19. Radość z jazdy zaczyna się tam, gdzie kończy ekonomia.

[17 stycznia 2017]

Teledysk z wyścigami na pustyni, mówisz i masz <3

Calvin Harris - Summer (na ocieplenie klimatu ;*)

(brawa dla kogoś kto zorientował się, że kiedy Charlie patrzyła przez okno- świeciło słońce, a kiedy Steve był pod jej domem- panowała ciemna noc)

[tak, to było specjalnie XD ;*]

______________________________

Wstrzymałam oddech widząc fioletowy samochód na drodze. Czy to naprawdę mógł być on?! W dwóch susach pokonałam odległość do okna by przyssać się do szyby jak pijawka. Wóz jechał ulicą dalej, jak gdyby nigdy nic. Nim zniknął na zakręcie zboczył lekko z drogi zawadził o skrzyknę pocztową sąsiadów oraz kubły na śmieci... i jechał dalej. Jak pijany Decepticon, ale jechał dalej.

Czułam dziwny ucisk w klatce. Dlaczego się nie zatrzymał...? Przecież wyglądał jak Vehicon! Ale czy był Stevem? A nawet jeśli nim był... to czy by się zatrzymał?

Wkurzyłam się na samą siebie. Ta... po co ja sobie robiłam złudne nadzieje? Po co? Bo mogę? Bo...

Mój wzrok przykuły dwie odpicowane bryki. Jedna o barwie turkusu, druga matowo-srebrna z płomieniami. W Jasper bardzo rzadko widuje się tak boskie maszyny... chyba że!

Doznałam olśnienia. I tak nagle w mej głowie zrodził się iście cudowny plan...

***Steve***

Poczułem bolesne uderzenie w koło. Nie wiedziałem co się działo- naraz był strach, bezsilność, ból. Ból? Dzięki niemu otrzeźwiałem. 

- Co ty odwalasz?! Obudź się kretynie! - krzyczał ktoś nade mną- Komandor do ciebie mówi!

Warknąłem zdezorientowany. Ktoś ponownie zasadził mi kopa w felgę. Miałem ochotę kogoś zabić, ale nie mogłem... Dopiero z chwilą sensory uświadomiły mi w jakiej pozie aktualnie się znajdowałem. Leżałem kołami do góry u zbocza kanionu. Ale... co się stało? Wauuh...! Ale miałem obolały amortyzator! Chyba wypierdoliłem się na jakiejś skale...

Ciężko było, ale transformowałem z wehikułu. Leżałem chwilę nim świat przestał wirować. Zebrałem się by wstać, zachwiałem się, ale złapałem równowagę. Trzymałem się za głowę przez chwilę by śnieżenie w procesorze ustało. Co właściwie się stało...? Teraz zaczęło to do mnie docierać. Kurwa, jaki miałem chory sen!

- Ah... Steve? - mruknął Seeker- Teraz rozumiem... w końcu Vehicony mają takie lotne umysły.

- Wybacz mi komandorze Starscream, nie wiem co się stało.

- To oczywiste. - jęknął miło w Seeker- Musiałeś zemdleć kiedy jechałeś na patrol... A ty nie miałeś przypadkiem odpoczywać? - spytał zaintrygowany podchodząc bliżej

- Miałem... - przyznałem- Ale pomyślałem, że patrol nie zaszkodzi.

- Weh... - prychnął Starscream, wprawiając w ruch moje koło na plecach. Wzdrygnąłem się i spojrzałem na niego- Wracaj lepiej na Nemesis... Następnym razem mogę ci nie pomóc, a ci węglowcy wciąż się tutaj kręcą. Chyba nie chcesz... by stała ci się krzywda, Steve? Tak jak Breakdown'owi, któremu niemalże wyrwali iskrę!

Zmroziło mnie lekko na samą myśl o utracie iskry przez węglowców. To było chore, niedorzeczne... a jednak prawdopodobne. Ale nie, nie... Charlie taka nie była. Pokiwałem głową, która zdawała się ważyć tonę.

- Dobrze komandorze... ale jednak pojadę dokończyć patrol. Już mi lepiej.

- Jak sobie chcesz... - wzruszył ramionami i skrzydłami- Ale nie mów później, że cię nie ostrzegałem.

Kończąc zdanie Starscream skoczył zgrabnie w powietrze i transformował w myśliwiec. Wystrzelił w powietrze niemalże pionowo. Odprowadziłam go wzrokiem, mając wewnątrz wciąż niepokojące myśli.

Nawet nie zwolnię pod jej domem, pomyślałem. Tak... na wszelki wypadek gdybym był śledzony.

***Charlie***

Gdy zmrok zapadł nad pustynią wymknęłam się z domu.

Kochałam te klimaty. To znaczy tak pół na pół. Mimo iż pustynia, nocą robiło się zimnawo i w moim przypadku sztuczna skóra była obowiązkowa. 

Westchnęłam nostalgicznie czując zapach pizzy i popcornu. Przeszłam obok flag oznaczających ''START''. Rozejrzawszy się stwierdziłam, że nic się nie zmieniło. Fani i tym razem ze sobą prowiant. No jakieś priorytety! ... a zaraz obok jedzenia zabrali litry alkoholu.   

Wyuzdane laski w ubraniach szybkiego dostępu. Mężczyźni chlejący hektolitry piwska i szukających pretekstów by się do kogoś przysapać. Nie podobało mi się to. Te na zmianę 'psotne' i 'wygłodniałe' spojrzenia. Jeansy i spódnice, które zbytnio skoczyły się w praniu. Diler opylający narkotyki, jakoby przepustki do Nibyladnii. Dj ze swoim sprzętem grającym w postaci aż jednego radia. Koleś rzygający pod palmą. No, po za tym fajnie się zapowiadało.

Ja nie przyszłam na ciemną, tylko jasną stronę tego konkretnego zadupia. Przyszłam by posłuchać ryku maszyn. Tych wozów, które w podwójnym rzędzie czekały na wybicie odpowiedniej nocnej godziny. Lśniące lakiery, błyszczące felgi, urzekające reflektory, wcięcia, dodatki i kształty godne podziwu.

Szłam pewnym siebie krokiem, mijając innych jakby byli tylko duchami. Nikt zbyt długo nie nawiązywał ze mną kontaktu wzrokowego, bo i oni mieli swoje zajęcie i ja spojrzenie dla ludzi miałam srogie. Za to drugie odpowiedzialna była blada cera, wyraźne brwi i rzęsy, a także włosy opadające do ramion i z każdym krokiem podskakujące. Wraz z czarną ramoneską tworzyły one kontrast jakoby zjawy, kogoś komu na pewno nie warto wchodzić w drogę. ,,Syknie to takie i nie wiadomo, czy kwasem nie zacznie pluć''. A wyraz twarzy mógł zmienić tylko delikatny uśmiech, nawet ten nerwowy, na który jednak nie miałam teraz czasu. Przez brak roweru zmuszona była leźć z buta... i trochę mi to zajęło. Mimo iż trampki nie miały przerzutek miałam krok na granicy truchtu. Chód, za którym trudno było nadążyć, szczególnie kiedy muzyka ze słuchawek narzucała mi takie a nie inne tempo.

Choć Jasper nie była dużą miejscowością, z okolicznych miast młodzi tłumnie przybywali na to niezwykłe widowisko. Wyścigi. Nielegalne wyścigi, równało się to - noc pełna wrażeń. Zdawać by się mogło, że ''rajd'' to tylko kolejny pretekst do chlania, przyjacielskiego seksu a także wymienienia ploteczek.... i chorób wenerycznych również, jak sądziłam. Ale prócz cieszenia oczu widokiem czterokołowych rydwanów bogów, przybyłam z celem.

Ruszyłam pomiędzy uśpionymi bestiami niczym wilk. By szukać Czerwonego Kapturka.

Na moje usta wkradł się uśmiech. Przybył. Jak mógłby tego nie zrobić? Niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju Aston Martin.

Wzrok niejednej zatrzymywał się właśnie na nim. Te westchnienia i rozmarzone oczy. Ah i oczywiście zazdrosne spojrzenia mężczyzn z kompleksami. Oni też nie wiedzieli, gdzie w życiu popełnili błąd. A on, potężny robot z kosmosu, jak gdyby nigdy nic, przybył by nacieszyć oczy ''węglowców''.

Poczekałam tylko na odpowiednią chwilę. Znalazłam się tuż przy nietykalnym czerwonym lakierze. A niech mnie, pomyślałam. Ani jednej ryski, jak nówka sztuka prosto z taśmy produkcyjnej! Metalik był tak lśniący, że spokojnie widziałam w nim swe odbicie. Nie mogłam przepuścić okazji by poprawić sobie włosy. Następnie wmieszałam się w pobliski tłum wsłuchując się w to co zapuszcza tutejszy DJ. 

Gdy tylko jakaś pijana karyna wbiła na dach jeepa i zaczęła wywijać macarene w samych majtkach skupiając na sobie wzrok wszystkich, skorzystałam z okazji. Wślizgnęłam się niepostrzeżenie na miejsce pasażera do Astona Martina, nie śmiejąc trzaskać drzwiami.

- Hej, Knockoo-mój-Boże, SORRY! - sapnęłam- Pomyliłam auto!

Na miejscu kierowcy siedział jakiś człowiek. Nawet nie zdążyłam mu się przyjrzeć bo przeraził mnie jak diabli. Jedyne co zarejestrowałam, że był młodym mężczyzną, zwykły rajdowiec-amator, a może i nie. Niestety w momencie gdy chciałam wyskoczyć jak z katapulty zamki zamknęły się z charakterystycznym kliknięciem. Zaśmiałam się szarpiąc nieugiętą klamkę.

- P o w i e d z i a ł a m PRZEPRASZAM! Co mam powiedzieć?

Odwróciłam się w stronę kierowcy, lecz jego już tam nie było. Przywarłam do drzwi jak ośmiornica, bo chyba śnię! Poof! I zniknął! Zaczęłam rozglądać się panicznie, w obawie, że zaraz wykończy mnie jakiś duch... przystojny duch.

- Może, że jestem przepiękny? - odparł męski głos

Moje oczy w końcu znalazło źródło głosu. Krwistoczerwone diody na kierownicy migotały gdy ten przemawiał. Nie pomyliłam auta. To był Knockout.

__________________

*tylko takie gify udało mi się znaleźć z tymi mrugającymi diodkami XD

_____________________

Złapałam się za serce i odetchnęłam z ogromną ulgą.

- Boże...!

- Nie, wystarczy Knockout - zachichotał

- Kurwa, wystraszyłeś mnie, naprawdę!

- A kto ci się kazał tu pakować?

- No, ja... - wzruszyłam ramionami kilka razy.- Gdybym nie musiała, to bym cię nie napadała znienacka.

- To czego chcesz? Przeżyć wyścig z perspektywy zwycięzcy?

- ... eeej dobre, dobre. - uśmiechnęłam się i przytaknęłam- Tak więc, m o ż e też. Przyszłam do ciebie bo mam sprawę do obgadania... Ale najpierw pozwól, że o coś spytam. Po pierwsze: - odetchnęłam wskazując palcem na miejsce kierowcy- dlaczego miałam wrażenie, że ktoś tam siedział?

- Hologram.

- Ah... dobra, to jak najbardziej racjonalne wyjaśnienie. Sprytne... - potakiwałam głową- Drugie pytanie: jesteś Decepticonem- wielkim robotem z kosmosu, a bierzesz udział w nielegalnych wyścigach...?

- Nie. - przerwał mi- Ja je wygrywam.

- Ah, oh... czyli dla satysfakcji?

- Władca dróg może być tylko jeden - odparł nonszalancko- w dodatku najładniejszy...!

- No ależ oczywiście. - przytaknęłam wywracając oczami- A teraz przejdźmy do sedna, zanim wyścig się zacznie. Chciałam spytać, tak czystko hipotetycznie... czy może nie wiesz przypadkiem co u Steve'a?

- O-ooo co to za troska?

- Czysta ciekawość - wycedziłam

- Jaaasne. A co z tego będę miał?

Pokiwałam ręką w powietrzu, zaciskając usta by nie wybuchnąć.

- Tonę komplementów!

- Dobra.

Zamrugałam oczami i zamarłam. Czy ja właśnie się wpakowałam w...? Ale z drugiej strony mogłam palnąć coś gorszego, jak 'polerownie w soboty'. Hmmm... może to zostawię jako as w rękawie?

- Steve odwiedził izolatkę. W zasadzie to się dziwię, że żyje...

- Co!? - przerwałam mu. Myślałam, że serce mi się zapada.

- A-a-a! Umowa, czekam.

Skrzywiłam się i potrząsnęłam głową jakbym się zacięła. Nie miałam ochoty się teraz wykłócać.

