8. Są takie dni, kiedy ''kurwa mać'' to za mało.

[24 grudnia 2016]

____________________

Ledwo przeszedłem przez portal a padłem jak długi. Nie miałem już siły walczyć z grawitacją... po za tym byłem na Nemesis i nie musiałem się bać, że któryś z ludzi wyrwie mi iskrę z piersi. Dwa Vehicony zatargały mnie do naszego medyka.

- Dawać go. - warknął Knockout- Na stół i wynocha! Dajcie pracować mistrzowi w spokoju! Numer... a nie czekaj... Steve, to znowu ty?! Na Primusa, iskrę ci widać! Zacznij na siebie bardziej uważać!

- Dobrze doktorze...

- Ale następnym razem, co? - zaśmiał się znudzony podpinając mu kroplówkę z Energonem. Medyk natychmiast zaczął oględziny rany. Zatrzymał się nagle, cofając głowę zaskoczony- A niech mnie rysa. A to ciekawe...? Steve. Intrygujące, mógłbym nawet rzec. Nie chciałbyś mi może o czymś... powiedzieć?

- Nie mam nic do ukrycia przed tobą doktorze... - medyk uraził go chcący-niechcący- Ahhhs, o co chodzi?

Knockout przeszył go morderczym wzrokiem, cienkich czerwonych tęczówek.

- Kto ci pomagał?

- Nikt.

- Nikt powiadasz...?

Przytaknąłem. W końcu co miałem powiedzieć? Że jako Decepticon bratam się z ludźmi? Równie dobrze mogłem powiedzieć to od razu Megatronowi i stracić łeb.

- A ja mogę założyć o rysę, że pomagała ci istota mniejsza niż dwa metry - uśmiechnął się pewny siebie medyk- To jak będzie, kim był ten osób?

- Nikim.

- Ostatni raz cię pytam, iskierko, po dobroci! Mów... Oj, zwolnij, nie śpiesz się tak! Dam ci chwilkę do namysłu - powiedział medyk i klasnął w dłonie- Ostatnio spodobała mi się pewna piosenka, będzie nam towarzyszyć dobrze? - spytał sterylizując ostrze- Jestem pewien, że i ty ją polubisz...

***

Steve nie odpowiedział. Nie zamierzał. Wzdrygnął się. Niespodziewanie święcące kajdany opięły się wokół nóg i rąk Vehicona obezwładniając go na stole. Szybko jednak zaniechał bezcelowej walki.

- Sprawiasz mi zawód, myślałem, że mi ufasz... nieco bardziej - powiedział smutno medyk, zmieniając swoją dłoń w piłę tarczową- Z przykrością na iskrze muszę ci oznajmić iż jeśli nie powiesz mi teraz, będę zmuszony operować cię bez znieczulenia.

- Nie krepuj się. Z nikim nie jest mi tak dobrze.*

- Ohohoh - jąknął miękko Knockout jakby był zawiedziony. W jego oczach jednak błysnęła psychopatyczna iskra, jakby tylko czekały by Steve to powiedział- Odważnie, kotku... No, to powiedz teraz co masz w środku!

I z tymi słowami medyk oddał się zabiegowi wycięcia uszkodzonych warstw endo i egzoszkieletu, scalania rozerwanych kabli i membrany okalającej iskrę. Wymiany uszkodzony części i naprawy wielu innych delikatnych układów. Salę zabiegową raz po raz wypełniał nieprzyjemny dźwięk piły tarczowej zagłębiającej się w metal, a iskry sypały się na podłogę niczym fontanna.

Knockout wbrew pozorom miał anielsko spokojny wyraz twarzy, jakby nie przeszkadzało mu to jak było tu głośno. Nawet lekko kiwał sobie głową w rytm piosnki Scream And Shout, która kuriozalnie wpasowywała się w zawodzenie Steve'a. A może na odwrót? Czasami na twarz medyka wkradał się lekki uśmieszek. Wyobrażał sobie, że gdyby teraz ściągnął maskę Vehiconowi wylały by się spod niej strugi łez. A może już się nimi topił?

Steve wrzeszczał. Piał i zawodził. Wył. Gdyby nie dźwiękoszczelna śluza i sala zabiegowa, jego krzyki zapewne dałoby się słyszeć na całym statku Decepticonów. Vehicon lamentował w agonii, mdlał po kilkakroć z bólu... choć bolało go nie mniej jak wtedy w hangarze. Jednakże teraz mógł mdleć w towarzystwie swojego. Przychodziły momenty, w których myślał, że nie wytrzyma...

Lecz nie pisnął słowa na temat Ziemianki.

***Charlie***

Lodowaty szok ocucił mnie z ciemności. Ktoś śmiał brutalnie oblać mnie l o d o w a t ą wodą i przypomnieć jak nienawidzę tego świata. Nim doszłam do siebie, trzęsłam się już i warczałam pod nosem. Zimno, zimno, zimno, zimno, zimno.

Z chwilą dostrzegłam postacie stojące wokół mnie. Dwóch żołnierzy ubranych na czarno z karabinami, a przede mną jakiś wojskowy. Był wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna ubrany w moro. Miał krótko ścięte siwe włosy oraz szeroką bliznę w poprzek nosa. Tylko czemu on się trząsł..? Ah, nie! To ja tak drżałam z tego przeklętego zimna!

- No. Widzę, że nareszcie się obudziłaś! - powiedział dumnym i bezdusznym głosem- Nazywam się Silas, dowódca MECH'u.

- Nie słyszałam...

- I nie usłyszysz... pani Charlie Twardowsky?**

- Skąd pan wie jak się nazywam?

- Dla ciebie, sir Silas! I nie zadajesz tutaj żadnych pytań, to my je zadajemy i lepiej dla ciebie byś odpowiadała. - powiedział groźnie mrużąc oczy- Czy wyraziłem się jasno? W innym razie możemy użyć mniej pacyfistycznych sposobów... wydobywania informacji.

Przytaknęłam nerwowo. Czy się bałam? Tak tylko troszeczkę bardzo. Znajdowałam się w nieciekawym położeniu. Nie wiedziałam gdzie byłam ani jakie mają zamiary ci... terroryści? Czułam jak lęk ściska mnie za płuca. Nagle zapragnęłam być w domu i przytulić się do mamy.

W życiu swoim caluśkim nie sądziłam, że kiedyś przyda mi się wiedza zdobyta przed oglądnie filmu dokumentalnego o przewoźnikach narkotyków. Motto brzmi: jaki dowód by ci nie przedstawili, zaprzeczaj.

- Wspaniale. Zaczynajmy. - powiedział rozbawiony sir Silas- Zadam ci krótkie pytanie, ptaszyno: co o nich wiesz?

- O kim? - zadygotałam z zimna

- Ty już dobrze wiesz. Wielkie roboty, żelazne kolosy, giganci ze stali***...przybysze z kosmosu.

- Że UFO? - wzruszyłam ramionami- Coś niby obiło mi się o uszy. Roswell? E.T.? Nie, nie. Uważam, że nie istnieją... to znaczy może gdzieś tak, ale nie przylecieliby na Ziemię. - zaśmiałam się nerwowo na widok przybliżającej się lufy karabinu

- Zaczynasz mnie irytować. - warknął Silas- Może wytłumaczysz mi co to jest?

Postawił przede mną mój ledwo zipiący telefon odtwarzający nagranie, które aparat uchwycił w hangarze. Zagryzłam zęby czując odpływającą krew z mojej twarzy. Na szczęście naturalnie byłam blada jak ściana, więc prawdopodobnie teraz było to nie do spostrzeżenia. Dalej mogłam zachować pokerową twarz, choć w środku klęłam na swoją głupotę.

- To nie należy do mnie - odparłam ze stoickim spokojem

- A kto niby jest na tym nagraniu?

- To nie ja.

Silas uniósł brew. I skinął na moją rękę. Odruchowo też na nią spojrzałam i poprawiłam bandaż, który odkrył na chwilę niebieską plamę.

- A to na twojej ręce? To olej, smar? A może coś na miarę krwi robotów?

- ...to nie moja ręka.

- Grwah! Kończy mi się cierpliwość! Posłuchaj no, masz ostatnią szansę inaczej...!

- Bo inaczej, co?

- Sprzątnięcie cie byłoby mniej zabawne. - warknął- Jasper to mała miejscowość, nikt by nie zauważył twojego zniknięcia... Ale wolę wcielić cię do żołnierzy MECH'u.

- Próbować zawsze możesz. - prychnęłam

- Tak sądzisz? Nie słyszałaś nigdy o praniu mózgu?

Przełknęłam ślinę zaniepokojona. Przeszył mnie dreszcz z wychłodzenia.

**Steve***

Leżałem na swojej koi nie mogąc z dziwnych powodów przejść w stan hibernacji.

Kiedy w agonii wyłem w sali zabiegowej ból, kazał mi nienawidzić wszelakie żywe stworzenie. Co do joty. Cierpienie przysłaniało mi rzeczywistość- nienawidziłem Knockouta, ludzi, samego siebie, nawet Charlie. Ale w tej chwili...?

Czułem się zagubiony. Rozdarty wewnątrz iskry. Teraz, gdy w procesor nie waliły impulsy rzędu zbliżonego do mocy milionów piorunów, czułem się... inaczej. Mimo iż mój pancerz został zrekonstruowany i zregenerowany, byłem więc sprawny w stu procentach... to czułem się nie zdrowo. Jak gdyby mi coś dolegało. Ale co? Nie mogłem przestać myśleć o Charlie. A raczej martwić się...? Ale przecież to było bezsensu!

