38.Walić plany, najlepsze są spontany!

[12 kwietnia 2017]

_______________________

Wtem niebiesko czerwony tir zmusił medyka do odbicia w bok. Knockout nie miał innego wyjścia jak przy tej prędkości uciec na pobocze. Na nasze szczęście wpadliśmy do pełnego pyłu rowu, a nie na ostre skały.... które mogły doszczętnie uszkodzić lakier robota.

To działo się zbyt szybko. Ledwie przed chwilą miałam przed oczami kraksę tamtych drani, tak teraz leżałam obolała na przedniej szybie wehikułu Knockouta. Teraz już wiedziałam po co są pasy. Zrobiło mi się słabo kiedy zerknęłam w tył. Tir transformował się w wysokiego robota i ruszył w naszą stronę. Zbliżał się. Słyszałam jego kroki. Oooo kurwa.

- Idzie tu! IDZIE! - wrzasnęłam- Zrób coś!

- Zepsute optyki masz?! No próbuję, próbuję przecież!

Lider Autobotów uniósł medyka w powietrze, mimo iż ten bezustannie walczył dodając gazu.

- KNOCKOUT! - ryknęłam przerażona

Wtem Prime wyrwał drzwi od strony kierowcy i odrzucił je do tyłu. Szok przeszył mnie na wskroś i sprawił, że odskoczyłam panicznie. On wyrwał mu rękę! WYRWAŁ MU JĄ!  Nie muszę chyba mówić w jaki sposób zareagował zbulwersowany medyk. Na widok świecącego w ciemnościach Energonu zrobiło mi się słabo. 

Mimo iż zapałam się wszystkimi silami, nie miałam szans z wielgaśną łapą, która nagle wdarła się do środka i wyciągnęła mnie z Astona Martina.

Wydarłam się jak wyrzucona z samolotu z helem koza obdzierana żywcem ze skóry. Normalnym krzykiem tego nie dało się nazwać.

Uniosłam głowę i nawiązałam kontakt wzrokowy z metalowym olbrzymem. Miałam wrażenie, że jego optyki jarzą się na ostry błękit. Wbrew pozorom nie wpłynął on na mnie uspokajająco, wręcz przeciwnie, wywarł na mnie jak najbardziej złowrogie wrażenie. Nie delikatny i łagodny niebiesiutki kojarzący się z niebem i spokojem... Nie, ten pieprzony błękit był chłodny i mroźny, niczym syberyjska zima, która zmroziła mi krew w żyłach. A ja nie lubiłam zimy.

Do tego twarz kolosa zakrywały dwie srebrne płyty, dodające jego spojrzeniu grozy i bezduszności. Ten wzrok był tak zimny i chłodny jak zamarznięta tafla górskiego jeziora. A ja miałam wrażenie, że lód zaraz się zarwie i zacznę się topić w turkusowej toni bez dna.

- Spokojnie... - oznajmił poważnym głosem robot- Nie chcę zrobić ci krzywdy...

Ta jasne. Mnie przeszedł zimny dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Zadrżałam.

- Wyrwałeś mu rękę! - zapiałam rzucając wzrokiem kierunku medyka- Dlaczego wyrwałeś mu rękę?!

Prime cofnął głowę zdziwiony, szczerząc oczy jak spodki. Chyba spodziewał się każdej innej możliwej reakcji, ale nie tej. Autobot spojrzał na wściekłego Decepticona, którego odwet zatrzymały boty celujące w niego blasterami.

- Wiesz jak trudno to zastąpić?! - wściekł się Knockout

- Nie trzeba było porywać dziewczynki. - odrzekł Prime

- Dziewczynki!? - żachnęłam się- P O R Y W A Ć!? Obrońca uciśnionych się znalazł! Myślisz, że sama bym sobie nie poradziła??! A może ja chciałam być porwana! - sapnęłam oburzonaku zaskoczeniu lidera botów i wskazałam na medyka- Kto by nie chciał być przez niego porwanym?!

- ...Czy on kazał ci to powiedzieć?

- Ty głupi czy jaki?! Niewyraźnie mówię?!

- Uspokój się, nic ci już nie zagraża...

- Tyle, że mi nic nie zagrażało! - pisnęłam

- Proszę, uspokój się, nalegam abyś...

- Nie! Nie będę się uspokajać, ja jestem spokojna (!) - ostrzegłam- Nie będę rozmawiać z kimś kto stosuje przemoc zamiast rozmowy! Proszę mnie natychmiast opuścić na ziemię! P R O S Z Ę - warknęłam przez zęby- Pókim miła.

