32. Spadająca gwiazda.
[13 marca 2017]
Musiałam dać ten gif na górze, jest zajebisty X'DD Jakby ktoś nie wiedział skąd jest, a chce trochę poryć mózg i płakać ze śmiechu to polecam Robot Chicken (mają nawet parodie z Transformerami XD szukajcie na yt)
________________________________________________________
Rozkleiłem się jak ostatnia pierdoła, lub jakbym cały był poskładany na taśmę i wpadł do wody.
Nie wiem czemu tak się działo. Nigdy wcześniej, przed pojawieniem się Charlie, nie zachowywałem się jak rozhisteryzowany minicon. A teraz? Stałem i płakałem... bo ktoś słyszał mój płacz. Bo może tak naprawdę pragnąłem by ktoś spojrzał na mnie i współczuł tego przez co przechodzę...?
Bo znowu niemal zginąłem. Znów o krok od Wszechiskry. Za każdym razem to samo: ból, ból, ból... i strach. I dotychczas mogłem zgasnąć i miałem to gdzieś...bo nikt na mnie nie czekał. Nikt nie zwrócił by uwagi gdybym zniknął, a teraz...?
Teraz Charlie stała obok i czule głaskała bok maski z troską w optykach. Była, po prostu była! A jak dużo mi to dawało. Bo najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że to naprawdę działo... działo tak uspokajająco. I sprawiało, że nie chciałem gasnąć, naprawdę nie chciałem i nie wiem czy mnie to bardziej przerażało czy cieszyło. To była kolejna nowa sytuacja, w której nie mogłem się odnaleźć. Chciałem żyć choćby po to by móc ją obronić... choć słabo mi to jak na razie wychodziło. To ona uratowała mnie.
- Już... wszystko okej? - spytała delikatnie
Przytaknąłem głową, bo nie byłem pewny jaki dźwięk wyjdzie z mojego aparatu mowy.
- No juuuż, uśmiechnij się tam...! - mówiła Charlie. Odetchnęła głęboko- Boże, nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam! ...o Jezu, teraz ja zaczynam beczeć - stwierdziła rozbawiona ocierając łzy- Ale to ze szczęścia, bo wszystko złe już za nami, teraz może być już tylko lepiej, nie?
- T-tak... chyba tak. - przytaknąłem
- Chodźmy się gdzieś przejść... na jakiś spacer, czy coś bo... tak. Bo tak.
- A co na to Lord Megatron?
- Może mi naskoczyć - prychnęła nonszalancko- Za to co przeszliśmy w kopalni spokojnie mogłabym go pozwać o nieprzestrzeganie przepisów BHP w miejscu pracy . Gdzie moje ubezpieczenie? I odszkodowanie? Należy mi się przynajmniej tydzień wolnego...!
- Możemy udać się na patrol i spacer.
- No... tak też można.
Połączyć przyjemnie z pożytecznym. Charlie sama usadowiła się na moim barku, pilnując się by nie zlecieć. Ruszyłem w kierunku rozpiski otwieranych mostów ziemnych, w iskrze ciesząc się, że Charlie przy mnie była.
- Gdzie?? - dopytywała- Gdzie się wybierzemy, hm??
- Zobaczysz.
- Tylko nie do kopalni... zimno tam było i... będę miała przez jakiś czas uraz do zamkniętych przestrzeni - mruknęła
- Nieeee...! - jąknąłem, skrobiąc się szponami po hełmie- ...dobra nie wiem gdzie się wybrać. Co lubisz?
- Ciepło.
- Hmm...
- Nie mam zielonego pojęcia co znaczą te dziwne ciągi znaczków... nie znam hebrajskiego, ale zgaduję, że to współrzędne. Wybierz może coś z ciepłych zwrotników. Raka, Koziorożca, równik też może być.
- Co?
- Nah! - sapnęła zrezygnowana
- Pustynie są ciepłe prawda?
- Tak! Może być!
