopami znajduje się ukryta Gwiezdna Kuźnia, dzięki której można byłoby skonstruować więcej statków.
- Macie kosmiczną stocznie na Księżycu! - sapnęłam w szoku
- Tak, ale piece hutnicze wygasły eony temu. Księżyc długo traktowany był jako, swego rodzaju magazyn, przystanek. Księżyc służył do przeładunku pozyskiwanych z waszego układu metali.
- Możemy zatem odbudować flotę? - spytałam z iskierką nadziei
- To trudniejsze niż mogłoby się wydawać. Aby uruchomić reaktory fabrykatorów Kuźni potrzebujemy dużych nakładów energii. A niestety Energonu nie mamy zbyt wiele. A na to wszystko Autoboty ciągle uszczuplają nasze zapasy... - rzekł zmęczonym tonem gladiator- Aczkolwiek po czasie rozważań oraz po wizycie naszego ostatniego nieoczekiwanego ''gościa'', sądzę, że wiem jak pozyskać przewagę strategiczną nad Autobotami.
- Oh...! - stwierdziłam zaskoczona- Jak?
- Unicron.
- U-u n i c r o n?! - wykrztusiłam niemal się przewracając- Ten wasz, Unicron? Ten, co jak wspólnie przedyskutowaliśmy, taki szatan??
- Istota o niewyobrażalnej potędze i...
- Z całym szacunkiem, Megatronie, ale w moim świecie, podpisanie cyrografu z diabłem nie kończy się dobrze, ba! Tego się nie robi! - sapnęłam, wciąż chyba nie do końca wierząc w słowa Lorda Decepticonów- To jak przedawanie własnej duszy!
- Cóż. - mruknął- Mroczny Energon już płynie w mojej iskrze i daje niezwykłą moc. To dzięki niemu miałem armię nieumarłych, na skinienie palca! Widziałaś na własne oczy do czego była zdolna bestia. Pomyśl do czego bylibyśmy zdolni z pomocą samego Unicrona!
- Myślę, myślę że jeśli zaraziłeś mi duszę, jakimś fioletowym kosmosyfem to będę cię nawiedzać po nieskończoność. - sapnęłam łapiąc się za hełm, po czym się przeżegnałam nerwowo- Chyba, że wasi bogowie, nie mogą oddziaływać na mnie... może dla mnie nie istnieją... tak, mhm, nic nie jest wykluczone....
- Myślę, że Unicron jest ci bliższy niż może ci się wydawać... - rzekł tajemniczo, spoglądając na Ziemię- Szukałem latami okruchów jego krwi w próżni, podczas gdy jego obecność tli się tutaj.
Spojrzałam na niego jak na wariata, krzywiąc się jakbym zjadła cytrynę.
- No chyba nie! - żachnęłam się
- To na chwilę obecną moja teoria. - wyznał gladiator- Przeczucie.
- Ale bez dowodów naukowych to tylko teorie spiskowe! - jęknęłam na jednym oddechu, przez co zostałam obdarowana niezadowolonym spojrzeniem- Huh! Przecież... ja czytałam, Primus był jądrem planety, był kolosalnym tytanem, wieeeeeelkim, a Unicron jego przeciwnikiem, to... nie, nie możliwe, nie może być... może znajdować się w jądrze? Ba, nawet sam być jądrem planety??!
- Zamierzam wyruszyć na poszukiwania. Jeżeli Unicron tutaj jest, muszę odnaleźć go przed Primem.
Złapałam się za tył hełmu, nie ukrywając, że taka informacja wywraca światopogląd. Ziemia po której się stąpało, już nigdy nie będzie taka sama. O ile przypuszczenia Lorda okazałyby się prawdą. Może... może machnął się w obliczeniach i Unicron siedzi w Marsie lub na Wenus. A może nie istnieje w ogóle, bo nie dowodów, tak? Podobnie z kosmitami... niby ich nie ma, a może po prostu nie chcemy ich dostrzec.. mimo iż są tuz przed nami. Szlag.
- A-a co jeśli się mylisz, co jeśli go nie ma?! - wykrztusiłam wreszcie, rozchylając dłonie. Milczenie oznaczało, że planów awaryjnych jest mniej niż sądziłam. A więc historia się powtarza. Desperacja, a tuż za nią kroczące błędy z podejmowanych działań, obarczonych zbyt dużym ryzykiem- Nie rób tego... Megatronie. - szepnęłam starając się zwrócić na siebie jego uwagę
- Na audiencji poinformuję wszystkie Decepticony o swoich poszukiwaniach. - odparł na odchodne i poprosił Soundwave'a o most powrotny
- Ale... to nie może być jedyne rozwiązanie. - kontynuowałam załamując ramiona- Megatronie to nie jest dobry pomysł, ja to czuję... zdaj się na kobiecy instynkt, który działa nawet na Księżycu! - sapnęłam poważnie- Przecież, zawsze jest jakieś wyjście...
