WHO?
Przebudziłem się na chwilę. Miałem wrażenie, że spałem kilka dni. Może to dlatego, że ostatnio nie robiłem nic więcej oprócz spania i rozmyślania nad różnymi rzeczami. Spojrzałem w prawą stronę. Na mojej wyciągniętej ręce leżał Minho. Wyglądał naprawdę słodko jak spał. Problem w tym, że nie chce mi się już leżeć i muszę jakoś się wydostać tak aby go nie obudzić. Wygramoliłem się najdelikatniej jak się dało. Minho tylko przewrócił się na drugi bok marudząc coś przez sen. Przykryłem go kołdrą i poszedłem otworzyć okno. Za oknem było jeszcze ciemno. Z mojego okna był widok na całą panoramę miasta. Wszystko było jeszcze oświetlone łącznie z mostem Gwangam, który było widać w oddali. Całe miasto wyglądało pięknie niczym z widokówki. Gdy tak wpatrywałem się w przepiękne widoki nagle ktoś zapukał delikatnie do drzwi mojego pokoju. Podszedłem po cichu i otwarłem drzwi.
- Tata?
- No, a kto niby? Nie śpisz już?
- Tyle już spałem i leżałem, że na jakiś czas mi wystarczy - Uśmiechnąłem się odwracając głowę w kierunku łóżka.
Chyba obudziłem Minho.
- Felixu dokąd idziesz? - Wymamrotał wpółprzytomny usiłując utrzymać otwarte oczy na dłużej niż kilka sekund.
- Dajmy mu spać Felix, chodź na dół pogadamy - Zaproponował tata.
- Śpij Lee. Jak będzie śniadanie to Cię obudzę.
- Okno !! - Krzyknął.
-Co okno?! - Dopiero po chwili mnie olśniło, że zapomniałem zamknąć okna zanim poszedłem otworzyć drzwi.
Tata tylko stał w drzwiach i śmiał się z całej sytuacji.
- No jakby mało przeszedł... Jeszcze zamarznięcia mu brakuje - Śmiejąc się poszedł na dół.
Pośpiesznie zamknąłem okno. Minho patrzył się na mnie z wyrzutem, ale sen wziął górę i zanim zacząłem się tłumaczyć to zasnął ponownie. Zgasiłem nocną lampkę na moim biurku i wyszedłem z pokoju zamykając po cichu drzwi. Zszedłem na dół. Tata czekał na mnie z dużym kubkiem kawy z mlekiem. Aromat kawy roznosił się po całej kuchni i salonie. Usiadłem naprzeciwko taty. Czułem jak stres przybiera na sile. Jednak prędzej czy później musiałbym powiedzieć o Minho. Serce miałem w gardle, a gorąco mi było jakbym siedział w pełnym słońcu w upalny dzień. Policzki mnie piekły i czułem jakbym miał gorączkę. Wpatrywałem się w parującą kawę szukając jak pozbierać myśli...
- Tak. Tak jak myślałem Ty i Minho to nie tylko przyjaciele, co?
Właśnie chciałem zrobić łyka kawy i mało, co się nie udusiłem. Zaniosłem się potwornym kaszlem, aż zakuło mnie w piersiach.
- Wszystko w porządku?
- Taak - Odezwałem się kaszląc.
- A wracając do rozmowy, to tak - Poczułem się właśnie w tej chwili pewny jak nigdy dotąd.
- A tak właściwie to skąd wywnioskowałeś? - Zapytałem starając się uspokoić po ataku kaszlu.
- Wiesz rozumiem przyjaźń przyjaźnią, ale gdy ktoś praktycznie dziennie przychodzi i wypytuje się o Twoje zdrowie i to czy aby na pewno nic nie dolega. No wybacz... Uwierz mi po paru takich razach było nam go strasznie żal z Twoją mamą. Naprawdę nie wiedzieliśmy już, co mu mamy mówić. Mimo to w tym wszystkim nie narzucał się. Za każdym razem dziękował i szedł odprawiony z kwitkiem - Westchnął i kontynuował swoją wypowiedź.
- Widać było, że cierpi, że za każdym razem łzy podchodzą mu do oczu... Gdybym to ja był nim to już dawno bym Cię pogonił i rzecz jasna zwyzywał od najgorszych.
