29. Idzie Vehicon koło drogi, nie ma ręki ani nogi.

[23 luty 2017]

Ff ma już ponad 700 gwiazdek! <3 Robicie mi dzień *o* 

Na rozluźnienie klimatu, dam ten filmik byście wiedzieli, że jak Charlie zaczyna wyć w charakterystyczny sposób ''Huuuuuummm'' to możecie to interpretować w ten sposób:

https://youtu.be/_yH5iyn81Ks

__________________________________________

- Huuummm...

- Nie rozpaczaj iskierko. My Transformery nie jesteśmy tak delikatni jak wy, tkankowcy. Wbrew pozorom potrafimy wytrzymać więcej niż ci się wydaje...!

- Wi-widziałam jak mu ''V'' na masce gaśnie... b-bałam się, że umarł... - wyłkała cicho- Huummm...

- Oj... to, że nam optyki gasną nie oznacza, że gaśniemy...! Zazwyczaj. - dodałem przechylając głowę- Czasami tak się dzieje, gdy tracimy przytomność lub przechodzimy w stan głębszej hibernacji... A także kiedy gaśniemy. 

- Huuummm...

Węglowiec siedział nieruchomo na blacie, cały czas z podwiniętymi kolanami oplecionymi rękoma. Charlie co jakiś czas ocierała wilgoć z optyk. Choć starała się to ukryć nie wiadomo przed kim, mi ze swym bystrym wzrokiem, nic nie umykało. Była smutna jakby ktoś jej lakier zarysował na masce!

Naprawdę się o niego martwiła. Zaśmiałem się w iskrze. Głupie to było jak nie wiem. Niepojęte i niezrozumiałe. ''Przywiązanie''. Nic tylko cierpieć przez to można.

Przewody, z których wyciekał Energon zostały zatamowane. Skupiłem się na usuwaniu zniszczonych fragmentów egzo i endoszkieletu, które będą przeszkadzały w dalszej części zabiegu. Gdy zgrzyt piły przestał rozchodzić się po zabiegówce obwieszczając, że skończyłem to co robiłem, usłyszałem mniej zachrypnięty głosik:

- Knockout... - mruknęła Charlie- Czy wy... Transformery, macie w sobie jakąś część... coś takie co świeci?

- Reflektor! - odparłem natychmiast. W końcu było się po szkole medycznej, najładniejszy na wydziale- Tak? Zgadłem? Na pewno, no ja bym nie zgadł?

- Chodziło mi raczej... o coś w środku, w klatce piersiowej...?

Na moment się zatrzymałem, ale zaraz po tym zabrałem się łączenie rozerwanych obwodów odpowiedzialnych za przekaz bodźców z receptorów do procesora. Zamrugałem optykami. Skąd ona mogła wiedzieć o iskrze? Za moment mój procesor zalało olśnienie. Przecież składała Vehicona na taśmę to i zobaczyła co nieco... Hmmm, ale czy ja mogłem mówić jej o naszym najsłabszym punkcie? Aczkolwiek Megatron przyjął ją do naszych, szpieg powinien wiedzieć z czym ma do czynienia. Chyba.

- To iskra.

- Iskra?

Przytaknąłem.

- Każdy Transformer ma ją swej klatce piersiowej. To dzięki niej żyjemy. To w niej gromadzą się nasze emocje i wspomnienia... Kiedy gaśniemy, po waszemu: umieramy, nasza iskra łączy się w z Wszechiskrą.

- Czyli to tak jakby dusza?

- Może... - odparłem i pokiwałem dłonią na ''tak sobie''- Jestem medykiem, nie filozofem... ale za to najładniejszym medykiem! - stwierdziłem uśmiechając się i zerkając za siebie. Charlie wciąż siedziała na blacie rozgoryczona- Wyluzuj się w końcu... - mruknąłem miękko- W porównaniu do was, my mamy części zamienne, widzisz? - wskazałem na przyniesioną rękę i nogę do Vehicona- Zaraz będzie jak nowy... Ale tobie chyba też przydały by się części zamienne, hm? - spróbowałem zażartować

Dziewczyna nie drgnęła, z jej optyk poleciał płyn. Skrzywiła się i skuliła się bardziej chowając twarz.

