10.,,I jeśli to zabije mnie dziś wieczorem (będę gotów zginąć)*''.
[26 grudnia 2016]
,,Zamierzam walczyć o to co słuszne
Dzisiaj mówię to, co myślę
I jeśli to zabije mnie dziś wieczorem
(będę gotów zginąć)''
~Skillet - Hero [koniecznie posłuchać <3]
____________________________________
Z sercem walącym jak dzwon zbliżyłam się do pustej okiennicy. Nasłuchiwałam ciężkich mechanicznych kroków. Wtem go dostrzegłam.
Zielony zwalisty robot skradał się miedzy budynkami. Miał strasznie małe nóżki, okrągły bebech i oczy... święcące na błękit. A więc kim był? Autobotem? Chyba tak... to znaczy, że jest tym dobrym i może mi pomóc. Tak! Już chciałam krzyczeć i machać przez okno, ale skarciłam się w duchu. To byłoby zbyt pochopne.
Musiałam improwizować i szybko przemyśleć opcje. Jeśli teraz się wydrę by zwrócić jego uwagę, zaraz wpadnie tu żołnierz MECH'u i mnie rozstrzela. Tak, to byłby głupi pomysł. Jeśli nie zrobię nic, ten kretyński robot sobie pójdzie, bo jak widać inteligencją nie grzeszył i w zasadzie zamiast się przybliżać do celu to się oddalał.
Boże, co ja mam zrobić?! Złapałam się za głowę.
Rozejrzałam się po blokach. Budynki, budynki, brud, syf, kiła i mogiła... i żeliwna brama. Brama!? Otóż to! Spod niej wyłaziły szyny, a wiec tam musieli wprowadzić pojmanego Decepticona. Zaraz. Ale to znaczyłoby, że Autobot chce pomóc swojemu śmiertelnemu wrogowi? Hm.... ''Wróg mojego wroga, jest moim przyjacielem''?
Nie ważne! Ten grubas nie może od tak sobie odejść!
Chwyciłam gruz i cisnęłam nim z całej siły przez okno. Nie no, szlag mnie trafi, nawet tego nie zauważył. A zaraz zniknie w labiryncie zabudowań. Ponowiłam rzut, tym razem trafiając w żeliwną bramę zamykającą metro.
Huk metalu rozniósł się echem wśród opustoszałych budynków. Zielony Autobot zatrzymał się w pół kroku. W ostatniej chwili! Robot dostrzegł pancerne zamknięte metro i poszedł w tamtym kierunku. Wspaniale, oto chodziło! Zmienił dłoń w kulę rodem grusz rozbiórkowych, z wieloma dodatkowymi wypustkami. Bez namysłu zaczął uderzać nią w bramę. Tak, tak, tak!
To była moja szansa. Zerwałam się i wypadłam przez drzwi. Zaskoczony żołnierz podskoczył przestraszony, rzuciłam się w jego stronę, szarpiąc za fraki i krzycząc:
- Atakują nas! Wezwij pomoc!
Żołnierz MECH'u odepchnął mnie od siebie i pobiegł w stronę pustej okiennicy, łapiąc za krótkofalówkę. Za chwilę dało się słyszeć salwy karabinu, ale ja pędziłam korytarzem wykorzystując nieuwagę MECH'u. Oglądałam się za siebie nie dowierzając, że mój plan wypalił. Są zajęci, mogę się schować, albo uciec! krzyczał mój umysł, powtarzając się jak upierdliwa melodyjka z reklamy.
Spierdalałam tak szybko, że nie wiedziałam gdzie dupa a gdzie ręce! Ślizgałam się na zakrętach przez pył i odpryśniętą farbę. Co ja miałam...? Aha! Uciekać! Uciekać tylko dokąd?! Znaleźć schody, jakieś schody! Tabliczki z napisem 'ewakuacja', cokolwiek! Ale niczego nie było! Biegłam jak opętana, skręcając chaotycznie. Starałam się biec głównym korytarzem, mijając odnogi, to chyba miało jakiś sens?! Miałam nadzieję.
Nie wiedziałam niczego. Adrenalina wypełniła mój umysł nakazując jedynie ucieczkę. Szumiała mi w uszach, tak iż nie wiedziałam jak się nazywam. Przestałam logiczne myśleć, to był szok. Popłoch. Instynkt i chęć przetrwania.
Dodatkowo me szaleńczo bijące serce napełniała melodia Śmierci. Huki, wybuchy, eksplozje, dziesiątki połączonych salw karabinów. I nie tylko. Przez puste okna wdzierały się blaski i odłamki. Płuca i kości wibrowały od fal uderzeniowych. Miałam ochotę biec i zaciskać dłonie na uszach by słuchać tych makabrycznych odgłosów. Wrzaski, krzyki, szczęk metalu.
Ja nie byłam przerażona, ja była żywo zlękniona. Doznałam szoku. Tak wyglądała wojna? Była straszna...! Marzyłam by kucnąć w kącie, okryć się rękoma i kiwać się jak psychicznie chora. Nie chciałam tu być! Co ja tu w ogóle robiłam!? Do tego to porażające wycie przybliżających się wirników helikoptera...!