- Jeżeli kobiecy instynkt wpadnie na pomysł, jak wygrać wojnę, to mi powiedz. - rzekł Lord ruszając w kierunku świetlistego portalu
Albo Gladiator z Kaonu, bardzo nie lubił, gdy ktoś nie aprobował jego wspaniałomyślnych planów... albo nie miał planu na podbój Ziemi. Może zwyczajnie go nie miał, w końcu nigdy o nim nie opowiedział! Główną wytyczną było przetrwanie armii, czasem wpadł jakiś artefakt, czasem tracili artefakt. Konflikt od lat stanął w miejscu, w niekończącej się przekomarzance z Autobotami... gdzie jedynym krytycznym punktem stałaby się śmierć, któregoś z liderów wrogich frakcji.
Ale, przecież jest jeszcze mało znacząca Charlie. Charlie Twardowsky, która nie wyjęła jeszcze wszystkich asów z rękawa. Został jeden, ostatni wartościowy z punktu widzenia obcej rasy. Charlie musisz przestać myśleć o sobie w trzeciej osobie. Westchnęłam ciężko spoglądając jeszcze na Ziemię, starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Może to odpowiedni czas aby wykorzystać ostatnią złota kartę schowaną w rękawie?
Miałam mieszane uczucia. Pragnęłam wrócić na Ziemię, ale sam myśl o kosmicznym bycie wewnątrz planety nie napawała optymizmem. A co jeśli on naprawdę tam jest i jakimś cudem wesprze kampanie Megatrona? Chciałam dołączyć do Decepticonów, ale nie podpisywałam kosmocyrografu! Wyrzuciłam tę myśl z głowy i schyliłam się, gwałtownie zagłębiając dłoń w sypkiej powierzchni Księżyca. Zacisnęłam dłoń zabierając jak najwięcej pyłu i kamieni i zabrałam się przez most ziemny z powrotem na Nemesis.
Soundwave grzecznie otworzył most do mojej bazy w Bieszczadach. Kiedy tylko przeszłam na drugą stronę portalu zaklęłam pod nosem. Gęste chmury kotłowały burzę, a silny wiatr targał drzewami.
- Zamoknie mi pył Księżycowy! - fuknęłam i przyśpieszyłam kroku. Chwilę później dostrzegłam, że taras domu-bazy był otwarty przez co podłoga była zalana. Nie wiedziałam, gdzie rozsypać swoją pamiątkę- Uuuuugh! Masakra jakaś! Steve! Jeśli to ty nie zamknąłeś tarasu, to szykuj się na szlaban książkowy!
Wcisnęłam dłoń Walkirii najgłębiej w dom i rozsypałam zdobycz z Księżyca. Oczywiście pył był dosłownie wszędzie, jakby nie mógł leżeć spokojnie. Czym prędzej dezaktywowałam Ultra Zbroję po czym wpadłam do domu niemal upadając. Zamknęłam ten cholerny taras i przeanalizowałam chaos dookoła.
- Steve! STEVE! - wydarłam się, lecz odpowiedziała mi cisza
Westchnęłam niczym męczennik. Najpierw świat atakuje zmiennokształtna bestia, później chcesz mieć chwilę luzu to zgarnia cię policja i lądujesz na dywaniku u przeciwnika. Przeciwnik stosuje nie miłe zagrywki psychologiczne, podczas gdy twój pracodawca nie ma dopracowanego planu przejęcia władzy nad Ziemianami. A na koniec dowiadujesz się, że w twojej kochanej planecie może żyć jakiś złolski typ. I ogólnie zero pozytywnych perspektyw.
Prawdopodobnie trzeba będzie kogoś złożyć w ofierze żeby się zainteresował sprawami śmiertelników. Może Starscreama? No to jest jakiś pozytyw tej sytuacji. Pokiwałam głową zmęczona i poszłam do barku wyciągając wino.
