50.Fioletowe Lamborghini*

[13 listopada 2017]

A niech mnie... 50 rozdział, CZUJECIE TO??? 

Dochodzimy do 20 tysięcy wejść *o*

Mamy 2,21 tysiące  gwiazd <3

I niemalże 10 tysięcy komentarzy!! >:D

Dlatego też postanowiłam zrobić rekordowo długi rozdział :D (to mogły być spokojnie 2 rozdziały >:O). Za te wszystkie wejścia, gwiazdy, komy; co ja gadam, za to, że wciąż jesteście!

Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz wam wszystkim dziękuję! ;* 

__________________ 

Dłonie robota znalazły się na mojej twarzy i błądziły aż nie unieruchomiły całkowicie głowy. Kciuki boleśnie wpiły mi się w policzki, a przewody w mechanicznych dłoniach zalśniły jaśniej. Chwyciłam go za nadgarstki, nadaremnie chcąc je odepchnąć. Skupiony wzrok androida świdrował mnie na wskroś. 

Mimo iż nie chciał mnie udusić, zastosowałam prostą metodę by oswobodzić się z nieciekawej sytuacji. Zamiast walczyć ze jego żelaznymi rękoma sięgnęłam do optyk, wierząc, że będą one wrażliwe jak ludzkie oczy.

Nim jednak wsadziłam mu kciuki w oczodoły poczułam jak jego dotyk staje się lżejszy, a twarz niewinna. Otworzyłam szerzej oczy widząc jak metalowe rysy mimiki się gwałtownie zmieniły. Brwi powędrowały do góry jakby zdziwione, optyki drżały jakoby analizując najmniejszy szczegół moich tęczówek lśniąc lekko zwilżone. Nie wyglądał teraz przerażająco tylko żałośnie. Niespodziewanie puścił moją twarz i przemówił. A co najdziwniejsze... zrozumiałam co mówił, dotarło to do mnie:

- Nie chcę zrobić krzywdy... - wyszeptał metalowy humanoid- Nie chcę...! Nie chcę krzywda. Ja chcę... - postukał się palcami po ciele, wskazując na siebie- Pomoc. Ja chcę pomoc! - rzekł szybko, lekko zrozpaczonym głosem, łapiąc się za obrożę na szyi- Słucha mnie, ważne...

Robot zebrał się pośpiesznie wstając i podając mi dłoń. Wtedy poczułam przeszywający ból, począwszy od ręki, rozeszło się to po całym ciele. Mięśnie zawiodły i ległam na podłoże, a tuż obok mnie android, którego światło optyk mrugało nierówno. Szok był na tyle silny, że zrobiło mi się ciemno przed oczami.

***

Kiedy ciemność ustąpiła, majaczyłam głową próbując ogarnąć co się stało. Wszystko mnie bolało... szumiało w uszach... ooojapierdole, tso się stało?

- Charlie? Charlie?? - dopytywał z troską przestraszony Vehicon- Charlie? Żyjesz?

Poczułam dźgnięcie w brzuch, czym jak zgaduję był szpon robota, który usilnie chciał się dowiedzieć czy żyję. Burknęłam niezadowolona zginając w pół.

- Yhmhymmm! - stęknęłam obracając się na bok

- Jak kobieta gada to żyje, chyba, nie?

- Zamknij twarz Breakdown! - uciszył go Steve

Zmarszczyłam brwi, wciąż czując mrowienie w kościach. Zmysły wróciły do mnie i uświadomiły mnie, że leżałam na chłodnej podłodze.

- Co się stało...? – spytałam słabo, zginając się do siadu

- A się skubany przyssał! No nie ładnie, nie ładnie tak damy traktować! – prychnął Breakdown, nachylając nad niewielkim pulpitem sterowniczym

- Prądem skurwiela! - fuknął Steve i przepchnął się do konsoli wciskając odpowiedni guzik

- A masz! - zaśmiał się niebieski Decepiton- Ale go trzepie...!

Z małego pomieszczenia wydobył się ochrypły i zbolały wrzask. Ochrypły i wyczerpany od krzyku.

- Przestań, na Boga! – sapnęłam krzywiąc się

- A niech ma za swoje, kurwiszon jeden – warknął Steve, wciąż przytrzymując przycisk 

- Zaraz głowa mi wybuchnie – syknęłam, wstając na miękkich nogach- Po za tym, debile, prawie mnie usmażyliście żywcem!

- Mówiłem, Breakdown, że to zły pomysł! – fuknął Vehicon

- A co miałem zrobić?! - odparł con rozchylając bezradnie ręce- Ja bym go chętnie z młota pociągnął, ale wiesz, że on sprytny jest!

- On? – spytałam trzymając się za szumiący łeb

- To jeden z gatunku Headmasterów. - wyrecytował con

- A co ty taki obeznany, B'down?

- Ja? Przecież na tabliczce pisze... – zaśmiał się

- Jest napisane – poprawiłam go, obchodząc pomieszczoko dookoła aż napotkałam szklaną ścianę.