Prime stał jak wryty. Motocyklobotka miała nas na muszce z obydwu blasterów. Nim olbrzymowi tryby zaczęły działać, wykręciłam się w stronę załamanego Knockouta i spojrzałam na niego zbolałym wzrokiem. Decepticon w skupieniu grzebał przy przedramieniu pozbawionym okrycia, tamując wypływ Energonu.

- Boli cię?? - spytałam z troską

- Przeżyję... - bąknął i zakrył twarz w dłonią, pisnął cicho- Ale mój lakier...

Spojrzałam na Optimusa z ogromnym wyrzutem.

- Jak mogłeś. No, jak mogłeś! - mówiłam poważnie kręcąc głową- Jestem strasznie zawiedziona. Zawiodłam się. Czy my ci coś zrobiliśmy?? Może ja też ci wyrwę rękę dla zabawy, co?! Po jakich, wy kurwa, stronach jesteście, bo już się chyba pogubiłam, ty... tyyy!

- Nazywam się Optimus Prime...

- Optimus? A ja Pesimus, hihi - prychnęłam, a Knockout parsknął cicho

- Posłuchaj mnie... - zaczął lider przeciwnej frakcji, starając załagodzić sytuację- Jesteśmy Autobotami i w obecnej sytuacji będzie dla ciebie dobrze, jeśli udasz się z nami...

- A w życiu! Nie chcę! Puszczaj mnie! - wierzgnęłam z całych sił, lecz smoliste palce nie odpuszczały tak łatwo. Miałam deja vu.- Bo pozwę cię do sądu o naruszanie mojej sfery osobistej! I obmacywanie! ...no puuuść! Nie wiesz, że zły dotyk boli ludzi całe życie?!

Żółty Autobot, który miał do połowy zasłoniętą twarz odezwał się chyba w języku morsa. Nie wiem co powiedział, ale ich lider postanowił odstawić mnie na pustynną ziemię. Otrzepałam się z niewidzialnego brudu i prychnęłam.

- Oburzające! I wy się macie za tych d o b r y c h?! - fuknęłam- Dobra, słuchaj Keksimus, niestety ja nie mogę ci zdradzić swoich poufnych danych osobowych, bo nie ufam o b c y m. Proszę następnym razem przemyśleć swoje działania dwa razy. Knockout, idziemy!

Niebiesko-czerwony robot wciąż nie mógł wyjść z szoku. Jednakże odsłonił swą srebrną twarz i ukląkł na kolano obok mnie. Ręką zagrodził mi drogę do medyka. Zatrzymałam się i przeszyłam Optimusa zabójczo złowrogim spojrzeniem.

- Jak możesz ufać temu Decepticonowi? - spytał łagodnie

- Jak ty śmiesz wyrywać ręce niewinnym? - prychnęłam i wskazałam na medyka- Może jeszcze mu powiesz, że jesteś jego ojcem?!

- Co? - spytał naraz i Optimus i Knockout

- A, aaaa - zachichotał cicho Decepticon- To było w jednym z tych ludzkich filmów!

- W Gwiezdnych Wojnach, skarbie. - prychnęłam nonszalancko- A teraz Lordzie Kotouchy, przepuść mnie z łaska!

- Wysłuchaj mnie, proszę... - nalegał tym swym spokojnym, niewzruszonym tonem

- Blah... szybko. 

- Ja i reszta Autobotów przybyliśmy na Ziemię w pokojowych zamiarach...

- Przewiń akcję - jęknęłam ziewając i nie ukrywając znudzenia

Optimus zacisnął na chwilę szczękę i zmarszczył brwi. Tak! Już mu działam na nerwy... byłam boska.

- Byliśmy pewni, że grozi ci niebezpieczeństwo. - zapewnił bot- Decepticony nie mają dobrych zamiarów wobec ludzi.

- No popatrz...! A ja się świetnie bawiłam, dopóki nie wyrwałeś Knockoutowi ręki!

- ...potwierdzę! - wtrącił medyk uśmiechając się do botów zniewalająco. Wywróciłam oczami.  

- Czy jesteś świadoma, że może stać ci się krzywda w obecności tego cona? - rzekł Optimus, a ja spojrzałam na niego jak na wariata- Rozumiem, że po dobroci z nami nie pójdziesz... w porządku. Nie mogę zmienić twego zdania, lecz mogę przestrzec... wiedz, że możesz właśnie w tej chwili popełniać błąd, którego później będziesz żałować...

Woooow, woOOOoow. Zawiało grozą, aż pranie wyschło. 

- Posłuchaj, no! Jestem w takim wieku, że popełniam życiowe błędy całkowicie świadoma... i z przyjemnością! Bezczelny, wychodzę! - machnęłam nonszalancko ręką

- Zastanów się racjonalnie - nalegał Prime- Zrozum proszę, że Megatron, wódz Decepticonów, może cię zabić...

- Stary. - ostrzegłam go, śmiejąc mu się prosto w twarz- Z Megatronem to ja mam gorąca linię! Hail Megatron i te sprawy, więc... możecie mi wszyscy naskoczyć, wszyscy! - wysyczałam

Panoramicznie pokazałam trzeciego palca i odnalazłam wyrwane drzwi medyka. Podniosłam je i przełożyłam przez ramię jak torbę. Były ciężkie w cholerę, ale zagryzłam zęby i poszłam w kierunku czerwonego Decepticona, nie odwracając się już. 

- Chodź Knockout. Nie będziemy rozmawiać z tym niegrzecznym panem...

- Ale nie widzisz co on mi zrobił...?!

- To się wyklepie. - pocieszyłam go- Na pewno to się wyklepie...

******

- Optimusie! Mamy puścić go z ta ludzką samicą?? - spytała zszokowana fembotka

- Nieoczekiwany sprzymierzeniec Decepticonów, może również okazać się naszym przydatnym sojusznikiem w przyszłości...

Bumblebee wtrącił swe słowa. Arcee wyszczerzyła oczy.

- Nie zamierzasz jej chyba porywać...

- Póki co za wcześnie na takie decyzje. - odparł spokojnie Prime, zerkając w kierunku w którym odeszli- Być może sytuacja zmusi mnie do tego, lecz na pewno nie zrobimy jej krzywdy.

- A co jeśli nie będzie nic mówić?

- Arcee! Tortury nie leżą w naszej naturze...! Nie krzywdzimy ludzi, nie pamiętasz?

- Akurat ją mam ochotę... - prychnęła

Optimus przeszył ją niezadowolonym spojrzeniem. Bee ponownie wyraził swe zdanie w kilku dźwiękach.

- Bumblebee, ma rację. Decepticony się nie zmieniają... i choć bym jej tego nie życzył, może się zdarzyć, że będzie nas prosiła o azyl. - orzekł Prime patrząc w dal

- Jednak na chwilę obecną, być może, umacnia naszego wroga. - dodała Arcee

- Owszem. To był jej wybór, nie możemy istotom ludzkim zabronić wolnej woli. Sądzę jednak, że zdobyta przez nią wiedza w decydującym momencie, będzie mogła przechylić szalę zwycięstwa na nasza stronę...

***Knockout***

Na Primus'a, moja ręka! Na zardzewiałe zawiasy, jak ten bezczelny cham mógł mi to zrobić?! Szedłem przed siebie nieustannie grzebiąc w układach by rozluźnić zaczepy. Wyciek Energonu zatamowałem bezproblemowo, nie był on wielki... i na szczęście mało bolesny. Oczywiście, wyrywanie zewnętrznego pancerza jest piekielnie bolesne, lecz kiedy jesteśmy w trybie wehikułu zaczepy zbroi nie spinają się aż tak bardzo, a co za tym idzie obrażenie podczas ''wyrywania'' są mniejsze. I całe szczęście, bo chyba nie przeżyłbym gdyby Prime zalazł mi lakier nieco bardziej.

W dodatku wyraźnie czułem, że coś gniecie mnie w schowku. Rozchyliłem lekko pancerz i zaraz coś z niego wyleciało na ziemię. Był to pakunek szpiega, który wydał przy spotkaniu z ziemią charakterystyczny trzask tłuczonego szkła. Wydąłem usta i przechyliłem głowę unosząc brwi.

- Zajebiście... - syknęła dziewczyna- A tak mi się pić chciało!

- ...upsik?

Charlie machnęła ręką kończąc temat. 

- Właśnie, Knockout! Zabieraj te drzwi, co ja jestem? - prychnęła

- Nie widzisz, że zajęty jestem teraz? - wskazałem na ranną rękę

- ...leń.

- Bezczelna. Czekaj tylko aż wrócimy na Nemesis, to... - na te słowa Charlie nagle upuściła wyrwany element egzoszkieletu, który padł zgrzytając o pustynny piach.- Ej! Uważaj może na to trochę, co?!

Szpieg nic sobie z tego nie zrobił i po prostu usiadł jakby załamany.

- Zjebałam. - szepnęła

Rozejrzałem się chcąc odleźć jakąkolwiek wskazówkę. Dziewczyna spojrzała na mnie chyba przestraszonymi optykami.

-...co? O czym ty... - spytałem- Ooo nie...! Tylko nie zacznij znowu przeciekać optykami! A przynajmniej rób to z dala od pancerza! 

- Jestem najgorszym szpiegiem na świecie. - rzekła z grozą- Znowu to zrobiłam. Znowu... no... dałam się zobaczyć! Stało się... straciłam element zaskoczenia. - westchnęła ciężko i po dłuższej chwili kontynuowała- Co ja sobie myślałam...? Kim ja jestem by zmieniać świat? Głupia jestem... to mnie chyba przerasta... może powinnam sobie odpuścić?

- Przesadzasz.

- Megatron mnie zabije, zje i zabije, tylko nie wiem w jakiej kolejności! - zachlipała teatralnie- Huuuummmmm...!

- Nie wyj! To ty masz zmartwienia?! Spójrz tylko na moją rękę! Cały zewnętrzny pancerz oderwany! Barbarzyństwo!!! Nich ich Unicron pochłonie! Ahhhs, rdza! Jeszcze mi za to zapłacą! I za lakier też! 

- Ta... ta... zemsta i te sprawy, spoko. - mruknęła smutna- Podrzucisz mnie do domu?

- W takim stanie?! - sapnąłem wskazując rękę

- Nie bądź baba...! - jęknęła- Źle się czuję... mam ochotę tu wykitować. A wtedy ty będziesz stał za zgonem szpiega, wiesz? ...że go zostawiłeś, samego, na pustyni, bez szans na przetrwanie, podczas gdy ty wrócisz na Nemesis z wyrzutami sumienia, bo ukatrupiłeś honorową komplemento-dawczynię...

- Dobra, dobra! Podrzucę cię!

***

Po odwiezieniu Charlie pod jej dom, zmęczony wieczorem wróciłem na Nemesis. Niezwłocznie udałem się kierunku najbliższego wysięgnika lakierniczego, czyli  w stronę zabiegówki... ale pojawił się niespodziewany problem. Dziesięciometrowy problem o niezbyt zadowolonej minie... choć tylko legenda głosiła, że t e n dziesięciometrowiec przechadzał się po statku z uśmiechem. Na jego widok podskoczyłem na baczność i schowałem za plecami oderwaną część pancerza.

- Oh, Knockout...! - zaczął Megatron przybliżając się niebezpiecznie- Szukałem cię na całym Nemesis.

- Mój panie... - odparłem oddając lekki pokłon, po czym rozpostarłem szpony teatralnie- Twe poszukania zakończone, oto jestem! W czym ma piękna osoba może ci pomóc?

Gladiator nachylił się nade mną świdrując optykami i złowieszczym uśmiechem.

- To bardzo zabawna historia, medyku... - mruknął Lord, po czym szarpnął mnie i wrzucił do zabiegówki- MOŻESZ MI TO JAKOŚ WYTŁUMACZYĆ?!

Z trudem złapałem równowagę, upuszczając gdzieś pancerz. Rozejrzałem się wstrząśnięty. Ranne Vehicony... ale skąd?! Upewniłem się przed wyścigami, że ten wieczór będę miał ''wolny''. Moją iskra przyśpieszyła gwałtownie.

- W-wielki M, j-ja przysięgam, że o tym nie wiedziałem!

- A co ty wiesz!? - ryknął wściekły i szarpnął mnie rozwalone przedramię- A to?! Myślałeś, że nie zauważę? ...o tym porozmawiamy sobie później(!) Teraz zajmiesz się rannymi, niezwłocznie po tym widzę cię u siebie, zrozumiano?! ...Porozmawiamy sobie na temat twoich ''wypadzików''. - wychrypiał

Gorzej już chyba być nie mogło. Nieszczęścia chodzą parami, a nawet całą ekipą! Węglowcy zarysowali mi lakier, Prime wyrwał mi fragment egzoszkieletu, Megatron już wiedział... nie miałem czasu zadbać o siebie i swój wygląd... czy może być jeszcze gorzej? Wtedy wewnętrzna śluza zabiegówki otworzyła się.

- Knockout! Co tak długo!? - wydyszał z wyrzutem Breakdown, obryzgany Energonem- Kilka conów już zgasło!




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top