1

Był 25 sierpnia 2018 rok. Kolejny dzień na kursie muzycznym zapowiadał się taki jak zwykle. Wstałam przed 9:00. Ogarnęłam się I poszłam na śniadanie. Nałożyłam sobie na mały talerz 2 kawałki chleba i inne składniki na które miałam ochotę. Nalałam do kubka herbatę i usiadłam na "moim" miejscu. Miałam chociaż malutką nadzieję że ktoś się do mnie dosiądzie. Niestety... Tym razem tak nie było. Więc gdy jadłam ostatni kawałek rozmyślałam o... No w sumie o niczym szczególnym. Poprostu patrzyłam przez duże okno w jadalni. A za tym oknem był las. Przypomniało mi się jak oglądałam dzień wcześniej film pt. : "Igrzyska śmierci". Czy kiedyś doczekamy się takiego scenariuszu w rzeczywistości? Czy będziemy musieli brać udział w takich igrzyskach? Byłoby to straszne i nasze życie wyglądałoby zupełnie inaczej niż teraz. Ale wzorując się na tych ludziach którzy tak jakby sterowali Głodowymi Igrzyskami to mam taką pewną teorię. Każdy z nas słyszy w głowie swój podświadomy głos (ja czasami z tym głosem gadam xd). I zastanówmy się... Skąd się ten głos bierze? Zauważyłam ostatnio że ten głos ma w większości rację co do pewnych decyzji w moim życiu. I jeśli naszym mózgiem kieruje dana istota gdzieś w innym wymiarze. W sumie to nie dokońca nim kieruje. Bóg nam dał wolną wolę. Więc możemy albo siebie słuchać albo tego głosu. Bóg najwyraźniej daje nam wybór. Ale to jest tylko teoria. A teorie nie muszą być prawdziwe.    Spojrzałam na godzinę w telefonie.

"KURWA JUŻ 9:30!!!!!" Krzyknęłam w myślach. Na punkt 10:00 miałam mieć lekcje z profesorem. On mówił na to masterclass czyli że się przychodziło na lekcje z przygotowanym repertuarem. To są takie przygotowania do konkursu czy egzaminu. W moim przypadku są to egzaminy do dobrej szkoły w GDA. Szybko odstawiłam talerz i szklankę. Pognałam do pokoju nr 222. Tam znajdował się mój pokój. Miałam jedną współlokatorkę także było w miarę okej. Rozegrałam się mało wiele, wzięłam stojak, potrzebne nuty i oczywiście skrzypce. Bez nich się nie ruszam. Kartę od pokoju schowałam do kieszeni i poszłam do sali w której miała się odbyć lekcja. Wchodzę do dużego pomieszczenia z ogromnymi lustrami. Na środku ma lekcję mój "kolega", więc się trochę zdziwiłam bo on ma zawsze lekcje po mnie. Profesor chyba mnie nie zauważył, postanowiłam usiąść na jednym z krzeseł. Wsłuchiwałam się w utwór kolegi. Uważnie się mu przyglądałam. Miał na swoich brązowych włosach moją gumkę do włosów. Był ubrany jak zwykle czyli na czarno. Nie mam nic przeciwko czarnemu kolorowi. Zresztą to mój ulubiony kolor hehe. Niestety ktoś mnie wyrwał z zamyśleń. Odwróciłam się by zobaczyć kto ma czelność przerywać mi rozmyślanie. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to srebrne, okrągłe okulary i szarawe włosy. Już doskonale wiedziałam kto to jest. Szanowny Pan Niemiec którego imienia nawet nie znam. Zawsze chodzi w garniaku, tak samo jak jego cudowny synek 11-latek, także uczęszcza na lekcje do tego samego profesora co ja. Zapytałam się tego starszego Niemca czy może powtórzyć pytanie, oczywiście spik inglisz. Pytał chyba czy też mam teraz mieć lekcje. Odpowiedziałam że niestety tak. Ale kurwa. Mój nauczyciel to już starszy człowiek ok. 70-tki. Już swoje lata ma, to rozumiem. Ale przychodzą do niego dwoje uczniów i o tej samej godzinie mają mieć lekcje. I tak pewnie wyjdzie że będę miała później przyjść. Ja aż za dobrze go znam. "Juleczko, przyjdź na 12, możesz nawet trochę później" Musiałam się powstrzymywać żeby nie powiedzieć niczego głupiego, byłam jednym słowem wkurwiona. Spojrzałam ukradkiem na kolegę. Mówił mi telepatycznie że mi współczuję mieć jako ostatnia lekcje. Wyszłam z sali i całkiem przypadkiem trzasnęłam drzwiami. Jakby nie mógł ustalić godzin lekcji. Weszłam do pokoju i położyłam się na niezaścielone łóżko. Spojrzałam na stolik nocny, syf. Spojrzałam na podłogę, syf. Chyba już wszyscy muzycy muszą robić bałagan wokół siebie bo moje koleżanki i współlokatorka też tak mają. Zamknęłam oczy, chciałam się uspokoić, przemyśleć co będę robić przez 2 godziny. Niestety tylko jedna myśl mi przychodziła do głowy. Zejść na parter, poszukać wolnej sali i... Ćwiczyć. Nie miałam jak na razie innego wyboru. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do futerału, wzięłam stojak i wyszłam z pokoju. Szłam dość długim korytarzem i słuchałam jak inni ćwiczą w swoich pokojach. Nie rozumiałam jednego, jak można ćwiczyć cały dzień. W sumie mój rekord to ćwiczenie 7 godzin. No ale to był wyjątek. Mi w zupełności starczą 3 lub 4 godziny. W sumie nie liczy się ile godzin practise tylko jaki jest tego efekt.   Naszczęście jedno z pomieszczeń było wolne. Było bardzo duszno i gorąco więc otworzyłam nie duże okno. Lekki powiew wiatru ochłodził moją twarz. Poczułam że przybyła mi energia*(moim żywiołem jest powietrze). Przygotowałam wszystko i dałam się ponieść muzyce. Trwało to do 11:45. Uznałam że trzeba się zbierać i iść. Tak też zrobiłam. Od razu poszłam tam gdzie był już mały Niemiec. Ponownie usiadłam na krześle i wsłuchiwałam się w melodie. Grał tak czysto i delikatnie. Miał dobrą technikę. Tego właśnie we mnie najbardziej brakowało, techniki. Nareszcie nadeszła moja kolej. Stanęłam na środku sali, położyłam na pulpicie nuty i się zaczęło.... Wiedziałam że mi przedłuży do obiadu. To było w 100% pewne. Profesor był bardzo wymagający, nawet bardziej niż bardzo. Najwięcej wymagał właśnie ode mnie. Już po kilku dniach mnie to męczyło i psychicznie i fizycznie. On nigdy nie odpuszcza. Potrafi ze mną pracować nad jednym taktem 20 minut. Nawet więcej. Przyczepia się do każdego szczegółu, każdej nutki zagranej nieczysto czy niedbale. U niego gra się perfekcyjnie. Ja nie jestem tego typu skrzypkiem. Naprawdę bardzo przepraszam, staram się ale.... No cóż. Nic w życiu nie jest idealne. Trzeba z tym faktem żyć.  


🎻🌲😈

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top