15| To nie tak, że byłem zazdrosny🌹

Pov. D. B.

Widok obskórnego bloku na obrzeżach Wilmington przyprawił mnie o małe dreszcze. Prędko jednak odegnałem od siebie złe myśli, czując dłoń, która objęła mnie w pasie.

Kyle wprowadził mnie na klatkę schodową, nie odstępując ani na krok.

W głowie wciąż mi huczało, mimo że już dawno wyszliśmy z klubu. Wejście po schodach w tym stanie, jak się okazało, było niezwykle trudne. Chwiałem się co chwilę, a mężczyzna trochę boleśnie ciągnął mnie za sobą za mój chudy nadgarstek, ale na szczęście musieliśmy pokonać tylko dwa piętra.

- Dooo-rian... - usłyszałem koło ucha zbereźny szept, a już po chwili przesiąknięty alkoholem oddech blondyna owiał mój wrażliwy kark. W tym samym czasie chłopak szukał w kieszeni klucza. - ... Spadłeś mi z nieba...

Był późny wieczór. Chłód bijący od klatki schodowej muskał moje nagie ramiona, ale nawet nie myślałem o tym, aby zarzucić na top swoją koszulę.... skoro za chwilę wszystkie moje ubrania i tak wylądują na podłodze w jego sypialni.

Zanim się obejrzałem Kyle wepchnął mnie do hallu i zatrzasnął za nami drzwi. Momentalnie przyszpilił mnie do ściany i wsunął kolano między moje nogi, przez co sapnąłem cicho.

Po alkoholu był nachalny i lekko agresywny. Nie przeszkadzało mi to. Byłem za bardzo podniecony, aby próbować go odtrącić... nawet jeżeli najprawdopodobniej mój pierwszy seks w przeciągu tych kilku miesięcy, będzie ostry i prawie równoznaczny z gwałtem.

Byłem gotowy się poświęcić na tę jedną noc, aby tylko zaspokoić swoje ciało i dać upust podnieceniu, które gromadziło się w nim przez cały ten czas... A dwa dni temu wywindowało ponad zdrową skalę!

Prawda była taka, że jeszcze chwila i któregoś dnia rzuciłbym się na Rena... Nie z miłości... czy coś... po prostu...

Mieliśmy umowę, on miał dziewczynę, ten cały cyrk miał nie wpływać na nasze życie!

Dodatkowo... obiecałem coś sobie..

Mężczyzna naparł na mnie jeszcze mocniej. Zerknąłem w jego szare oczy przepełnione nieokiełznanym pożądaniem. Nie był tak wysoki jak Ren...

Nie powinienem teraz o nim myśleć...

Kiedy blondyn wpił się w moje usta, poczułem jego wzwód wbijający się w moje udo. Ledwo nadążałem za tempem jego warg. Jego dłonie sprawnie wsunęły się pod moją bluzkę, a palce zahaczyły o mój prawy sutek. Już po chwili poczułem podniecający dreszcz. Jęknąłem nieśpiesznie w jego rozgrzane, smakujące alkoholem usta.

- Mam na ciebie ogromną ochotę - wymruczał mi do ucha i już po chwili mało delikatnie przygryzł jego płatek. - Chociaż zachowujesz się i wyglądasz jak rasowa dziwka...

Jego słowa mnie zabolały, ale nie dałem tego po sobie poznać. W makijażu czułem się dobrze, w bluzce z Batmanem też... W końcu był moim ulubionym bohaterem z DC zaraz po Jokerze... A przed wyjściem z domu... wzrok Rena utwierdził mnie w przekonaniu, że wyglądam w miarę dobrze...

Mimo wszystko zagryzłem wargę i uniosłem dumnie głowę. Miano "wariata" i "dziwaka" ciągnęło się za mną przez całe życie, więc czemu miałbym odtrącać plakietkę z wdzięczną nazwą: "DZIWKA".

I tak nie mam już nic do stracenia...

- W takim razie nie powstrzymuj się i zerżnij mnie jak dziwkę - wymamrotałem bezwiednie, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi, bo w tym momencie poczułem się jak kompletny śmieć.

- Wcale nie zamierzałem się powstrzymywać...

***

- Szerzej! - warknął gardłowo, a tempo jego pchnięć znacznie się zwiększyło.

Bez słowa sprzeciwu wykonałem jego rozkaz. Źle czułem się z faktem, że rozkładam nogi przed dopiero poznanym facetem, ale alkohol i chęć zaspokojenia zdecydowanie wzięły górę nad moim umysłem.

