Rozdział 92- Asy w rękawie.
Niespodziewanka!
Wybaczcie, nie mam czasu żyć, odpisywać na komentarze, czytać, pisać...
Ale dziękuję, że jesteście! <3
To motywuje jak nie wiem co! *o*
________________________________
***Charlie***
Kopałam szponami w błocie tak długo aż zdołałam wypełznąć. Jak dobrze, że w ultra zbroi nie czuło się bólu. Przygniecenie takim głazem musiałoby być cholernie bolesne, jeśli nie śmiertelne dla transformera. Cholerne Autoboty, jakim prawem o krok przede mną!? Uruchomiłam na chwilę tryb półautomatyczny aby przeanalizować statystyki Walkirii. W normie, w odwiecznej harmonii. Każdy strzał z blastera w pełni pochłonięty przez pole siłowe, a ich energia wykorzystana wtórnie. Powstałam ociekając brudem. Westchnęłam i zwiększyłam na chwilę temperaturę pola.
Wilgoć odparowała z błota w mgnieniu oka. Otrzepałam się i poprosiłam o most ziemny na Nemesis. Wzięłam pamiątkę z zasadzki, czyli koło samego Optimusa Prime i powróciłam na statek. Ciemne korytarze wyglądały dziś zaskakująco depresyjnie. Pokiwałam głową i ruszyłam przed siebie, niestety nie dane mi było dnia porażki spędzić w samotności. Oczywiście musiał przypałętać się nie kto inny jak Gwiezdny Krem. Jego mina mówiła wszystko - coś musiało się zjebać, bo był szczęśliwy jak Knockout po lakierowaniu.
- Czego chcesz mendo? - syknęłam na powitanie
- Żałuj, że nie widziałaś miny Megatrona, gdy oglądał twoją porażkę. - orzekł seeker śmiejąc mi się perfidnie w przyłbicę- Miałem niezły ubaw.
- Wiesz co...? Wybrałeś sobie naprawdę zły dzień aby mnie wkurwiać. - warknęłam zirytowana unosząc szpon i stukając go nim w pierś
- Oh, biedny robaczek. Czyżbym trafił w datę kobiecych słabości? - zakpił seeker, robią niewinną minkę- Po za tym radzę zapoznać się z nowymi ''rozporządzeniami'' węglowcu. Airachnid zarządziła niezłe cięcie kosztów... w tym zbędnych kosztów utrzymania jeńców. - prychnął szyderczo
Wiedziałam do czego zmierzał i nie zdążył pisnąć, kiedy oberwał oponą w twarz. Były komandor przewrócił się na plecy skrzecząc oburzony. Zacisnęłam szpony mocnej, próbując wyzbyć się pesymistycznych wizji związanych z Headmasterem, który koczuje w moim domu.
- Co to ma znaczyć?! Jakim prawem ty śmiesz, nędzny człeku...!? - wysapał seeker
Podeszłam dwa kroki i schyliłam się po urwaną oponę. Nakierowałam przyłbicę w jego kierunku.
- Wiesz czym się różnimy? - syknęłam przybliżając się do niego niebezpiecznie, obserwując jakiego pewność siebie spada do zera- A tym, że rzeczywiście JA jestem człowiekiem. Ludzie noszą ubrania. A ja w rękawie zawszę będę trzymać jakiegoś asa.
- I jest to metafora czego niby? Może tej opony? - parsknął- Decepticony miały z ciebie niezły ubaw, kiedy oglądały twoją zasadzkę na drużynę Prime'a.
- Ty nawet nie wiesz, że już po tobie. - wychrypiałam jedynie, kreśląc kciukiem po swojej szyi linię
- Co? - prychnął unosząc wstrętnie wargę- Uważaj, bo się ciebie boję parszywa małpo!
- A powinieneś Starscream... a powinieneś. - burknęłam odchodząc.
Niespodzianie noga zbroi o coś zawadziła i ległam na podłodze jak długa. Szybko zorientowałam się, że ten skretyniały seeker podstawił mi haka!
- Czy ty nie masz instynktu samozachowawczego, jebany nudysto!? - wrzasnęłam
- Nudysto?! - zapiał obruszony- Co jak co, ale to ty jako jedyna na statku m u s i s z się zakrywać! PHE!
