14| Przed wyjściem miał na sobie koszulkę z Batmanem🌹
Pov. C. C. W.
Przeszedłem przez próg, cicho wzdychając. Praca wymęczyła mnie doszczętnie, mimo że udało mi się urwać nieco wcześniej niż zwykle, aby tylko zaparzyć sobie w domu kawy z mojej ulubionej firmy. Zamknąłem za sobą cicho drzwi, w miarę możliwości zdjąłem buty przeciwnymi stopami i od razu udałem się do jadalni.
Już kolejny raz w tym tygodniu przekonałem się, że Dorian Bane jest jak kawa. Pobudzał mnie nawet bardziej niż kofeina. A dokładniej pobudzały mnie widoki jego osoby w niecodziennych sytuacjach. Często przy stole. Nieraz było to ciągłe kolorowanie mandali, przesadzanie sadzonek do większych donic czy choćby układanie książek na półce w salonie w kolejności alfabetycznej. Odkąd kolejny raz stracił pracę zaczął zajmować się błahostkami.
Przy okazji wręcz maniakalnie mnie unikał...
Tym razem siedział przy stole naprzeciw drzwi wejściowych do salono-jadalni. Miałem doskonały widok na jego skupioną minę i rękę, która niesamowicie mozolnymi posunięciami próbowała pomalować paznokieć od palca wskazującego przeciwnej dłoni. Nie dane mi było jednak długie przypatrywanie się, będąwszy równocześnie niezauważonym. Już po chwili z wrażenia uderzyłem ramieniem o framugę drzwi, a Dorian momentalnie uniósł na mnie swoje spłoszone spojrzenie.
Na chwilę oboje zaniemówiliśmy. Nie czułem już zmęczenia. Otworzyłem szerzej oczy, aby upewnić się, że to co przed sobą widzę nie jest wyłącznie moim przywidzeniem.
Nad każdym okiem mężczyzny widniały precyzyjnie pociągnięte eyelinerem kreski, które uwydatniały turkusowy kolor jego tęczówek. Powieki były lekko zabarwione fioletowym cieniem, doskonale grającym z koszulą w fioletowo-białą kratę, którą nałożył na czarny t-shirt z logiem Batmana.
Bane zarumienił się mocno, spuszczając głowę na dół i starając się dokończyć malowanie paznokci.
- Hej - mruknąłem łagodnie, podchodząc ostrożnie do stolika.
Po niezręcznym wydarzeniu z weekendu wszystko wróciło do normy. No... prawie wszystko? Dorian zaczął unikać ze mną każdego kontaktu fizycznego, a jak już do takiego dochodziło, zaczynał lekko drżeć. Aby ukryć stres, zazwyczaj wybuchał naciąganym śmiechem i odsuwał się nieznacznie. Tak się działo między innymi przy podawaniu kubka, gdy nasze palce lekko się stykały lub gdy kładłem mu dłoń na ramieniu, mówiąc, że resztę naczyń umyję ja.
Nie będę ukrywać, że się o niego martwiłem. Wyglądało na to, że przeżył to jeszcze gorzej ode mnie, a wciąż udawał, że niczego nie pamięta.
- Hej... - wymamrotał trochę niewyraźnie, nawet na mnie nie zerkając. - ... Myślałem, że wrócisz później...
- Udało mi się wcześniej wyrwać. Co robisz?
Zaciekawiony przysiadłem na krześle naprzeciw niego. Czułem, że peszę go swoją osobą, a mimo to nie mogłem się doczekać tego, aby jeszcze raz zobaczyć go w makijażu.
- Chciałem... - wciąż sprytnie ukrywał twarz przed moim czujnym spojrzeniem, udając, że skupia się na paznokciach. - ... Chciałem wybrać się gdzieś wieczorem...
Zmarszczyłem lekko brwi na tę informację, po czym zacząłem zastanawiać się jak skutecznie sprawić, żeby na mnie spojrzał.
Na szczęście nie musiałem wiele myśleć. Już po chwili Dorian przeklął siarczyście, gdy wyjechał fioletowym lakierem poza paznokieć.
- Pomogę ci - oznajmiłem, zabierając mu z dłoni nakrętkę zakończoną niewielkim pędzelkiem.
- Clarence, oddaj... - w tym momencie podniósł głowę, próbując odebrać mi przedmiot.
Po chwili zorientował się, że go sprowokowałem i próbował bezowocnie odwrócić głowę, ale ja wręcz momentalnie złapałem go za jeden policzek... Oczywiście w miarę delikatnie, aby znowu mi nie uciekł pod wpływem stresu.
