48.Thor i jego młot.
[26 września 2017]
OMG 17 tyś odczytów *O*
2,02 tysiące gwiazd (a z tego można już porządne "Hail Megatron" na niebie machnąć)
~9 tyś komentarzy O.O
Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję <3
____________________________________
Rankiem wspólnie uzgodniliśmy, że najlepiej będzie udać się na Nemesis i powiadomić o tym Megatrona. Podczas naszej nieobecności blisko mojego domu miał zaparkować inny Vehicon, który będzie miał ''optykę'' na dom. Nim jednak wyjechaliśmy, pokusiłam się aby pójść do domu ogarnąć się, zjeść śniadanie... i wypić kawę. I nie zdążyć tego pożałować...
- Wprowadził się nowy sąsiad - oznajmiłam podczas śniadania
- Naprawdę?? Wspaniale! - wybuchła entuzjazmem moja matka- Trzeba będzie upiec ciasto!
- Ja na pewno niczego nie upiekę... Gość wygląda jak świr, masz do niego się nie zbliżać.
- Na pewno przesadzasz. Ty zawsze nad interpretujesz... w s z y s t k o, skarbie. - westchnęła matka z drugiego końca kuchni. Pokiwałam głową załamana, w ogóle mnie nie słuchała. Skończyłam śniadanie i podniosłam na nią wzrok, marszcząc brwi.
- Mamo? ...Mamo przestań żreć tego banana... - burknęłam usilnie starając się zachować spokój
- No i jak ty się do matki odnosisz? Ja nie żrem, tylko jem - uśmiechnęła się
- Nie mamo. Po prostu nie go to w t e n sposób. Dobrze?
- Dlaczego? - odparła niewinnie- Bo ma kształt falisty?
No krew mnie zaleje. Chwyciłam kubek kawy ruszyłam ku wyjściu z kwaśną miną.
- Wychodzę...!
- Ludzie przychodzą i odchodzą - westchnęła mama- wchodzą i dochodzą.
- MAMO! Nie odzywaj się tak do mnie!
- Ależ kochanie. Po prostu my z ojcem, objęliśmy taką taktykę... by uświadomić ci skąd się biorą dzieci.
- BANANEM?! - żachnęłam się na co mama wzruszyła ramionami
I WSZYSTKO JASNE. W moim mózgu otworzyła się szuflada i przypomniała - jagodny, banany, ogórki i parówki. Pacnęłam się w czoło i obróciłam na pięcie.
- Żartujesz, prawda? Mamo! Mam dwadzieścia trzy lata, jestem d o r o s ł a, od małego oglądam Animal Planet i jestem po rozszerzonej biologii! Co jak co, ale j a wiem skąd się biorą dzieci! I mogę ci ten proces opisać z dokładnością składu plemnika i komórki jajowej!
- Oh! No już nie unoś się tak, coś ta taka ostatnio...?
- Nadpobudliwa???
- No, może nie do końca tego słowa szukam... Ale wracając do tematu: to dlaczego nie chcesz mieć dzieci? - matka rozmasowała skronie- Jesteś lesbijką, zgadłam tak?
- Mamo... - jęknęłam zażenowana
- Pamiętaj, że my z ojcem cię zaakceptujemy, nie wyrzucimy na bruk. Nic z tych rzeczy. - wzięła wdech i wydech- T o l e r a n c j a. Tylko nam powiedz...
- Mamo! Rozmawiałyśmy na ten temat! To mnie nie jara, jestem sto procent hetero!
- A co z tymi momentami jak mówisz, że ''patrz jaki ona ma ładny tyłek''? - stęknęła wskazując magazyn zumba-fitness
- Bo jestem zakompleksioną ciotą, dlatego ćwiczę...? - odparłam jakby to było oczywiste-Nie chcę mieć płaskodupia, tak jak niektóre laski, które wyglądają jakby dupę w domu zostawiły.
____________
To nie ja, to internet jest zły XDDD
______________________________
- ...?
- Nie wiesz, że nieleczone płaskodupie prowadzi do innych powikłań...???
