7. Po prostu zapomnij.

[24 grudnia 2016]

Dziękuję wam, że czytacie, że piszecie... a przede wszystkim, że jesteście <3  

____________________________________________

Gdy poczułem szarpnięcie myślałem, że to już koniec. Poczułem taki sam jak przy trafieniu paraliż, niczym zbliżenie się o krok zbyt blisko do Wszechiskry. Nie wytrzymałem. Wygiąłem się do przodu i krzyknąłem z całych sił, aż zabolały mnie audio receptory. Wydarłem się po części ze strachu, po części też bólu. Dziewczyna spadła do tyłu aż zatrzymała się na mojej nodze, z pociskiem na sobie. Była przerażona i blado-biała na twarzy niczym Knockout.

Poczułem ból, lecz wiedziałem, że jest on przyjemny. Zgniecione i naprężone wewnętrzne płyty, które już zdrętwiały z bezruchu mogły się nareszcie rozluźnić. Odetchnąłem i odruchowo zakryłem ręką dziurę.

Soczewki dziewczyny były wielkie jak spodki i zwilżone. Siedziała wciąż w skamieniała, trzymając pocisk.

- Czy-czy wszystko okej? - wydukała

Czy możliwe, że ten mały człowiek się o mnie martwił? Chciałem jej odpowiedzieć, lecz moją uwagę przykuł pocisk. Okrężnie ułożony pas zielonych diod jednoznacznie mrugał w nasilającym się tempie. A niech to rdza...

- To bomba! - krzyknąłem

W całym swym Decepticońskim żywocie nie podziałałem tak szybko. Jedną ręką chwyciłem pocisk i odrzuciłem, a wolną ręką chwyciłem dziewczynę. Przychyliłem się na bok garbiąc. Zakryłem ją własnym ciałem słysząc jednocześnie huk detonacji.

***Charlie***

Kojarzycie tą starą grę w chirurga, która polegała na unikaniu blaszek podczas wyciągania jakieś przedmiotu z pacjenta? Ja się właśnie tak poczułam, jakbym naraz dotknęła wszystkie blaszki stu takich gierek podłączonych do wzmacniacza. Miałam wrażenie, że prąd przeszył moje ciało i mam zawał. Zlękniona, że zrobiłam coś bardzo nie tak, odskoczyłam razem z pociskiem. I choć miałam wrażenie, że spadałam wieczność, zaraz uderzyłam w coś bardzo metalowego. Zatrzymałam się na nodze robota uderzając o nią głową. Skrzywiłam się z bólu i poczekałam aż mroczki znikną sprzed moich oczu.

Wzięłam kilka oddechów, trzymając na sobie mrugający pocisk. Czy Steve żyje? Tak mnie przełaził, że miałam ochotę się rozpłakać, albo skopać mu za to resory. Serce mnie bolało. Nie byłam pewna czy zdołałam wydusić z siebie jakieś słowa, ale to co on powiedział zapadło mi w pamięci.

- To bomba!

Bomba? Trzymałam bombę? Spojrzałam na to, co trzymałam. Tak, bomba. Miałam wrażenie, że spadam. Lęk oplótł się wokół mnie. Zrobiło się ciemno, a później moje uszy rozdarła eksplozja. Była krótka, ale przeraźliwie głośna. Piszczało mi w uszach. Słyszałam obijające się o metal odłamki. Zacisnęłam kurczowo dłonie na uszach i zacisnęłam oczy. Czułam szaloną pracę swojego serca i szum krwi. Dopiero chwilą gdy wszystko ucichło ujrzałam światło.

Umarłam? Bomba eksplodowała? Otworzyłam lekko oczy. Natychmiast musiałam je zmrużyć gdyż blask był naprawdę jasny. Jakbym nie chcący spojrzała prosto w laser, albo kilka laserów naraz. Nie wiedziałam co to jest, ale byłam pewna, że nigdy w życiu nie widziałam czegoś równie pięknego. Oniemiałam, byłam jak zahipnotyzowana. Zabrakłoby mi słów na opisanie tego co znajdowało się nade mną.

Z dawało się to pulsować energią i opalizować na granicy bieli i błękitu Miałam wrażenie, że emanowało dobrym i spokojnym ciepłem. A wszystko to było oplecione czernią, jakby znajdowało się w studni... Kiedy już podejrzewałam, że nie żyję i widzę światełko w tunelu, wszystko niespodziewanie drgnęło.

Zamarłam i dopiero teraz wyczuwając podłogę pod sobą. T-to nie jakieś moje zwidy. Ja żyję, a to przede mną to przecież wyrwa, z której wyciągnęłam pocisk. Serce mi się zatłukło w piersi. Teraz zaczęłam dostrzegać zarysy kształtów ciała robota. Uniosłam głowę i zobaczyłam nad sobą emanującą na czerwień ''V''.