Ruszyliśmy zatem na pustynię. Podczas drogi Charlie opowiedziała mi o swym drobnym postępie w szpiegowaniu. Bardzo ucieszyły mnie te wieści... ale przede wszystkim jej towarzystwo. Znacznie raźniej jest z kimś rozmawiać, niż samemu w ciszy patrolować wyznaczony teren.
Most ziemny zniknął za nami. Rozejrzałem się. Coś było nie tak.
- Popsułeś - stwierdziła Charlie
- Nie rozumiem...
***Charlie***
- Byłem pewny, że dobrze wybrałem... - mruknął Vehicon przechylając głowę
- Tsa, dobrze wybrałeś jesteśmy na pustyni... ale zgaduje, że w Egipcie (!)
- Skąd to możesz wiedzieć?
- Bo widzę piramidy na horyzoncie! - sapnęłam
Na pustyni - owszem wylądowaliśmy. Piachu tony, wydmy i jeszcze większe wydmy. Duże i małe barchany. Jednakże po zapadnięciu mroku na pustyniach temperatura lubi spadać poniżej zera! Poczułam jak mroźne powietrze szczypie mnie w policzki. Zadrżałam.
-...to źle?
- T-trochę - wystękałam, szczękając zębami- Po prostu zmiana czasu...! Ale wiesz? Nigdy nie byłam w Egipcie. Fajnie...
Jeden klik i tysiące kilometrów przebytych w sekundę. Poprosiłam Vehicona by odstawił mnie na chwilę na piasek. Chciałam sprawdzić czy ten rożni się od zwykłego piasku. Czy jest jakiś specyficzny a może nijaki...?
- Wohoho prawdziwy piasek z Egiptu! - orzekłam- Dobra, fajnie było, możemy wracać.
- Ale patrol...
- No t-tak... - szepnęłam opatulając się rękoma- A niby co takiego patrolujemy?
- Niedaleko stąd mamy kopalnię Energonu.
- I ludzie w-was nie wykrywają?
- Pola maskujące i zagłuszające.
- Ah... k-kosmiczne technologie.
Dygotałam z zimna, ale było fajnie. Nie było. Kłamałam, było zimno i nie widziałam wielbłądów. Ale hen daleko na horyzoncie majaczyły legendarnie piramidy. Szkoda, że nie mogliśmy do niech jakoś podejść. Hmmm... podejść byśmy podeszli, gorzej wytłumaczeniem czemu zjawił się tam kilkumetrowy robot. Mechaniczne stąpania wyrwały mnie z zamyślenia. Vehicon ruszył w stronę ukrytej kopalni, więc czym prędzej zaczęłam dreptać za nim.
Udobruchałam Steve'a bym mogła na czas patrolu skryć się w jego schowku, czyli w pustej przestrzeni wewnątrz klatki piersiowej, lub jak wolałam to zwać- kangurzej torbie. Ostatnie określenie podobało mi się najbardziej, gdyż wewnątrz schowka było ciemno, przyjaźnie i cieplutko... i gdyby była jeszcze pizza i kawa to spokojnie mogłabym nazwać to miejsce rajem. Po za tym kangurza torba nie nasuwała mi myśli, że wożę się w czyichś płucach... a raczej w miejscu gdzie ich brak, ponieważ wielkie roboty z kosmosu nie oddychały.
W porównaniu do zewnętrznego otoczenia, w schowku panowała stała i przyjemna temperatura. Do tego miejsce, w którym zgadywałam znajdowała się iskra (czyli takie fajne, święcące coś), promieniowało łagodnym rozgrzewającym ciepłem. Miałam tylko nadzieję, że nie dostanę później choroby popromiennej... Wnętrze schowka wyścielone było nasuniętymi na siebie częściami tapicerki między innymi z foteli, więc na komfort nie narzekałam. Przysunęłam się do źródła ciepła i poczułam jak wszystko się delikatnie się zatrzęsło. Zupełnie... jakby miał tam łaskotki? Bo chyba gdybym sprawiała mu ból to by mi powiedział.
