46.Słoneczny patrol.
[26 lipca 2017]
Na wstępie tylko dla beki powiem, kto był odpowiedzialny za 'polsatowanie' w poprzedniej części... A mianowicie mój młodszy brateł! XD Podczas pisania podszedł do mnie i chciał się pobawić, to mu powiedziałam ''Jak tylko skończę rozdział'' (co z tego, że kończyłam go od kilku godzin). To on wcisnął trzy kropki i orzekł ''Masz, skończyłaś'' XD I jak się okazało było to świetne urwanie poprzedniego rozdziału XD
Polsatowanie ma się we krwi XD
__________________________
Czekałem w ukryciu na rozwój akcji.
Arcee wypruła prosto na Charlie, którą obrót spraw chyba przerósł, gdyż stała skamieniała.
Jakaś tycia skierka chciała bym poczekał. Dał chwilę, by motorynka poganiała chwilę dziewczynę, bo może wtedy by się nauczyła żeby trzymać się mnie blisko. Nie żeby coś, ale miałem rację. Miałem kurwa rację!
Westchnąłem spinając tłoki do działania. No strażniku, wkraczaj do akcji, bo zaraz nie będziesz miał kogo ochraniać! Uruchomiłem silnik i zerwałem się agresywnie, ku zdziwieniu kilu przechodniów. Oooo tak. Znów czułem ten zew!
Wyjechałem z ukrycia, ładując się na ulicę. Olewając piski opon i trąbienie pokonałem skrzyżowanie. Nie zważając na wysoki krawężnik, pokonałem go wskakując na placyk. Przebiłem się brutalnie przez krzesła i stoliki, staranowałem kwietnik oraz śmietnik! Wpadając w kontrolowany poślizg uderzyłem bagażnikiem w tylne koło Arcee. Motocykl tracąc kompletnie równowagę , odbił w bok turlając się jezdni w akompaniamencie rysowanego lakieru i iskier.
Dokończyłem obrót paląc gumę na betonowej kostce. Arcee zatrzymała się na czyimś samochodzie, kompletnie go dewastując. Jej projektor hologramu musiał zostać uszkodzony, gdyż postać zanikała i zacinała się strasznie... co jak sądziłem skłoni Autobota do odwrotu, bo oni wolą siedzieć w ukryciu jak scraplety.
I właśnie tu miałem przewagę nad Autościerwem. Totalnie mnie jebało, że zobaczą mnie węglowcy. Dlatego też transformowałem się i ruszyłem w jej kierunku, zmieniając rękę w działko. Moje kroki tworzyły pęknięcia na betonowej powierzchni, a sama ma osoba wywołała zamieszanie. Nieliczni przechodnie z krzykiem uciekali. Ja jednak szedłem zdecydowanym krokiem ku botce.
Arcee stanęła na koła, wciąż pod postacią wehikułu. Zaczęła cofać ostrzeliwując mnie, co podniosło mi ciśnienie w przewodach. Nie było to najprzyjemniejsze odczucie na świecie, a już z pewnością było ono irytujące. Miałem ochotę ją przydusić, ale tak by kurwa nie wstała. Zahipnotyzowany ruszyłem za nią jak scraplet, z chęcią mordu i...
Zatrzymałem się wpół kroku, kątem optyki dostrzegając przerażoną Charlie.
Co ja odpierdalałem?! Chciałem dać się wciągnąć w pułapkę, tylko dlatego, że rządza nienawiści przejęła kontrolę nad procesorem?! W pojedynkę miałem z nią średnie szanse, ale przez chwilę miałem nawet ochotę umrzeć byle jej tylko wpierdolić. Świadomość przywrócił mi dopiero widok Charlie, która ukrywała się za jednym z samochodów i kiwała przecząco głową.
Coś najwyraźniej było nie tak. I to bardzo. Zakryłem się ręką, przed kolejnymi bolesnymi strzałami.
