13. Zaufaj mi, jestem doktorem.

[30 grudnia 2016]

Jako, że jestem totalnie miło zaskoczona, że czytacie, jesteście i komentujecie w takich ilościach *o* łapcie ode mnie prezent z okazji zbliżającego się Nowego Roku! Zasłużyliście <3

Spełnienia marzeń i nowych postanowień (nadzieję trzeba mieć XD). 

Aby kolejny rok był lepszy od poprzedniego i tylko trochę gorszy od następnego (dajmy też szansę 2018 by się wykazał ;D)

Niech wasza pikawa ze mną i moimi pomysłami wytrzyma <3 

Niechaj pogoda ducha nigdy was nie opuszcza i błagam was, nie gubcie tego pięknego uśmiechu a będzie dobrze ^^

Życzę ja, Steve, Charlie i cała reszta ;*  

________________________________

Po raz kolejny zostałam ''poproszona'' o podanie informacji na temat, o którym nie miałam zielonego pojęcia. Czułam się jak na odpytywaniu na początku lekcji. Po pierwsze- mnie to nie obchodziło, po drugie- skąd do cholery miałam wiedzieć? Jakaś baza Autobotów??

- Ale ja nie wiem, booo...

- Nie?! To może inaczej zaczniemy zabawę. - mruknął medyk złowieszczo i przybliżył piłę- Powiedz grzecznie: AAAAAH

- AAA wal się! Nie jestem niczyim pupilkiem, panie c z e r f o n y!

- Nazywam się Knockout!

- Knockout?

- We własnej osobie, madame. A teraz jeśli wolno kontynuować...

- Czekaj, czekaj...! Czy ja cię skądś nie kojarzę?

- Szczerze w to wątpię, potrafimy się doskonale kamuflować i ukrywać przed ludzkim wzrokiem...

Złote felgi na oponach, które znajdowały się na plecach. Charakterystyczny czerwony lakier. I te reflektory na jego naramiennikach były dziwne znajome... Przechyliłam głowę łącząc te szczegóły w całość.

- Cicho, nie podpowiadaj... zmieniasz się w samochód, prawda?

- Może - stwierdził mniej pewny siebie

- Wiedziałam, że znam skądś ten lakier! - sapnęłam na co robot lekko się zdziwił- Tylko jeden wóz w Jasper ma taki lakier! Nielegalne wyścigi. Czerwony... Aston Martin? - powiedziałam mrużąc oczy. Widok wyraźnie zszokowanego medyka był bezcenny. Wyglądał jakby się chciał wykręcić, ale nie miał jak. Miałam go w garści, oboje wiedzieliśmy, że wpadł.

- A skąd ty...? - spytał podejrzliwie

- Bo ja yyy... - zrobiłam skonsternowaną minę. Westchnęłam- M o ż e zatrzymałam się, raz czy dwa, obok ciebie rowerem i gapiłam dobre pół godziny zastanawiając się ,,Gdzie w życiu popełniłam błąd?''...I m o ż e próbowałam, raz czy dwa, cyknąć sobie z tobą zdjęcie? - warknęłam- Ale tylko tak hipotetycznie!

________________

    *niestety na obrazku dziadek i motor (ale jest czerwony, przypadek? Nie sądzę XD), ale łatwo sobie teraz wyobrazić Charlie... i mnie z resztą też XD 

___________________

Robot zaśmiał się miękko.

- Może wystarczyło poprosić?

- Może nie wiedziałam, że jesteś kosmicznym robotem? ...Dobra, to i tak nie miało sensu.

- Jesteś jakaś inna. - stwierdził, znowu przyglądając mi się. Miałam tylko nadzieję, że moje policzki nie czerwienią się teraz w barwach jego lakieru. Chciałam zgubić wzrok w podłodze, ale kiedy spojrzałam dół, obudził się mój lęk wysokości. Jęknęłam i automatycznie złapałam się szponów medyka- Te dzieciaki od Autobotów zachowują się zazwyczaj bardziej... nieznośnie i irytująco.

- Ja nie z tych.

- Oh, doprawdy? - uniósł czarną brew- To w jaki sposób znalazłaś się na statku Nemesis, który jest... dość nieosiągalny dla naszych wrogów?

Westchnęłam ciężko i oparłam policzek na pięści. Szybko skróciłam mu historię, w jaki sposób spotkałam Vehicona Steve'a, MECH'u i jak znalazłam się na Nemesis.

- Steve... ah, Steve! Teraz już wszystko zaczyna mi się układać, rozumiem... - mruknął- Ten Vehicon z ta dziwną dziurą nad samiuśką iskrą! Nie chciał się przyznać, że ktoś ingerował w ranie, ale ja ze swym bystrym umysłem od razu wiedziałem, że coś jest nie tak! - postukał się palcem po głowie- Nah. Od razu to było widoczne i wiedziałem, że Vehicon nie jest do tego zdolny.... Wiesz? Nawet... sprytnie sobie poradziłaś z ta taśmą, węglowcu.