- Carol zawsze marudzi, że nie potrafi sobie zrobić równych kresek... - oznajmiłem cicho, posyłając mu ciepły uśmiech. - ... Możesz jej czasami pomóc...
Dorian miał delikatne rysy twarzy, więc makijaż wyglądał na nim naturalnie, mimo iż był dosyć mocny. Nie użył podkładu ani korektora, a jego lekkie piegi wciaż odznaczały się na bladej cerze. Był lekko sparaliżowany. Po krótkim wpatrywaniu się w jego oczy, dostrzegłem nieco złotego brokatu pod każdym z nich.
- Na co się tak wystroiłeś? - spytałem, puszczając jego policzek.
- Chciałem iść do klubu...
Pov. D. B.
Ren przysunął do siebie moją lewą dłoń, bez słowa zamoczył pędzelek w lakierze, po czym przyłożył go do pierwszego paznokcia. Gdy poczułem łagodny chłód lakieru, zamiast się rozluźnić, mimo wszystko zestresowałem się jeszcze bardziej.
Od tamtego weekendu minęło kilka dni, a ja pierwszy raz siedziałem tak blisko niego. Wciąż nie mogłem uwierzyć w to, że tamtego dnia daliśmy się złapać pokusie. To moja wina, że w ogóle wyciągnąłem alkohol.
Trzeba było nie grzebać w szafkach...
- Dlaczego nie wychodzisz poza linię? - zadałem dręczące mnie pytanie, kiedy chłopak delikatnie poprawił palce na moim nadgarstku, który przytrzymywał.
- Wiesz... Mam dwie młodsze siostry. Zawsze im pomagałem, kiedy mama nie miała czasu...
Skinąłem lekko głową. Resztę minut przesiedzieliśmy w ciszy.
Myślałem, że mnie wyśmieje. Uzna, że ten makijaż jest zbyt "pedalski". Mimo to nie powiedział nic, co mogłoby świadczyć, że tak myśli. A może po prostu nie chciał mi zrobić przykrości?
- Który klub?
- To nieważne...
- A kiedy...
- Nie wrócę na noc - oznajmiłem, przerywając mu wpół zdania. Od początku dobrze wiedziałem o co chce zapytać...
Pokiwał jedynie twierdząco głową, przykładając wacik nasączony zmywaczem do miejsca, w którym wcześniej wyszedłem poza linię. Robił to precyzyjnie, a zarazem delikatnie, wciąż przytrzymując moją dłoń...
Już dawno nie trzymał mnie za rękę...
Kiedy paznokcie wyschły, bez ostrzeżenia wstałem od stołu. Już po chwili skierowałem się do hallu, zarzucając leżący na krześle plecak.
- Czekaj, Dorian...
- Sam mówiłeś, że to otwarty związek. Ty masz Tessę, ja mam ochotę zabawić się w klubie...
- Nie o to chodzi, ja... Może cię podwieźć? - wymamrotał cicho, stając naprzeciw drzwi wejściowych w momencie, gdy złapałem za klamkę.
Pov. C. C. W.
Martwiłem się o niego... Naprawdę. Dorian był lekkomyślny. Miał słabą głowę do alkoholu. Bałem się, że zrobi jakieś głupstwo...
Albo że ktoś go skrzywdzi.
- Nie trzeba, pójdę na piechotę - chłopak posłał mi swój wymuszony uśmiech, otwierając drzwi.
Zawiesiłem wzrok na jego nogach. Dopiero teraz dostrzegłem na nich czarne rurki. Spodnie korzystnie opinały jego biodra i szczupłe uda.
Wyglądał po prostu seksownie... wręcz kusząco. Na samą myśl, że jakiś inny mężczyzna...
- Do jutra, Ren.
***
Stanąłem przed małymi drzwiami klubu nocnego, wpatrując się w neonowy napis na szyldzie.
Co ja najlepszego robię?!
Dorian mnie zabije...
Przekroczyłem próg lokalu wyjątkowo prędko. Do moich nozdrzy momentalnie wdarł się ostry zapach alkoholu i potu. Przeszedłem ciemnym korytarzem, zbliżając się do źródła dudniącej muzyki.
Nie lubiłem takich miejsc. Byłem tutaj pierwszy raz, mimo że w Wilmington mieszkałem od urodzenia.
Co mną kierowało, kiedy tutaj jechałem?
W końcu dotarłem do głównej sali. Głośna muzyka drażniła moje uszy. Na parkiecie było mnóstwo osób, ale ja szukałem tylko jednej. Neonowe lampy oświetlały twarze pijanych imprezowiczów.