Botka wrzuciła na wsteczny aż miło, kierując się ku spadkowi terenu, gdzie znajdował się labirynt garaży... chcąc mnie zwyczajnie odciągnąć od miasta. Bo przecież wybrałem się na cotygodniowe mordowanie węglowców, jakbym nie miał nic innego lepszego do roboty!
Dlatego nie, kurwa. Zamiast leźć w paszczę Predacona, zatrzymałem się ku zdziwieniu fembotki. Zaprzestała ostrzału i ryczała silnikiem prowokacyjnie. A ja nic... Choć mnie kurewsko kusiło by tam pójść i jej wpierdolić... ale nie. Nie tym razem.
- No dawaj, głupi trepie! Pokaż na co cię stać! - wykrzyczała jadowicie. No żebym ci kurwa nie pokazał, ale czegoś innego. Gdybym miał więcej palców, to pokazałbym jej środkowego, niestety tak się składa, że mam tylko trzy, więc... Transformowałem broń z powrotem w dłoń i cofnąłem się o krok, dając jej do zrozumienia, że nie jestem zainteresowany wspólnym mordobiciem- Co z tobą, brakło ci tłoków conie...?! - prychnęła arogancko- ...Bee, teraz!
Zmarszczyłem brwi. Nim się zorientowałem o co chodziło, zarobiłem prawego sierpowego od rozpędzonego żółtego zwiadowcy. Cios przerzucił mnie przez ulicę. Jeszcze zbyt zamroczony straciłem równowagę i sturlałem się w stronę dołu z gażami. Nim zdążyłem wstać, kątem optyk dostrzegłem zbliżającą się żółtą plamę. Lecz mą uwagę raczej przykuła ta wkurwiająca dwukółka. Zrobiła ona nawrót i wjechała na pagórek jak na rampę. Wystrzeliła w powietrze rycząc silnikiem, lądując mi na plecach.
O ty kurwaszmatoniemyta, czy ja ci zostawiam na lakierze ślady opon?! Jak jakiś naznaczony będę teraz chodził! Może Knockoutem nie byłem by przejmować się lakierem, ale nie ze szczęścia też kurwa nie skakałem.
Obejrzałam się przez ramię, zajebiste ślady bieżnika* na egzopancerzu! Pięknie, kurwa, pięknie. Jak ja się teraz na Nemesis pokażę? Albo Charlie?! ...właśnie, gdzie ona była??!
Uniosłem ociężały łeb rozglądając się. Dostrzegłem, że Charlie niepostrzeżenie, zbiega z pobocza drogi w stronę garaży. Na szczęście była teraz zbyt mała i nieistotna by Autoboty ją zauważyły i zainteresowały się nią. Z resztą każdy inny człowiek uciekał jak daleko tylko mógł! ...kto by się spodziewał, że ktoś przyleci na plac boju robotów z kosmosu?
Bumblebee wycelował we mnie z obydwu nagrzanych blasterów. Niespodziewanie motor bez kierowcy zatrzymał się przed nim, zatrzymując go.
- Zostaw go mi, to moja walka! - syknęła Arcee do zwiadowcy, który wydał z siebie kilka niezadowolonych piknięć.
Teraz to już naprawdę chciałem ją zabić. Problem w tym, że nie miałem już żadnej przewagi. Zebrałem się z ziemi i przyjąłem bojową postawę, nie zamierzałem się przecież poddawać! Niebieska dwukółka popędziła w moją stronę transformując się. Szmata szybka była, podcięła mnie tak, że runąłem niezgrabnie na plecy.
Leżąc byłem niemalże bezbronny, więc przerażenie ścisnęło mnie za iskrę, kiedy zobaczyłem wyskakującą w powietrze fembotkę. Chciała na mnie skoczyć i dobić ostrzami z przedramion, lecz w ostatniej chwili udało mi się ją kopnąć i odesłać w tył. Sapnąłem i zerwałem się obolały ze żwiru.
