2| Myślisz, że lubi niebieski?🌹
Pov. C. C. W.
- Drogi.
- Wiem.
Nick odwrócił wzrok od szyby, zerkając na mnie kątem oka. Ja jedynie złożyłem ręce za plecami.
- Nawet go nie znasz, Clarence - mruknął. - To tylko gra, a ty jak zwykle za bardzo się angażujesz.
- Nie angażuję się - zaprzeczyłem z wyrzutem.
- Zawsze się angażujesz, stary.
- NIE angażuję się.
- Teraz tak mówisz, a potem...
- Jezu, daj spokój! - jęknąłem, składając ręce na klatce piersiowej. - Poprosiłem cię o pomoc, a nie o prawienie mi morałów. Chyba wiem co robię, tak?! Wszystko zaplanowałem, więc co może pójść źle?!
- Po prostu nie chcę, żebyś wpakował się w bagno. Oboje wiemy, jak bardzo przywiązujesz się do ludzi - blondyn zadarł głowę do góry.
- Z nim będzie inaczej...
- Jak inaczej?!
- Po prostu inaczej!
- To nic nie wyjaśnia!
- Nie zapominaj, że jestem z Tessą!
- Pamiętam o tym, ale wiem też, że masz słabość do mężczyzn, a takie chore akcje zbliżają do siebie ludzi!
- Zamknij się! - syknąłem, łapiąc się za włosy. Momentalnie zacisnąłem powieki i wziąłem dwa głębokie wdechy.
Usłyszałem tylko ciche westchnięcie, a już po chwili duża dłoń wylądowała na moim lewym ramieniu. Spojrzałem na przyjaciela, który uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Potrafię uczyć się na błędach, Nick - oznajmiłem, ponownie wlepiając wzrok w wystawę.
Znów zawiesiłem spojrzenie na ślicznym, złotym pierścionku z małym, turkusowym oczkiem na samym środku. Staliśmy w milczeniu przez następne dobre trzydzieści sekund. Galeria pomału wypełniała się ludźmi. Sklep jubilerski nie był zbytnio rozchwytywany, więc nie dziwił mnie fakt, że ekspedientka z utęsknieniem i mało dyskretnie wciąż zerkała w naszą stronę.
Boże, w co ja się wpakowałem?
- Myślisz, że lubi niebieski? - przerwałem ciszę, nie spuszczając drogiej błyskotki z oczu.
- A kto by nie lubił... - westchnął chłopak.
- Tessa nie lubi...
- Przynajmniej jest z tobą szczera.
Tak, czasami nazbyt szczera...
Och, jakże doskonale pamiętałem dzień, w którym przechodziliśmy razem obok tej witryny. Trzymaliśmy się za ręce i to właśnie wtedy po raz pierwszy przez głowę przeszła mi myśl, że chciałbym spędzić z nią resztę życia. Bezmyślnie pociągnąłem ją do wystawy i wskazałem palcem dokładnie ten sam pierścionek, którym byłem wprost oczarowany, i który, jak się okazuje, do tej pory nie został kupiony. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że Tessa ma swoje określone ideały i z wielką pewnością siebie spytałem: "Podoba ci się?" Do tej pory niemiło wspominam moment, w którym mnie wyśmiała i rzuciła: "Nie lubię niebieskiego, Clarence".
Westchnąłem, prędko kierując się do wejścia. Przekroczyłem próg sklepu z nasamowitą odwagą. Nie lubiłem takich miejsc. Były zbyt... prywatne. Oprócz mnie w środku nie było żadnego innego klienta, więc ekspedientka od razu wybiegła zza lady i w dosłownie ułamku sekundy była już przy mnie. Odetchnąłem z ulgą, gdy wyczułem obecność Nicolasa po swojej prawej stronie.
- W czym mogę pomóc? - kobieta w średnim wieku uśmiechnęła się do nas od ucha do ucha.
- Poprosimy niebieski pierścionek z wystawy za 289,99 - mruknąłem, spuszczając wzrok na buty. - Nie mamy zbyt wiele czasu, spieszymy się do pracy...
Nie minęła nawet minuta, a już staliśmy przy kasie i z uwagą patrzyliśmy jak sprzedawczyni zapakowuje błyskotkę do ozdobnego pudełeczka.
- Oświadczyny? - ekspedientka przerwała ciszę, związując dwa końce niebieskiej wstążki w kokardę.
Przełknąłem ślinę, poprawiając torbę na ramieniu.
- Tak... - mruknąłem pod nosem, czując, że lekko się czerwienię.
- Pewnie ma niebieskie oczy.
- Słucham? - zastygłem.
- Pana ukochana - zaśmiała się kobieta. - Mężczyźni zazwyczaj wybierają pierścionki z białym albo srebrnym kamieniem, więc podejrzewam, że jedyne co podkusiło pana do tego z niebieskim, to jej oczy.