- Chcesz się zabawić, przystojniaku? - z rozmyślań wybił mnie czyjś zachrypnięty głos.
Niska brunetka otarła się o moje plecy jak rasowy kot, a już po chwili uczepiła mojego ramienia. Zadrżałem nieznacznie, wyczuwając od niej alkohol.
- Przepraszam, wolę mężczyzn - wymamrotałem, ostrożnie ją od siebie odsuwając.
Dopilnowałem, aby bezpiecznie oparła się o ścianę.
- Szkoda - jęknęła za mną, ale ja już dawno kierowałem się w stronę barku.
Przysiadłem przy ladzie na wysokim, plastikowym, czerwonym krześle. Barmanka jedynie posłała mi pytające spojrzenie, kiedy po kilku sekundach nic nie zamówiłem. Ostatecznie wzruszyła ramionami, podchodząc do jednego z klientów.
Wypatrywałem go niemal wszędzie. Na parkiecie, przy ścianach oraz na kanapach, gdzie co rusz siedziały pary splecione w erotycznych pocałunkach. Przecież wszedłem tu zaledwie pół godziny po nim. Nie mógł od tak wyparować!
Poprawiłem lekko okulary przeciwsłoneczne, które wraz z odpowiednim strojem ubrałem przed wyjściem. Gdyby mnie poznał miałbym przechlapane...
- Szukasz kogoś? - do moich uszu dobiegł głos tej samej ciemnoskórej barmanki. Prędko odwróciłem się w jej stronę.
- Tak, niskiego, rudego chłopaka. Ma... ma śliczne niebieskie oczy - oznajmiłem, a widząc jak dziewczyna unosi jedną brew, zawstydziłem się lekko. - Przed wyjściem miał na sobie koszulkę z Batmanem...
- Masz szczęście, że mam dobrą pamięć. Twój przyjaciel łasi się do każdego mężczyzny - wymamrotała, składając ręce na piersiach. - Zabierz go stąd zanim zrobi sobie krzywdę... Teraz chyba poszedł do toalety...
- Dziękuję - westchnąłem cicho.
Plan był prosty. Znaleźć Doriana i zabrać go do domu... w jakimkolwiek by stanie nie był.
Oparłem się leniwie o blat. Czekałem już dobre kilka minut, wysłuchując kolejnych piosenek. Chciałem już jak najszybciej stąd zniknąć.
Bez Doriana nie wyjdę...
- Jeśli interesują cię mężczyźni, mam pewną propozycję - jak na zawołanie usłyszałem koło ucha doskonale znajomy szept. Kiedy jego oddech owiał mój kark, moim ciałem wstrząsnął gwałtowny dreszcz. - Pójdziemy do ciebie, możesz być na górze - jego dłoń powędrowała do mojej szyi. Już po chwili opuszkiem palca wskazującego podrażnił mój wyjątkowo wrażliwy obojczyk.
Poczułem mocną woń alkoholu. Jednak w przypadku Doriana, nie obrzydzała mnie, a raczej uświadamiała, że chłopak nie do końca jest sobą.
- Oho, o wilku mowa... - westchnąła barmanka, polerując jedną ze szklanek. Wyraźnie bawiła ją ta cała sytuacja.
Byłem na skraju wytrzymałości. Zesztywniałem. Jego nagła bliskość odebrała mi mowę.
Jeśli zagadywał do każdego mężczyzny w tym klubie w taki sposób, byłem gotowy wynieść go stąd choćby siłą.
- Możesz pieprzyć mnie w swoim łóżku przez całą noc - w momencie, gdy jego słowa doszły do moich uszu, gwałtownie spłonąłem mocnym rumieńcem. Chłopak już po chwili, obrócił mnie w swoją stronę. W głowie przekląłem człowieka, który wymyślił krzesła obrotowe. - Nie musisz być delikatny, byle tylko... - Bane oparł nonszalancko dłonie na moich udach. - ... było ci dobrze...
Zastygł. Jego flirciarski uśmiech momentalnie zniknął z twarzy. Spochmurniał, pytająco przekręcając głowę w lewo.
- Ren? - wycedził, nieznacznie się rumieniąc.
Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, chwycił moje okulary oraz czapkę z daszkiem i zdjął je jednym zwinnym ruchem.
Chłopak spojrzał mi w oczy z niemałym wyrzutem. Jego koszula aktualnie była obwiązana w biodrach, a bluzka na ramiączkach z Batmanem odkrywała jego wąskie ramiona obsiane piegami, które w tym świetle mieniły się na różne kolory... A przynajmniej takie miałem wrażenie.