Przez cały czas patrzył mi zacięcie w oczy. Jego tęczówki były zimne, nie brązowe jak...

Odwróciłem głowę, klnąc na siebie w myślach. Nie miałem już siły, aby swobodnie się poruszyć, więc pozwalałem mu robić ze sobą co mu się żywnie podobało.

Prawda była taka, że sam się w to wpakowałem i nie mogłem winić ani Kyle'a, ani całego świata...

- Dorian, jesteś taki ciasny - westchnął mi prosto do ucha, a po chwili zjechał ustami w dół i zrobił mi kolejną malinkę na szyi. Czułem, jak zasysa się ustami w jeszcze kilku miejscach.

Nawet mnie nie przygotował przed stosunkiem... Nie wspominając już o tym, że nie zdjął spodni i przy każdym pchnięciu jego jeansy nieprzyjemnie obcierały wewnętrzną stronę moich ud.

Próbowałem wyciągnąć z tego seksu chociaż odrobinę przyjemności, ale było to wręcz niemożliwe. Gdyby nie fakt, że kilka razy uderzył w moją prostatę, już dawno bym się rozpłakał. Zacisnąłem jedynie powieki.

Niewiele myśląc oplotłem ręce wokół jego szyi i przyciągnąłem go do siebie, co skwitował zadowolonym pomrukiem. Wtuliłem się w jego spocone ciało, próbując myśleć o czymś przyjemnym.

Watson jest ciotą, ciepłą kluchą, ma dobre serce, jest ogromny, naiwny, nazbyt dobroduszny, zawsze traktuje mnie jak porcelanę...

I nigdy nie potraktowałby mnie jak zabawki... Pewnie jest jednym z tych mężczyzn, którzy w łóżku pytają się czy: "Na pewno wszystko w porządku?" jeszcze w trakcie gry wstępnej.

- Ren... - sapnąłem cicho, kiedy mały dreszcz przyjemności podrażnił moje podbrzusze.

Kyle momentalnie zesztywniał, a na moim czole pojawiło się kilka kropel zimnego potu. W tym momencie byłem naprawdę przerażony. Nie tylko faktem, że wypowiedziałem jego imię na głos, ale tym, że w ogóle przyszło mi do głowy, że chciałbym, aby to on był na jego miejscu...

Blondyn powoli podniósł się do góry, taksując mnie pytającym spojrzeniem.

- Jaki, kurwa, Ren? - wydusił z wyrzutem, a w momencie, gdy jego oczy zapłonęły gniewem, wiedziałem, że jestem zgubiony.

***

Pov. C. C. W.

Gwałtownie poderwałem się na siedzeniu na dźwięk linijki "I want it that way", uderzając głową w wewnętrzną stronę dachu mojego srebrnego Renault. Prędko rozmasowałem czoło, po omacku próbując odblokować telefon. Poranni Backstreet Boys byli zdecydowanie przyjemniejsi w łóżku. W końcu wyłączyłem budzik, zerkając na godzinę.

6:00... Na 7:30 muszę być w biurze...

Rozmasowałem lekko kark, zerkając zamglonym wzrokiem w stronę starego, zaniedbanego bloku. Westchnąłem cicho, opierając głowę o kierownicę.

Oczywiście, że za nim pojechałem. Chyba nie byłbym sobą, gdybym tego nie zrobił.

Można było jednak powiedzieć, że teoretycznie byłem w kropce, bo przysnąłem dosyć szybko i nie miałem pewności czy nie wyszedł w środku nocy. Może już dawno jest w domu...

- Dorian - jęknąłem cicho, uderzając raz czołem w skórzaną powłokę. - Mam nadzieję, że nie zrobiłeś nic głupiego...

Przespał się z tym mężczyzną... Przespał się z nim na bank, a mnie aż ściskało w żołądku na samą myśl o tym, co robili w łóżku.

To nie tak, że byłem zazdrosny, po prostu... Czułem się winny. Gdybyśmy nie pili w weekend do niczego by nie doszło, mieszkalibyśmy razem jak co dzień, Dorian nie znalazłby się w klubie, nie kleiłby się do każdego faceta oraz ostatecznie nie poszedłby z jednym z nich do jego domu... A ja bym się teraz o niego nie martwił.

W momencie, gdy w aucie rozbrzmiał mój dzwonek w telefonie, błyskawicznie odczytałem numer na wyświetlaczu. Moje oczy rozszerzyły się momentalnie, a palec odruchowo nacisnął na zieloną słuchawkę.

- Dorian?! Cholera! Dzwoniłem do ciebie tyle razy! Dorian, gdzie jesteś?! Nic ci nie jest?! - zacząłem bombardować go pytaniami, ale w duchu odetchnąłem z ulgą.

- Ren... - wypowiedział moje imię wyjątkowo słabo, a ja momentalnie odblokowałem drzwi od samochodu. - ... Czy... - słyszałem jak przełyka ślinę. - ... Mógłbyś przyjechać po mnie na Rockwood Street...?

- Będę za pięć minut.

- Czekaj... Nawet nie wiesz, który blok... I ja... chyba nie zejdę sam po schodach... - wymamrotał cicho z dobrze słyszalnym zawstydzeniem.

- Znajdę cię - oznajmiłem momentalnie, wysiadając z auta. - Nigdzie się nie ruszaj! - po tych słowach prędko się rozłączyłem.

Zatrzasnąłem za sobą drzwi, wystawiając się na światło słoneczne. Promienie połaskotały moją twarz, a ja przymknąłem na chwilę oczy, zastanawiając się, co zrobię temu skurwielowi, jeśli okaże się, że skrzywdził Doriana.

Zrzuciłem z siebie bluzę i odłożyłem ją na dach samochodu, bo zapowiadał się naprawdę gorący dzień. Ostatecznie dwa razy niespokojnie obszedłem całe auto, zerkając w stronę okna, w którym wczoraj do później nocy paliło się światło.

Chciałem już po niego iść, ale obiecałem, że będę za pięć minut! Co i tak teoretycznie byłoby niemożliwe, bo od mojego domu jechało się tutaj około piętnastu.

A jeśli się domyśli, że go śledziłem?

Ostatecznie wytrzymałem jedynie dwie minuty i ruszyłem w stronę drzwi. Wszedłem na klatkę schodową w zastraszająco szybkim tempie. W ciągu trzydziestu sekund dwa razy potknąłem się na schodach.

Błyskawicznie minąłem pierwsze piętro, nikogo nie dostrzegając. Zasapałem się jak cholera. Pokonując ostatnie schody prowadzące na drugie piętro, dostrzegłem go. Po chwili poczułem nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej.

Zatrzymałem się przed ostatnim schodkiem i patrzyłem na niego w bezruchu.

Dorian siedział skulony pod drzwiami numer 5. Kolana objął rękami, a głowę miał opartą lekko na przedramionach. Wiedział, że tu jestem, ale nie patrzył na mnie. Jego włosy sterczały w każdą stronę, oświetlone przez promienie słoneczne, wpadające przez małe okienko na brudnej klatce schodowej.

Wahałem się dosłownie przez chwilę. Kilka sekund później rzuciłem się w jego stronę.

- Dorian - próbowałem zwrócić jego uwagę. Prędko klęknąłem na zimnej posadzce, zdając sobie sprawę, jak bardzo jest lodowata.

Jeśli siedział tutaj przez tyle godzin...

- Spójrz na mnie, Dorian - poprosiłem łagodnie, chwytając go lekko za zziębnięte ramiona.

Chłopak wzdrygnął się nieznacznie i w końcu oderwał czoło od rąk. Podniósł głowę, a moim oczom ukazało się jego zaszklone spojrzenie.

- Przepraszam, Ren - wycharczał przez łzy.

Zaniemówiłem. Jego powieki były opuchnięte od płaczu, twarz zaczerwieniona, a eyeliner rozmazany od łez. Wyglądał jak siedem nieszczęść, a ja miałem ochotę co najmniej przebić pięścią drzwi, o które się opierał, aby dać do myślenia lokatorowi.

- Skrzywdził cię, tak? - bez zastanowienia objąłem jego zaróżowione policzki, a chłopak momentalnie otworzył szerzej oczy. - Zgwałcił? Bardzo cię boli? Dasz radę wstać?

- To nie tak, że mnie zgwałcił... - wymamrotał cicho, odwracając wzrok na kafelki. - ... Sam tego chciałem, on po prostu... nie był zbyt delikatny... - przełknął cicho ślinę, a ja z zawstydzeniem zdałem sobie sprawę, że na dole ma na sobie jedynie bokserki. Nogi miał przykryte koszulą, przez co jego ramiona wciąż drżały. - ... To chyba już czas, żebyś powiedział: "A nie mówiłem..."

Pov. D. B.