- Węglowcu? A ty co, metalowiec?

Medyk wybuchł śmiechem po czym natychmiast spoważniał jakby zrobił coś złego. Kiwnęłam ręką niezrozumiale, przecież ta reakcja była bez sensu. Może rozbawienie jest dla Decepticonów czymś zakazanym?

- Ale nie rozumiem, dlaczego Decepticon zaryzykował kontakt z człowiekiem?

- A ty, to niby co teraz robisz? Hm?

Knockout pokiwał głową z lekkim wahaniem.

- Tak... Przyznaję, że kiedy tak ciągle nie krzyczycie i nie uciekacie, to można z wami nawet porozumieć.

- Wiesz? Milej by się gadało gdybyś mnie z łaska odstawił. Nabawię się zaraz lęku wysokości.

- A co jeśli tego nie zrobię?

- To cię kopnę w...! W to, co ty tam masz!

- Urok, moja droga, nie zapominaj, to urok!

Jednak postanowiłam go uderzyć. Palnęłam lewa ręka w jego dłoń i zawyłam z bólu.

- AAHHHSSS!!! - syknęłam krzywiąc się

- Opatrunek? Coś ci dolega...?

- Nie.

- Pokaż. - nakazał odstawiając na biurko. Wywróciłam oczami i delikatnie odwinęłam bandaż.- Na Primusa! Zaliczyłaś bliski kontakt z Energonem, co?

- Jak widać... - westchnęłam z goryczą- Czy ja teraz umrę?

- Prawdopodobnie... - powiedział zamyślony medyk. Na te słowa zrobiło mi się słabo i poczułam gulę w przełyku.- Ale przecież jestem tuta ja! Zaufaj Knockout'owi! Zaczekaj, tylko coś wezmę... znalazłem! - wrócił i zachichotał- Twoja rana wygląda jakby się rumieniła na mój widok

Pokręciłam głową obruszona, podczas gdy czerwony robot majstrował coś przy nowo przyniesionym urządzeniu.

- Jest czerwona bo mam podrażnienie...! Albo zakażenie, w sumie to umieram.

- No jasne, jasne! - zaśmiał się

- Wiesz jak to boli?! - jęknęłam

- Wytrzymasz. Nie mam ludzkich środków znieczulających... Gotowe.

Knockout uruchomił dziwną maszynę. Była zdecydowanie większa od człowieka, posiała cylinder oraz interaktywny ekran z milionem ustawień.

- Co to jest? - spytałam sceptycznie

- Ekstraktor Energonu. Pozwala nam odzyskiwać nasz najcenniejszy surowiec jeśli nie występuje w czystej formie... Jeśli jest czymś skażony.

- NA przykład mną? - parsknęłam

- Noo... - przytaknął niepewnie- Zmieniłem parametry. Ekstraktor nie powinien cię zabić. - pocieszył

- Nie mam nic do stracenia... - powiedziałam przypominając sobie słowa Steve'a

Knockout przytaknął i pokazał miejsce, w którym miałam stanąć. Kiwnęłam na znak, że jestem gotowa. Maszyna zabuczała i zalała mnie snopem jasnego światła. Zasłoniłam ręką oczy, starając się orientować co się dzieje. Urządzenie zeskanowało mą osobę i po chwili poczułam piekący chłód na skórze. Patrzyłam zaskoczona na skażaną rękę. Drobinki Energonu, zaczęły unosić się w kierunku ekstraktora. Z tej odległości błyszczały niczym niebieski diamentowy pył. Śmiercionośny, ale zabójczo piękny.

Kiedy cały Energon wyparował ze mnie poczułam się o niebo lepiej. Medyk skrzyżował ręce na piersi i wyprostował się zadowolony efektem.

- Udało ci się... - powiedziałam nie dowierzając- Jesteś wspaniały!


- Prrroszę, cię. Ja jestem najlepszy! Jak widać jestem znakomitym medykiem...! Oh i nie tylko. - komplementował się robot

- Dziękuję.

- Ależ nie ma co - ukłonił się lekko- Knockout zawsze do usług. Spójrzmy co tu mamy? Można powiedzieć, że upiłaś kapkę Energonu - stwierdził rozbawiony pokazując cylinder w maszynie- Myślę, że jeśli... eee weźmiesz coś na te ''rumieńce'' to będzie dobrze.

- Maść na podrażnienia - burknęłam- albo oparzenia, ale nie rumieńce.

- Tak, tak właśnie. U nas wystarczyłby lakier, na przykład taki jak mój, spójrz tylko! A tu...?