Wciąż szumiało mi w głowie, a mięśnie piekły i mrowiły nieprzyjemnie. Oparłam się o szybę patrząc do środka. Ujrzałam wewnątrz człowieka ze stali. To było dość dobre określenie. Metalowy humanoid, jakoby android, lecz o bardziej skomplikowanej budowie. Bardziej przypominał Transformera niż jakiegoś przeciętnego robota. Headmaster klęczał dysząc i trzymając się za obrożę na szyi, z przymrużonymi jakby ze zmęczenia optykami. Płakał. Drobne kropelki padały na podłogę. 

O co tu chodziło. Kim on był? Dlaczego tu był i miał elektryczną obrożę jak jakiś pies? ...dlaczego prosił o pomoc? Setki pytań przelatywało mi przez głowę z trudem. Wyminęłam mini-więzienie i spojrzałam na dwa mechy, za którymi pojawił się olbrzymi cień przykrywający i tak słabe już światło. O nie...

Cony przestraszone obecnością Lorda rozstąpiły się. Wszyscy w napięciu obserwowali poczynania milczącego Megatrona... o niezbyt przyjaźnie nastawionej minie. Srebrny gladiator zlustrował tylko przebywających w pomieszczeniu i zbliżył się do więzienia. Fioletowe optyki spoczęły na małym pulpicie, szpon powędrował na odpowiedni symbol. Kolejny zbolały wrzask wydobył się z mini-więzienia. Z chwilą Lord odbezpieczył dach i zajrzał do środka sprawdzając w jakim stanie Headmaster znajduje się w środku. 

- Panie ostrożnie – sapnął Breakdown odsuwając się

- Wynocha...! - warknął nienawistnie Lord szczerząc kły 

- To W Y się boicie tego małego gnojka? – spytałam cicho nie dowierzając

- Ten ''mały gnojek'' jak to ujęłaś... – rzekł Megatron- jest w stanie wyrządzić o wiele więcej szkód, niż by się wydawało! Szkodnik... Nawet gorzej, inteligentny sabotażysta. - prychnął z obrzydzeniem i odwrócił się w stronę conów- Mówiłem nie wyraźnie?! - zagrzmiał. Steve już chciał mnie zabrać, lecz Lord mu przeszkodził- Szpieg zostaje.

Serduszko stanęło mi w miejscu. Z mieszanymi uczuciami odprowadziłam wzrokiem Vehicona i Breakdowna. Niebieski con zatrzymał się, w którymś momencie patrząc na szklane sześciany leżące w centrum pomieszczenia. Minę miał jakby ducha zobaczył. 

- Breakdown...! - syknął Steve ciągnąc go za rękę- No chodź! Ruszysz ty się...!?

W napięciu obserwowałam jak przedsionek się zamknął i pozostawiając mnie na pastę gladiatora z Kaonu. Co robić? Co robić? Co robić...? Kontynuować wątek! 

- Wy serio się go boicie? Kogoś... mojego wzrostu? - spytałam niedowierzająco- Też tak chcę!

Megatron spojrzał na mnie fioletowymi optykami unosząc brwi. Minę miał jak rodzic, którego dziecko zażyczyło się nierealnego prezentu, jak choćby jednorożca. A ja chciałam minimum szacunku...! Może jakbym na kolanach, jak u świętego Mikołaja, poprosiła to by spełniło?

- Headmasterzy to wytrawni mordercy... w kilku ruchach potrafią przebić iskrę w piersi Transformera...! Lęk jest uzasadniony. Ten, tu powalił dziesięć Decepticonów nim go obezwładniliśmy. 

- Oh... czyli nie mam szansy na respekt? - westchnęłam- Bo kolejne Vehicony myślały, że jestem jakimś węglowcem i to sortu pupilka Autobotów...

- Vehicony to prości żołnierze. Nie dałaś im bezpośrednio do zrozumienia, że mają cię zapamiętać. Dla nich jesteś nikim... Musiałabyś dać im powód by się ciebie bali... w innym razie będą cię lekceważyć.  

Przytaknęłam, rozmyślając przez chwilę w jaki sposób mogłabym wystraszyć naraz całą armię Vehiconów. Może zrobię im niezapowiedziany sprawdzian z matematyki...?

- A co z nim się stanie? - spytałam wskazując  w stronę małego więzienia

- Z Headmasterem? - prychnął Megatron- Zobaczymy z czasem. Może przyda się Knockoutowi w jakiś eksperymentach... może sprawdzimy czy potrafi latać? Źli jego pokroju nie kończą zwykle najlepiej...

- ...mam wrażenie, że nie jest zły. - stwierdziłam czując na sobie ciężki wzrok niezadowolonego Lorda 

- Próbujesz dostrzec dobro w każdym i wszędzie, nawet kiedy to kompletna bujda. - odparł

- To złe?

- Nie, złe nie... - jęknął mruczącym głosem- Naiwne. Za naiwność dużo się płaci.