Zaniemówiłem, przetwarzając w głowie słowa "pustelniczki". Mimowolnie przed oczami stanął mi obraz Doriana. Czułem, jak pot ścieka mi po czole.
- Mówią, że niebieski to symbol wiernych, stałych i delikatnych związków... - ciągnęła dalej, a ja byłem prawie pewien, że za chwilę stracę oddech. - ... Niebieski wnosi do duszy radość, spokój, sprowadza sen, łagodzi nerwy... Teraz, gdy wręczy się kobiecie niebieski kwiat, to jakby powiedzieć: "Chcę być tylko z tobą..." - rozmarzyła się.
- Tak... - przytaknąłem, po chwili zdając sobie sprawę, że kobieta chyba nie zadała mi żadnego pytania. Prędko wyciągnąłem z portfela zbliżoną kwotę i położyłem na blacie, wpatrując się jak zachipnotyzowany w małe pudełeczko.
- Jak się nazywa? - sprzedawczyni zadała kolejne niewygodne pytanie, wydając mi resztę oraz paragon.
Podniosłem na nią wzrok i już otworzyłem usta, aby coś powiedzieć.
- Dor... - zacząłem bez zastanowienia.
- Naprawdę spieszymy się do pracy - Nick jak zwykle opanował sytuację, wpychając mi do dłoni pudełko z pierścionkiem. Już po chwili ciągnął mnie w stronę wyjścia.
Pov. D. B.
- Dwa miesiące?
- I całe sześć tysięcy - wysapałem, próbując dotrzymać jej kroku.
Słońce nie dawało za wygraną i w chwilach, gdy już byłem pewien, że na dłużej schowa się za chmurami, ono złośliwie wychylało się i dawało mi prosto po oczach.
- Jesteś złym człowiekiem, Dorian - stwierdziła Eve, kręcąc głową.
Biegliśmy wzdłuż zatoki dopiero dwadzieścia minut, a ja już czułem ogromne zmęczenie.
- Nie jestem zły...
Dziewczyna poprawiła słuchawkę w jednym uchu. Wiedziałem, że puszcza muzykę bardzo cicho, aby wciąż mieć ze mną kontakt.
- Gdybyś miał w sercu chociaż odrobinę dobra, wybiłbyś mu ten głupi pomysł z głowy zamiast brać w tym udział. Chyba zdajesz sobie sprawę, że to się dla niego źle skończy, prawda?
- Być może... - mruknąłem, przykładając dłoń do czoła, aby rzucić zbawienny cień na zmęczone oczy.
- I nic z tym nie zrobisz?
- To już jego problem... Ja będę robić tylko to, czego ode mnie oczekuje: UDAWAĆ.
Szatynka gwałtownie przystanęła. Przebiegłem jeszcze kawałek, zanim dostatecznie zahamowałem nogami. Po chwili odwróciłem się pytająco w jej stronę. Widziałem tylko jak wyrywa z uszu słuchawki. Ludzie oraz rowerzyści mijali nas bez większego zainteresowania. Ani ja ani ona nie zamierzaliśmy pokonać tych kilku dzielących nas metrów.
- A pomyślałeś w ogóle o tym, że on może się zakochać? - spytała, patrząc na mnie ze zrezygnowaniem.
Jeden z gołębi sfrunął na ziemię i ulokował się niedaleko nas. Rzeka powoli płynęła, a letni, ciepły, duszny wiatr spokojnie muskał moje przepocone włosy. Nie umknął mojej uwadze fakt, że moje serce nieznacznie przyspieszyło. Nabrałem powietrza do płuc, przybierając jedną ze swoich obojętnych masek.
- Nie zakocha się - skwitowałem, marszcząc brwi.
- Naprawdę myślisz, że przez te cztery miesiące lipnych czułości on tak po prostu o tobie zapomni?! - Eve gwałtownie pokonała dzielącą nas odległość. Po chwili zadarła głowę lekko do góry. - Ludzie to nie kamienie, Dorian! Mają uczucia! A ty... Zrozum: to że kiedyś życie zalazło ci za skórę, nie znaczy, że musisz niszczyć je komuś innemu - przyjaciółka złapała mnie za ramiona. W jej oczach dostrzegłem odrobinę nadziei.
- Cóż... - zacząłem, pochylając się nieznacznie nad jej twarzą. - ... Najwyraźniej bliżej mi do kamienia niż do człowieka... - oznajmiłem obojętnie, po czym skierowałem się w stronę miasta.
***
Pov. C. C. W.
Godzina osiemnasta. Jeden z bardziej pracowitych dni.
Świadomość tego, że jeszcze dzisiaj muszę wykonać "kolejny ciężki krok do przodu", przyprawiała mnie o bóle żołądka. Marzyłem już tylko o tym, aby położyć się do łóżka.
Spojrzałem zaspanym wzrokiem na kierownicę, wchodząc w ostry zakręt.
Już dosłownie minuta dzieliła mnie od domu. Kiedy parkowałem przed moim podwórkiem, poczułem jak trzęsą mi się dłonie. Niezgrabnie wysiadłem z samochodu, chwyciłem torbę z miejsca pasażera i ruszyłem w stronę posiadłości. Na dworze nie było jeszcze ciemno, a duszący, letni upał dawał się we znaki, dlatego nie zdziwił mnie widok Tessy na plażowym leżaku. Ubrana jedynie w skąpe, czerwone bikini smażyła się na słońcu, pogłebiając swoją kilkudniową opaleniznę.
To było normalne.
Jednak fakt, że dosłownie kilka metrów dalej stał Dorian, mocno mnie zaskoczył. Zero kłótni... A przynajmniej na teraz. Skąd mogłem wiedzieć czy nie dogryzali sobie jeszcze minutę temu, kiedy przysypiałem za kierownicą?
- Cześć, kochanie - rzuciła dziewczyna, na chwilę unosząc się do siadu.
Powoli podszedłem do leżaka. Następnie przykucnąłem i złożyłem na jej policzku delikatny pocałunek. Patrzyłem jak odgarnia kilka kosmyków z twarzy po czym posyła mi jeden ze swoich najsłodszych uśmiechów. Czułem, że już się tak bardzo nie gniewa za wczoraj. Odwzajemniłem jej uśmiech i prędko pochyliłem się do jej ust. Musnąłem je lekko, a blondynka bez ostrzeżenia kusząco przygryzła moją dolną wargę. Trwaliśmy tak przez chwilę. Kiedy podnosiłem się do góry, czułem na sobie spojrzenie osoby trzeciej. I mimo że Dorian wcale na nas nie patrzył, bo specjalnie się upewniłem, czułem dziwne skrępowanie.
Bo okazywanie uczuć przy osobach trzecich zawsze było dla mnie niemiłosiernie trudne. Wolałem robić to na osobności, w domowym zaciszu. Dla mnie miłość nie była czymś na pokaz. A może po prostu przyzwyczaiłem się, że do wczoraj byliśmy tylko ja, Tessa i dom?
Ponownie spojrzałem na tył pleców Doriana.
Ja, Tessa, dom i Dorian...
- Kupiłeś wino? - głos blondynki skutecznie wyrwał mnie z rozmyślań.
- Zapomniałem - mruknąłem. - Przepraszam, skarbie...
Dziewczyna jedynie spojrzała na mnie z lekkim zawodem przez ciemne okulary, po czym znów ułożyła się twarzą do słońca.
Westchnąłem, a poprawiwszy ciężką torbę na zbolałym ramieniu, niepewnie ruszyłem w stronę chłopaka. Stanąłem ostrożnie obok niego, zerkając na profil jego twarzy.
- Dorian... dlaczego podlewasz moje kwiaty? - spytałem łagodnie.
Niebieskooki nie spojrzał na mnie, a jedynie skierował węża ogrodowego w stronę nagietków.
- Chciałem podlać tylko róże, ale... i tak nie miałem nic lepszego do roboty - oznajmił.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem, mimo że to wszystko nie do końca było dla mnie zrozumiałe. Niemniej cieszyłem się, że ktoś postanowił zadbać o ogród w taki skwar.
- Jak było w pracy?
- Proszę?
- Jak było w pracy, Ren? - chłopak powtórzył, a na jego usta wkradł się lekki uśmiech. Naprawdę lekki. Chwilę później gwałtownie spoważniał.
Ostatni raz, kiedy ktoś zapytał mnie o dzień w pracy, był kilka miesięcy temu... I o dziwo nie była to Tessa, tylko moja mama.
- Ren? - jedynie to udało mi się z siebie wydusić.
- Nie odpowiesz na moje pytanie? - mruknął, wyłączając węża.
Momentalnie przeniósł spojrzenie na moje oczy, a ja poczułem dziwny dreszcz w okolicach szyi.
Szlag.
Z tym człowiekiem nie dało się normalnie rozmawiać, bo za każdym razem, gdy próbowałem choćby przez chwilę zdominować go spojrzeniem, ponosiłem porażkę.
Odwróciłem speszony wzrok, zdając sobie sprawę, że robię się jeszcze bardziej zestresowany niż wcześniej.
- Odpowiem, jeśli ty odpowiesz na moje.
- "Clarence", to takie poważne imię - wzruszył ramionami. - "Ren" brzmi o wiele prościej. Rodzice nigdy nie zdrabniali twojego imienia?
Nigdy.
- Chodź - mruknąłem, wyjmując mu z dłoni węża ogrodowego i upuszczając go na ziemię pod naszymi stopami.