- Ah, tak?! Na Megatrona to przynajmniej miło popatrzeć, a przez ciebie można dożywotnio libido stracić! Zakała swego gatunku, tfe! - żachnęłam się zirytowana. Starscream wzdrygnął się potwornie, krzywiąc i wytrzeszczając optyki.- No właśnie o tym mówię!
Zmarszczyłam brwi. Były komandor nie zmienił wyrazu twarzy, tylko zaczął trząść się patrząc gdzieś wyżej. Wspaniale, cudownie. Obróciłam się zerkając za siebie. Megatron. Wspaniale, cudownie. Wiedziałam! Ciekawe jak długo tam stał i ile usłyszałam. Kurwww...
- HA HA! Ten dzień mnie nienawidzi! - zawyłam, obróciłam się powoli unosząc oponę- Przynoszę dary, mój Panie.
- Twój plan nie był wystarczająco dobry. - orzekł pusto Lord, ni to zawiedziony, ni to zdziwiony
Wstałam z podłogi lekko przygarbiona, nie wiedząc na czym zaczepić wzrok. Nie lubiłam zawodzić, nikt przecież nie lubi. A tym bardziej się do tego przyznawać.
- Wiem, Lordzie Megatronie. - westchnęłam ciężko- Wiem, że mogłoby być lepiej, że zawiodłam...
- Zdecydowanie stać cię na więcej. Wahasz się. - wychrypiał z nutą niezadowolenia- Miałaś drużynę Prime'a w garści i pozwoliłaś im uciec.
- Na początku to było częścią planu, rozdzielić ich, ale pomyliłam granaty... i zamiast wybuchowego, do ich bazy trafił dymny i...
- Nie chcę słuchać wymówek. Potrzebuję wyników. Mamy wojnę do wygrania. - wychrypiał Lord mrużąc powieki
- W takim razie istnieje coś o czym muszę ci powiedzieć, Lordzie.
- Doprawdy? - zdziwił się unosząc brew
***kilka godzin później***
- Charlie! - przywitał się B'down, kiedy wpadłam w odwiedziny do zatoczki medycznej
- Walkiria, mów Walkiria.
- Zapominam się... jakoś tak, nie mogę się przyzwyczaić. - mruknął
- To lepiej się przestaw, bo Lord będzie wyciągał ostre konsekwencje z takich pomyłek.
- Jakoś dziwnie zadowolona jesteś jak na spaloną misję...- zagadnął medyk
- Złociutki... ptaszki szepczą, że Krzykacza nie będzie przez najbliższe dni. A może nawet na zawsze? - zaśmiałam się miło
- Nie... nie wierzę ci. - uśmiechnął się cwanie Knockout, mrużąc powieki- Coś uczyniła, Diablico?
- Nic wielkiego, może jedynie odrobinkę udaremniłam wstrętne plany Gwiezdnego Kremu?
- Kolejne plany obalenia Megatrona? Czemu mnie to nie dziwi....
- Nie rozumiem. - wtrącił Breakdown- Starscream zgasł czy nie?
- Kto go tam wie. Miał pochówek godny króla. - parsknęłam wzruszając ramionami- Ah, gdybyście widzieli minę Megatrona...
- Lizus. - parsknął medyk- Ale jeśli poważnie mówisz, że Starscream nie wraca na Nemesis.... Breakdown! - krzyknął nagle, aż mech się wzdrygnął- Uczcijmy to!
- Dobra, ale wciąż nie rozumiem co zaszło! - sapnął drgnąwszy szybko
- Mówię i objaśniam! Otóż z moich sekretnych źródeł, wiadomo mi było, że Starscream nie wydobywa całego Energonu z kopalni. Zamiast wyeksploatować do cna, zostawiał sobie skubaniec jedną trzecią łupu. Do tego odkładał sobie sprzęt wydobywczy, który w raportach rzekomo zostawał zniszczony przez boty... A to wszystko dla swojej ''przyszłej armii''... - parsknęłam robiąc szponami widełki
- Niemożliwe... - mruknął medyk
- Ha! Możliwe i nie uwierzycie jakiego napadu szału dostał Megu, kiedy odkrył te pozostałości w kopalni. - sapnęłam gestykulując- Mówię wam! Prawie odstrzelił Krzykaczowi łeb! - parsknęłam teatralnie przykładając dłoń do czoła- Pewnie zabiłby go na miejscu, gdyby nie te przeklęte Autoboty! Rozpętała się niezła jatka, pociski zawaliły kopalnie, wszyscy zostaliśmy uwiezieni...!