Ren bez słowa pochylił się do przodu i przyciągnął moją głowę do swojej klatki piersiowej. Otworzyłem szerzej oczy, a moje serce dwukrotnie przyspieszyło.

Czas zatrzymał się dla mnie dosłownie na moment. Nie czułem już zimna posadzki, a jego ciepłą koszulkę, spod której słyszałem również przyspieszone bicie jego serca. Łzy na chwilę przestały cieknąć z moich oczu, a zamiast tego tkwiłem w jego ramionach jak słup soli.

Prawda była taka, że na niego nie zasługiwałem... Nie zasługiwałem na przyjaźń z Renem.

Delikatność, z jaką się ze mną obchodził przyćmiła ból głowy po wczorajszym piciu oraz ogólnie ból mojego całego wymęczonego ciała..

Zacisnąłem oczy, ostrożnie kładąc dłonie na jego ramionach, aby wtulić się jeszcze mocniej.

- Wracajmy do domu - poprosiłem cicho, wzdychając w jego wystający obojczyk.

Watson bez słowa podniósł mnie z posadzki, chwytając za nagie uda. Oboje momentalnie spłonęliśmy ostrymi rumieńcami, ale ja jedynie ukryłem twarz przed jego spojrzeniem, a Ren, uniósł głowę, spuszczając stopę na pierwszy schodek.

Szedł w żółwim tempie, ostrożnie utrzymując mnie w powietrzu. Odniosłem wrażenie, że niesienie mnie nie sprawiało mu żadnego problemu. Jego ramiona były przyjemnie ciepłe.

- Dlaczego wyrzucił cię z domu? - usłyszałem jego spokojny głos.

Momentalnie zarumieniłem się jeszcze mocniej.

Bo wyjęczałem imię innego mężczyzny!

To miałem mu powiedzieć?! "Słuchaj Ren, podczas seksu pomyślałem o tobie, ale nie bierz tego do siebie, to był tylko przypadek".

Nie musiał wiedzieć, że właśnie z tego powodu Kyle stał się jeszcze bardziej brutalny, a potem wywalił mnie na korytarz.

- Chyba po prostu mu się nie podobało... - zaśmiałem się gorzko, zaciskając palce na koszulce bruneta.

Kiedy Ren sadzał mnie na miejscu pasażera, nie sprzeciwiałem się. Już po chwili narzucił mi na ramiona swoją czerwoną bluzę, a sam zamknął za mną drzwi i obszedł samochód. Prędko usiadł za kierownicą. Dyskretnie zaciągnąłem się zapachem jego bluzy i wtuliałem w nią nieznacznie swoje ciało.

Pov. C. C. W.

- Słuchaj, Dorian... - zanim ruszyłem odwróciłem się lekko w jego stronę. Chłopak drgnął nieznacznie, odsuwając się na brzeg fotela. - ... Uważaj na siebie następny razem... Wiem, że potrzebujesz... czyjegoś dotyku - odwróciłem wzrok na kierownicę. - ale nie szukaj przygody na jedną noc na siłę... Bardzo mnie wystraszyłeś, w końcu... kolegujemy się...

"Kolegujemy"? To słowo wyjątkowo błędnie określało naszą relację. Mógłbym powiedzieć, że się co najmniej przyjaźniliśmy, ale nie miałem pojęcia jak to wszystko odbiera Dorian. Być może dla niego wciąż byłem jedynie "pracodawcą".

Bane jedynie pokiwał twierdząco głową, szczelniej zasłaniając koszulą swoje nogi.

Po dłuższym wpatrywaniu się w jego profil dostrzegłem na jego szyi i karku chaotycznie rozrzucone czerwono-sine ślady. Widząc to, chłopak pośpiesznie opatulił oznaczone przez mężczyznę miejsca moją bluzą i zarumienił się jeszcze bardziej.

A ja obiecałem sobie, że jeśli tylko spotkam tego faceta na mieście, osobiście nogi mu z dupy powyrywam.

Hej, hej, hej ^^
No więc... Nie będę pytać o to, czy podobał wam się rozdział, bo... naprawdę szkoda mi Doriana ** W każdym razie zostawiam wam tutaj ten rozdział (nie bijcie go zbytnio xd) i lecę kupić szampana mojej mamie, bo żałośnie przegrałam z nią zakład o to jakiego koloru była sukienka głównej bohaterki w poprzednim odcinku jej serialu (tak czułam, że jestem daltonistką 🤔) XD Miłego dnia i przepraszam za tak długi czas oczekiwania 💓

Do następnego🌹

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top