- Twój lakier jest tak olśniewający, że oślepia innych swoją zajebistością! A teraz mów dalej!

- Spokojnie, spokojnie. Spuść nieco z gazu, co? I daj nacieszyć komplementem. - odrzekł zadowolony- ...Steve przeszedł pewną diagnostykę procesora, która na celu miała dać odpowiedzi na pewne pytania.

- C-co? - sapnęłam zagubiona- Jak?

- No jak? Jak! Przypięli go do stołu, rzucał się i szamotał, a później odleciał kiedy podłączono łącze psycho-korowe... - Knockout jęknął i zadrżał cały- Jego krzyki dalej mi brzęczą w audio receptorach.

- Tak go bolało?!

- Czy boleć to raczej nie... Ale to była niechęć? Łącze jest niczym bezczeszczenie umysłu, prywatności i takie tam.

- Dlaczego to zrobili? Czemu?

- Jak to czemu? Megatron chciał się czegoś dowiedzieć i się dowiedział....

Poczułam jak robi mi się nie dobrze. Nie, to nie mogła być prawda.

- Dlaczego?!

- A ja wiem?! To pewnie Starscream...! Gdybym miał strzelać czyja to wina, to właśnie jego. Widziałem jak zacierał ręce podczas ''zabiegu''. Do tego groził mi porysowaniem lakieru, rozumiesz??! - jęknął

- Ale... ale... - stękałam spróbować złączyć fakty- To ten wasz komandor? Co on planuje??

- J-ja nie wiem o co mu chodzi... ale chyba nic dobrego, jak sądzę. - mruknął medyk- Nie dotyczy to mnie, więc jakoś średnio mnie to interesuje.

- Uh! - sapnęłam i zastanowiłam się chwilę. 

Jeździłam nerwowo wzrokiem po skórzanej tapicerce. No zacna była, nie powiem. Zajebista nawet mogłabym rzec. Pasowała idealnie do niewyobrażalnie wygodnych foteli, w objęciach których można by było umrzeć. Lub zasnąć i się nie obudzić już nigdy. Do tego te uroczo świecące na czerwono wstawki. 

Westchnęłam. Byłam na siebie zła, czułam się winna, czułam... wściekłość. Przeliczyłam pomysły. Jeden był zdecydowanie najgłupszy i spodobał mi się najbardziej.

- Masz zawieść mnie na Nemesis. - rzekłam pewnym tonem

- Zapomnij!

- Posłuchaj lalusiu! - krzyknęłam zaskakująco głośno- To ja go w to wpakowałam! Naważyłam piwa, to go teraz wypiję... to znaczy nie mogę pić piwa, ale nie ważne. To moja wina, czaisz?! I jeśli Megatron będzie chciał mu coś zrobić za to, że on mi pomógł, to będzie miał ze mną do czynienia! - zagroziłam palcem na podkreślenie swych słów 

- Przecież on po tobie przejdzie i się skończy zabawa...! - jęknął Knockout

- Pozwól, że sama stawie temu czoła. Tylko mnie tam zabierz. I nawet nie próbuj się wymigiwać! Masz za fajny lakier, bym ci groziła zarysowaniem go... - uśmiechnęłam się zwycięsko podrzucając brwiami- To jak będzie?

- Na własne ryzyko, madame.

- I w to mi graj ...

- Oh... i tyle było z moich komplementów... - westchnął Knockout- Szkoda, szkoda...

Odetchnęłam i pokiwałam głową. Mój wzrok przykuł koniec występu karyny i rozchodzące się osoby. Schowałam słuchawki i zapięłam pas siadając wygodnie.

- Wyścig zaraz się zacznie... - mruknęłam- Gotowy?

- Ja się urodziłem gotowy! - odparł uruchamiając silnik

Silnik pierwej mruczał, później zawadiacko ryczał, dając po sobie poznać iż jest gotów wygrać kolejny dziki rajd. Pomruk napełnił nawet powietrze drżeniem wyczuwalnym w płucach i kościach. Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową usatysfakcjonowana. To była muzyka dla moich uszu.

Skoro Steve nie chciał przyjść do mnie... ja pójdę do niego.

_______________________________

Łapcie obrazek na koniec, bo miałam dać wcześniej... ale zapomniałam xD 

Hehehe, Auto-Steve XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top