_______________________________________________

*pobawiłam się z giphy.com i oto efekt- iskra Optimusa Prime z pierwszej części Transformers (mam nadzieję, że działa XD)

___________________________________________________

- St-steve...? - szepnęłam

- Już po wszystkim. - zapewnił

- Uratowałeś mnie...? - przytaknął- Mimo iż jesteś tym złym?

- Czyli jesteśmy kwita... - powiedział i ruszył się ostrożnie

Z jego pleców zaczęły spadać na ziemię okruchy szkła. Wpierw wsparł się ręką, później drugą. Wstał. Chwiejnie a chwiejnie, ale powstał chwytając się trójpalczastą dłonią za dziurę, z której na szczęście nie cieknął już życiodajny Energon.

- Niedługo mnie namierzą... - oświadczył zmęczonym głosem- Będę mógł wrócić do swoich.

Pokiwałam głową będąc jeszcze pod wpływem lekkiego szoku. Poczułam jakieś nieprzyjemne ukłucie. Coś wewnątrz nie chciało by robot sobie odchodził. Bo... ah, ale no tak. Na nic się przecież nie umawialiśmy. Po za tym on jest z tych złych i wróci teraz do siania zamętu i zniszczenia. Jednak... nie chciałam żeby odchodził. Chciałam dowiedzieć się więcej... W końcu nie na co dzień ma się szansę poznać gościa z gwiazd. Zakończenie spotkanie z obcym po tak długim życiu niewiedzy i niedosycie, przyprawiało o ból ducha i nie tylko. Nie chciałam żeby to się tak potoczyło, nie mogło...

A może on by tego nie chciał? W końcu jest wielkim robotem z kosmosu, przy którym ludzie wypadają jak robaki. Może zależało mu tylko na przeżyciu i właśnie z tego powodu mnie nie zabił? Tak, właśnie tak... powinnam się cieszyć, że w ogóle żyję.

Szybko zebrałam się z ziemi kaszląc od pyłu. Ten pocisk-bomba nie była zapalająca, raczej działała na zasadzie granatu. Zdecydowanie była odłamkowa, o czym poświadczyć mogłyby wszystkie ściany a także kilka dziur w plecach Vehicona. Teraz w hangarze panował trzy razy większy chaos niż przedtem... norma. Cała podłoga uwalona w odłamkach szkła, blachy, gipsu i niekształtnych już fragmentów czegoś.

Decepticon odwrócił się i stanął u wielkiej dziury spoglądając w niebo. Moja ciekawość była silniejsza i spytałam cicho:

- Zobaczymy się jeszcze kiedyś...?

- Nie wiem. - odparł pusto, wzruszając ramionami

Steve przekroczył miejsce gdzie niegdyś znajdowała się ściana magazynu, teraz ziała tu wielka dziura, mniej więcej taka jak rosła teraz moim małym serduszku. Podbiegłam do wyrwy, tycio zrozpaczona.

- Czyli to ten moment kiedy wracam do siebie i zapominam o wszystkim...? - spytałam z nadzieją, że jednak się mylę

- Tak.

- Ah..! Dobrze... dobrze... to ja wrócę może do sobie? - burknęłam pod nosem, trzymając się ręką za bandaż. Westchnęłam- Upiję się i będę grać w Skyrim aż mi oczy zaczną krwawić.

Tak, był to doskonały plan na poprawienie sobie nastroju. Nic nie widziałam, nic nie słyszałam... i w ogóle wracam do swojej nory jak gdyby nigdy nic.

Whoah, poczułam się jak kiedyś, zwyczajnie olana. Gdyby robili z tego jakieś praktyki, zdobyłabym doktorat oraz nobla za rolę. Przepraszam, gdzie Faceci w Czerni? Nie mogliby mi wykasować pamięci? Byłoby mi lżej na duchu.

Jednak bolało... Jakaś cicha i głupia nadzieja zakwitła w sercu na myśl o przyjaźni z robotem z kosmosu. Z drugiej strony, jak widać Transformery i ludzie jak zauważyłam, mają zbyt wiele wspólnego- nawet bezduszność. Steve przystanął i zerknął ostatni raz za siebie.

- Dziękuję Charlie. - powiedział na odchodne

Okej. Ciepło dobrego uczynku podniosło mnie na duchu. Jego głos brzmiał tak, że mogłabym przysiąc iż gdyby miał twarz to na pewno by się uśmiechał.

***MECH***

Mocarne machiny wyjechały z hangaru oplecione mrokiem nocy. Brudnozielony helikopter obrócił się w miejscu na kołach. Jego wirniki cięły powietrze z hukiem niczym smok. Wzbił się w powietrze wraz z drugą maszyną. Wnieśli się kolejno niczym potężne majestatyczne ważki gotowe do akcji.