- To tłumaczyłby kurz na twojej zbroi - wzdrygnął się Knockout- Czemu nie wezwaliście pomocy? Wsparcia?
- Byliśmy w podziemiach, nie mieliśmy zasięgu! A z resztą, wszystkim się zajęłam. - orzekłam dumnie- Za Krzykaczem aż się kurzyło, tak uciekał! Natomiast Lorda Megatrona przygniótł strop, to ja cyk uruchomiłam wiertło górnicze! Plus dwadzieścia do szpanu.
- Ta jasne. - parsknął
- Nie kłamię! Potrafię uruchomić i obsługiwać te górnicze sprzęty! - obruszyłam się- Odkopałam Lorda, boty się ulotniły a Starscream... ah, piękny widok! Stał sobie sam jak palec z gigantycznym głazem...
- I Lord bez wahania go tam zostawił? - spytał Knockout krzyżując ręce na piersi
Rozejrzałam się i przygarbiłam, ściszając głos. Jakby ktoś miał podsłuchiwać...
- Między mną, tobą a tą podłogą... zawahał się. Starscream zwykle lamentował ''O Panie, nie zostawiaj mnie, ja się zmienię, oh wybacz mi'' i inne pitu-pitu... Ale, czyż nie byłabym dobrą asystentką, gdybym nie doradziła Lordowi. - mruknęłam przyglądając się szponom zbroi
- Oj, Diablico, lepiej mieć cię po swej stronie... - skwitował medyk
- Ekstra... szkoda, że mnie tam nie było! - jęknął Breakdown- Dokopałbym tym zardzewiałkom!
- Knock, mam do ciebie jeszcze jedną sprawę. - mruknęłam odciągając go na chwilę- Nie wiem czy pamiętasz, ale kiedyś rozmawialiśmy o tym. Umówiliśmy się na hasło, że podasz mi ''skład twojego lakieru''. - szepnęłam, na co medyk uniósł jedynie brew. Westchnęłam i niemal niemo wymówiłam- Chodzi mi o przeszłość Steve'a.
- Ciszej! - warknął medyk nerwowo rozglądając się.- Wiesz, że nic za darmo, Skarbie? Informacje kosztują.
- Aż boję się spytać ile...
******
- Ciebie chyba porąbało. On mnie zabije - syknęła Charlie wymachując rękoma Walkirii.
- Nie przesadzaj. Nie zabił naszego komandora za gorsze rzeczy. Ehkem, byłego bardzo komandora! - zachichotał medyk- Ten dzień jest dobry.
- No, po za tym co ci się może stać, Walkiria jest niezniszczalna... - poparł Breakdown- Tak?
- Jesteście. Chorzy. - powtórzyła dziewczyna
- Wchodzisz w układ czy nie? - uśmiechnął się Knockout wyciągając dłoń
Charlie myślała chwilę, kręcąc głową z niezadowoloną miną.
- Kurwa, niech będzie. - przypieczętowała uścisk- Dekoduj zamek. Zamawiaj wieniec grobowy.
Śluza z chwilą otworzyła się wypuszczając na korytarz wilgotną parę. Walkiria zatrzymała się w wejściu udając, że rozgrzewa siłowniki zbroi.
- Jeżeli nie wyjdę za pięć minut, ratujcie mnie. - szepnęła Charlie
- Idź już - ponaglił Knockout
Medyk zakrył dłonią rysujący się na jego ustach uśmiech. Breakdown podążył optyką za Walkirią znikającą w obłokach gorącej pary. Zamknęli śluzę.
- Ale czemu akurat to. Przecież o n serio ją zabije... - mruknął B'down
- Błaagam cię. Będzie zabawnie. Nie uważasz, że my też potrzebujemy nieco rozrywki...? - parsknął cicho
Niebieski mech chcąc nie chcąc uśmiechnął się. Knockout natomiast, wręcz z psychopatyczną iskrą optykach czekał na rozwój akcji.
- Co jak co, ale uwielbiam te twoje psychiczne pomysły.
- Wiem o tym... jestem geniuszem zła!