- Za naiwność, tak... - westchnęłam smutniejąc i odwracając gdzieś wzrok

- Jak się tutaj znalazłaś? Pomieszczenie jest ściśle strzeżone - zapytał mrużąc optyki

- Chciałam... chciałam poszukać informacji, wiedzy... biblioteki! - sapnęłam- Nie mam żadnego dostępu do bazy danych... nie mam jak weryfikować niektórych danych.- jęknęłam poszkodowana, wyciągając telefon- Nawet ta aplikacja jest po waszemu, kompletnie nic nie rozumiem...! Klikam cokolwiek aż zadziała...! 

- Słuszna uwaga. - zastanowił się Lord- Soundwave zajmie się tym w najbliższym czasie... Po za tym, doszły mnie słuchy, że pragnęłaś ze mną porozmawiać na jakiś ważny temat. A więc słucham.

Przytaknęłam i opowiedziałam w skrócie o nowym sąsiedzie oraz moich podejrzeniach. Bo to usilnie chciałam przekazać władcy... że szpieg najprawdopodobniej został namierzony. Przez rząd albo... M.E.C.H. o zgrozo...

- Hmmm... Skoro obawiasz się, że on szpieguje ciebie... to ty szpieguj jego. - zaproponował Megatron jakby to było oczywiste 

- Ty śmiesz posyłać mnie w paszczę lwa!? - pisnęłam 

- Lepiej dbać o swe tyły zawczasu – mruknął- Jeśli zdobędziesz jakiekolwiek ślady aktywności Rządu lub Autobotów... Dowód. Zajmę się tym o s o b i ś c i e! – odrzekł szczerząc rekinie kły, uderzając się lekko pięścią w pancerz na piersi

- Dobra. D o b r a! ...Hail Megatron! 

Myśl, że Megatron zetrze z twarzy Paula ten diabelski uśmiech bardzo mi się spodobała.

- Abstrahując, jak idą poszukiwania mojego szpiega? - spytał zaintrygowany przybliżając się

Westchnęłam. I to jest ten niezręczny moment kiedy trzeba powiedzieć pracodawcy ''chujowo''. Zerknęłam na sekundę na obliczę Lorda i zadrżałam w środku. W tym momencie Megatron uosabiał wszystkich szefów na świecie. Zaśmiałam się słabo...

- ...mam kilka niewyraźnych zdjęć Autobotów. Kilka razy myślałam, że już widziałam pupilków... ale okazywali się hologramami. Pewnie coś podejrzewają i chcą chronić swoich...

- Nic mnie to nie obchodzi - warknął gardłowo Megatron, aż moje kości zadrżały- Skoro dziecinne podchody nic nie dają, posuń się do bezpośredniego starcia!

- J-jakby nie p-patrzeć, straciliśmy element zaskoczenia... w-więc... - jęknęłam na zgodę z planem, który mi się nie podobał- C-co sugerujesz, Lordzie...?

- Działanie - zagrzmiał na pograniczu warkotu a syku- Chcę wiedzieć kim są, co robią, gdzie mieszkają, kim są ich bliscy!

- Spokojnie, spokojnie! Nie od razu Rzym zbudowano... pracuję nad tym!

- Ja myślę. Nie chcesz mnie przecież zawieść... 

- Oczywiście, że nie chcę... - mruknęłam, jakby z poczuciem winy 

- Ustalone zatem.

Lord chwycił mnie w dłoń i skierował się do drugiej śluzy znajdującej się w pomieszczeniu. 

- Jeszcze mam pytanie! - stęknęłam wychylając się i wskazując na szklane sześciany- Co to takiego?

- Ah, to... - odparł Lord i wzdrygnął się słabo- To najstraszniejsza plaga Cybertronu... Te małe stwory są zdolne do unicestwienia każdego Transformera. Pożerają i namnażają się w zastraszającym tempie. - spojrzałam na niego unosząc brwi, z miną jakbym usłyszała artykuł o tym, że to krasnoludki plączą w kieszeni słuchawki- Naprawdę. Kawałeczek po kawałeczku i nawet po najpotężniejszym robocie nie zostanie ślad...! 

- To po co to trzymać na statku....? - prychnęłam 

- Pierwotny plan Arki...

Po co brać ze sobą małe mordercze istotki? To tak jakbyśmy na nowe kolonie Marsa zabrali HIV. Bez. Sensu. 

- I one po prostu tam sobie tak stoją? - Lord przytaknął wychodząc na korytarz- I mogą was zjeść?

- Tak. 

- I wy nic z tym nie robicie?

- Są odpowiednio zabezpieczone. - odparł beznamiętnie- Nic nam nie zagraża. 

- I one tam po prostu... są? - pytałam, czego odpowiedzią było znużone westchnięcie- Pfff....! Ja bym Trojana zasadziła, na propsie. 

- Trojana...?

- Koń Trojański, nigdy o czymś takim nie słyszałeś? - uniosłam znów brwi. Bo choć Lord Decepticonów nie przyznał tego na głos, to wiedziałam jaka jest prawda- No... to czas najwyższy nadrobić zaległości z historii. 