- Charlie, nie zmyślaj!
- Ja dążę do czegoś...! A ty doszukujesz się dziury w całym!
- Bo jestem twoją matką, martwię się o ciebie...!
- Dzięki, nie trzeba!
- Charlie... Ojciec też się martwi, my się martwimy. Że ty nie bierzesz życia na poważnie. Obudzisz się na starość, sama... i będzie za późno.
- No to będzie przypał i tyle.
- Charlie!
- Wychodzę.
- Wracaj nie skończyłyśmy tematu dzieci!
- A właśnie, że skończyłyśmy. Wychodzę i nie wiem kiedy wrócę. A jak wrócę to na pewno bez bachora.
Haustem wypiłam pół kubka kawy i wszyłam na podjazd. Matka nie odpuszczała na krok i zatrzymała się w progu tupiąc nogą.
- Charlie!
Westchnęłam i oparłam się o maskę fioletowego samochodu. Musiałam znowu coś wymyślić, by spławić lekko nadopiekuńczą mamę. Steve znów będzie narzekał, że się spóźniam i gdzieś łażę. Ale przynajmniej widział, że tym razem na przeszkodzie stanęła mi o n a. Kochająca, wiecznie martwiąca się mama.
- A dokąd ty się wybierasz? Co?
- Yyyeee do kolegi? - wypaliłam
- Co masz na myśli?
- Apf, jak to co mam na myśli? - prychnęłam kręcąc dłońmi- A ty co masz na myśli??
I po cholerę ją pytałam. Matka uśmiechnęła się kręcąc głową i wykonała gest dłońmi, którego wykonywać nie powinna. Palec dziurka. Chyba właśnie płonęłam ze wstydu na oczach Steve'a. Gorzej nie będzie.
- Kochanie, Charlie, nie uciekaj! Posłuchaj mnie, swojej mamy, mama zawsze dobrze radzi! Jejciu, jak tyś się zarumieniła!
Gorzej być nie może? Gorzej być może i będzie! Powiedzenie mi, że się ''zarumieniłam'' oznaczało, że w tej chwili robiłam to trzy razy mocnej. A to dlatego, że normalnie miałam bladą cerę i była ona atutem w ukrywaniu zawstydzenia i konsternacji... ale jednak kiedy już się dowiedziałam, że jestem czerwona, tak jakoś od razu czułam pieczenie żywym ogniem na skórze.
- Posłuchaj, Charlie. - kontynuowała mama- Pewnie jedziesz do tego kolegi od auta, a ja znam taką nieziemską anegdotkę, którą możesz mu sprzedać! - odetchnęła jakby była w siódmym niebie- Seks jest jazda samochodem: jak stanie to pchasz!*
***Steve***
Noc minęła bez niespodzianek. Zerkając lusterkiem na Charlie nie widziałem strachu czy zmartwienia, hibernowała spokojnie, aż miło było patrzeć. Chyba sprawdziłem się w roli strażnika, co napawało mnie zadowoleniem.Niemniej żaden nieproszony węglowiec nie zbliżył się do domu Charlie. A by tylko spróbował! To by kurwa zwiedzał Jasper drogą powietrzną.
Rankiem Charlie poszła do domu i miała za chwilę wrócić. Czekałem cierpliwie, aż usłyszałem podniesione tony dobiegające z głębi domu. Sprzeczka przeniosła się na podjazd... aż do momentu wspaniałej anegdoty.
- ANANANANANA NIE SŁUCHAM CIĘ! - nuciła Charlie z dłońmi na audio receptorach
- Nana-nana, zjedz banana! - zachichotała matka
Nie minęła chwila, a Charlie zatrzasnęła się wewnątrz wehikułu, by tylko nie rozmawiać z matką.
- Twoja matka jest genialna! - zaśmiałem się- Uwielbiam ją!
Charlie wywróciła oczami naburmuszona. Odczekałem chwilę starając się nie zaśmiać, choć doskonale czułam, że jestem na granicy wytrzymałości.
- A ty co tak stoisz? - prychnęła- Popchnąć cię może trzeba?!