- Dlaczego za mną przyszedłeś? - spytał ze słyszalnym niezadowoleniem w głosie. Cofnął się o jeden krok do tyłu, lekko przy tym chwiejąc.
- Ja...
- Jestem tu, aby się odstresować - mamrotał, próbując wyjść na trzeźwego. - Mam swoje życie, ty masz swoje... Chyba mam prawo się bawić?!
- Po prostu się martwiłem...
- Nie jestem twoją własnością, żebyś musiał się o mnie ciągle martwić!
Otworzyłem usta, aby odpowiedzieć. Ostatecznie zamknąłem je, spuszczając wzrok na swoje kolana. Kilkoro najbliżej siedzących gości odwróciło na nas swój wzrok.
Dorian ma rację.
- Sharon, polej mu whiskey - wycedził przez zęby Bane, kładąc na ladzie odpowiednią kwotę. - A potem dopilnuj, aby stąd wyszedł.
- Kiedy wreszcie zrozumiesz, że żaden facet w tym klubie cię nie przeleci... - mruknęła dziewczyna. - ... Prawie wszyscy są hetero.
Otworzyłem szerzej oczy, zdając sobie z czegoś sprawę.
Przez ten cały czas chodziło o seks...
Po tym nieowocnym pocałunku z weekendu podnieciłem się. Skąd mogłem wiedzieć, że on też nie? W takim wypadku jego dzisiejsze zachowanie było zupełnie zrozumiałe. Chciał rozładować się na kimś seksualnie, zważywszy na to, że nie robił tego z nikim od kilku miesięcy, bo wspominał o tym kilka razy...
To dlatego się tak wystroił...
Znałem jego intencje, wiedziałem co nim kierowało... Przecież był pełnoletni, nie mogłem mu zabronić...
Czemu więc mimo to miałem jeszcze większą potrzebę zabrania go stąd?!
- Jak to "wszyscy"? Ren jest bi - oznajmił chłopak, składając ręce na klatce piersiowej. Już po chwili posłał mi znaczące spojrzenie, które jasno mówiło, abym dał sobie spokój i jechał do domu.
- Jakbyś chciał wrócić, to możesz do mnie zadzwonić - mruknąłem jedynie cicho.
Dorian kiwnął twierdząco głową, a chwilę później odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę parkietu. Wiodłem wzrokiem za jego sylwetką, z przykrością zdając sobie sprawę ze swojej bezsilności.
- Napij się - usłyszałem za sobą.
Już po chwili o blat stuknęła niska szklanka wypełniona whiskey.
***
Moja powieka drgała niespokojnie za każdym razem, gdy obślizgłe łapy tego skurwysyna zjeżdżały na jego tyłek.
Dorian ruszał się świetnie. Tańczył idealnie do rytmu, ukazując walory swojego delikatnego ciała. Nigdy nie widziałem go od takiej strony, a już zaczynała mi się podobać.
Przeklinałem w myślach co kilka minut... na siebie, za to, że myślałem o jego ciele w tak zberaźny sposób... oraz na faceta, który perfidnie obmacywał mojego "narzeczonego".
Gotowałem się w środku na widok nieco niższego ode mnie blondyna, klejącego się do Bane'a jak mucha do lepu.
- Daj sobie spokój, on z tobą nie pójdzie - mruknęła znudzona pracą Sharon.
Nie odpowiedziałem, a jedynie wypiłem do końca swoje whiskey. Nie mogłem pozwolić sobie na więcej, musiałem wsiąść za kierownicę.
W momencie, gdy dłoń obcego mężczyzny wsunęła się pod bluzkę Doriana, odwróciłem wzrok na własne palce, zaciśnięte na szklance. Bane kompletnie nic nie robił sobie z faktu, że jest obmacywany przez przypadkowego faceta. Trochę tak... Jakby robił mi na złość... O ile w ogóle w tym nietrzeźwym stanie myślał o takich rzeczach...
Trzeba było zostać w domu...
Hej, hej, hej 💓
Cóż, nareszcie dokończyłam ten rozdział, mam nadzieję, że się wam spodobał ^^ Liczę na to, że wena mnie nie opuści i szybko wezmę się za następny 😚 Pamiętajcie, że kocham wasze komentarze ** Jestem świeżo po 34 pytaniach ze sprawdzianu z polskiego z 2 epok, 2 lektur i 2 noweli łącznie, ale jeszcze żyję 😂
Do następnego 🌹
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top