Arcee niezbyt zadowolona, że tylnym zderzakiem utknęła w czyimś garażu, posłała mi nienawistne spojrzenie. Wyrwała się z betonu i przyjęła postawę bojową. Zapowiadało się na walkę ostateczną, czy coś w tym stylu, widziałem to po jej ryju wykrzywionym w grymasie złości.
- WARIATKA! - krzyknąłem zrywając się do biegu
Autoboty stanęły jak wryte widząc jak daje dyla w bok, ku pustynnej szosie. W pośpiechu porwałem Charlie, docisnąłem do piersi i transformowałem w wehikuł. Jadąc zygzakiem ominąłem zaskoczonego zwiadowcę i złapałem przyczepność. Wyprułem przed siebie ile fabryka dała, zerkając na siedzenia, czy przypadkiem nic się nie stało dziewczynie.
- Charlie?
- Przepraszam, tak bardzo przepraszam! - wyła roztrzęsiona- Huuuum, już nigdy tak nie zrobię, hu-uuum!
Dobra, czyli żyje. Póki co dobrze wypełniam rolę strażnika. Zerknąłem lusterkami za siebie. Pościg aż miło, na czele oczywiście pruła Arceesuka. No co się czepili!? Pomyślałem przyśpieszając.
Wrzuciłem na najwyższy bieg, chcąc zgubić w tyle ogon. Jednakże dwukółka nie dawała za wygraną i również przyśpieszyła. Zerkałem nerwowo za siebie, kręcąc lusterkami. Wściekłem się, gdyż jechała zdecydowanie zbyt blisko.
Spierdalaj od mojego zderzaka! Aktywowałem działka i okręciłem je lufami do tyłu.
- Ahs! - syknąłem czując ból- Kurwa was mać!
Najwyraźniej boty też pomyślały o aktywowaniu swoich działek i zrobienia z nich pożytku. Kurwa co jeszcze?! Kieruj, wymijaj, celuj, strzelaj!? Wezwij most! Chyba nie jestem aż tak ogarnięty.
- Nie mogę ich zgubić! - warknąłem do siebie
- Nie zgubisz ich na prostej drodze - jęknęła zrozpaczona Charlie
- ...w sumie racja. Soundwave potrzebuję mostu ziemnego, tam gdzie zawsze! - nadałem do Nemesis
Do tego ten gorąc! Ścigaliśmy się na rozgrzanym asfalcie przy pełnym słońcu, na pustyni, to było pojebane! I choć czułem jak powietrze w jakiś stopniu ochładza mi podzespoły, to z każdą wydłużającą się sekundą miałem wrażenie, że się zaraz iskrę przegrzeję.
Mój ostrzał spowolnił nieco Arcee i zmusił do oddalenia się na bezpieczniejszą odległość. Wtedy na pustyni otworzył się most ziemny.
Bez zastanowienia skręciłem ostro w bok i poprułem w jego kierunku. Nie oglądając się za siebie wjechałem do seledynowo-białej poświaty. Prosto z mostu wyskoczyłem na wilgotny piasek, oblewany falami. Przy tej prędkości, aż mnie amortyzatory zabolały! Sapnąłem próbując zachować kontrolę nad jazdą, a lewe opony w wodzie mi tego nie ułatwiały. Powoli zacząłem hamować, tworząc ślady na piasku i bryzgając fontanną słonych kropelek.
Kiedy zdołałem już wytracić prędkość, Charlie otworzyła drzwi i wyszła niemalże się przewracając. Nawróciłem wokół własnej osi, wysilając się na groźne pomruki silnika. Z oczekiwaniem patrzyliśmy na migoczący portal. Czy boty też zdążą przez niego przejechać? Co jeśli tak? Chwile pełne napięcia przerwał cichnący odgłos znikającego mostu ziemnego. Fala ulgi rozpłynęła się po moich przewodach. Wypuściłem nagrzane powietrze z komory, by ochłodzić iskrę. Na dźwięk syku Charlie z niepokojem zbliżyła się do mojej maski.