Co się z nią stało? Ostatni widok jakie uchwyciły moje optyki ukazywał lecące w naszym kierunku śmigłowce, oraz konwój zielonych aut. Rząd ludzi. A Charlie to człowiek. Więc tak w zasadzie też wróciła do swoich, prawda? To było logiczne. Im chodziło o mnie, Transformera, a nie o człowieka. Na pewno nie zrobili jej krzywdy... tylko dowieźli do domu? Tak. Na pewno tak.

Tylko, dlaczego moja iskra mówiła mi co innego...? Kazała czuć, że grozi jej wielkie niebezpieczeństwo? To było nielogiczne. Ja wróciłem do swoich, ona do swoich. I tak powinno być- szczęśliwe zakończenie i te sprawy.

Nawet jej nie lubiłem... ale moja iskra kazała mi robić co innego. Po co?

Dlaczego Charlie była inna? Dlaczego złamała chyba wszystkie ludzkie stereotypy, którymi karmił nas Starscream, komandor Decepticonów. Wychodził on ze stwierdzenia, że 'wszyscy ludzie są tacy sami'. Tchórzliwi, samolubni, chciwi. Do tego głupi, brzydcy i na swój sposób niebezpieczni, kiedy dostaną w te swoje małe łapki nieodpowiednią technologię. ''Wystarczy tupnąć nogą by ci uciekli w popłochu, wystarczy zbytnio się zbliżyć... by stracić iskrę.''

Charlie taka nie była. Z odwagą wróciła do mnie, pomogła mi i nie chciała niczego w zamian. Nie była głupia, przejawiała bardzo wysoki poziom rozwoju intelektualnego- co było zaskakujące u tak małej istoty. Ludzie brzydcy też nie są jak na obcych, wręcz przeciwnie są uderzająco podobni do nas. Charlie nie była też chciwa jak opisywał Starscream. Nie proponowałem jej złota i błyskotek a ta mi pomogła. Dlaczego? Dlaczego wywarła na mnie tak dobre wrażenie, mimo iż była istotą z tak spaczonego świata? Nie dawało mi to spokoju...

Wtem mój komunikator wszczepiony w rękę zamrugał odpowiednią diodą. Westchnąłem. Kolejna misja od komandora Starscream'a.

Kolejny portal. Kolejne starcie. Kolejna strzelanka. Kolejni ranni.

***MECH***

Niespełna dwie godziny temu wywiad MECH'u namierzył dwa Transformery na terenie zabudowań przeznaczonych pod rozbiórkę. Brudnozielone helikoptery, hummery, oraz tiry bez rejestracji opuściły tajną bazę wyruszając na łowy.

Prawie godzinę później otoczyły miejsce w strategicznych punktach, wokół rozgrywającej się miedzy robotami walki. Obydwa Transformery zdawały się być masy ciężkiej- jeden zielony bardziej krągły, drugi niebieski i kanciasty. Ich dłonie zmieniały się to w broń- strzelającą lub miażdżącą, obracając pobliskie budynki w ruinę.

MECH nie był głupi by zaatakować dwóch o wiele silniejszych ode siebie przeciwników, którzy w sytuacji krytycznej mogli dodatkowo połączyć siły. Poczekali na finał walki obcych, choć na pierwszy rzut oka mogłoby się zdawać, że będzie trwała do świtu. Lecz jak to mówią- cierpliwość jest cnotą.

Zielony przysadzisty Transformer oberwał, w którymś momencie młotem rywala w szczękę i padł jak długi i gruby. Niebieski stanął nad nim jak kat.

- Tu Apach 001, odbiór. Mamy ich na celowniku. Czekamy na rozkazy, którego OPN'a**** mamy zdjąć?

- Bierzcie zwycięzcę, bez odbioru.

W momencie gdy niebieski robot chciał dokończyć dzieła zawahał się słysząc wirniki śmigłowców. Był typem osiłka, więc nim jego procesor przetworzył dane MECH zaatakował. Obcy oberwał w pierś pociskiem, tym razem nowszego typu. Zaskoczony Transformer rażony wysokim napięciem padł wpierw na kolana, później osunął się na ziemię.

______________________________________

* 'Z nikim nie jest mi tak dobrze.' - coś na miarę takie tekstu pojawiło się w Transformers Prime kiedy Starscream torturował Wheeljack'a X,D #propsy nie, że ja coś tu insynuuje 

**Twardowsky - jako iż nie miałam dobrego pomysłu na nazwisko naszej Charlie, postanowiłam nawiązać do krótkometrażowych i genialnych filmów Allegro o polskich legendach. *o*

Gorąco polecam by zerknąć na nie w wolnej chwili. Warto ujrzeć historie, które zna każdy z nas w wersji rodem Amerykańskich filmów:

Cz. 1 SMOK Wawelski <3 : 

https://youtu.be/1J_Y12RqeLM

***,,Giganci ze stali''[RealSteel] - bardzio fajny film z robotami, też polecam ;3

****OPN -[przypomnienie]- Obcy Pochodzenia Nieorganicznego


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top