Megatron zatrzymał się patrząc w próżnię, słuchając mojej skróconej wersji historii o Troi, plus minus wirusach internetowych. Na twarzy gladiatora zagościł tak złowrogi uśmiech, że sam diabeł by się przeraził. Lord spojrzał na mnie szczerząc rekinie zęby. Zadrżałam mimowolnie, pojmując, że żart przerodził się w koszmarny plan. 

_______________

Wciąż kocham ten gif <3 wyraża więcej niż tysiąc słów XD

________________

- Bardzo podoba mi się ta koncepcja ''Trojana''... - mruknął Megatron z iskrami w optykach

- Oj... 

***Steve***

- Steve, ty dalej tu? - spytał z powątpiewaniem w głosie Breakdown

- No. Czekam na Charlie.

Godzinę już chyba ślęczałem przed przedsionkiem, gapiąc się na nie jak scraplet na malowane wrota. Ale bycie strażnikiem zobowiązuje....

- Ale ty wiesz, że tam nikogo nie ma?

- Jak to nie ma!?

- Nooo, wyszli drugim wyjściem...

- Jakim dru...! CO?!

- Na własną optykę widziałam jak Megatron niósł ją do medyka...

- Po co kurwa! 

Zbulwersowany transformowałem w wehikuł i niemalże z tego pośpiechu potrąciłem Breakdown'a. Oj tam, oj tam, jemu nic nie będzie gorzej z podłogą. Pojechałem w stronę zatoki medycznej, mamrocząc po drodze, a tak szczerze to przeklinając.

Zatrzymałem się przed śluzą słysząc niewyraźną rozmowę. Transformowałem i przybliżyłem audio receptor do przedsionka wytężając słuch.  

- ...zadzwonisz do mnie? - zaproponował Knockout

- Zawsze słucham zaleceń lekarza - mruknęła Charlie

No zagotował się we mnie Energon.

***Charlie***

Lord podrzucił mnie bym omówiła z conem wyjazd na misję. Tak więc czekałam sobie kulturalnie na blacie w zatoczce medycznej. Kiedy Knockout przyszedł... nie zauważył mnie po raz kolejny. Bywa.

Najzwyklej w świecie zajął się własnymi sprawami, aż miło było popatrzeć. Nie krzątał się długo, gdyż szybko odnalazł sens swego życia- polerkę.  Prężył się jak tylko mógł by wypolerować na ultra błysk.

____________

Gify stworzone przez mła, skrobnięte z superaśniego filmiku Bejbe713, początek to istny majstersztyk <3 

https://youtu.be/RYAGGNOD2bY

Czy tylko ja przez całą piosenkę zawsze słyszę: ZA DRZWI! ZA DRZWI! xDDD ?

_______________________________

A może znów wrzasnę żeby się przestraszył? Nieeee... pamiętam jaki był jego odwet za to- prawie zawału dostałam... i strąciłam swoje butelkowane pićku. Ah...westchnęłam. Usiadłam na krawędzi stołu, brodę oparłam na pięści podziwiając jego nadludzko gibkie ruchy, oraz świecące czerwienią prążki u dołu pleców.

Przeciągnął się jak młody bóg prężąc stalowe ''mięśnie''. Westchnęłam, chyba naprawdę czułam się samotna podziwiając wielkiego robota z kosmosu. Dobra dosyć tego stalkowania. Praca czeka!

- Sexy-dupa**, odwróć ty się!

- AH! Co-ty-znowu-jak!? Tutaj! Skąd!?

- Ma się sposoby... - uśmiechnęłam się mrocznie 

- Długo tu tak siedzisz?

- Jakiś czas.

-...i mi nie pomogłaś, wredoto!?

- Nie. Jeszcze czego! - zaśmiałam się i wyprostowałam się dumnie wypinając pierś- Ja też jest ''złym'' Decepticonem.

- Aż za bardzo - mruknął i uśmiechnął się zawadiacko- Ale to dobrze! ...co cię do mnie sprowadza?

- Misja. - rzekłam ze sztuczną powagą 

***

Siedziałam na ramieniu Knockouta, który w skupieniu przewijał dane na ichnim tablecie. Dattpadzie. Znudzona zawiesiłam wzrok na szpiczastych uszach medyka. Wyglądał przez nie jak elf. Białe, ostro zakończone... po co? A może to nie są uszy? Może to są inne cośki. Nie myśląc zbytnio wyciągnęłam rękę i pociągnęłam go za ucho by zobaczyć jak zareaguje. 

- GIAH! - wrzasnął medyk upuszczając dattpad, podczas gdy ja prawie zawału dostałam- Co to było! Aua! Co ty mi...?!

- Wcale, nic nie zrobiłam! - wyparłam się

- Przecież mi się nie wydawało!- krzyknął i capnął mnie w szponiastą dłoń, przeszywając wciąż pięknym aczkolwiek wkurwionym spojrzeniem

- Ej no przepraszam, przepraszam! Nie wiedziałam, że zaboli czy... - zmarszczyłam nos mrużąc oczy- ...ty się rumienisz? 

Knockout nadął usta i potrząsnął głową nie wiedząc co odpowiedzieć. 