- N-nic ci nie jest? - spytała łamiącym się głosem, wyciągając dłoń.
- Wszystko okej, ale...
Nie zdąrzyłem jej powiedzieć, by uważała, bo błyskawicznie cofnęła rękę najpewniej parząc ją lekko. Syknęła łapiąc się za dłoń, robiąc grymas na wpół zbolały to przerażony.
- P-przepraszam... - powiedziała spuszczając wzrok i pośpiesznie drepcząc po piasku na plażę
- Czekaj! - stęknąłem i transformowałem z wehikułu. Westchnąłem przeciągle- No gdzie leziesz znowu!
- Bo to wszystko moja wina! Gdybym sobie nie poszła, to by się nie wydarzyło - sapnęła z żalem. Usiadła na piasku i zgarbiła się oplatając nogi rękoma- Nie chciałam by tak się stało... ale to moja wina. Przepraszam...
- Nie obwiniaj się...
- Nie chcę by ci się coś stało...!
Poczułem przyjemne ciepło w iskrze, i na pewno nie było ono spowodowane przegrzaniem. Dobrze, że miałem maskę, bo chyba się zarumieniłem. Uśmiech sam wkradł mi się na usta, na myśl, że Charlie się o mnie martwiła. Usiadłem obok niej zmęczony i zerknąłem z góry.
- Jak to mówią... ryzyko zawodowe.
- Na pewno nic ci nie zrobili?
- Nie... - odparłem spokojnie, kładąc się na plecy na pisku- Wystarczy, że chwilę odpocznę.
***Charlie***
Emocje na nowo zaczęły opadać. Adrenalina ustąpiła lekkiemu zmęczeniu, które starałam się sprostować kawą. Odetchnęłam z ulgą przenosząc wzrok na wielkiego robota z kosmosu, który wyciągnął się jak długi w cieniu palm.
By nie myśleć o tym jak beznadziejnym szpiegiem byłam, grzebałam patykiem w piasku obserwując przesypujące się ziarenka. Pokusiłam się nawet o niewielki zameczek z piórkiem na szczycie i z muszelkami zamiast okien.
Minęło ponad pół godziny nim usłyszałem głos Steve'a.
- Podoba ci się tutaj?
- Hm? Tak...! Tak, bardzo... tak tu cudownie... - mruknęłam szczęśliwa- Jest ciepło! Ciepło! Awwww jak tu ciepło!
- To się cieszę - odparł- Mi bardzo podoba się to miejsce.
Kto by pomyślał, że plaże Ziemi przypadną do gustu wielkiemu robotowi z kosmosu? Nie powiem, miały one swój urok. Szczególnie ta- biały piasek, turkusowa toń i palmy... Chłodny powiew bryzy i kojący szum morza, przeplatany piszczeniem mew. Cisza, spokój... czego chcieć więcej w raju?
- Steve...? Zdejmuj tą maskę.
- Bo...?
- Zacznę rzucać w ciebie kamieniami. - zaśmiałam się- Przy mnie nie musisz jej mieć, ile razy mam ci powtarzać?
Robot westchnął niechętnie, ale po kilku kolejnych namowach ściągnął maskę i odłożył ją na piach. Chwilę mrużył optyki, po czym podniósł się lekko wspierając na ramionach.
- Już? - rzucił mi znudzone spojrzenie- Zadowolona?
- Oczywiście! - zaśmiałam się, odgarniając włosy do tyłu- ... a czym ty się interesujesz?
- Ja?
- Nie, ja wiesz?!
- A czy to ważne? - bąknął
- No, przy poznawaniu kogoś to tak. Dawaj, tylko szczerze. Komu powiem?
- Ja... - westchnął ciężko i wzruszył ramionami- Ja... lubię się przytulać, oglądać komedie romantyczne i długie spacery po plaży.
Żartował sobie? Z wielkim trudem stłumiłam śmiech, zakaszlałam uśmiechnięta. Uniosłam na niego wzrok, Steve patrzył w zupełnie innym kierunku, gdzieś daleko na granicę pomiędzy morzem a niebem. A na jego policzkach co widzę? Oooooj, rumieńce. Zawstydził się!
Ale to właśnie w nim lubiłam, tą Vehicońską prostotę. Odpowiadał szczerze i już...
- No nie wierzę, ty tak serio, serio?
- Weź wyjdź - burknął
Wybuchłam śmiechem. Nie wytrzymałam. Padłam na plecy tarzając się w piasku.
- Nie! - wykrztusiłam doprowadzając się do porządku- Nie chodziło mi o nic złego...! Po prostu... nie spodziewałam się tego po tobie. Wiesz, wielki robot z kosmosu, taki groźny, taki GRRRR...
- A ty niby co lubisz? - wtrącił
- Ja? Dobra... Ja lubię zwierzęta, bardzo. Lubię czytać książki, fantasy i fantastykę naukową. Bardzo lubię grać i... Co jeszcze lubię? Czekoladę! W każdej postaci. O! I zaprzeczam, że jestem uzależniona od kawy. Te rzeczy bardzo lubię...
- A ciepło?
- OH! Moje ciepło! Tak! To ponad wszystko inne! No widzisz, jak ty mnie dobrze znasz!
- Prawda?
- A śmiałbyś nie! - zaśmiałam się- Strażnik powinien wiedzieć co za dziecko niańczy.
***Steve***
- Dziecko...?
- Mówiłam w przenośni. Dziecko, no wiesz, dzidziusie... widziałeś dzisiaj jednego!
- A tak, tak... a skąd się bierze takie dzidziusie? - spytałem radośnie
- ...
- Też kupuje się w sklepie do piekarnika i gotowe? Jak pizze?
- Nieeeeeeee...(!) - jęknęła
- To skąd się biorą dzidziusie?(!)
Charlie zamyśliła się na chwilę starając się ukryć na twarzy konsternację.
- Chyba nie chcesz wiedzieć... - odparła w końcu
- CHCĘ. Sama mówiłaś, że to ważne przy poznawaniu kogoś! - odparłem zwycięsko
- Nah... bo widzisz Steve... - zaczęła, ostrożnie dobierając każde słowo- Kiedy mama i tata, czyli kobieta i mężczyzna, tak bardzo się kochają... to... no to... tak no... apf, udają się na długi romantyczny spacer, a potem....
- Na spacer dokąd?
- Na pole kapusty, Steve...
- I co tam robią?
-...na pole kapusty i sobie biorą takiego dzidziusia...! Z kapusty. W kapuście jest. Tak. Jakbyś spytał mojej matki, to by ci to samo powiedziała.
- Dzidziusie biorą się z kapusty??
- Taaaaaaaaaaak.
- I te kapusty są na polu?
- Taak, takie okrągłe zielone.
- O kurwa... - sapnąłem niedowierzająco.
Zamrugałem optykami zerkając w stronę spokojnych fal. Wzruszyłem ramionami i ponownie rozluźniłem siłowniki.
- Steve... ale ty tak naprawdę...? - zaczęła Charlie- Z tymi swoimi hobby?
- Tak i co? - fuknąłem cicho
Odpowiedź nie nastała. Zerknąłem w jej stronę lecz jej nie było. Zmarszczyłem brwi, gdzie ona polazła tak szybko? Zniknęła, no! Znowu kurwa gdzieś polazła?! No na sekundę optyki z niej się spuścić nie da!
Zacząłem się rozglądać zaniepokojony, aż ją dostrzegłem niespodziewanie przy ramieniu, na którym się opierałem.
- A co ty robisz??
- Mówiłeś, że się lubisz przytulać, to cię przytulam.
Pocieszna była i to w rdzę. W środku poczułem miłe ciepło. Zabawne... Jejciu... to naprawdę było miłe, przyjemne. Jednak komedie romantyczne nie kłamały...
- Znowu wyemigrowałeś myślami, wracaj do mnie. Ej, olbrzymie!
- Hm?
- Rumienisz się...!
Kurwa nie miałem maski na ryju.
- Co...? Wcale, że nie - jęknąłem, zakrywając twarz zawstydzony.
- Hahaha, wcześniej żartowałam, ale teraz już serio się zarumieniłeś! HAHAHA!
- YYYHMMhh - burknąłem zawstydzony-...bardzo zabawne.
***Charlie***
Przez następne dwie czy trzy godziny odpoczywaliśmy na plaży. Leżeliśmy, wsłuchując się w szum morza i szmer liści palm. Później przeszliśmy się na spacer po plaży słuchając wakacyjnych piosenek, rozmawiając, wspominając. A pod koniec dnia na nowo rozłożyliśmy się na piasku by czekać na nieśpieszący się zmierzch.
- Ogólnie kocham plaże... - stwierdziłam trzepiąc puste kieszenie- Ciepło, ciepło, szum morza, ale ten piasek...! Mam go tam gdzie nie powinien być!
- I ty narzekasz??
Steve wstał a ziarenka piasku wysypywały się z niego niczym z klepsydry, dosłownie jakby ktoś odkręcił kurki z pyłem. Wybuchłam śmiechem.
- Lubię spacery po plaży, ale ten wszędobylski piach mnie wkurwia! ....o, O! Już czuje jak mi zgrzyta w łożysku, kurwa jego mać!
- Następnym razem to ja wybieram plażę. - zadecydowałam
- A rób co chcesz, ja już czuje jak mi trzeszczy wszystko!
- Nie narzekaj, zaraz będzie zachód słońca... mam nadzieję, że będzie śliczny!
- Ja również - odparł uśmiechnięty, podnosząc z ziemi maskę
- No co ty! Nie zakładaj... - jęknęłam
- Ale ja... muszę. O zmierzchu słabo widzę. A... ta maska to redukuje.
- Naprawdę? - odparłam zaskoczona, spoglądając w stronę zachodu- Ojej... co ja mogę, o! Przytulić mogę! Choć cię przytulę za to, nie smutaj.
Vehicon zaśmiał się i nie protestował, a nawet jeśli spróbowałby to nie miałby szans. Przytulanie na siłę też ma swe uroki... ale Steve'owi raczej do tego daleko. Odetchnęłam czystym powietrzem i podobnie jak con rozłożyłam się na piasku przodem do horyzontu. Słońce odbijało swe promienie w spokojnej toni morza, jak również od srebrzystej maski Decepticona. Niebo zmieniło barwy jak kameleon, przybierając złoto-pomarańczowe odcienie, rzucające się w róż i czerwień na chmurach.
- Wiesz o czym teraz myślę, Steve?
- O czym?
- Na ile patroli trzeba będzie się wybrać by dorwać sprzymierzeńców Autobotów... - stwierdziłam z przekąsem
- Ale to spędzimy, więcej czasu razem, nie?
- Ty zawsze znajdziesz jakieś pozytywy, tak?
- Nie narzekam... - zaśmiał się zerkając na mnie
- Wiesz co? Cieszę się, że cię spotkałam.
- Ja też, Charlie... ja też.
__________________________________
*bieżnik - zewnętrzna część opony bezpośrednio stykająca się z drogą
Praca, pracą, ale wakacje też muszą być! Cieszę się, że udało mi się zdążyć z rozdziałem, bo wyjeżdżam już jutro i nie będzie mnie aż do połowy sierpnia (prawdopodobnie bez internetu O.o). No, ale trzeba raz na jakiś czas baterie podładować, jak również szukać natchnienia i weny *-*
Razem z małym Stevkiem będziemy zwiedzać Węgry i Chorwację, ale postaram się przemycić laptop by coś w między czasie pisać! XD
Wam, moi kochani życzę udanych i słonecznych wakacji <3
...i uzbrojenia się w cierpliwość ;*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top