- Tobie też, procesor - syknęła

- Oh! Przestaniesz ty przeciekać? Bo mi blat zalewasz, zardzewieje mi!

- No i dobrze - burknęła

Westchnąłem wywracając optykami. Wróciłem do spawania, kiedy do zabiegówki wszedł Breakdown. Skierował się do blatu by odłożyć puste strzykawki.

- Wszyscy ranni dostali przeciwbólowe i prowizoryczne opatrunki? - spytałem nie przerywając pracy

- No jasne! A co z nią?...Co taka nie w oleju, co? Nie chcesz się gdzieś przejść zamiast tu rdzewieć...? - spytał Breakdown, przyglądając się dziewczynie. Charlie zaprzeczyła ruchem głowy.- No cóż. - wzruszył ramionami i zaglądał mi przez ramię co robię. Nim wyszedł z zabiegówki przewał głuchą ciszę- No tak to jest... Trzymaj się i nie smutaj tak. Mam cię na optyce. - zażartował Breakdown, na co Charlie uśmiechnęła się słabo

***Charlie***

Było mi smutno jak nie wiem. Żal i bezradność rozrywały mi pierś na wskroś, gorycz dławiła. Co chwila pociągałam nosem i ocierałam łzy. To czekanie, czekanie było najgorsze...

Wszyscy usilnie starali się mnie ''pocieszyć''. A mnie po prostu ucieszyłoby gdyby Steve już się obudził. I nie miał takiego cholernego pecha. Było mi po prostu przykro, że nie mogę mu pomóc... i że stała mu się krzywda. Bałam się o niego. To było chyba normalnie, kiedy już się do kogoś przywiążesz... nie chcesz go stracić. 

Na szczęście Steve wyglądał już lepiej niż gorzej. Bo na początku wyglądał żałośnie, rozerwany w pół, marniejący w oczach. Knockout perfekcyjnie podłączył Vehiconowi części zamienne, które wyglądały niemalże identycznie jak poprzednie- miały jedynie jeszcze nieporysowany lakier.

Nie zmieniało to jednak faktu, że w sercu miałam ścisk. A raczej dół, rodem czarnej dziury. Doła jak stodoła, a jak ma się doła to go zakop...? Ale tym razem nie potrafiłam. By przestać myśleć założyłam słuchawki, przymknęłam powieki i oparłam się o ścianę, której chłód bił nawet przez kurtkę. Zaczęłam słuchać jakiejś mocnej muzyki by dosłownie się odciąć i wyszumieć. To mi często pomagało. Jednakże gdy już uszy zaczynały mi krwawić, a w środku poczułam się nieco lepiej, obejrzałam postępy medyka.

Dobrze, że tu był, pomyślałam obserwując skupionego Knockouta. Był i leczył poszkodowane przez wojnę cony... Przed oczami znów miałam Autoboty. Żelazne bestie, które uważają się za tych ''dobrych''? Spojrzałam na Steve'a i znów poczułam ucisk w gardle i łzy w oczach.

Co tam, że uszy krwawią. Musiałam zaaplikować kolejną dawkę legalnego narkotyku, którego nie zamierzałam rzucać- muzyki. Muzyka nie pyta, muzyka rozumie... Amen.

W jakimś momencie do zabiegówki wbił Vehicon i obwieścił, że Megatron szuka swoje szpiega. Westchnęłam ciężko, wolałam być tu i nie opuszczać Steve'a, ale Knockout powiedział, że dziś na pewno nie będzie wybudzał go z hibernacji. Chcąc nie chcąc, udałam się razem z conem do sali tronowej. Ponoć miałam zdać raport. Jakkolwiek to się robi.

Raport? Teraz, jakiś raport?? Raporty chyba się pisze... Nie chce mi się. A w dupie, zaliczę go ustnie i wyprę się, że nie znam ich języka. Kontent. Boski plan. Życie sobie trzeba ułatwiać... jakkolwiek by to nie brzmiało, że będę zaliczać ustnie u szefa raport. Bomba.