- Nieeeee! Nie zmieniaj tematu, który dotyczy innej części mnie, również nadającej się do podziwiania, ale kiedy indziej! Gadaj! Czemu szarpiesz mnie za audio receptor?! 

- A to nie ucho jest? - parsknęłam głupio

- Ucho... Oburzające! Zaraz też cię szarpnę, ale piłą tarczową!

Medyk transformował swoją dłoń w piłę, uruchomił ją i przybliżył do mnie. I po wała go za to ucho szarpnęłam...! Aha, z ciekawości jak zareaguje.

- Aiiii! Bo... yy bo no ja... A-a mówiłam, że jesteś tak piękny, że powinni ci płacić za oglądanie cię? Twoje felgi błyszczą jak dwudziestocztero karatowe złoto? Gdybyś się ujawnił, to nie odgoniłbyś się od fanek, które chciałby by na tobie leżeć jak tapicerka na fotelach! A po za tym tak świetnie jeździsz, że powinni cię błagać byś dołączył do Formuły 1...! - wydusiłam i złapałam powietrze do płuc gdyż już zaczęło mi go brakować.

Medyk zmienił piłę z powrotem w rękę i uśmiechnął się powoli, muskając się wolną dłonią po podbródku. Tak, on i ten jego zawadiacki uśmieszek. Jeszcze pożyję. 

- Ty mi powiedz... ty na poczekalni wymyślasz te teksty?

- Taaak.

Knockout pokręcił głową z tęskną, zamyśloną miną. 

- Nie zabij jej dla komplementów. Dla komplementów!

- Fiu.... - odetchnęłam z ulgą. Było blisko.- Zapisać w notatniku: nie tykać uszów elfa.

- Dobra... jak już mnie za audio receptor masz tykać... to rób to delikatniej - mruknął, choć widać było, że się zgrywał

- Nie, bo się jeszcze Breakdown obrazi, że się do ciebie podwalam - parsknęłam 

- Prędzej Steve!

- Pewnie i kto jeszcze? Może Megatrona dorzuć w komplecie. - zaśmiałam się

- Nie, bo jeszcze mu się zachce!

- Czego?

- Komplementów! A to moja działka!

- Ależ oczywiście...! - zaśmiałam się- A wracając Knockout, to co, wyścigi?

- A później gdzie?

- A do domu byś mnie odwiózł, bo Steve się zapodział gdzieś, proszę?

- Dobra, jak będziesz chciała z powrotem na Nemesis to dasz znać. Nie wiem... zadzwonisz do mnie?

- Zawsze słucham zaleceń lekarza - mruknęłam zawadiacko, oczywiście zgrywając się

Wybuchliśmy śmiechem, kiedy niespodziewanie śluza się otworzyła i ktoś wpadł do środka. Zaskoczeni spojrzeliśmy po sobie i na leżącego Vehicona.

- Steve...? - zgadywał Knockout

- Czy ty nas podsłuchiwałeś? - spytałam

- Wcale, ja, nie! - fuknął zrywając się z podłogi- Nieeeeee!!

- Podsłuchiwał - westchnęłam razem z medykiem

- Ja nie, AAAGH! BYĆ MOŻE - sapnął

- Uuuuuu...! - jęknął Knockout

- Cicho siedź! Po Charlie przyszedłem - fuknął Vehicon na medyka i porwał mnie z blatu

- Ej, uważaj trochę! - sapnęłam, starając się przywrócić do ładu włosy- Po za tym, zostaw mnie! Jadę na wyścigi! - fuknęłam kiwając nóżkami jak niezadowolone dziecko

- Ja ci dam wyścigi!

- Knooockoout, ratuuuuj! - jęknęłam- Foch is coming...!

- Ktooooś tuuu jeeest zaaaaaazdroooosnyyyyy - jęknął miękko Knockout, drażniąc niepotrzebnie Steve'a

- Wcale, kurwa, że nie! Zająłbyś się kurwa polerowaniem....! - burknął con wychodząc na korytarz

- A myślisz, że co robiłem - odparł medyk rozkładając ręce

- A idź się nawoskuj, zamiast pierdolić...! Od rzeczy...

- Ale Steve... - jęknęłam 

- A niech go dupa jasna trzaśnie! - wrzasnął Steve na odchodne 

Skrzywiłam się nie rozumiejąc. Pacnęłam się w łeb, wzdychając. 

- Niech cię szlag jasny trafi, się mówi! - sprostowałam 

- A chuj mnie to.

- O! Ale to zapamiętałeś - prychnęłam- ...o co ci chodzi?! - syknęłam próbując wyswobodzić się ze ściskających mnie szponów- Steve!

- O nic? - prychnął

- Ooo, tak się bawimy? A co za akcję mi w zabiegówce odstawiłeś, zazdrosny belzebubie! - warknęłam czując jak drżące szpony zacieśniły się ciut mocniej 

***Steve***

Charlie krzyczała. Sapała. Wykrzykiwała moje imię. I mi się to bardzo podobało! Lubiła ostrą jazdę? Proszę bardzo!