***Charlie***
Wolno i najciszej jak potrafiłam weszłam do łaźni. Musiałam przełączyć na półautomat, bo sama trzęsłam się jak osika. Najbardziej bałam się tego, że Walkiria pośliźnie się na mokrej posadce, gdyż przyczepność na takim terenie nie była jej atrybutem.
Skradając się w głąb pomieszczenia, gęstość pary rosła. Nie byłam z tego powodu zadowolona, ponieważ po chwili kompletnie nic nie widziałam przez przyłbicę. Zewsząd słychać było echo spadających kropelek wody oraz co jakiś czas buchającej pary.
Przeszłam kolejne parę metrów, niestety musiałam zatrzymać zbroję, bo NIC nie widziałam. A nie było wycieraczek! Musiałam manualnie podnieść temperaturę zewnętrznej powłoki przyłbicy, by woda wyparowała. Uśmiechnęłam się zwycięsko, kiedy przejrzałam na oczy.
I już miałam zrobić kolejny krok, gdy w ostatniej chwili się zatrzymałam. Krok dalej i wpadłabym do basenu... z olejem? Zadrżałam unosząc wzrok, ponieważ przez mgłę zaczęły przedzierać się szpiczaste, szare kształty na myśl przywodzące górskie szczyty. Wśród rozstępującej się pary, dostrzegłam na wpół zanurzonego Lorda Decepticonów. I choć wyglądał nadzwyczaj spokojnie, w każdej chwili mogło się to zmienić. Patrzyłam na niego z żołądkiem w gardle, lecz ten z zamkniętymi optykami najwyraźniej rozkoszował się chwilą samotności. Tak właśnie... samotności...! Bez głupich podwładnych!
Mnie tutaj nie powinno być! Z duszą na ramieniu powoli wycofałam Walkirię, zatrzymując się nagle kiedy Megatron się poruszył, zanurzając głębiej. Wciąż jak najciszej cofałam się, błagając by nie otworzył optyk. W panice ukryłam się za zakrętem.
Jebany zakład.
Za moment krwistoczerwony kolor zaczął przebijać się przez parę wodną. Słyszeć się dało szum cieknącej cieczy, oraz kilka plusków świadczących o tym, że Lord opuścił basen. Wyjrzałam ostrożnie zza zakrętu, nie myliłam się. Megatron stał przodem do lekko zaokrąglonej ściany, gdzie uruchomiły się kosmiczne zraszacze. Miałam widok na jego plecy, więc jeszcze miałam szansę się do niego zakraść.
Odetchnęłam głęboko i ponownie ruszyłam na przód. Walkirio, nie wywal się, błagałam w myślach. O dziwo zbroja posłusznie posuwała się naprzód, aż znalazłam się centralne za tyranem. Za kompletnie nic niepodejrzewającym tyranem...
Zadarłam łeb do góry jeszcze raz uświadamiając sobie ogrom mojego idiotyzmu... ale zakład to zakład. Przeżegnałam się i do dzieła, lepszego momentu nie będzie.
Powoli, aczkolwiek pewnym ruchem objęłam Megatrona w pasie. Lord zdrętwiał i zesztywniał w bezruchu.
- Może cię wypolerować...? - dodałam, by nie padł na zawał- ...Panie?
Ja na niego miejscu wydarłabym się jak nienormalna, gdyby coś z od tyłu dotknęło mnie w zamkniętej łazience. To milczenie przerażało mnie jeszcze bardziej. Dostrzegłam tylko powoli zacieśniające się w pięści szpony. Chyba się zdenerwował... chyba bardzo najmocniej.
Nim się zorientowałam, Lord stał już obrócony przodem do mnie. Jego ciężkie łapy opadły na ramiona Walkirii zaciskając się, a krwiożercze optyki wywiercały we mnie dziurę. Parująca z jego pancerza woda tylko dodawała mu grozy.
- T-to był tylko zakład! - zawyłam- Tylko zakład! PRZEPRASZAM!
____________________________
_________________________
*******
- Minęły już te minuty? - spytał zaniepokojony Breakdown, przenosząc po raz kolejny ciężar na drugą nogę
- Minęły... - zamyślił się medyk- Ale ja nie zamierzam jej ratować. Mój lakier mógłby na tym sporo ucierpieć...
- Słyszałeś to?
- Słyszałem niby co?
Przedsionek niespodziewanie otworzył się, a Walkiria wyleciała stamtąd uderzając głucho o ścianę.
- Spierdalamy! - ryknęła Charlie zrywając do biegu- RATUJ SIĘ KTO MOŻE! Ja pierdole! To wasza wina, kurwa! KURWA! Kurwa!
Zszokowane mechy stały wryte, podczas gdy Walkiria przepchnęła się pomiędzy nimi. Otrząsnęli się i czym prędzej transformowali się wehikuły i ruszyli na pełnym gazie. Jeden po drugim wyprzedzili biegnącą Ultra Zbroję.
- EJ! Ej! - wrzasnęła Charlie- Czekajcie, chuje!
Nie zaczekali.
Walkiria skręcała chaotycznie, w obawie konfrontacji z wściekłym Lordem Decepticonów. Może wyjaśni mu to zajście, później, jak ochłonie. Tak, to był dobry plan, pomyślała, Charlie.
- Zaraz moment! - sapnęła
Wbiegła za zakręt i czym prędzej dezaktywowała Ultra Zbroję. Ciężkie kroki tyrana minęły ją, obok na głównym korytarzu. Czasem wielkość liliputa wśród tytanów, ma swoje plusy, pomyślała. Nie minęła chwila, a zjawiły się przy niej oba mechy mając ubaw po pachy.
- Nie wierzę, że to zrobiłaś! - wykrztusił medyk- Byłem pewny, że stchórzysz...
- Weź mnie nie wkurzaj, co. - burknęła Charlie- Czego chcesz jeszcze? Może komplementów?
- Nie, muszę się zastanowić.
- Knockout! - syknęła- Przez moją zasadzkę wyszłam na minusie, później na plus za zdemaskowanie Krzykacza... czyli byłam na zero, a teraz!? Wszytko w pizdu, jak zwykle. - westchnęła. Korytarz ucichł na dłużej, toteż dziewczyna ponownie uruchomiła Ultra Zbroję.- Zabierajmy się stąd.
Mechy nie protestowały i czym prędzej udali się piętro niżej. Na Nemesis panował względny spokój. Pomijając fakt iż na jego korytarzach czai się teraz wkurwiony do białości Lord Decepticonów.
- Breakdown, o co ci chodzi? - spytała znużona Charlie- Gapisz się na mnie z taką rozminą na twarzy jakbyś nowe kolory ujrzał.
- Bo tak się zastanawiam. Jak to jest, że coś cię uderza i nic kompletnie ci się nie dzieje? - spytał zdumiony B'down
- Pole siłowe. - jęknął medyk- Ile dałbym by moc tak chronić swój lakier...!
- I nic nie czujesz? Nic a nic?- dopytywał, na co przytakiwała- Nawet gdybym uderzył cię z całej siły młotem?!
- Stary...! Megers wyrzucił mnie z Nemesis i NIC mi się nie stało. Przeżyłam wybuch statku i zmiażdżenie głazem. Ta zbroja jest niezniszczalna! Więc... - urwała na widok wielkiego młota, który z półobrotu uderzył ją w pierś i posłał w głąb korytarza. Ultra Zbroja z łoskotem odbiła się od ściany i padła na ziemię lekko oszołomiona. Charlie z chwilą uniosła wściekłe spojrzenie na stojącego w oddali mecha, który czuł, że srebrzysta przyłbica gapiąca się na niego, nie wróży nic dobrego- Breakdown, debilu, nie żyjesz!
- A-ale mówiłaś, że nic ci nie będzie! - wykrztusił
- AAAGH! - ryknęła, zrywając się z podłogi
- Z dala ode mnie i mojego lakieru! - wrzasnął Knockout, odskakując na bok
Walkiria zerwała się do biegu, podczas gdy Breakdown niezwłocznie się transformował. Ruszył korytarzem, licząc iż zgubi swój ogon w labiryncie identycznych ścian. Niestety Charlie wytrwale biegła za nim! Niespodziewanie mech czmychnął w bok driftując, prosto przez otwartą śluzę.
***Charlie***
W amoku, nie zorientowałam się, że wpadliśmy do łaźni. Nie trzeba było długo czekać, bym wyrżnęła i przejechała przez pół pomieszczenia. Kilka klonów potrąciłam, kilka z piskiem uciekło, a Breakdown się brechtał ze zwycięstwa.
- Już wymiękasz?
Walkiria nie miała antypoślizgowych podeszew, lecz po paru próbach udało mi się wstać. Byłam wściekła. Bardzo wciekła. Tak wściekła, że złapałam jakiegoś Vehicona i cisnęłam nim w niebieskiego mecha. I przewróciłam się.
Dwa Decepticony padły aż na ścianę. Breakdown był zdziwiony, że rzuciłam w niego niewinnym klonem, co też po chwili pojęłam.
- No co ty, zwariowałaś?
- TAK! - ryknęłam, czując jak rozjeżdżają mi się nogi.- I jeszcze nie skończyłaaaa...!
Padłam i chciałam wstać, lecz nie dane mi było zrobić po swojemu, kiedy jakaś łapa capnęła mnie za hełm i postawiła do pionu. Wrzasnęłam, lecz błyskawicznie zaprzestałam walki widząc iż była to szponiasta łapa...
- O nie, moja droga, skończyłaś! - warknął przez zęby Megatron- Do mojej kwatery, JUŻ! A wy ogarnijcie ten bajzel!
Lord pchnął mnie do wyjścia czego efektem było kolejne przytulenie z zalaną podłogą. Co bym nie robiła, pancerz przewracał się na śliskiej powierzchni. Wciąż rozgniewany Megatron, chwycił za nogę zbroi i wywlókł mnie z łaźni.
- Marsz! - warknął- Nie mam całego dnia!
W milczeniu ruszyłam za Lordem, nie próbując już nawet uciekać. Obserwowałam jak piana i woda ścieka z powłoki Ultra Zbroi. Westchnęłam i odparowałam ją, żeby nie zostawiać za sobą śladów. Miałam pustkę w głowię i przygniatające wrażenie, że zaraz mi się mocno oberwie... i będą potrzebne wyjaśnienia, których tak jakby... nie mam.
Przedsionek kwatery pojawił się zaskakująco szybko, a kiedy już się za nami zamknął... bałam się spojrzeć we wściekłe optyki Megatrona. Wyglądał mrocznie i groźnie niczym potwór z koszmarów.
- Co to za niesubordynacja?! - ryknął niebezpiecznie wwiercając we mnie swoje optyki- Miotanie klonami z mojej armii!? Ganianie po korytarzach jak idioci!? Już nawet nie wspomnę o wtargnięciu do mojej łaźni! Na zbyt wiele sobie pozwalasz! - syknął, okrążając mnie i nie tracąc z optyk- Myślisz, że będę tolerował, każde twoje przewinienie, bo czujesz się bezkarna...?! - ryknął nachylając się nade mną
Zacisnęłam szczękę, ostrożnie unosząc szpon chcąc załagodzić sytuację.
- A... a co jeśli w łaźni mówiłam naprawdę?
Lord Megatron cofnął się prostując plecy oraz unosząc brwi. Zamrugałam kilka razy, czy ja potrafiłam tylko stawiać wszystko na jedną kartkę? Powinno się wymyślić na to schorzenie jakąś nazwę, masochizm, hobby albo coś lepszego...
_____________________
Wybaczcie, ale ten obrazek mnie niszczy i musiałam zrobić meme XD
_________________________
- Byłbym co najwyżej zdziwiony... - wychrypiał Megatron, po czym zarechotał- Z resztą słyszałem, że był to zakład.
Gladiator założył ręce za plecy i odwrócił się na pięcie. Lord z chwilą chwycił wielgachne krzesło pokroju tronu i przesunął je barykadując przedsionek. Mina mi zrzedła, gdy Megatron zasiadł wygodnie, opierając łeb na pięści. Jego wyraz twarzy był nadzwyczaj łagodny.
- Polerka leży na półce. - rzekł uśmiechając się powoli
_________________________
I tak wyszedł długi rozdział, bo na 3000 tysie słów! *O*
+ BONUS, pamiętacie jak kiedyś wrzuciłam art, który ''przypominał mi Charlie''? To teraz... Przekazuje wam przerobiony rysunek od yellow_guy!
Jest cudowny! Dziękuję jeszcze raz! <3
(oryginał w Rozdziale 64)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top