Odstawiona na miejsce podziękowałam Vehiconowi i wypiłam kawę, by jakoś dożyć raportu. Czekałam aż Lord Megatron raczy skończyć czytać na pewno coś bardzo ważnego, na swoim kosmicznym tablecie i zechce wysłuchać mego ''raportu''. Niestety tyran wciągnął się w lekturę ni myśląc ją przerywać, a ja zostałam odstawiona na blat w pobliżu komandora. Wystarczyło, że na siebie spojrzeliśmy i wiedziałam, że nic dobrego z tego nie wyniknie. 

Skrzydlaty robot znów się na mnie krzywił, obrażając cicho na tysiąc sposobów pod nosem, którego nie posiadał. Bulgotał i zapętlał się jak stary bęben od pralki, pieprząc w kółko na temat- żem głupi, brzydki robak, który nie powinien tutaj być. Ogólnie cierpliwa byłam, ale po piętnastu minutach bezczynności, uszy mi zwiędły, odpadły i uciekły. Nie wytrzymałam. Fuknęłam krzyżując ręce na piersi, po czym pokazałam język komandorowi jak dziecko. Robot zdziwił się okropnie.

- Yh, jacy wy węglowcy jesteście paskudni... - prychnął komandor- Ewolucja nie była dla was hojna... ani w wyglądzie ani w inteligencji.

Krew mnie zaleje. Obróciłam się w jego stronę. Straciłam. Cierpliwość.

- Wiesz? Tam skąd pochodzę na przystojniaków jest takie określenie: g r a n a t. Ale to określenie do ciebie nie pasuje, wiesz czemu? Bo ty nikogo nie rozerwiesz!

Krzywa zadrzewiała puszka wyszczerzyła czerwone oczy. Starscream obruszył się strasznie, skrzecząc cicho i trzęsąc skrzydłami jak trzepnięty ptaszek. Tym razem on nie zdołał nic powiedzieć, ponieważ Megatron uniósł wzrok znad kosmicznego tabletu i spojrzał w naszym kierunku.

Spojrzenie tyrana uciszyło nas może na zgoła pięć minut. Lord ponowił czytanie raportów, a Starscream na nowo szeptał pod moim adresem. Odliczanie mojej nadszarpniętej cierpliwości ponownie się rozpoczęło...

- ...do jakich nędznych czasów dane mi było dożyć, by ''współpracować'' z robactwem. Jeszcze gdyby to ładne z było, a nie jakieś tkankowe, że idzie sobie optyki wydłubać - otrząsnął się obrzydzony i skrzeczał dalej po cichu- Wszędobylskie robactwo, tylko się mnoży i mnoży...

- Nosz! Wykastrowałabym cię, ale najwyraźniej ktoś już to zrobił przede mną, bo piejesz jak...!

Tak, dokładnie tak jak teraz Starscream ładnie zaprezentował. Jego sfrustrowany piskokrzyk odbił się echem po sali tronowej. Niestety nie zdążyłam dokończyć tego co mówiłam, gdyż musiałam uciekać przed jego łapą, jeśli życie mi było miłe. Jasne! Skończyły ci się kontr-odzywki to bijesz! Uskoczyłam przed nadlatującymi szponami. Uniosłam głowę do góry napotykając nieprzyjaźnie wykrzywioną twarz. Kątem oka jednak dostrzegłam ruch, spojrzałam w dal i zamarłam.

Spierdzieliłam w bok zakrywając głowę rękoma. Po chwili słyszałam metalowy brzdęk i kolejny skrzypliwy odgłos Starscream'a. Megatron najwyraźniej też już nie wytrzymał... i cisnął w naszą stronę kosmicznym tabletem.

- Auha! Co do...?! - warknął Starscream, szukając tego co uderzyło go w łeb. W szoku obejrzał się na tron- P-panie! Ale za to było!?

- Za twarz - syknęłam tak by schodzący ze schodów kolos nie usłyszał, natomiast urażony komandor znów nakierował w moją stronę szpony

- Łapy precz mojego szpiega! - ostrzegł Megatron

- Lordzie Megatronie! - sapnął Starscream, cofając rękę zaskoczony- Przecież ten insekt nie był pod nadzorem Vehicona! To niedopuszczalne! Czy ty nie widzisz co się dzieje? Ten robal tylko szpera wszędzie, by zdobyć jak najwięcej informacji i przekazać reszcie swojego nędznego gatunku...!

Otworzyłam usta z niedowierzania. Nie, po prostu nie wierze. No cham i prostak. Tak mnie u szefa podpierdalać i w dodatku wszystko ściemniać?! O nie mój panie, nie na mojej warcie.

____________________________

Starscream za jednym zamachem zgarnął 80 pkt! XD Dobry jest!

____________________________________

- O, przepraszam bardzo! - wtrąciłam oburzona- Ja tylko robiłam co do mnie należy. Śmiało, popytajcie Vehicony, w i ę k s z o ś ć osobiście przepytałam!

- Nie wtrącaj się larwo, gdy mówi wyższy gatunek! - nakazał komandor

Megatron uderzył pięścią w blat tak gwałtownie, że komandor odskoczył jak kopnięty prądem. Z resztą ja chyba też.

- Ja tutaj jestem od wydawania poleceń!!! - Megatron ryknął na Starscream'a tak, że gdybym nim była, to momentalnie zsiwiałabym ze strachu- I precz od mojego szpiega! Nie masz przypadkiem czegoś do zrobienia...!?

Chwała Megatronowi, hail powiadam! Jako jedyny zauważył, że szanowny komandor czyha na moje życie! Lord odprowadził wzrokiem naburmuszonego Decepticona i skupił się na mnie. Aczkolwiek gdy spojrzałam na kolosa po plecach przebiegł mi dreszcz. Szefuńcnio nie jest w dobrym nastroju, trochę...

- Mów. Czy są postępy? I czemu nie ma z tobą wyznaczonego Vehicona?

Ha! Wiedziałam, że zaliczę ten raport ustnie i nie będę musiała nic pisać! Zawsze trzeba doszukiwać się pozytywów. Powiedziałam, że postępy marne, ale się staram, bo nawet kopalnie odwiedziłam w poszukiwaniu informacji i...

- ... i wtedy do kopalni wpadły Autoboty... - urwałam patrząc w próżnię

- Co stało się dalej?

- A Steve został ranny, a ja...

- A ty...?

- O-ooo...

- Jakie ''o-ooo''?

- Ona mnie widziała...!


- Co?! - warknął Megatron- Kto!?

- Ta niebieska suka! To znaczy,eee... Warsi? Barsi? Marsi? Tarsi, Garsi, Carsi? - charczałam przez zęby. Nic mi nie pasowało- Taka niebieska, wielkie oczy... i miała ładne plecy z dwóch stron... chociaż...? - zastanowiłam na głos

- Arcee...??

- Tak... TAK! Arcee!

- W i d z i a ł a cię?!

Lord Decepticów był wściekły. Widać to było po jego ruchach i złowrogiej minie. Zaraz chyba mnie tym tabletem przytrzaśnie. Nie dobrze... Charlie, nie panikuj. 

- Wiedziałem, że będzie do niczego... - prychnął Starscream- Od samego początku to powtarzałem!

Megatron miotał się nie wiedząc chyba jak bardzo ma zacząć wrzeszczeć i ryczeć. Oj, szczerzył już na mnie te rekinie zęby, nie dobrze... nie dobrze, nie wzięłam żadnych przypraw, trochę nie kulturalnie z mojej strony.

- Szpieg ma za zadanie być nieuchwytny, a ty...!! - ryknął, lecz mu przerwałam

- Ale ja musiałam mu pomóc!

- Komu?

- Steve'owi!

Megatron prychnął okropnie, nie rozumiejąc. Cofnął głowę zaskoczony.

- Narażasz misję, dla jakiegoś Vehicona?! Mamy ich trochę na stanie, przydzieliłbym ci innego...!

Myślałam, że coś we mnie zaraz pęknie. Miałam ochotę krzyczeć i tupać nogami jak rozwydrzone dziecko w sklepie, któremu mama nie chce czegoś kupić.

- Tyle, że ja nie chcę innego! Nie innego! Tylko ten!

- Mniejsza! Jak do tego doszło, że Autobot cię zobaczył w kopalni?!

- T-ta jakaś Siarcee chciała go zastrzelić, ale nie pozwoliłam jej... bo stanęłam na linii strzału i nie zaatakowała...

- A to dopiero ciekawe. - zadumał Megatron, przybierając na twarzy spokojne rysy i prostując się z rękoma za plecami. Zdałam sobie sprawę, że mnie podpuszczał, a ja głupia dałam się w ciągnąć w niewinną grę na emocjach- Węglowiec martwi się o Decepticona, niespotykane. Nawet gotów poświęcić za niego życie, tego jeszcze nie grali! Ludzie są... doprawdy nieprzewidywalni.

- Ludzie są durni... - prychnął komandor

Nawet nie wiem jak szybko Megatron znalazł się przy Starscreamie. Pochylił się nad nim i zagroził mu pięścią, aż ten przerażony upuścił kosmiczny tablet na podłogę.

- Przymknij się, nie proszony! Jak widać nawet węglowiec zna znaczenie słowa poświęcenie, nie to co ty! - wycedził przez zęby, po czym odwrócił się do mnie robiąc błyskawiczny zamach ręką. Usłyszałam tyko świt i zadrżałam, gdy wielkie ostrze zatrzymało się tuż przede mną- A co do ciebie...! Zapamiętaj, że największą przewagą szpiega jest element z a s k o c z e  n i a... a nie szlachetne czyny.

Okej, ostrze było jak najbardziej zaskakujące. Robot wysunął je sobie z nadgarstnika jak Wolverine swoje ostrza! Zdałam sobie sprawę, że wstrzymałam oddech i nie mogłam nic zrobić, bo mnie ciut sparaliżowało. Dobra, mobing jest normalną rzeczą w pracy. Wdech i wydech. Z trudem przełknęłam ślinę. Obróciłam się na pięcie, czując jak wiotczeją mi kolana. Słabo mi. Wdech wydech, dotleniamy mózg. Ok. Przeszło mi, ale było blisko do spotkania z podłogą. Po prostu, tylko dziesięciometrowemu tyranowi puściły nerwy. Luz. Przynajmniej czułam, że serce mi nie stanęło, bo biło jak walnięte.

Megatron kazał zostawić go samego, toteż zarówno Starscream i ja opuściliśmy salę tronową.Przedsionek zamknął się za nami, pozostawiając myśliciela sam na sam z jego myślami. Skrzydlaty Decepticon mamrocząc coś niewyraźnie ruszył swoją drogą. O, nie, nie... Czegoś chyba sobie nie wyjaśniliśmy. Zaczęłam biec, bo nadążyć za kilkumetrowym robotem wcale łatwo nie było.

- Te! Zatrzymaj się! Ej no! Mówi się, k o m a n d o r z e! - wykrzykiwałam z dołu, a robot nawet nie raczył spojrzeć w moją stronę. No perfidna olewka.- Zatrzymaj się ty...! Bezużyteczne wiadro bez dna!

Robot zatrzymał się w półkroku i spojrzał w moją stronę z nienawiścią.

- Jak się okazuje bezużyteczna tutaj jesteś tylko t y. - prychnął trącając mnie szponem, na co syknęłam niezadowolona i obolała- Po za tym, masz czelność obrażać komandora Decepticonów!?

- Noo, jakoś muszę zwrócić twą uwagę. - prychnęłam- A na nic innego nie reagujesz, nie wnikam co lubisz.

Starscream rozpostarł długaśne i ostre szpony.

- Zaraz osobiście się przekonasz co lubię robić!

- Tyle, że mało kogo to obchodzi...!

Robot zirytował się jeszcze bardziej. Trząsł tymi skrzydełkami na plecach, że dziwiłam się czemu on jeszcze ziemi się trzyma, no zaraz odleci.

- Zaraz nauczę cię szacunku, robalu!

- Skończyłeś już pierdolić? - jęknęłam znudzona. Starscream warknął coś i już chciał mi odpyskować, ale mu nie pozwoliłam- Nie! Zamknij twarz i słuchaj! Nienawidzę prowadzić z kimś wojen, s e r i o! Szczególnie jeśli nie wiem o chodzi... Masz jakiś problem, to porozmawiajmy! - zaproponowałam 

- Nie mamy o czym rozmawiać, podrzędna istoto! - prychnął z obrzydzeniem- Już i tak wystarczająco zrobiłaś...

- Tak się składa, że nic ci kurwa nie zrobiłam! Nawet wzięłam t w o j ą winę na siebie, ale ty dalej swoje! Jeśli masz odwagę powiedz mi to prosto w twarz. - rzekłam całkowicie poważnie- Bo jak masz zamiar mnie cały czas za plecami obrabiać, to jesteś w dobrej pozycji by pocałować mnie w dupę... CO. TY. DO. MNIE. MASZ?

Robot mierzył mnie czerwonymi optykami jak sęp, przechylając głowę z boku na bok.

- Już ci mówiłem, nędzny insekcie. - mruknął oschle- Mogłaś się nie pojawiać. Nie zagrzejesz sobie tu miejsca, już ja tego dopilnuje. - warknął chytrze, stukając szponami o szpony- A spróbuj tylko wtrącać się w nie swoje sprawy a zakończę twój marny żywot...!

Sapnęłam obruszona. Czyli wracamy do punktu wyjścia. Ale nie... znaczy n i e. Ja ci dłoń wyciągam na zgodę, jak honor nakazuje, a ty mi ją ugryźć chcesz...? Nie ma. Głupia nie jestem. Wyprostowałam się dumnie, machnęłam ręką nonszalancko i oznajmiłam:

- A zatem kości zostały rzucone.

Komandor skrzywił się i prychnął odchodząc. Starscream obejrzał się za idącym conem i rozkazał mu na odchodnym:

- Breakdown, zabierz to robactwo! Niech się nie szlaja samopas po statku!

Zdziwiony robot obejrzał się na komandora to na mnie.

- Zrobi się - zapewnił, a kiedy podszedł kucnął* przy mnie przechylając głowę- A co to za smutne optyki? Dalej nie w oleju?

- Nie... wszystko okej. - odparłam wysilając się na potwierdzający uśmiech

- Jeszcze w życiu nie wiedziałem by Krzykacz tak komuś za lakier załaził...

- Za skórę...

- Chciał wykończyć Megatrona raz, dwa, może pięć... w sumie to przestałem liczyć ile razy, ale wiesz, Megatron ma władzę! On tu rządzi, a ty? Starscream uwziął się jak scraplet na szkło. Bez sensu.

- No, bez sensu - poparłam go. Spojrzałam do góry uświadomiłam sobie, że się nie przywitałam z wielkim robotem- Hej Breakdown.

- Hej, tam na dole. - zaśmiał się miło- Zamierzasz się tak wałęsać po Nemesis?

- Późno już... - westchnęłam- Steve musi leżeć u medyka... Wróciłabym do domu żeby mama się nie martwiła, ale...

- Ale co?

Spojrzałam na robota smutno.

- ...Steve.

- Steve przeżyje! Głupi zawsze mają szczęście, mówię to z doświadczenia - zaśmiał się robot wskazując na łatkę na twarzy, zakrywającą brak oka- Dawno nie opuszczałem Nemesis w trybie wehikułu, mogę cię podrzucić.

- Naprawdę...? Nie będę ci przeszkadzać?

Breakdown parsknął i zaprzeczył ruchem głowy.

__________________________________________

*,,zapewnił, a kiedy podszedł kucnął'' [Breakdown]

[źródło: https://pikabu.ru/story/stalnoy_gigant_lokalizatsiya_4819259?hcb=1&fbclid=IwAR0uCXbzf5jMgxju7c1vBoIDIz9N2cy--m2AZEO_7CriO1WsYi_mbPkVlh4]

(tym obrazkiem koleżanka zniszczyła moje dzieciństwo XDD teraz jak tylko czytam, że ''robot kucnął przy kimś tam'' mam to przed oczami... CO SIĘ ZOBACZY TO SIĘ NIE ODZOBACZY) X'D

Jeśli nie wiecie co to za bajka, to mówię i polecam: Stalowy Gigant

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top