- AAAII! STEVE!

Krzycz sobie krzycz i podziwiaj moc silnika. Czy byłem zazdrosny? Może byłem, troooochę. Bardzo. Kurwa. W końcu to ja byłem jej strażnikiem i miałem wozić, a nie ten lalusiowaty medyk. A co tam chodniki, kurwa! Weeehee! Jak fajnie. Zafunduje jej kurwa taki odjazd, że do końca życia zapamięta.

- Ja pieprze, zabijesz nas!

- Pierdolisz tam! Nie dzisiaj! 

Zaboksowałem na piachu, podczas gdy silnik ryczał donośnie. Kiedy tylko złapałem przyczepność wyskoczyłem z tumanu kurzu na drogę.

- Na co ty masz napęd!?

W tej chwili to chyba na zazdrość...

- Na Energon - zaśmiałem się

- Nie! Chodzi mi, ciąganie czy pcha!?

- Co?!

- Koła, kurwa!

- Aha! A to jak zechcę to i na cztery!

- Umrzemy!

Zaśmiałem się i przyśpieszyłem wyprzedzając marnych węglowców. Oto znów czułem się niezwyciężony! Przyjemny pęd powietrza schładzał iskrę, która biła jak szalona wpędzając w ruch tłoki, szybciej i szybciej!

A Charlie coś tam sobie krzyczała. 

***Charlie***

Vehicon wyskoczył na krawężniku tak, że zajebałam głową w dach... i się zaśmiałam. UMRZEMY.

- Umrzemy! AAAHHAHAHAAH!

- Nie przesadzaj!

- Steve! Uważaj! - sapnęłam, gdy weszliśmy ostro w zakręt- Nie driftuj! Nieheheheheee! Nie w mieście! 

To była szalona jazda. Cholernie szalona, gdyż Steve nie trzymał się idealnie drogi, czasem wyjeżdżał na piach, który ostro zgrzytał pod oponami, lub uderzał o krawężnik przyprawiając mnie o zawał. Niekiedy zarzucało nami tak iż myślałam, że będziemy dachować, lub Decepticon zwyczajnie się nie wyrobi i przypieprzy w drzewo lub balustradę. 

- Stehihihive! - zawyłam, kiedy od tak wpakowaliśmy się na skrzyżowanie- Zabijesz nas!

- Hehe, weź wyluzuj!

- Jezu, umrę! Naprawdę umrę! Przestań, na miłość Boską! STEVE!

- A może lubię jak krzyczysz moje imię!

- Oj, to bardzo źle zabrzmiało... Boże, C z e r w o n e!

- A co mnie to!

- Ja pierdole, umrzemy! Aaahahaha! Kuuurwaaaa! Nienawidzę! - wyłam kurczowo trzymając się czegokolwiek. Słyszałam klaksony, piski zdzieranych opon dochodzące z zewnątrz- Włączałbyś przynajmniej kierunkowskaz!

- Chuj kogo obchodzi gdzie jadę!

- AAAAA! Nie chcę! Nie chcę! Zabijesz nas! Dlaczego mi to robisz?!

Na szczęście na następnych czerwonych Steve zahamował. A hamował przez pół drogi, drąc opony. Opadłam na fotel sapiąc, niemalże w szoku. Serce chciało wyrwać mi się z piersi. Ile przepisów złamaliśmy, to nawet nie wspomnę! Obok nas ustawił czarny wóz, dając wyraźnie znaki silnikiem, że chce rywalizować na jezdni.

- Ooooo nieeeee - jęknęłam zerkając błagalnie w bok

- OOO TAAAK - odparł nakręcony Steve

- Nie zrobisz tego!

- Zabroń mi! - prychnął Decepticon- Patrz i podziwiaj mistrza w akcji! 

Zaklęłam na pograniczu mentalnej histerii. Światła zmieniły na zieleń, a oba pojazdy ruszyły jak z kopyta. Konie mechaniczne, ot co! Droga pociągnęła się prostą na pustynię. Steve dostał jakieś kopa, zupełnie nie wiem co w niego wstąpiło! Pomyliłam Vehicony chyba.

Steve bez problemu wyprzedził rywala, zostawiając go daleko za nami... ale co to? Coś zaczęło mrugać w bocznych lusterkach. Nie wierzę.

- Ścigałeś się z policją! 

- Tylko frajerzy włączają koguta kiedy przegrywają...! - prychnął Steve

- Zatrzymaj się!

- Dam radę im zwiać.

- Przestań zgrywać twardziela, do cholery! Ta droga prowadzi do najbliższego miasta od Jasper, jak tamci wezwą posiłki, to będziemy mieć przesrane...!

- Most ziemny?

- Jasne, na środku drogi, czemu nie!

- Kurwa...

- A masz lepszy pomysł? - jęknęłam

Zatrzymaliśmy się na poboczu. To był bardzo niezręczny moment... ścigaliśmy się z policją! Z tajniakami. Super, świetnie. Tuż za nami zaparkował czarny samochód. Wyszedł z niego policjant w średnim wieku, z latarką w dłoni. Odetchnęłam nierówno, zaciskając place na kierownicy.

- Otwórz okno... - mruknęłam ze sztucznym uśmiechem- Dobry wieczór...?

- Dobry... Czy wie pani z jaką prędkość prowadziła? - spytał po chwili policjant

- Jechałbym szybciej gdybyś mnie nie zatrzymał! - powiedział Steve

- T-to radio, to radio! - sapnęłam spanikowana waląc po desce rozdzielczej- Proszę nie słuchać! Zepsute jest!

- Ta... mogę prosić dokumenty?

Przełknęłam ślinę. Kurwa, przecież nie miałam prawa jazdy na Steve'a.

- Mogę prosić dokumenty? - spytał głośniej policjant

- P-przeraszam, ale nie mam ich ze sobą, bardzo się śpieszyłam.

- A dokąd jeśli można spytać?

- Do mamy, do szpitala.

- Każdy tak mówi, proszę opuścić pojazd. - mruknął znudzony

Na te słowa robiło mi się słabiej. Z przerażeniem opuściłam samochód. Nie wiedziałam co robić, pierwszy raz od dawien dawna nie miałam pojęcia co zrobić... szczególnie w obliczu ''prawa''. Miałam jednak nadzieję, że jeśli sytuacja wymknie się spod kontroli to Vehicon... może przepłoszy policjanta swą osobą? Tak, panikowałam. 

Niespodziewanie dostrzegłam od strony Jasper pędzący z zawrotną prędkością wóz. Ryk silnika tej bestii roznosił się po płaskim pustynnym terenie. Na dachu i na przedzie maski migotały koguty. To był kolejny policyjny samochód, ale bardziej odpicowany- zmodyfikowany mustang GT, w barwach czarno-białych.

Zrobiło mi się niedobrze. Z drugiej jednak strony, auto nawet przez chwilę nie zwalniało. Przybliżało się tak szybko, że mogło jechać około dwustu na godzinę. Nawet policjant, który stał obok mnie zaniemówił zaskoczony. Obydwoje patrzyliśmy jak mustang nas mija i pruje przed siebie.

- Do wszystkich jednostek! Na placu Dawida złodzieje okradają salon jubilerski! Napastnicy są uzbrojeni i mają zakładnika! - wykrzyczała niewyraźnie krótkofalówka

Tu Sierżant Williams, przyjąłem. Już jadę, jestem za Jasper. - mówiąc to policjant pobiegł do swojego samochodu- Dzisiaj ci się upiekło, obym cię więcej nie złapał!

Z sercem walącym jak młot obserwowałam jak dwie policyjne fury znikają na horyzoncie.

- Hyhyhy, to co, kontynuujemy? - spytał Steve, zupełnie jakby nic się nie stało 

- Chyba cię pojebało, już wolę z buta wrócić!

- Oj, nie bądź taka...

- Steve! Jestem zła!

- Chcesz napić się kawy?

- Nie bierz mnie pod włos! Nie!

Nie daj się skusić Charlie, odrobinę godności i honoru. On tylko wykorzystuje twą słabość, nie pozwól mu na to. Bądź silna.

-...ty nawet nie masz kawy! UH! - fuknęłam ruszając w stronę Jasper. Pomruk silnika napełnił powietrze, a wehikuł ruszył za mną jak cień- Co z wami jest nie tak?! Czy nie mogłam trafić na normalne roboty z kosmosu?! 

- ...z normalnymi byłoby nudno. Oj no Charlie...! 

- Nie. Nie!

Steve podjechał i zrównał się ze mną, mrucząc cicho silnikiem. Przychylił lusterko w moją stronę, na co prychnęłam i skrzyżowałam ręce na piersi, idąc dalej. 

- Oj no nie bądź taka...! - jojczył 

- Idę do domu - burknęłam 

- No daj się podrzucić... noooo - nie dawał za wygraną. Z głośników dało się słyszeć piosenkę The Cars - Drive - Who's Gonna Drive You Home. Otworzył drzwi tocząc się moim tempem.- W nocy na pustyni jest zimno, pamiętasz jak było w Egipcie?

Zatrzymałam się. Patrząc na ledwo widoczne na horyzoncie Jasper i zachód słońca za delikatnymi wniesieniami. 

- Ugh... Przekonałeś mnie. Ale spróbuj choć raz jeszcze złamać jakiś przepis drogowy, to obiecuję, że kolejnego nie złamiesz już nigdy!!

W drodze powrotnej Vehicon już jechał kulturalnie zgodnie z przepisami. Choć nie obyło się bez kilku silniejszych zrywów typowo na popis, oraz lecących starych piosenek. Byłam naprawdę ciekawa czemu przypadły one do gustu mechanicznemu kosmicie...?

https://youtu.be/Bx51eegLTY8

***

Kiedy zajechaliśmy pod dom było już ciemno. I miałam deja vu. 

- Ale przyjdziesz, tak? - spytał Steve

- Przypominam, że mam focha - oznajmiłam

- Oh!