Łącznie cztery śmigłowce AH-64 Apach, czym stado niebezpiecznych drapieżników leciało w luźnym szyku na południe. Gdzieś niżej pod nimi w pogoń ruszyły trzy hummery oraz konwój samochodów- wszystkie w wojskowych barwach kamuflujących.

Zmobilizowane siły pędem ruszyły ku sygnałowi niczym wygłodniałe wilki.

***Charlie***

Wzdrygnęłam się. Nad hangarem przeleciał myśliwiec. Zatoczył szerokie koło nad Vehiconem niczym sęp, zbliżając się niespiesznie do ziemi. Na nieszczęście, kiedy myśliwiec podchodził do lądowania nakierował w moją stronę silniki. Mimo iż dzieliła nas spora odległość, myślałam, że pękną mi bębenki uszne. Wszystko co leżało na podłodze zadrżało! Nawet moje kości i płuca wibrowały tak iż chciałam paść na kolana.

Myśliwiec transformował tuż nad spękaną, pustynną ziemią i wylądował z gracją. Był to smukły, matowo srebrny robot, ze skrzydłami na plecach i rogiem na czole. O dziwo, nie miał maski na twarzy tak jak Steve. Jego oczy były krągłe i czerwone z białą źrenicą. Jarzyły się niczym piekielne jarzeniówki. Wyraz jego skrzywionej w gniewie miny nie wróżył nic dobrego. Nachylił się nad Vehiconem i zaczął wydzierać się skrzekliwym głosem:

- Ty durniu, ktoś mógł cię znaleźć! - zawrzeszczał Decepticon- Znowu procesor ci uszkodzili?!

- Komandorze Star...

- Zamknij się!

Steve nie skończył gdyż Starscream, strzelił go w mordę. Vehicon nawet nie śmiał zareagować. Zapowietrzyłam się. Jak on śmiał...! Już znienawidziłam nowo przybyłego Decepticona.

- Soundwave! Most! Natychmiast! - skrzeczał piskliwie robot- Masz szczęście, że przelatywałem w pobliżu...!

***Steve***

Bólu na twarzy nawet nie poczułem, tak otępiały mi receptory. Spuściłem wzrok na ziemię, bo gdybym spojrzał w stronę hangaru, obawiam się, że komandor mógłby coś zacząć podejrzewać. Dlatego też zaciskałem na piersi ranę, gdyż wyglądała śmiertelnie. Z drugiej strony nikt nie przejmował się stanem Vehiconów. No, może za wyjątkiem medyka, który przynajmniej raczył nas składać.

Seledynowa poświata rozbłysła nad zeschłą ziemią. Jarząca wewnątrz biel zwiastująca wybawienie od bólu kusiła mnie niemiłosiernie... a jednak czułem się jakbym zgubił w hangarze iskrę.

Z bardzo nieprzyjemnym doznaniem robiłem pierwsze kroki w moście ziemnym. Wtedy dosłyszałam rytmiczne stukanie... nie stukanie, nie huczenie. Ale znałam ten dźwięk. Zatrzymałem się. To... helikopter? Uniosłem zmęczony wzrok w stronę przeklętych gór i klifów. Seeker wzdrygnął się unosząc raptownie skrzydła i oglądając się w stronę nadciągającego pościgu.

Śmigłowce, konwój samochodów...? Węglowcy. Jechali po mnie. W sumie to dobrze, że nawiązałem kontakt z tą dziewczyną. Dla Vehiconów rzadko zdarzają się szczęśliwe zakończenia. Ja wrócę na Nemesis, a Rząd weźmie swoją pod skrzydła... przecież jest swoja, jest człowiekiem.

Ale zawahałem się z tym stwierdzeniem gdy zobaczyłem zaniepokojoną minę komandora.

- Rusz się kretynie, na co czekasz!? - wrzasnął Starscream przepychając na drugą stronę

***MECH***

Huk wirników wypełnił chłodne powietrze. Pojazdy naziemne otoczyły hangar wzbijając tumany kurzu. Wyskoczyli z nich uzbrojeni żołnierze, mnóstwo żołnierzy. Zaczęli przeczesywać ostrożnie teren laserami karabinów,

- Szefie, OPN'y* zdołały uciec... ale mamy świadka. - przekazał zamaskowany żołnierz- Licznik Geigera wywala poza normę! Musiała mieć pierwszy kontakt...

- Brać ją.

- Tak jest, sir!

- Jesteś otoczona. - krzyknął niewyraźnie jeden z magnetofonów- Na ziemię z rękoma do góry! Żebym je dobrze widział! Nie ruszaj się, inaczej MECH rozpocznie ostrzał! Poddaj się a nie stanie ci się krzywda!

______________________________________________________

OPN* - (skrót użyty w filmie Transformers) - Obcy Pochodzenia Nieorganicznego


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top