- Maść.

- Dokładnie! - wtem medyk zamarł jakby sobie coś przypomniał- Ale co ja z tobą teraz zrobię? Megatron rozdepcze cie jak robaka, a nie często można spotkać węglowców o tak dobrym guście. No, ale co tu się dużo dziwić. - powiedział nonszalancko. Wywróciłam oczami- Mam! Już wiem co zrobię...!

- Ja też mam pomysł, po prostu...

- Nie! Nie, mój plan jest zdecydowanie lepszy. Tylko tu zaczekaj, nigdzie nie idź, zaraz wrócę.

Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć czy zareagować medyk już opuszczał pomieszczenie.

- Nie możesz mnie tutaj zostawić!

- Właśnie to robię. I ani mi się waż stąd ruszać! - powiedział a śluza zamknęła się

Pokiwałam rękoma bezradnie i westchnęłam ciężko. Wystarczyłoby odstawić mnie do domu... o nic więcej bym nie prosiła. Przeszłam kawałek i usiadłam centralnie pod włączoną lampą. Odrobinka ciepła. Usiadłam i oplotłam ręce wokół kolan.

Może jednak kosmiczny robot z kosmosu będzie miał lepszy plan niż podłożenie mnie pod but Megatrona? Swoją drogą gdzie Steve? Już sobie poszedł? Westchnęłam. Może po prostu się ode mnie uwolnił i ma mnie z głowy. Babę z wozu, koniom lżej. W tym wypadku koniom mechanicznym.

Czas w piszczącej ciszy wydłużał się niemiłosiernie, a mimo to moje serce waliło jak z młota. Przez to też nie mogłam usnąć z nudów. Normalnie już bym kimała, gdyby... nie to jedzenie które zjadłam? To na pewno było to! Musiało być nafaszerowane kofeiną i proteinami. Mam nadzieję, że nie metaamfetaminą. Z resztą cholera wie, co ćpały te pachołki MECH'u. Kto o świadomy nawalałby się z robotami z kosmosu przy użyciu karabinu, który wyrządzał im krzywdy tyle co nic?! To było czyste szaleństwo!

Niespodziewanie, wyrywając mnie z rozmyślań, z sykiem otworzyła się śluza. Do pomieszczenia wszedł robot. Ale nie Knockout ani Steve. Zerwałam się tak szybko, że niemal się przewróciłam.

- No, nie wierzę. Zaległy się tu jakieś insekty! - krzyknął zaskoczony, niebieski robot z jednym zasłoniętym okiem.

- Nie! Przestań, przestań! J-jestem po waszej stronie!

- Ha! Jasne!

- Aaaaaaahahaha!

- Wracaj tu, ty małe paskudztwo! To wcale nie jest śmieszne! Zaraz wybije ci z głowy te śmiechy!

Przestraszona rzuciłam się na stojące sprzęty. Ledwo co i znalazłam się na półce kiedy wielki Decepticon przemienił swoją rękę w gigantyczny młot i uderzył. Pułki niestety z łatwością ustąpiły i załamały się w dół. Impet posłał mnie w powietrze. Wrzasnęłam i czepiłam się komicznego żyrandolu.

- Niech no ja cie dorwę! Gdzie mi lecisz?!

Panicznie łapiąc za przewody zjechałam nagle po jednym z nich i zatrzymałam się na metalowej końcówce. Twarz robota znalazła się na równi mną. Przecież ja go znam! krzyknęłam w myślach. To jego porwał MECH, który katował mnie nagraniem z jego sekcji. Grawitacja i piekące mięśnie spowodowały, że zjechałam niżej uruchamiając wajchę znajdującą się na końcu kabla. Strumień czerwonego lakieru wytrysnął w kierunku robota.

Decepticon ryknął oburzony i odskoczył. Jedną ręką usilnie starał się zetrzeć lakier, drugą zmienioną w młot walił na oślep. Uderzył w podnośnik od lakierniczego wyciągu, który zachwiał potwornie mocno. Myślałam, że spadnę i się zabiję... ale jednak kabel, na którym zawisłam rozplątał się i powoli zjechał aż do podłogi.

Uuu, może jednak nie miałam takiego pecha jak sądziłam? Bez zastanowienia ruszyłam biegiem ku wyjściu. Na odchodne dodałam jednak:

- Ja nie chciałam! Przepraszam!

Robot zatoczył się zaplątując w sterczące kable. Runął wkurwiony, tarzając się po podłodze z czerwonym ryjem i zapewne wyklinając w ojczystym języku. Zaśmiałam się na wpół rozbawiona na wpół przestraszona. Co ja miałam z robić teraz? Nogi za pas i poszły las! A raczej w labirynt Nemesis.

Tyle, że podłoga dziwnie drżała...? He He, statek z wibracjami?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top