Zawyłem zduszonym śmiechem tak, że chyba trząsłem się na amortyzatorach. Zaraz płyn hamulcowy popuszczę, no ja nie mogę!
- Dobijcie mnie - mruknęła Charlie
***Charlie***
On coś knuje, stwierdziłam patrząc na odchodzącego komandora. Jeszcze nie wiem co, ale... na pewno nic dobrego. Po przybyciu na Nemesis ku uciesze Starscream'a dowiedziałam się, że Lorda Megatrona nie ma w tej chwili i nie wiadomo kiedy wróci. Steve natomiast musiał pójść z komandorem załatwić coś nie cierpiącego zwłoki i niezwykle ważnego... choć szczerze w to wątpiłam.
Sięgnęłam po telefon i uruchomiłam aplikację od Soundwave'a. Uśmiechnęłam się smutno na widok mapy, dłużących się korytarzy Nemesis. Ehhh, westchnęłam ciężko i polazłam korytarzem.
Chyba powoli zaczynałam ogarniać tą mapę. Udało mi się trafić z powrotem do cel, w których siedziało jak mniemam kilku Autobotów Chciałam odwiedzić starego Jetfire'a, lecz ten wielki dziwny stworek z dredami nie chciał mnie wpuścić. No nic... kiedy indziej odwiedzę tego podrdzewiałego piernika. Może w końcu wytłumaczyłby o co mu chodziło ostatnim razem... i może on znałby przeszłość Steve'a?
Spacerowałam po Nemesis, próbując oszacować jak wielki mógłby być ten statek. I szczerze mówiąc jak on wyglądał? Nigdy nie widziałam go z zewnątrz. Jedynie odwiedziłam jego lądowisko i kilka pokładów, co wiele mi nie mówiło.
Kształt koła, na myśl przywodzący klasyczny talerz lub ogromne spodki z ,,Dnia Niepodległości'', wykluczyłam. Widząc układy korytarzy obawiałam rozciągniętą elipsę... jednakże jak wyglądał? Był srebrny i aerodynamiczny? Czy posiadał pole maskujące? Hmmm... na pewno! Tak wielki statek wywołałby nie małe zamieszanie, gdyby przeleciał nad jakimś miastem nieuświadomionych ludzi...
Łaziłam bez celu, aż nie chcący napotkałam patrol Vehiconów. Zrobiłam kwaśną minę i zawróciłam na pięcie. Niestety szybko zostałam okrążona... westchnęłam ciężko.
- Ty, patrz robal!
- No rzeczywiście - przytaknął drugi
- Ej, a to nie jest jeden z tych pupilków Autobotów?
- Nie wiem, ale... nigdy nie widziałem węglowca z tak bliska!
- HALO! Ja wciąż tu jestem! - krzyknęłam grożąc pięścią- Wy jesteście normalni!? Przecież to ja! Charlie! Szpieg Lorda Megatrona! Przecież dołączyłam do Decepticonów...!
- Jasne, tak właśnie powiedziałby pupilek Autobotów...!
- No! Żeby nas zmylić! - przytaknął mu drugi
Zawyłam zirytowana, rozmasowując twarz dłonią. Wtedy trójszponiasta łapa chwyciła mnie za nogę i pociągnęła do góry gwałtownie. Pisnęłam, a mój telefon spadł na podłogę, na co wyklęłam cony we wszystkich znanych mi przekleństwach. Można by rzecz, że praktycznie wrzeszczałam by odstawili mnie z powrotem na podłogę.
Ale to były Vehicony. Imbecyl, który mnie trzymał postanowił trochę potrząsnąć ręką na co z moich kieszeni wyleciały chusteczki, scyzoryk i błyszczyk. Nie uszło to uwadze conom, wręcz przeciwnie, bardzo je to zaintrygowało. Lecz co ja mogłam zrobić? Zakrzyczeć na śmierć?Testowanie mojej cierpliwości skończyło się tym, że z otwartego plecaka wyleciał termos, apteczka, powerbank, aparat i w ciul innych rzeczy, które niesamowicie bawiło wielkie roboty z kosmosu.