- Nie odpowiedziałeś na ani jedno moje pytanie - chłopak z lekka niezadowolony zaczął kierować się za mną na tył ogrodu.
Gdy znaleźliśmy się poza zasięgiem wzroku i słuchu Tessy, popchnąłem go lekko w stronę bocznej ściany domu. Dorian oparł się o nią nonszalancko. Schował dłonie w kieszeniach od spodni, jedynie zerkając na mnie pytająco.
Czułem jak pocą mi się dłonie, w chwili, gdy tarmosiłem w palcach prawej ręki malutkie, ozdobne pudełeczko. Podszedłem do mężczyzny na odległość kilku centymetrów. Od rana do teraz po głowie wciąż chodziło mi tylko jedno pytanie.
Jak oświadczyć się osobie, której się nie kocha?!
- Dorian... - zacząłem, a przełknąwszy ślinę z trudem spojrzałem w jego oczy. - ... Chciałbym zadać ci jeszcze jedno pytanie...
- Dlaczego ciągle tylko ty zadajesz pytania? - spytał, przekrzywiając głowę nieznacznie w lewo.
- To już będzie ostatnie, obiecuję.
Wiem, że to wszystko było jednym wielkim żartem. Nasz związek, nasze oświadczyny... Ale... po prostu nie umiałem od tak powiedzieć: "Dorian, masz tu pierścionek zaręczynowy, załóż go, aby moja rodzina widziała". Chciałem jeszcze zachować jakąś resztkę człowieczeństwa i "zrobić to
z klasą". Czy to nie tego właśnie od samego początku uczyli mnie rodzice?
Wymieniwszy w myślach wszystkie argumenty za i przeciw przyklęknięciu, wyjąłem z kieszeni spodni białe pudełeczko. Ostatni raz przełknąłem ślinę.
- Ren, czerwienisz się - głos bruneta skutecznie mnie otrzeźwił. - Wszystko w porządku? - Dorian zbliżył się do mnie nieznacznie, a kiedy podniosłem na niego wzrok, zmrużył oczy.
W tej chwili nic nie jest w porządku...
W końcu powoli zdjąłem wieczko i jedynie wyciągnąłem pudełko w stronę jego twarzy. Turkusowe oczy chłopaka momentalnie wyłapały wzrokiem mały pierścionek, który lekko połyskiwał w słonecznym skwarze.
- Dorian, wyjdziesz za mnie? - wykrztusiłem, kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały.
Nie powiedział nic. Kompletnie nic. A jedynie patrzył na mnie, wprawiając w tak ogromne zakłopotanie, że byłem prawie pewien, że aktualnie niemiłosiernie mocno się czerwienię. Słońce pomału nagrzewało moją głowę. Było mi słabo, a dorzuciwszy jeszcze napięcie, które odczuwałem, myślałem, że prędzej czy później zemdleję.
Trwaliśmy tak przez kilka sekund w kompletnej ciszy. Jednak czas mijał mi niemiłosiernie powoli. W końcu Dorian poruszył się, a oparwszy ciężar ciała na drugiej nodze, uśmiechnął się jednostronnie.
- Oczywiście, Ren - zgodził się, ujmując pudełeczko w dwa palce.
Wpatrywał się w podarunek jeszcze przez dobre pół minuty z szeroko otwartymi oczami. Zaniepokoiłem się lekko jego kolejnym zawieszeniem, bo przez te dwa dni zdarzało mu się to dość często.
- Czy mógłbym...? - zacząłem, aby przerwać krępującą ciszę, ale to jeszcze bardziej pogorszyło sytuację, bo mężczyzna jedynie spojrzał na mnie pytająco. - Em... - podniosłem dłonie, aby sekundę później je wycofać. Ostatecznie jednak wyjąłem pierścionek z zagłębienia i lekko objąłem prawą dłoń Bane'a. Wciąż na mnie patrzył, gdy wsuwałem go na jego serdeczny palec.
Cholera.
Nie musiałem tego robić. Przekląłem w myśli w chwili, gdy moje serce gwałtownie przyspieszyło.
- Podoba ci się? - wykrztusiłem z siebie, odwracając wzrok. - Wiesz... To tylko na pokaz, moi rodzice są niedowiarkami, a ojciec to już w szczególności - zaśmiałem się nerwowo, przecierając czoło. - Mam nadzieję, że lubisz niebieski...
- Uwielbiam niebieski - oznajmił krótko.
Wtedy już wiedziałem, że te dwa miesiące będą jednymi z najtrudniejszych w moim dotychczasowym życiu...
Hej, hej, hej!
Mam nadzieję, że rozdział przypadł wam do gustu ^^ Swoją drogą: Czy to normalne, że w naszym szkolnym radiowęźle już puszczają "Last Christmas"???🙉 Liczę na wasze gwiazdki i komentarze 💖
Do następnego 🌹
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top