Zrobiło mi się naprawdę smutno. Domyślałem się, że pewnie bardzo to przeżywał, ale nie sądziłem, że aż tak. To by tłumaczyło tą zmęczoną z niewyspania twarz i zapuchnięte od płaczu oczy. Faktycznie powinien mnie kopnąć w dupę a nie dawać mi szansę. No nic, czasu nie cofnę, ale mogę sprawić aby wszystko, co jest teraz utrzymać w jakimś ładzie i nie zepsuć tego. Wstałem od stołu i podziękowałem tacie za rozmowę. Tata uścisnął mnie i wtedy poczułem, że gdybym wcześniej poprosił o radę to może nie doszło by do tego wszystkiego.
Zacząłem robić śniadanie. Niby nic wielkiego, ale zawsze coś. Jajecznica z bekonem i chrupiące tosty z masłem. Do tego jego ulubiona herbata z aromatem różanym. Oczywiście tacie również przygotowałem śniadanie. Po tym wszystkim to chyba dożywotnio powinienem mu je robić. Zajęty gotowaniem usłyszałem jak lekko szurając kapciami ktoś wchodzi do kuchni. Był to nikt inny jak mój ukochany Minho. Wyglądał przezabawnie i uroczo zarazem. Założył mój szlafrok, który był mu trochę przykrótki. Do tego te rozczochrane włosy i taki ogólny nieład panujący wokół jego osoby.
- Dzień Dobry Panu - Powiedział ziewając.
- Przepraszam najmocniej - Ziewnął ponownie tym razem zakrywając ręką usta.
- Dzień Dobry Minho. Nic się nie stało. Czuj się jak u siebie w domu - Podszedł do Minho i szepnął mu coś na mucho. Ten tylko zachichotał i spojrzał się na mnie.
- Ekhm... Tato ja tu nadal jestem - Wtrąciłem trochę zażenowany.
- Wiem, wiem. Jadę do firmy. Wczoraj urwałem się wcześniej to dziś muszę nadrobić parę rzeczy. Trzymajcie się miłego dnia. Ach i dziękuję za śniadanie było bardzo dobre - Mówiąc to pomachał nam na do widzenia i zamknął drzwi mieszkania.
Przygotowywałem Minho śniadanie a ten siedział przy stole z opartą brodą o dłoń. Miałem wrażenie, że śledzi każdy mój ruch. Wreszcie usiedliśmy razem przy stole i mogliśmy się nacieszyć sobą.
- Dobrze spałeś?
-Taak, jak nigdy dotąd. Już nie pamiętam kiedy tak dobrze się wyspałem.
Cieszyłem się, że wreszcie mógł spokojnie odpocząć. Wyglądał dużo lepiej niż jak spotkaliśmy się wczoraj. Przez okno kuchenne wpadły pierwsze, poranne promienie słońca. W kuchni zrobiło się przyjemnie jasno. Wszędzie roznosił się zapach jajecznicy i świeżych tostów z masłem. Całość dopełniał aromat zielonej herbaty i aromatu różanego. Lepszego poranka nie mogłem sobie wymarzyć. Tym bardziej wiedząc, że mam wsparcie wśród rodziców i zaakceptowali mój wybór. To niesamowite uczucie móc jeść śniadanie i rozkoszować się wewnętrznym spokojem. Aż do momentu, gdy nie dostałem smsa...
"Witaj tutaj Twój Changbin. Będę po południu u rodziców więc zapraszam Cię na obiad. Odmowy nie przyjmuję. Całuję Changbin."
Mało nie wypuściłem telefonu z rąk. Wpatrywałem się w wyświetlacz i nie wierzyłem w to, co przeczytałem. Nie, żebym się nie cieszył, że przyjeżdża. No, ale czy on liczy jeszcze na coś...?? Przecież doskonale wiedział o Minho. Rozmyślając tak trzymałem telefon cały czas w dłoni. Wyświetlacz nie zgasł a Lee stał za mną. Czułem się niczym sparaliżowany. Bałem się odwrócić. Nie przeżyję znów tych smutnych oczu, tego smutnego wyrazu twarzy. Nie, nie tym razem. Tym razem będzie inaczej. Nie pozwolę na kolejną taką sytuację choćby faktycznie miało mnie to kosztować zerwanie przyjaźni z Changbinem. Odwróciłem się gwałtownie jednym płynnym ruchem i objąłem go tak aby nie mógł zrobić żadnego ruchu. Czułem jak jego serce wali jak oszalałe. Poczułem jego łzy na moim policzku... Nie Minho tym razem Ci nie pozwolę.