***Breakdown***
Kiedy twoją bronią jest wielki młot, to wszystkie problemy zaczynają wyglądać jak gwoździe**
O ile to życie staje się łatwiejsze kiedy masz jasny i prosty plan działania- uderzyć w cel. A kiedy cel wstanie, wystarczy ponowić działanie- i tak do skutku, kiedy rozwalimy cel. Proste.
Dlatego Autoboty po raz kolejny nie miały z nami szans i były zmuszone do odwrotu. Na szczęście nie udało im się narobić zbyt wielkich szkód w kopalni, nie mówiąc już o kradzieży znikomych ilości Energonu. W porównaniu do ton surowca, które my wydobywamy dziwię się, że boty jeszcze nie popadały!
Upewniając się, że kopalnia została oczyszczona z intruzów powróciłem na Nemesis. Odprowadziłem kilka pechowych Vehiconów do medyka i ruszyłem korytarzem bez większego celu.
Dostrzegłem patrol dwóch Vehiconów wyraźnie czymś zainteresowanych, co było rzadkością. Przymrużyłem optykę nie będąc pewnym co trzyma con... w podejrzeniach utwierdziły mnie usłyszane przekleństwa. Westchnąłem i ruszyłem w kierunku strażników. Stanąłem za ich plecami niezadowolony. Doskonale rozumiałem nudy patroli, albo ciekawość... ale żeby od razu tak się znęcać nad mniejszymi?
Trzeba rozwiązać ten problem.
- Ehkem - chrząknąłem, na co Vehicony podskoczyły- Fajnie się bawicie?
- Breakdown, nie no co ty...!
- M-my tylko... ten... bo...
- Ładnie to tak znęcać się nad szpiegiem Lorda Megatrona??
Charlie krzyknęła lądując twardo na ziemi, stękając niezadowolona. Ponownie przeniosłem wzrok na dukające Vehicony.
- Nie mów Lordowi Megatronowi, prosimy...!
- Bo my tylko, bo ludzie są tacy śmieszni!
Wywróciłem optyką wymownie.
- Wiem o tym - stwierdziłem po chwili- Ale szpieg to wyjątek, jest Decepticonem jak my.
Zmieszane Vehicony spuściły wzrok na podłogę, chyba zakłopotane.
- Racja Breakdown... - stwierdził jeden z klonów- Nie powinniśmy...
- Ta... w sumie my coś wiemy o ''pomiataniu kimś'' - dodał drugi
Charlie w tym czasie zebrała wszystkie swoje rzeczy z podłogi i westchnęła obolała.
- Dobra, niech będzie - syknęła kręcąc głową- Przeprosiny przyjęte! Ale bez powtórek z rozrywki!
- Obiecujemy - odparły ze skruchą Vehicony i odeszły
- Chwała ci Breakdown, bo już mi się robiło nie dobrze... uczepiły się jak jasna cholera!
- Nie miej im tego za złe, oni nie mają rozrywki... ich życie to praca. Ciężka. I kiedy widzą coś nowego... to... sama widziałaś.
- Nie potrafią się zachować? Dobra! Ale żeby kurwa jednego małego ludka nie zapamiętać!? Jedniutkiego!
- Widocznie nie mają powodu by cię pamiętać...
- Czy do was tylko perswazja, ból i strach dociera!? - fuknęła donośnie
- Oj, oj, jesteś taka zabawna, kiedy się złościsz - stwierdziłem śmiejąc się
- Breakdown nie wkurwiaj mnie bardziej!
- Dobra, tam. - mówiąc to chwyciłem oburzonego szpiega i poprosiłem Soundwave'a o most.
***
- Nie wyraziłam zgody! Nie pozwoliłam! Nie zgadzam się! - warczał szpieg szarpiąc za klamkę mojego wehikułu- Wypuść mnie! To uprowadzenie!
- Ale ty duuuużo mówisz - bąknąłem
- Breakdown! Ja mam sprawy do załatwienia!
- My również!
- Jakie niby!?
- Z a k ł a d, zapomniałaś?