- Wino usuwa stres. Powtarzaj to sobie, Charlie. - mruknęłam
Otworzyłam korkociągiem butelkę białego wina, nie szukając nawet kieliszka. Nikt poza mną i tak by go nie wypił. Podeszłam do kanapy i usiadłam w najmniej zdezolowanym miejscu. Cały pokój nosił jeszcze pamiątki po ''walce'' z Headmasterem, w tym rozwaloną sofę od pocisku Vehicona. Nie było czasu by wymienić jej na nową, a podarte strzępki wcisnęło się pod kanapę. Do tego wszystkiego woda do połowy pokoju i pył. Aktualnie księżycowe błoto.
Tak, dokładnie tak wyobrażałam sobie współpracę z obcymi, pomyślałam biorąc haust wina. Sięgnęłam po plecak, w którym był mój mini dattpad Decepticonów. Biorąc kolejny łyk rozpoczęłam szukanie danych, które mogłyby pomóc w realizacji mojego planu. Jeżeli mam już wykorzystać ostatni as, to wolałabym być przygotowana. Poczułam nagłą nostalgię - picie wina i pośpieszne porządkowanie informacji, jak za wspaniałych studenckich czasów.
Kiedy byłam w połowie drugiej butelki oślepiający blask mostu ziemnego zawitał za domem. Patrzyłam lekko śniętym wzrokiem jak Vehicon wyjeżdża z portalu i parkuje przed otwartym tarasem. Po pierwszym winie było mi na tyle ciepło, że postanowiłam przewietrzyć nieco w pokoju, ale nie byłam jeszcze aż tak pijana.
- Nareszcie! - sapnęłam- Gdzie byłeś jak cię nie było? Steve?
Fioletowy mech jednak nie zagregował, nie transformował do mniejszej postaci. Wzięłam niepewnie łyk i analizowałam sytuację. Może to nie był Steve, tylko inny Vehicon? Boże, tylko nie wezwanie przez Megatrona. Człowiek już na prawdę napić się w spokoju nie może!?
Zmarszczyłam mocno brwi i wytężyłam wzrok, mając wrażenie, że coś porusza się wewnątrz wehikułu. Przechyliłam głowę zaintrygowana. Vehicon upuścił szybę, przez co usłyszałam piosenkę, Cutting Crew - (I Just) Died In Your Arms. To zdecydowanie Steve, przeszło mi przez myśl. Wraz z pierwszymi słowami piosenki na miejscu pasażera wyłonił się mężczyzna, który przyprawił mnie o mikro zawał. Otworzyłam usta ze zdziwienia, kiedy milion pytań próbowało się przebić przez mgłę procentową. Kim on był!? Dlaczego jest w m o j e j tajnej bazie?! Co do cholery, Steve?!
Nim jednak zbeształam Vehicona zrozumiałam, że już widziałam kiedyś tego mężczyznę i to dokładnie w tym samym miejscu, gdzie widzę go teraz. Wessałam oburzony krzyk nim wydobył się na zewnątrz, gdy zrozumiałam, że patrzę na holoformę! Dlaczego jednak Stevek ją włączył? Nigdy praktycznie jej nie używał.
______
Gdyby ktoś zapomniał jak wyglądała holoforma by stingmachine
_____________________
Muzyka leciała w najlepsze, basy wprawiały w wibrację całe pomieszczenie, szczególnie gdy Vehicon otworzył drzwi. Holoforma jak gdyby nigdy nic wyszła z samochodu i nieco ostrożnym krokiem przeszła przez próg, uśmiechając się miło. Patrzyłam jak na zjawę, kątem oka zerkając na butelkę. Może wino było nie tego?? Zdecydowanie coś było nie tak i podpowiadała mi to lekko stępiona kobieca intuicja! Jeszcze z większym zdziwieniem obserwowałam jak hologram powolnymi krokami zbliża się do mnie... pozostawiając ślady na błocie.
- N-nie wiedziałam, że hologram tak ten... potraficie...? - wykrztusiłam w szoku nie wiedząc na czym zaczepić wzrok
- Bo to nie hologram. - odparł Steve
Był na tyle blisko, że capnął mnie za kolano. Poczułam to, po prostu, jak łapie mnie za kolano, delikatnie, nie szponiasto. Mój wrzask było chyba słychać w całych Bieszczadach. Hologram-czy-co-to-było zachwiało się ukazując jak najbardziej ludzkie zdziwienie.
- OjnienieNIE nie krzycz, Charlie! - starał się mnie uspokoić, ale z każdą kolejną sekundą panikowałam coraz bardziej- Spokojnie, to naprawdę ja! S T E V E!