Cieplutko, milutko, mięciutko- można spać i to nie krótko. Problem w tym, że wcale nie chciało mi się uderzać w kimę. Nie było tak naprawdę wieczora... dla Jasper. Tu w Egipcie owszem, ale ja byłam przestawiona na inny czas.
Cieszyłam się za to ciepłem oraz wsłuchiwałam w dźwięki mechanizmów. Po dłuższym czasie wolne kiwanie się w rytm kroków robota ustało.
- ...pokazać ci coś fajnego? - zapytał
- No... - wychrypiałam. Odchrząknęłam i poprawiłam sie- No jasne!
Kilka części w schowku przesunęło się odsłaniając zewnętrzny pancerz piersi robota. Odsłonięty, przeszklony napierśnik na myśl przywodził przyciemnianą szybę samochodu zgiętą w połowie, z jarzącym się symbolem Decepticonów po środku. Nad sobą dostrzegłam V-kształtną przyłbicę zaglądającą do schowka.
- Widzisz mnie teraz?
- Tak! Ale czad! Jak to zrobiłeś??
- Ma się te ukryte talenty - zachichotał
Teraz w schowku nie było Egipskich ciemności... Egipskich, zaśmiałam się w duchu. Przez przyciemny pancerz prześwitywało światło księżyca oraz gwiazd. I teraz widziałam Steve'a, to były o wiele ciekawsze widoki od nieprzeniknionego mroku.
***
Patrol mijał nam szybko przy rozmowie i słuchaniu radia. Bacznie pilnowałam też godziny na telefonie, bym nie wróciła za późno do domu w Jasper. Byłoby mi trudno mamie wytłumaczyć, że spóźniałam się, bo byłam na spacerze w Egipcie... tylko trochę zgubiłam się po drodze do spożywczaka, ale wróciłam przed kolacją!
Kiedy zaczęłam sądzić, że patrole Vehiconów to najsmutniejsze zajęcie na świecie- nic się nie działo, kompletnie nic... i w sumie miało to swoje plusy, gdyż żadna szalona Autobotka nie przerywała mi rozmowy ze Steve'm. Po tylu dniach pełnych nerwów, pośpiechu, nareszcie znaleźliśmy odrobinę spokoju... i to było dobre. Wtedy dostrzegłam na nocnym niebie niewielkie rozbłyski. Zmarszczyłam brwi i obserwowałam spalające się w atmosferze... meteoryty? Mamy deszcz asteroid, czy jak?
- Steve zatrzymaj się na chwilę, proszę. - Vehicon usłuchał i zajrzał do schowka- I weź mnie wypuść.
- Kurwa, zdecyduj się...! - Steve urwał i podrapał się szponami po głowie jakby zastanawiał.- To znaczy... emmm... już cię wyciągam...
Vehicon upuścił mnie jakieś dwa metry od ziemi przez co niezgrabnie wylądowałam na zimnym piasku. Wielkiemu robotowi wyrwało się ''Ups'', ale postanowiłam już tego nie komentować. Wstałam, otrzepałam się i podniosłam swą godność. Natychmiast zaczęłam się trząść i warczeć z tego powodu pod nosem. Nie fajnie. Spojrzałam w stronę gwiazd. Ale nie przywidziało mi się. Wskazałam ręka na rozbłyski na nieboskłonie.
- Widzisz to co ja? - wskazałam ręką.
- Co? Ah... - westchnął Steve patrząc do góry- Ludzie chyba mówią na to zjawisko ''spadające gwiazdy''... i myślą o marzeniach. - dumał robot i wskazał na naprawdę jaskrawy i przemieszczający się punkt- Oh, zobacz tam! Pomyśl sobie życzenie jakieś. Hmm... ciekawe czy ja też mogę... i czy się spełni?
- Steve, ale to nie spadająca gwiazda! - sapnęłam w szoku
____________________________________________
Nawet nie wiecie jak mnie kusiło... XD
_____________________________________________
Przestworza rozdarł porażający huk, a zaraz po nim okropny dźwięk wyłączających się silników lub turbin. Kula ognia (to było dobre określenie) w towarzystwie kilkudziesięciu większych odłamków w zastraszającym tempie zbliżała się do ziemi. Z trwogą patrzyliśmy na wyłaniające się rysy spadającego... pojazdu. To był statek kosmiczny! O dość nietypowych kształtach- mało aerodynamiczny, przystosowany raczej do podróży w próżni, gdzie kształt nie zwiększa oporu podczas lotu. UFO zderzyło się z pierwszą wydmą wydając głuchy huk, po czym wybiło się jeszcze w powietrze. Niczym kamień rzucony na wodę, tak i statek zrobił kilka kaczek. Podskakiwał na piasku aż wytrącił resztki pędu, żłobiąc przy tym głęboki rów.
Przyłapałam się na tym, że wstrzymałam oddech. Pojazd rozbił się nie spełnia pół kilometra od nas...! Jestem mądra. Zaczęłam biec w kierunku katastrofy statku kosmicznego. Ciekawość, ciekawość, ciekawość. A Steve miał niską spostrzegawczość.
- Ja pierdole! Nie idź tam! - krzyknął Decepticon, kiedy byłam praktycznie jedną wydmę od statku
Jeszcze bardziej zadowolona z siebie zaczęłam ostrożnie schodzić dół rowu, gdzie spoczął ogromny pojazd. Wszędzie porozrzucane były płonące odłamki, których ogień jak gorące świetliki rozświetlały mroki nocy. Metal na dziobie rozgrzany był do tego stopnia, że zeszklił piasek i nawet z oddali czułam bijący od niego żar. Ruszyłam wzdłuż kadłuba w poszukiwaniu jakiegoś wejścia, śluzy. W końcu to się stało. Podeszłam do rozbitego statku kosmitów. Zawsze chciałam to zrobić- nawiązać pierwszy kontakt. Wykonać pokojowy gest ze Star Treck'a i powitać ufoki tekstem: Witajcie przybyszu na planecie Ziemia! ...czy coś w ten deseń. Nie miałam wyćwiczonego tekstu na powitanie z obcymi, o czym mógł sam się przekonać Lord Megatron...
Tak! Na tyłach pojazdu znalazłam coś co przypomniało otworzoną zapadnie...! Ział z niej przeraźliwy chłód, wewnątrz migotało wiele czerwonych diod oraz sypały się iskry. Zamarłam. Właśnie dostrzegłam mało znaczący fakt - a mianowicie logo frakcji Autobotów.
Dostrzegłam kolejny mało znaczący fakt. A mianowicie pośród ciemności panujących wewnątrz statku wgapiały się we mnie dwie turkusowe kule. Miałam ochotę się wydrzeć i uciekać z rękoma uniesionymi do góry. Ale ja przecież nie byłam typowa osobą. Ja stałam i patrzyłam czując, że zaraz zacznę rżeć panicznym śmiechem.
Mechaniczne, ciężkie stąpnięcia oraz przemieszczające się oczy świadczyły iż robot w dość chaotyczny sposób zmierzał do wyjścia. Automatycznie zaczęłam się cofać, starając nie klapnąć na tyłek. Czułam przerażenie zmiękczyło mi mięśnie w całym ciele...
Autobot praktycznie wypadł ze statku, słaniając się na nogach. W jego barwach przeważała biel, z czerwonymi wstawkami oraz szkarłatnym logiem frakcji na klatce piersiowej. Po obu stronach głowy wyrastały srebrne płyty, jak jakieś uszy... taki metalowy Yoda, przeszło mi przez myśl. Kształty miał zaprawionego w boju wojownika, o czym świadczyły też liczne i głębokie rysy na szarej twarzy.
Dostrzegłam, że obcy usilnie starał się zatrzymać wyciek Energonu, uciskając prawy bok. Robot spojrzał na mnie tymi mroźnymi optykami. Majaczył głową, mamrocząc i stękając niewyraźnie szurając stopami tak długo... aż się przechylił. Oczy mu uciekły do góry, a kolana się pod nim ugięły. Autobot legł jak długi, zaliczając hamowanie twarzą na piasku. Patrzyłam w szoku na bota, który padł praktycznie tuż przede mną. Rozpostarłam ręce bezradnie. Oj, no bez przesady, aż tak brzydka nie byłam! Spojrzałam w szoku na Vehicona, który zamarł na krawędzi rowu.
- No widzisz Steve? Jesteś powalający!
- Mówiłem żebyś tam kurwa nie lazła! Mogło ci się coś kurwa stać! - sapał oburzony robot, ruszając w moim kierunku... i oczywiście się przewracając- Osz kurwa!
Decepticon stoczył się w dół obtaczając w piasku. Szybko ewakuowałam, się z miejsca gdzie stałam, by nie zostać brutalnie przygnieciona przez kilka niezgrabnych ton metalu. Z chwilą robot zatrzymał się w akompaniamencie przekleństw w nieznanym języku. Con wstał i otrząsnął się chcąc wysypać z siebie możliwie jak najwięcej ziarenek piasku. Wyglądało to przezabawnie i z trudem stłumiłam śmiech. Przywracając się do porządku. Po kilku chaotycznych ruchach, Steve podszedł do nieprzytomnego bota.
- Autobockie ścierwo - prychnął Vehicon, kopiąc leżącego- Nie żyje czy jak?
- Ty weź go nie ruszaj! Się ocknie i co?? ...przypał będzie. Boże, trzeba kogoś zawiadomić! Dzwoń po Megatrona!
- Lord nie zajmuje się tak powierzchownymi sprawami. Wezwę komandora Stars...
- Tylko nie jego!! - zawyłam
- Cichaj, bo i tak nie masz nic do gadania.
***Steve***
Iskra łomotała mi się w komorze jak szalona. Naprawdę się wystraszyłem, że coś może się stać Charlie. Polazła beze mnie, jak miałem ją bronić?! Skarciłem ją za to, przewróciłem się, ale wstałem i otrzepałem z wszędobylskiego piachu. Sprzedałem kopa Autobotowi i mimo sprzeciwów Ziemianki, wezwałem komandora z eskadrą Vehiconów.
Kiedy nad pustynią rozbłysła seledynowo biała poświata, chwyciłem Charlie i schowałem do schowka. Wolałem by komandor jej tutaj nie widział... zacząłem podejrzewać, że chyba jej trochę nie lubił. Przez most ziemny wyleciał Starscream, a w ślad za nim wyszło kilku Vehiconów.
Komandor transformował w pobliżu mnie i obejrzał znalezisko. Na jego twarz wypełzł szyderczy uśmiech, gdy spojrzał na nieprzytomnego i rannego Autobota.
- Doskonale Steve...! - pochwalił mnie komandor, zahaczając szponem o mój róg przy twarzy- D o s k o n a l e... że mnie czym prędzej powiadomiłeś.
Chwalony poczułem się dobrze w iskrze. Miałem pewność, że zrobiłem prawidłowo, to co do mnie należało, jak na Decepticona przystało. Komandor zawsze kazał zgłaszać sobie tego typu incydenty i był później ze mnie bardzo dumny. Miałem się nie cieszyć z tego powodu...?
Para Vehiconów zaciągnęła Autobota do mostu ziemnego. Reszta zabezpieczyła statek przed wybuchem, który mógł skupić na sobie uwagę węglowców. Wraz z komandorem wróciliśmy na Nemesis. Ranny bot został wpierw podrzucony naszemu medykowi, następnie przetransportowany do sali tortur i przesłuchań. Starscream kazał mi iść ze sobą na mostek, uczyniłem to posłusznie, zostając równocześnie wtajemniczony w przebiegły plan komandora.
Cały czas miałem tylko nadzieję, że Charlie nie zbliży się do mojej komory iskier... bo jakbym zaczął się śmiać jak jebnięty przy komandorze, podczas gdy ten wygłasza swe plany, to mogłoby się to nie skończyć dobrze...
***Charlie***
Cierpliwie milczałam. A kiedy przysunęłam się do zewnętrznych części schowka zdołałam usłyszeć rozmowę Decepticonów.
- ... i wyślemy naszego najdoskonalszego żołnierza incognito, Steve. - zaśmiał się złowieszczo Starscream- I naprawimy statek bota na tyle by zaczął nadawać sygnał alarmowy.
- P-przezcież zjawią się wtedy Autoboty...! - zadrżał Steve
- Otóż to... Zamaskowany con odstawi teatrzyk na pustyni, a następnie głupiutkie boty zabiorą go wprost do swojej bazy! A wiesz co wtedy się stanie...!? - komandor zbliżył się do Vehicona, który zaprzeczył ruchem głowy- Wtedy... nasza wtyka sprawnie wybada gdzie znajduje się baza Autobotów!
- I Lord będzie... zadowolony?
- Nie, Steve, on będzie prze szczęśliwy! Bo to ja zdemaskowałem tajną kryjówkę naszego wroga! A zgadnij kto wtedy nie będzie już Megatronowi potrzebny...??
- N-nie wiem...
Komandor strzelił Vehicona po łbie, aż ten stracił równowagę.
- Rusz tym procesorem, idioto! To węglowiec przestanie być potrzebny do szpiegowania! Rozumiesz teraz mój genialny plan?? Kiedy Makeshif przekaże nam cenne informacje, Megatron sprzątnie tego insekta szybciej niż ujrzysz flesz foto radaru...!
Poczułam jak Steve cały zadrżał. Ja za to myślałam, że zagotuję się ze złości. Jak Starscream śmiał tak knuć przeciwko mnie, tylko by się mnie pozbyć! W r e d n e. Odczekałam na dobry moment, by upewnić się, że Vehicon odszedł od komandora... po czym zaczęłam upierdliwie stukać w bardziej zewnętrzne części schowka.
- Wyciągnij mnie... Steve(!)
Z chwilą, kiedy nikt nie patrzył górne płyty schowka rozsunęły się lekko i wielkie szpony wyjęły mnie na blat.
- Po co? - syknął- Ukryj się może...
Vehicon zadygotał i zasłonił mnie ręką, gdy Starscream zerknął w naszym kierunku. Aczkolwiek ominęłam metalową dłoń i wylazłam na widok.
- Ty szujo, wszystko słyszałam! - warknęłam zwracając na siebie uwagę skrzydlatego robota
- Jak się tu znalazłaś, insekcie?! - zdziw się komandor
- Szpiegiem jestem, ma się sposoby...!
- Zobaczymy jak długo nim będziesz. - prychnął z pogardą- Jak długo tu stoisz??
- Wystarczająco by stwierdzić, że twój plan nie wypali!
- Śmiesz zarzucać k o m a n d o r o w i błędy taktyczne!? Kim ty jesteś!? Nikim!
- Jesteś idiotą. Ten ''błyskotliwy'' plan nie ma szans zadziałać! Myślisz, że ja bajek nie oglądam?Naprawdę uważasz iż Autoboty się nie skapną, że ich koleżka jest podstawiony?!
- Nie doceniasz naszych możliwości robalu! No, ale co się dziwić, twój ograniczony procesorek nie jest w stanie pojąc naszych udoskonaleń...!
- I skromności...
- Patrz i podziwiaj, bo już niedługo pożegnasz się z posadą i nie będziesz nikomu potrzebna! - skrzeczał zirytowany Starscream- ...gdzie jest ten Makeshift!? Znowu się gdzieś leni?!
- A-ale komandorze, przecież on już przybył na mostek - szepnął jeden z Vehiconów
Podskoczyłam przestraszona, jak wszyscy. Niespodziewanie z cienia wyłonił się samolot, który sam zdawał się być wyrwą rzeczywistości. Był to bombowiec strategiczny B-2 Spirit*, którego widziałam kiedyś w filmach. Decepticon zawisł w powietrzu i bezszelestnie transformował w tajemniczego robota. Posturę miał Vehicona-jeżozwierza, z wyraźnie skośnymi i święcącymi na biało optykami. Zaniepokoiło mnie to, że nie mogłam dostrzec jego szczegółów, zupełnie jakby jego całe ciało pochłaniało światło... Ponieważ widzimy rzeczy tylko te, które odbijają fale elektromagnetyczne. Decepticon był czorny jak próżnia, jak czarna dziura, jakby jego pancerz pokryty był czystym Vantablackiem**.
Wywołał on mieszane uczucia u wszystkich zebranych. Jedynym nie wzruszonym pozostał Soundwave, który ściągnął dane na temat porwanego Autobota. Następnie jedną ze swych macek-przewodów przesłał informacje Makeshift'owi. A ten... krótko mówiąc zaczął zmieniać kształty, upodabniając się do Wheeljack'a. Nie wierzyłam w to co widziałam.
Podczas, gdy Makeshift zmieniał swe kształty, ja na nowo zaczęłam wykłócać się, że plan Starscream'a jest do bani. Komandor stwierdził natomiast, że gdyby jego podwładny zawiódł, będzie torturował Autobota aż ten wyśpiewa mu położenie tajnej bazy. I tu też zaczęłam się kłócić, że gdyby bot posiadał taką wiedzę rozbijałby się zapewne bliżej Nevady. Decepticon jednak pozostawał uparcie przy swoim, rządząc się przy tym jakby sam był tu Lordem. I to podsunęło mi pewien pomysł.
- Jesteś u Megatrona! - wykrzyczałam. Najlepszy argument ever. Brawo Charlie.
Starscream zarechotał jakby moja groźba nie zrobiła na nim większego wrażenia. Rozpostarł skrzydła ku górze, jakby chciał sprawiać wrażenie większego i mniej wątłego.
- Jestem bardzo ciekaw jak zamierzasz tego dokonać? - mruknął uśmiechając się miło. Komandor wypiął dumnie pierś i zaczął kroczyć w kierunku Vehicona- Steve... zabierz węglowca z Nemesis, to rozkaz.
- No chyba nic! - prychnęłam. Lecz nagle poczułam wielkie szpony oplatają się wokół mnie i podnoszą. Pisnęłam niezadowolona- Puść natychmiast! Zostaw! Odstaw mnie! - zażądałam
- Nie masz tutaj władzy! - zarechotał zadowolony Starscream'a
Spojrzałam z wyrzutem na cona, który chylił ulegle łeb. Z jednej strony zrobiło mi się przykro, że Vehicon usłuchał lojalnie rozkazów tego kretyna... z drugiej strony nie mogłam przecież żądać od Steve'a by lekceważył przełożonego. Najbardziej bolało mnie jednak to, że plan komandora może się ziścić... i co wtedy ze mną się stanie? Megatron mnie zje i po sprawie?
Vehicon ruszył w kierunku wyjścia. Wgapiłam się w podłogę, która uciekała kilka metrów pode mną. Mimo wszystko, burczałam smutno pod nosem:
- ...puuuuść. No, puuuść mnie....!
- Nie mogę... - odparł z nutką smutku w głosie. Na odchodne spytał jeszcze- Gdzie mam ją zabrać, komandorze?
- Gdziekolwiek, nie obchodzi mnie to. - prychnął Starscream- Ma jej tu nie być dopóki ktoś się o nią nie upomni, zrozumiano?
Steve przytaknął i wyszedł z mostka, trzymając w dłoni obfochaną mnie na nie wiadomo kogo.
____________________________________________
*
B-2 Spirit - może Makeshift nie miał ustalonego alt-mode'a, ja postanowiłam dać mu ten gdyż bardzo lubię te (FUN FACT) najdroższe samoloty świata. W B-2 Spirit nie ma nic normalnego XD Lata z prędkością 1000 km/h na zasięg rzędu 15 tyś km (co sprawia, że ma zasięg globalny). Fenomenalne jest to, że lakier którym jest pokrywany jest ultra ściśle tajny i sprawia on iż bombowiec jest praktycznie niewykrywalny przez radary... no i jakoś mi tutaj pasował do tego Decepticona:
**Vantablack
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top