- A kontr foch jest nie na miejscu. 

Powlokłam się do domu zmęczona dzisiejszym dniem. Spojrzałam tęskno na ekspres... kawa? Na noc? Tak, kawa. Oczywiście za jakiś czas musiała przypałętać się mama z tym jej wścibskim spojrzeniem. Na szczęście zdążyłam zjeść obiad... bo coś czuję, że będę musiała się ewakuować. 

- Charlie musimy porozmawiać.

- Oho... zaczyna się. - westchnęłam pijąc bardziej mleczną niż kofeinową kawę- Słucham cię mamix.

- Przedstawisz mi w końcu swojego chłopaka?

- Khe-khe! Że co, przepraszam ciebie bardzo? - zachłysnęłam się

Mama zachichotała i szturchnęła w ramię. Chyba musiałam napić się więcej kawy, bo się przesłyszałam. Spojrzałam na nią jak na wariatkę.

- Oj, nie wstydź się. Przecież widzę jaką ma furę. Jaki on jest? Kiedy go przedstawisz?

- Mamo! To nie mój c h ł o p a k!

- Oh, córciu my kobiety umiemy wyczuć takie rzeczy. Powiedz. Ja ze swoją matką byłam całkowicie szczera! O wszystkim sobie mówiłyśmy, o wszystkim! - chichotała- Dużego ma?

Wyplułam kawę w iście filmowym stylu.

- Charlie! Będziesz myła tą podłogę!

Aczkolwiek ja zachłysnęłam się tak, że mama musiała mnie mocno poklepać w plecy, bo zawstydzonym trupem bym padła. Z trudem złapałam oddech mierząc matkę ostrym spojrzeniem.

- MAA-kha-kha-MOO! Khe-khe!

- Mam nadzieję, że przy nim tego nie robisz - odparła lustrują mnie

- MAMO! - ryknęłam

- Matka ma prawo wiedzieć takie rzeczy - powiedziała niewinnie

- Matka ma prawo zachować milczenie i nie pytać o to! - wrzasnęłam

- Ależ kochanie, spokojnie... czy ty się właśnie wypierasz? 

- Nie, mamo! Nie! Po prostu nie! Wychodzę! - ale na odchodne dodałam- I żebyś wiedziała, że jest d u ż y. W życiu takiego nie widziałaś! Kurwa, największy. Aż sama się dziwię jak on się mieści...!

- ...?!

- Ogarniasz, ty to? Silnik sześćset koni mechanicznych, wiesz jakiego to ma kopa?! Asfalt kurwa zrywa!!!

- S k a r b i e...!

- Wychodzę! ... i nie wiem kiedy wrócę!

- Rozumiem, że jedziesz do swojego chłopaka!?

- Nie! Na cmentarz wykopać sobie grób, bo przez ciebie chcę się zapaść pod ziemię!

Wypadłam z domu oczywiście uważając by nie wylać kawy. Bez słowa wbiłam na miejsce kierowcy w wehikule Decepticona. 

- Charlie? - spytał zaskoczony Steve

- Zmieniłam zdanie!  - sapnęłam biorąc łyk kawy- Dawaj tą muzykę...

- Tak jest! - odparł rozradowany Vehicon kręcąc pokrętłami od radia

- I... weź przeparkuj, proszę cię. Bo zaraz przylezie moja mama i będzie się czepiać. 

Westchnęłam głęboko, siadając możliwie jak najwygodniej. Steve wyjechał z posesji i nieśpiesznie odjechał kawałek dalej. Zatrzymaliśmy się w pobliżu Jasper, na pustyni. Wokół nas nie było żywej duszy, tylko kilka krzewów i kamieni. Uniosłam wzrok na rozgwieżdżone niebo. Już po chwili rozbrzmiała z głośników piosenka. Stara dobra piosenka...

https://youtu.be/2ssCL292DQA

- Nie ma czegoś nowszego...?

- Nie.

- Kłamiesz - parsknęłam

- ...lubię tą piosenkę.

- Dlaczego wielki straszny robot z kosmosu buja się w starych piosenkach? - spytałam przenosząc wzrok na lusterko, które jak się spodziewałam było obrócone w moją stronę

- Wcale się nie bujam...! - nabzdyczył się Steve

- Jaaaasne.

- Są bardzo ładne! I mają jakiś przekaz...!

- A niech będzie. - westchnęłam, choć jedynie co mi się kojarzyło ze starociami to smutna przeszłość- Co mi tam... mogło być gorzej. 

- Ja nie narzekam. 

Zaśmiałam się w duchu. Oczywiście.

Mogłoby być gorzej... ale najgorzej przecież nie jest. 

_______________________________

* Fioletowe Lamborghini nawiązuje oczywiście do piosenki, w której się zakochałam (załącznik u góry plz *-*), to dzięki niej wenę by opisać szalejącego na drogach Steve'a. Bo o dziwo kolor się zgadza XD

**Sexy-dupa ~ cudowne określenie mojej przyjaciółki (a przynajmniej od niej zasłyszane XD) <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top