- Oj, no teraz!? Aua! - jęknęła zbolała, kiedy od wertepu uderzyła głową w dach- Nie mogłeś wybrać innego dnia? I miejsca też? Mam swoje problemy...
- Jakie problemy??
- Z takim jednym gościem... - odparła niechętnie rozmasowując głowę
Zatrzymałem się się gwałtownie, tak że szpieg wylądował na desce rozdzielczej. Mój silnik hurgotał echem po lesie, zdając się być jedynym źródłem dźwięku w okolicy.
- Boże, mogłeś ostrzec...! - wydusiła wracając na siedzenie i zapinając pas
- Mogłaś od razu do mnie przyjść z tym problemem - stwierdziłem jakby to było oczywiste
- Oooo to naprawdę miłe, ale obawiam się, że zrobienie masakry młotem nie wyjdzie na dobre nikomu. Temu facetowi, mojemu sumieniu i... i... śledztwu policji.
Ruszyłem powoli nabierając prędkości, przechylając lusterko w stronę lekko przygnębionej Charlie.
- Pamiętaj, że na mnie możesz liczyć jeśli masz jakiś problem.
- Dzięki, Breakdown... - mruknęła uśmiechając się słabo
- No, teraz audio receptory do góry! Zabawa dopiero się zacznie - rzekłem, podkręcając na basach piosenkę Born to Be Wild
Szpieg uniósł brew nie przekonany, ale uśmiechnął się bardziej kręcąc głową.
Bo jakby tu się nie cieszyć?! Pędziliśmy przed siebie, a drzewa mijały nas dosłownie zewsząd. Błoto. Więcej błota! Wertepy łaskoczące w amortyzatory, górki i zapadliska, na których można poszaleć. Niespodzianki w postaci powalonych gałęzi lub konarów, które nie opierały się taranowi jakim byłem. O taaak, leśne, na wpół dzikie trasy leśne bardzo mi się spodobały. Od razu czuło się bicie iskry i pulsowanie Energonu w przewodach!
Śmialiśmy się do momentu, aż trasa nie stała się bardziej ekstremalna. Każdy inny samochód musiałby już zawrócić jeśli mu zawieszenie miłe. Jadąc taranowałem małe drzewka i krzewy, spokojnie pokonywałem pniaki, bo czymże one dla mnie były! Co jakiś czas dla zabawy wpadałem w kontrolowane poślizgi na błocie i wybijałem się na wystających skałach.
- Cholera jasna, Breakdown, zwolnij! Zabijesz nas! - poskarżyła się przez śmiech Charlie
- To zapnij pas - parsknąłem
- Mam zapięty! Tyle, że jedziesz jak wariat! Ty w ogóle wiesz, gdzie jedziesz!?
- No... wiem! Do przodu, tak?
Pokonałem niewielki pagórek ze zdecydowanie dobrą prędkością. Kiedy znów moje koła spotkały się z nawierzchnią, pognałem pomiędzy drzewami. Za nami było tylko widać odskakujące grudy ziemi i trochę tego zielonego... czegoś. Wtem przed nami teren nagle opadał... Już uśmiechnąłem się w iskrze na myśl o wystających korzeniach, zsuwających się za mną liściach oraz kamykach...
- O Boże, z górki, tylko nie z górki! - sapnęła Charlie zakrywając oczy
- Z górki najlepiej!
***
- Czekaj, co!? Co to znaczy, że mam na plecach wielkie oreo?!
- Hyhyhy, no że masz oreo! - droczyła się Charlie, siedząca na moim ramieniu
- Nie rozumiem!
- AHAHAHA!
___________________
Uwielbiam ten obrazek XD
________________________
- Nie możesz tego... sam nie wiem, normalnie powiedzieć!?
- Jestem kobietą, domyśl się ! - powiedziała nonszalancko- Wiesz czym się różni facet od żaby? A tym, że żaba czasem kuma.
- ...co?!
- HAHAHAHAHAH!
- Ale co to jest żaba?!
- Nie ważne - parsknęła i westchnęła po chwili znudzona-...Raaany, gdzie my jesteśmy?
- Yyyy, w lesie?
- Brawo geniuszu, tyle i ja wiem! A robi się ciemno i jesteśmy poza zasięgiem! Do tego zaliczyliśmy dachowanie po drodze! Nigdy więcej z tobą nie jadę! - wrzasnęła
- Hahah, i tak słabo, tylko jeden dach! - zaśmiałem się
- Breakdown spokój! - syknęła- ... Zabrałeś mnie z Nemesis bez słowa wyjaśnienia, Steve pewnie już odchodzi od zmysłów...!
- Pewnie tak... ale wysłałem wiadomość na Nemesis, więc wyluzuj.
- Jak mam wyluzować skoro idziemy już tak dobre pół godziny...! Nie wiadomo gdzie!
- Wszystko w swoim czasie - zachichotałem- A co, boisz się?
- Nie.
- Boisz się!
- NIE!
- Boisz się... - stwierdziłem i zerknąłem w jej stronę. Wrzasnąłem, bo ta chciała huknąć mnie w optykę... lecz przez mój gwałtowny ruch, zwyczajnie się przewróciła jak długa mierząc mnie wściekłym spojrzeniem- Ej uważaj! Została mi już tylko jedna paczałka! - parsknąłem
Szpieg ponownie usadowił się na moim ramieniu, oplatając rękoma kolana.
- Daleko jeszcze? - mruknęła i postukała mnie w policzek- ...B'down odbiór!
- B'down? - zerknąłem na nią z powądpieniem
- Wymyśliłam ci przezwisko, ciesz się... no wiesz, ksywa, pseudonim?
- Aha...
- DALEKO JESZCZE!?
- W zasadzie to jesteśmy na miejscu. - stwierdziłem
Obaliłem na bok jedno z wyschniętych drzew. Upadło ono z trzaskiem i ukazało teren opuszczony przez ludzi. Kilka szarych bloków bez okien stało owiane mrokiem lasu, niedokończone fundamenty wystawały z dołów jak zęby jakiejś bestii. Pół budynku zapadło się pod własnym ciężarem, tworząc niechlujną górę gruzu z powykręcanymi prętami. Domy rozkładał czas oraz natura- drzewa rozsadzały beton korzeniami, chwasty i porosty porosły na dachach i ścianach. Rynny i rury zardzewiały i zaczęły przeciekać tworząc podmokły, wręcz bagienny teren. Wszystko co mogło zardzewiało, cała reszta wyglądała na zatęchłe i zapomniane przez wszystkich.
Całe to miejsce przykrywała ciężka atmosfera. I jedynym urozmaiceniem były trzy wiertła górnicze. Stały one na skraju lasu stały, jakby czekały w ukryciu na ponowne użycie.
- Więc... co będziemy robić?
- R O Z W A L A Ć - odparłem z szerokim uśmiechem
- Serio?? To co jest przed nami... możemy to zmieść z powierzchni ziemi?
- TAAK...!
- Przegrałam zakład i zabierasz mnie do raju? - sapnęła wytrzeszczając oczy- Lubię cię jeszcze bardziej!
Zeszliśmy w dół wychodząc na spotkanie starym pięciopiętrowym budynkom ziejącym pustkom. Odstawiłem Charlie na ziemię i przemieniłem swoją dłoń w młot.
- Na pewno możemy znieść to z powierzchni ziemi?
- Ten teren mamy oczyścić pod kopalnie... a przynajmniej tak słyszałem... Patrz i ucz się!
Wystarczył jeden zamach by pokonać kilka pięter budynku i przedostać się na drugą stronę. Towarzyszył temu huk, a później to już grawitacja decydowała, które pęknięcia pociągną się dalej i obalą ściany bloku. Gruz osuwał się tocząc na ziemię, co jakiś czas słychać było trzask odpadającego tynku.
Przeszedłem przez budynek jak gdyby nigdy nic i odwróciłem się za siebie z szerokim uśmiechem. Szpieg wyłonił się po chwili zza chmury kurzu wstrząśnięty.
- To. Było. Ekstra! - pisnęła zachwycona- o właśnie chciałam zobaczyć! Destrukcję w akcji...! Ty się do tego nadajesz idealnie! I przynajmniej nie zapomniałeś o dniu nóg na siłce.... brałeś jakiś koks?
- Niby po co byłby mi węgiel?
- Ale... nie ważne, B'down...
- Nie czaje tego skrótu. - stwierdziłem robiąc zamach młotem, który bez najmniejszego problemu pokonał beton- Mam! Ty też powinnaś mieć, może Vehicony by cię zapamiętały! Hmmmm... Charlie, Char? Char-char? Rlie? Lie? Albo Chlie? Chle... Che Che Che! To jest całkiem niezłe, co nie, Che? - obróciłem się i rozejrzałem się wokół- Charlie? Charlie? A gdzie ona polazła? CHE gdzieś ty!? CHE!
Wyszedłem przed blokowisko i ujrzałem rozpędzone na mnie wiertło górnicze. Echo jego silnika odbijało się po dolinie, napawając grozą. Gąsienice zrywały pod sobą drogę, a gruz zgrzytał donośnie! W połowie drogi uruchomiły się elementy świdra. Uskoczyłem na bok, a pojazd wbił się budynek z łatwością z jaką podgrzewane ostrza tną metal! A następnie przez kolejny i kolejny, tworząc dziurę na wylot przez kilka domów.
Zebrałem się z ziemi i zerknąłem oszołomiony na odrywający się jeszcze gruz i opadający kurz. Rozwałka jak się patrzy, ale kto...? W dali, w poprzek do wyrwy ustawiło się wiertło, na którego pulpicie sterowniczym stał nie kto inny jak energicznie machający szpieg Decepticonów.
Mogłem powiedzieć tylko jedno.
- Jeszcze raz!
***Steve****
Dostrzegłem na końcu korytarza Breakdowna idącego w moją stronę. No wreszcie wrócili, pomyślałem ruszając w ich stronę. Ale... nie widziałem nigdzie Charlie. Na ten widok poczułem niepokój w iskrze, przeplecioną złością do niebieskiego mecha, na którego twarzy wykwitło zakłopotanie.
- Gdzie ona jest?? - wypaliłem od razu
- Yyy, no... - burknął Breakdown i otworzył schowek- Możesz już wyjść.
- Spierdalaj - warknęła niewyraźnie
Płyty egzoszkieletu uchyliły się bardziej, ukazując drżącą dziewczynę. Była cała mokra i trzęsła się potwornie z wyziębienia. Na mój widok postanowiła się jednak przemieścić i wspiąć na moją dłoń.
- Co się jej stało?? - żachnąłem się, zabierając ją od Breakdown'a
- Zimno, zimno, zimno, zimo... - mamrotała- zimno, zimno...
- Yyyym, boo... bo, no w sumie to nic... - bąknął wymijająco robot, gubiąc gdzieś wzrok optyki
Spojrzałem na niego wściekły i schowałem Charlie do schowka by się ogrzała.
- Nie dopilnowałeś jej, tak!?
- Noooo, niezupełnie.
- A jak!? Miałeś mieć na nią optykę, a co widzę? Wraca cała mokra i zmarznięta! A ona nie lubi zimna!
- A bo... bo ona tylko sobie po kolana do błota wpadła... - tłumaczył się zawstydzony con- To ją opłukałem, tak?
- Jeśli wpadła po kolana, to czemu jest c a ł a mokra?!?
- Bo wpadła głową w dół...
Zaniemówiłem. Po prostu zabrakło mi słów.
- Breakdown, do kurwy, co!? Jak wpadła g ł o w ą w dół do błota aż po same kolana!? Na główkę zachciało jej się skakać? Jakoś w to nie uwierzę!
- Heh, no bo to... yyy, a z nią se pogadaj, pa!
W mgnieniu optyki Breakdown transformował w wehikuł i odjechał jak tylko szybko potrafił.
___________________________________________
*Seks jest jazda samochodem: jak stanie to pchasz! ~ chyba zasłyszane od Niekrytego Krytyka XD
**
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top