- Nie, nie, nie pozwolę na to rozumiesz ! - Wykrzyczałem te słowa i pocałowałem go.
Przez chwilę był zdezorientowany, ale szybko sprowadził swoje myśli do obecnej sytuacji. Otarł łzy rękawem od moje szlafroka.
- To jak zamierzasz rozwiązać tą sytuację? On dalej ma nadzieję. Musisz mu w końcu powiedzieć, aby to wyjaśnić. Nie mam nic przeciw temu, co Was łączy jako przyjaciele. Co łączy Ciebie, Waszą rodzinę i jego rodzinę. To naprawdę było bardzo szlachetne z Waszej strony. Godne podziwu, no ale wiesz...
- Tak wiem najdroższy, co Ci chodzi, no ale co ja mogę więcej? - Mówiąc to oparłem się brzeg stołu. Minho siedział na krześle obok popijając już przestygniętą herbatę. Jego dłonie lekko się trzęsły po tym , co przeczytał ale wyglądał jakby się uspokajał.
Wtedy po schodach zeszła moja mama.
- Hmmm jak cudownie pachnie. Czy ja też się załapię na śniadanko? - Podeszła do mnie uśmiechając się i całując mnie w policzek.
- Dzień Dobry Proszę Pani - Minho wstał i ukłonił się.
- Witaj Minho. Usiądź proszę u nas możesz czuć się jak u siebie.
- Mamo skoro już jesteś mamy pewien problem, to znaczy się my mamy - Mówiąc to dałem mamie mój telefon z wiadomością od Changbina.
- No ładnie poranek zaczynamy. Zrób mi proszę kawę i zaraz coś wymyślimy.
Zanim zdążyłem wstać to Minho już podał mojej mamie kawę.
- No ja nie widzę żadnej inne możliwości jak przyjąć zaproszenie.
Minho wygadał jakby go ktoś spoliczkował.
- Spokojnie Minho. Uwierz mi potrzebna jest taka rozmowa. Felix powinien wyraźnie powiedzieć, co Was łączy a to, co jest między nim a Binem to tylko i wyłącznie braterska przyjaźń. Musisz mu zaufać. Nic innego nie wymyślimy.
Minho wyglądał na zrezygnowanego. Podszedłem do niego i przytuliłem najmocniej jak tylko mogłem.
- Zaufaj mi. Będzie dobrze - Wtuliłem twarz w jego ramię.
- Felix dzwoni Changbin.
Odebrałem cały czas tuląc Minho. Przyjąłem zaproszenie, a ten wyglądał jakby się czegoś bał przeraźliwie.
Po wspólnym śniadaniu moja mama zaproponowała aby Minho został u nas na czas, aż nie wrócę. Spytałem czy nie mógłby zostać na cały weekend. Mama o dziwo się zgodziła pytanie tylko, co rodzice Minho na to. Lee się ucieszył z propozycji jednak musiał zawitać do domu. Po pierwsze zapytać się w ogóle czy może, a po drugie jeśli będzie mógł to po swoje rzeczy.
Wyszliśmy razem. Kawiarnia rodziców Bina była po drodze do domu Minho. Ucałowałem Lee w policzek na do widzenia i poszedłem w kierunku kawiarni. Taaak ten sam zapach jak przedtem. Pyszne maślane rogaliki i te inne przepyszne wypieki. Najcudowniejszy zapach świata. Wszedłem do kawiarni. Mały dzwoneczek nad drzwiami radosnym dźwiękiem oznajmił, że wszedłem. Moim oczom ukazała się mama Changbina. Jak zawsze darzyła wszystkich życzliwym i pełnym ciepła uśmiechem.
- Ojejku kogo moje oczy widzą. Jak się cieszę, że Cię widzę - Mówiąc to podeszła do mnie i uściskała mnie jakbyśmy z co najmniej rok się nie widzieli.
Zaprosiła mnie do mieszkania mówiąc, że Bin właśnie przyjechał. Podziękowałem za zaproszenie i ruszyłem w stronę schodów na piętro. Moje nogi były jak z waty z każdym następnym stopniem gdy wchodziłem do góry. Niepewnie otworzyłem drzwi do mieszkania. Moim oczom ukazał się Bin rozpakowujący walizkę. W mgnieniu oka porzucił rzeczy, które trzymał w ręce i rzucił się w moim kierunku. Objął mnie tak mocno, że nie mogłem złapać oddechu.
- Bin też się cieszę, ale nie mogę oddychać - