28. W grocie króla gór

[19 luty 2017]

Tytuł nawiązuje do:  Grieg - In the Hall of the Mountain King  - jedna z nielicznych piosenek klasycznych, która wpadła mi w ucho <3 Kto ją zna wychwyci, że w typowym mózgotrzepie (którego też lubię i dlatego go załączyłam u góry^^) Nils Van Zandt & Nicci - Up And Down pojawia się właśnie ta nuta.

_______________________________________________________

Kiedy tylko przeszliśmy przez most ziemny i pierwszy Vehicon-górnik spojrzał w naszą stronę wywołał panikę, ponieważ zaczął krzyczeć zdziwiony: ''Steve! Ty robala masz na ramieniu!''.

Ja tylko wzdychałam i czekałam aż mój strażnik uprzejmie wytłumaczy kolegom Vehiconom-górnikom kim jestem. Bo górnicy jak to górnicy z kopalni nie wychodzili... zbyt często... albo wcale. A i wyglądali nieco inaczej od zwykłych Vehiconów. Na mace świeciły dwa czerwone ''V'', nie posiali też otulających twarzy rogów na głowie i zdawać się mogło, że mieli ciut bardziej różowy kolor lakieru... choć mogło to być złudzenie, przez złe oświetlenie w kopalni.

Jeśli myślałam, że w kopalni znajdę odpowiedź na to czego szukam to się przeliczyłam. Najwyraźniej kochane Autoboty nie zabierały na napady swoich ludzkich sojuszników lub żaden górnik nie dożył momentu by mi o tym opowiedzieć.

I w zasadzie będę musiała założyć nowy notes, gdyż z frustracji zaczęłam nim ciskać o ziemię. Do tego zaczęłam żalić się na temat mikroklimatu, który panował w kopani. Mokro, zimno i do domu daleko. A jeśli chodziło o zimno, marudziłam do tego stopnia, że chyba Steve'a procesor rozbolał. Toteż oddaliłam się podziwiając tunele wyryte w skałach. Moje oczy nie mogły się nadziwić Energonem wciśniętym w strop i ściany kopalni. W jednych miejscach były to cieniutkie żyłeczki, w innych zaś ogromne kilkumetrowe kryształy. Stało się przy takim i czuło się małym, dodatkowo nie mogąc wyjść z podziwu. Kryształy Energonu były naprawdę piękne i zdawały się emanować swą nieskazitelną niebieską barwą. Rodem wyciągnięte z magicznych książek fantasy. Byłam zauroczona tym widokiem.

Zaintrygowana migotającym światłem i spojrzałam do góry mrużąc oczy. Tam, jakiś górniczy Vehicon przecinał wielki filarowy Kryształ Energonu na mniejsze kawałki, zdatne do transportu. Usłyszałam za sobą mechaniczne stąpnięcia. Obejrzałam się napotykając wzrokiem Steve'a, którego podczas szpiegowskiego rekonesansu zgubiłam. Vehicon przechylił głowę i doprał niezadowolonym tonem:

- Nie patrz się tak, bo ci optyki wypali.

- Co? Czemu?

- Bo temu. Górnicy mają specjalne maski. Dzięki nim lepiej sobie radzą ciemnościach, a i nie oślepną podczas pracy.

- Rozumiem...

Przeszliśmy kawałek w głąb korytarza, aż z mroku wyłoniła się przed nami ogromna ciężka maszyna. Podobne widziałam zaraz po wyjściu z mostu ziemnego, lecz z oddali. Stojąc obok tego czegoś było można być pod naprawdę wielkim wrażeniem.

- O rety, co o jest!?

- Wiertło?

- Ooojaa! A powiesz mi jak to działa?

- Niby po co?

- Szpieg powinien być obeznany! - odparłam waląc się pięścią w pierś- Teraz też jestem Decepticonem!

Steve westchnął i pokręcił głową, pewnie na samą myśl iż ma mi coś tłumaczyć. Ale po namyśle przytaknął i zgarnął mnie z ziemi.

- Dobra, czemu by nie... obsługa wiertła jest tak prosta, że nawet ty ją zajarzysz.

Yey! Następny przystanek: Chiny! Jak byłam mała chciałam dokopać się do Chin, ale nigdy mi się nie udawało, więc może teraz mi się powiedzie? Marzyć zawsze wolno. Vehicon wytłumaczył mi w kilku zdaniach jak obsługiwać wiertło. I rzeczywiście, nie potrzeba było do tego geniuszu. Były aż trzy biegi, w tym wsteczny i jałowy. Pokrętło regulujące tępo obrotów świdra, liczniki mierzące przeciążenia związane z oporem drążenia w skałach. Na wbrew pozorom łatwym do ogarnięcia, interaktywnym ekranie wyświetlana była wartość paliwa, prędkość oraz topografia terenu. Od czasu do czasu wypadało zerknąć na bezpieczniki, które regulowały pracę wiertła by to nie przegrzało się.

***Steve***

Moja iskra przyśpieszyła, pulsując intensywnie. Wyprostowałem się rozglądając. Usłyszałem huki i strzały dochodzące z głębi kopalni. Kurwa, tego jeszcze brakowało! Autoboty, kiedy Charlie jest razem z nami w kopalni!

- Co to było...? - spytała przestraszona- Steve!

Złapałem ją i wrzuciłem za zewnętrzne części pancerza na piersi. Ruszyłem biegiem, czując jak Charlie obija się w schowku. Pewnie nie będzie z tego powodu zadowolona, no ale... Skierowałem się do tylnej odnogi kopalni, gdzie pozostały już tylko resztki Kryształów Energonu, które wydobywało się ręcznie. Schowałem się za skałą zastanawiając się nad jakimś planem.

Tylko kurwa nie mogłem się skupić, bo Charlie upierdliwie wierciła w schowku! Raz po raz, chcący lub też nie, ocierała się o komorę iskry, a to przyprawiało mnie o niekontrolowane napady śmiechu. Powstrzymywałem się z całych sił, ale to było silniejsze. Miałem tam tak intensywne łaskotki, że myślałem, że się rozpadnę.

I nie wytrzymałem. Parsknąłem zduszonym śmiechem, a zewnętrzne płyty pancerza mimowolnie się rozsunęły. Zaskoczona Charlie wyleciała z piskiem. Wyciągnąłem rękę pod schowek. No co, złapać nie miałem? Złapałem ją i uniosłem na poziom optyk. Miała szczęście, że maska zasłaniała mi gębę, bo na pewno miałem bardzo okropny grymas niezadowolenia. I tego już na pewno by się wystraszyła.

- Przestań się wiercić! Nie możesz się, nie wiem, przestać się ruszać?!!

- Niewygodnie mi tam! 

- Nie obchodzi mnie to!

Charlie ofukała mnie niezadowolona, starając się ułożyć włosy.

- Cierp ciało jak żeś chciało. - prychnęła nonszalancko

- Pakuj się do schowka i buźka na kłódkę! Wróg jest w zasięgu strzału!

- Ty również! Ukryjże się!

- Nie będziesz mi tu rozkazywać! - rozejrzałem się po kopalni dostrzegając pędzący motor- Oooo nie! Znowu ona! Jak ja jej nie znoszę...

- To ta niedoruchana suka?

- Charlie! - wycedziłem nie dowierzając

- W obronie własnej powiem tylko, że mówiłam gorsze rzeczy...

- Po prostu! Zostań! - rozkazałem i postawiłem ją za skalnym występem

- Nie jestem psem, żebyś mi rozkazywał! Widzisz obroże?!

- A jak ci kupię, to będziesz mnie słuchać?

- Nie.

- Tak też myślałem. - mruknąłem ruszyłem, lecz ta polazła za mną- No, KURWA! Chyba coś mówiłem do ciebie! - wrzasnąłem z przytupem tak, że dobrowolnie wycofała się pod ścianę- No. Zostań...! Dobra Charlie!

Przemieściłem się wzdłuż korytarza i schowałem się za zakrętem. Jedną rękę transformowałem w blaster, drugą przyłożyłem do audio receptora i nadałem do Nemesis.

- Do bazy! Mamy kłopot w kopalni KE-35! Zostaliśmy zaatakowani przez Autoboty, przyślijcie wsparcie! Szybko!

***Charlie***

Chyba zaczęłam syczeć z wściekłości. Dlaczego ja ze sobą nie wzięłam broni!? Przecież nie będę nawalać kamieniami jak jakiś neandertalczyk... z drugiej strony czołg nie chciał zmieścić się do plecaka, a chyba tylko on mógł coś zdziałać w starciu z kilkumetrowymi robotami.

Kilka skał odpadło od stropu i uderzyło głucho o ziemię. Zakrztusiłam się od pyłu i spojrzałam w stronę Steve'a. No, co on sobie wyobrażał!? Przecież może zginąć! Cholerne Autoboty, nie mogą się odczepić!? Złodzieje, kradzieje jedne. Cała kopalnia się zatrzęsła, a ziemia wydała odgłos jakby zaburczało jej w brzuchu i chciała nas wszystkich pochłonąć. Nie było to przyjemne, szczególnie kiedy dostrzegło się niepokojące pęknięcia w skałach. Vehicony górnicze rozpoczęły ostrzał. Steve krył się za występem skalnym i raz po raz wychylał się by oddać strzał.

Dostrzegłam jak zielony, gruby Autobot wycelował w naszą stronę. Oblało mnie blade przerażenie. Świetlisty pocisk uderzył w resztki niebieskiego kryształu, przy którym stał Steve.

Huk. Eksplozja. Światłość.

Nie wiedziałam co się stało... Fala uderzeniowa cisnęła mnie o skałę tak, że ciemno mi się przed oczami zrobiło. W uszach dudniło moje serce i monotonny, otumaniający pisk. Byłam oszołomiona. Nie wiedziałam jak się nazywam. I cały czas... piszczało...

Nie wiedziałam co się stało. Co się stało? Majaczyłam głową próbując ogarnąć gdzie jestem... Piszczało. Powietrze wypełnione było opadającym pyłem i dymem, który strasznie gryzł w gardło. Zakaszlałam naciągając bluzkę na usta i nos. Ze sklepienia jaskini spadały kamienie. Steve leżał pod ścianą. Vehicony-górniki się przewracały... nie, nie przewracały. Padały z ranami postrzałowymi, jeden po drugim. Jakieś inne roboty wynosiły niebieskie kryształy przez portal.

Otrzeźwiałam równie szybko jak odkręca się butelkę gazowanego napoju. Wszystko do mnie wróciło. Dźwięk nagle powrócił, obraz się wyostrzył. Zerwałam się na równe nogi i prawie się nie przewróciłam.

Steve? Steve! Moje serce przeszyło przerażenie. Nie ruszał się. Im bliżej się niego znajdowałam tym bardziej lęk owijał się wokół mnie. Vehicon bowiem leżał, a raczej drżał przy ścianiew niebieskiej kałuży. Cały jego lewy bok był zdewastowany, zmasakrowany od wybuchu kryształu. Zniszczony, rozerwany na strzępy. Nie było go... Boże. Stracił lewą nogę i rękę. W miejscu kończyn sterczały kable i przewody, strzelające iskrami i ociekające Energonem.

Myślałam, że umrę gdy to zobaczyłam i pojęłam co się stało. Zrobiło mi się słabo jak nigdy. Nogi się pode mną uginały, kiedy próbowałam biec w jego stronę.

Ale żył, jeszcze żył! Z przerażeniem odkryłam, że zmienił prawą rękę w działo i wycelował w dwa kłócące się przy portalu Autoboty. Po. Jasną. Cholerę. Zielony to oczywiście zauważył i ostrzegł niebieską. Ścisnęło mnie w sercu jeszcze mocniej, teraz naprawdę chyba miałam zawał. 

Ona go dobije pomyślałam. Nie mogłam tak stać bezczynnie.

*******

Niebieski robot o wyraźnie damskich kształtach, bez wahania ruszył ku rannemu Decepticonowi. Vehicon natomiast podążał lufą i strzelał, lecz Autobotka zwinnie unikała świetlistych pocisków. Ona również strzeliła trafiając w jego lufę, unieszkodliwiając ją. Broń opadła trzeszcząc i plując iskrami. Zrobiła salto i wylądowała przed conem, mierząc ze swojego blastera centralnie w czerwone "V'' na jego masce.

Arcee, bo tak miała na imię, zamarła w szoku... ponieważ nie mierzyła tylko do Vehicona. Na jego piersi, a raczej brzuchu stał człowiek, konkretnie Ziemianka z szeroko rozpostartymi rękoma, jakby chciała ''ochronić'' złego robota.

- Niee! ...Nie! - krzyczała wyciekła dziewczyna- NIE!

Femmbotka po raz pierwszy naprawdę nie wiedziała co zrobić. Zabrać ją do bazy Autobotów? Tak na pewno chciałby Optimus Prime, ich Lider. Może zostawić ją na śmierć...? Arcee zamrugała kilka razy turkusowymi oczyma, bo nie mogła uwierzyć, że jakikolwiek człowiek stanie w obronie Decepticona, k i e d y k o l w i e k. Tyle pytań naraz wypełniło jej procesor, że stała jak wryta, dopóki nie odezwał się zielony Autobot:

- Arcee! Zostaw go! - krzyknął Bulkhead na skraju mostu ziemnego- Zmywamy się!

Autobotka zacisnęła usta w cienką linię i przymrużyła optyki. Odskoczyła w tył transformując w niebieski motocykl i czym prędzej pognała ku lśniącemu portalowi.

Steve majaczył optykami otumaniony rwącym i promieniującym bólem. Głowa zaczęła mu ciążyć, więc po chwili opadła mu na wilgotną od Energonu ziemię. Z trudem obrócił ją na bok w poszukiwaniu Charlie. Zrezygnowany patrzył na oddalającą się sylwetkę Ziemianki, która robiła się coraz bardziej niewyraźna. I choć jego procesor odlatywał w nicość, to Steve'owi zrobiło się przykro, że ta zostawia go tu samego.

Charlie biegła na złamanie karku w kierunku, z którego miało nadejść wsparcie. Czyli miejsca z wielkimi pulpitami sterowniczymi oraz spoczywającymi wiertłami. W kopalni otwarty był już most ziemny. Z biało-seledynowego wiru wyszedł niebieski robot wraz z całą eskortą Vehiconów. Charlie rzuciła się w ich stronę zrozpaczona:

- Breakdown! - wykrztusiła histerycznie- Szybciej! Pośpiesz się!

***Charlie***

To były najgorsze chwile w moim życiu. Bezradność to jedna z niewielu rzeczy, które mnie zabijały mnie od wewnątrz. Bałam się. Naprawdę się bałam. Mięśnie miałam jak z waty. Serce boleśnie waliło mi w piersi jak z młota. 

Nie mogłam pomóc Steve'owi. Ja w żaden sposób nie mogłam pomóc wielkiemu robotowi z kosmosu. Jego krew była dla mnie trucizną, więc nie mogłam zatamować krwotoków, czy też wycieków. Nie znałam się na tym, a jego rany były zbyt rozległe na taśmę klejącą. Był zbyt ciężki bym mogła przenieść. Nawet pomocy nie mogłam wezwać, jedynie pobiec i jej poszukać. I tak też z mej frustracji, kondycję ziemniaka pogoniłam precz i dobiegłam do ''serca kopalni''. 

Vehicon miał wciąż szczęście w nieszczęściu, pomyślałam Wsparcie akuratnie przybyło przez most ziemny. Poprowadziłam Breakdown'a aż na tyły kopalni, gdzie w tragicznym stanie leżał mój biedny Steve. Myślałam, że serce mi się zatrzyma, gdy widziałam jak świecąca przyłbica na jego masce gaśnie.

___________________________

Bah! Ja żem paczem i co widzem?! Ponad cztery tysiące wejść! *o* Dziękuję, jesteście najlepsi! <3

 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top