Zaraz czego...?! Zatrzymałam się i spojrzałam na okno po prawej. Dymiący śmigłowiec pędził na spotkanie z budynkiem. Myślałam, że nogi się pode mną ugną. Rzuciłam się do ucieczki wrzeszcząc jak opętana. Śmigła połamały się gdy maszyna wcisnęła się pomiędzy sufit a podłogę. Uciekłam do któregoś z pokoi i przewróciłam się o gruz. Główny korytarz wypełniła eksplozja. Gęsty kłąb ognia zalał przejście, jakoby zionął tam jakiś smok. Cały blok zadrżał w posadach, po ścianach przebiegły pęknięcia a powietrze napełniło się pyłem i gęstym dymem.
Zakaszlałam i odplątałam ręce, którymi się zakryłam. Dygocząc wstałam wstrząśnięta. Ja nadal żyłam? Panicznie otrzepałam się z pyłu i popiołu. Zakrztusiłam się znów, powietrze było tu duszące i gryzące. Spojrzałam na resztki ściany. Gdybym nie padła jak kłoda, wyrzucone podczas eksplozji odłamki przeszyłyby mnie jak sito. Może jednak mój Anioł Stróż mnie lubi? Ja na jego miejscu byłabym załamana.
________________________
#dziwięsiężeżyję XD
_________________________
Trzęsąc się jak galareta, wyszłam z pomieszczenia w stronę innych korytarzy, ponieważ tamten płonący jakoś specjalnie mnie nie zachęcał. Potrząsnęłam głową gubiąc tynk i farbę, które zaplątały mi się we włosy. Następnie ponowiłam szukanie upragnionego wyjścia.
Wtem stał się cud. Schody! Rzuciłam się w ich kierunku. Pierwsze piętro niemalże przeleciałam, na kolejnym myślałam, że spierdolę się na łeb na szyję i kark połamię. Złapałam jednak równowagę i kontynuowałam sprintem ile fabryka dała. Byłam już na parterze, tu pachniało już wolnością! Skręciłam i wpadłam z całym impetem na czyjąś klatę z żelaza. Runęłam na ziemię.
- A ty dokąd!? - ryknął Silas
- NIEE! - wrzasnęłam
Wymieniłam wszystkie przekleństwa zbierając się z podłogi w pośpiechu. Jednak nie zdążyłam. On złapał mnie za włosy, a ja przywaliłam mu na poziomie, na którym się znajdowałam. W akcie desperacji wyskoczyłam do przodu, powalając go na podłogę.
Miałam nadzieję, że widok zgiętego w pół i syczącego Silasa, nie ucieknie mi z głowy po praniu mózgu.
***Steve***
Wybiegliśmy z mostu ziemnego i co zastaliśmy? Nieciekawą sytuację.Trafiliśmy w sam środek bitwy.
Szybko ukryłem się za jednym z budynków nie zaprzestając ostrzału. Autoboty, tych to już na pamięć znałem. Ale kim byli ci cholerni węglowcy? To były te same helikoptery i pojazdy, które widziałem... już dwa razy! Raz strzelili mi w pierś, za kolejnym razem nadlatywali od strony gór... w kierunku hangaru, gdzie została Charlie.
Dlaczego poczułem dziwne ukłucie w środku iskry? Przecież to byli ludzie, ona też była...
Uchyliłem się przed strzałem i zakląłem. Ściana budynku eksplodowała posyłając wszędzie kawałki betonu. Kilka eksplozji przetoczyło się na placu boju. Kompletny chaos, setki strzałów i bomby przelatujące tuż nad głową.
Wtem na niebie znów pojawił się pierdolony śmigłowiec. Ooo, nie tym razem, nie tym razem... Niezauważony wysunąłem działo przez wyrwę w murze i wycelowałem. Zemsta dzieje się teraz.
Strzeliłem raz, drugi i trafiłem tuż pod wirnikiem. Silnik śmigłowca zachłysnął się płomieniami i zaczął wypluwać czarny dym. Helikopter natychmiast odbił w bok i zderzył się z budynkiem, zagłębiając się w nim niczym rozgrzane ostrze w blachę. Za moment nastąpił wybuch, który rozświetlił tę ciemną noc, plac boju, jak i wszystkich walczących po różnych stronach.
Wtem znieruchomiałem. Wyprostowałem się gwałtownie nasłuchując. Przymrużyłem optyki przeszukując pole bitwy. Iskra znów dziwnie waliła w mej piersi. W mieszaninie hałasu trudno było cokolwiek dosłyszeć, a już szczególnie pojedynczy ludzki krzyk... Tak dobrze mi znany, jak wtedy w hangarze...? Nic. Nikogo nie było... ale mógłbym przysiąc, że...
Z zamyślenia wyrwał mnie piskliwy wrzask ''wojowniczki''. Niebieska Autobotka wskoczyła mi na plecy i zacisnęła rękę pod szyją. Sprytnie, duszenie zza pleców. Wolną dłoń zmieniła z w działko i przystawiła do skroni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top