- NIE DOTYKAJ MNIE! - wrzasnęłam przerażona
Niespodziewający się tego hologramo-coś oberwało kopniaka w brzuch. Postać niezgrabnie i ciężko runęła na stolik. Drewniany blat nie opierał się i zarwał, tworząc razem z mężczyzną drewniane taco. Dattpad, który tam leżał migotał uszkodzony, butelka wina rozbita, a wszystkie skały Księżycowe, które starannie wybrałam, były dosłownie wszędzie.
- Moje kamienie Księżycowe! - wydarłam się potwornie, jakby to było w tej chwili najważniejsze
- Jakie kamienie?! - zdziwił się
- Księżycowe! Na Księżycu byłam!
- Ta kurwa jasne. - parsknął
Oddychając głęboko zerknęłam na fioletową brykę i ponownie na Steve'a.
- Steeeve! M-możesz mi wytłumaczyć..?? - sapnęłam pokazując jego
Mężczyzna sapnął rozbawiony i dźwignął się do siadu, choć nie szło mu to zbyt zgrabnie. Miałam wrażenie, że nie do końca panuje nad ruchami. I waży zdecydowanie więcej niż wygląda.
- Wygląda na to, że naoglądałem się Resident Alien* i jako kosmita, chciałem się lepiej wtopić w ludzkie otoczenie. - stwierdził siląc się na humor
- Ty chyba żartujesz! - fuknęłam- Gadaj natychmiast CO TO JEST!
Steve zacisnął ludzkie usta i wyciągnął przed siebie dłoń. Wstukał jakby kod na nadgarstku, a jego powłoka zafalowała. Hologram mężczyzny zniknął pozostawiając metalicznego androida. Nie przypominał on Headmastera. Ciałem przypominał człowieka, lecz na twarzy posiadał jedynie oczodoły na kamery. Szkielet był metalowy, lecz wielu miejscach pokrywała go silikono-podobna powłoka.
- Jak widzisz, to prototyp. - rzekł przez jakieś głośniki w szczęce- Szkielet jest metalowy, resztę uzupełnia mój moduł holoformy. Póki co zasięg jest ograniczony, ale...
- Stev, kurwa... - sapnęłam zrezygnowana, chowając twarz w dłoni- Ostatnio mam strasznie stresujące życie, nie możesz tak robić...! Myślałam, że t-to ludzkie ciało, że ty... - sapnęłam kiwając głową- W sumie nie wiem co myślałam, byłam przerażona. Ale po kosmitach można się różnych rzeczy spodziewać... Eksperymenty na ludziach, nie wiem, klonowanie, czy coś...?
- Przepraszam, chciałem ci zrobić niespodziankę...
- No to ci się udało! - sapnęłam- Jestem zaskoczona!
- N-nie zupełnie o to mi chodziło, Charlie. - przyznał skonsternowany- Chciałem zrewanżować się za bransoletkę, którą od ciebie dostałem. Cały czas ją mam przy sobie, nawet kiedy ciebie nie ma przy mnie. Chciałem... chciałem móc być z tobą tam, gdzie wcześniej nie mogłem. Pójść do sklepu. Do kawiarni, nawet jeśli nic nie mógłbym wypić, ale mógłbym być przy tobie. - rzekł zerkając na mnie ciemnymi kamerkami robota. Wzdrygnął się nieznacznie- I oczywiście chronić. Tam gdzie ty, tam i ja!
- Mój ty rozkoszny głuptasie. - jęknęłam rozczulona, pewnie cała czerwona przez wypite wino. Poziom słodkości wywaliło poza skalę, muszę iść leczyć się na cukrzycę- Przepraszam, że tak wybuchłam...
- A tam, nie szkodzi. - przyznał wstając ciężko i opadając na kanapę- Kiedy cię pierwszy raz zobaczyłem w Ultra Zbroi też spanikowałem...
- Hah, pamiętam... - przyznałam z uśmiechem- Sam to wszystko wymyśliłeś?
- No co ty, nie jestem jebanym nerdem. - zaśmiał się- Prototyp wraz z różnymi ciekawymi projektami, zostały zabrane z bazy NitroZeusa. - rzekł, wygrzebując spomiędzy zawiasów kamyczek- A teraz ty się spowiadaj, skąd masz te brzydkie kamienie?
________
* Resident Alien - mój aktualnie najulubieńszy serial. KOCHAM. Polecam cieplutko, śmiechu nie ma końca (maczali w nim palce reżyserowie z Family Guy) XD Więc jeśli uwielbiacie ufoszczy i nie macie co robić to obejrzyjcie, a jeśli nie możecie znaleźć to napiszcie, bo wiem gdzie oglądać >:D
Łapta arta ode mnie, serio serial warty uwagi <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top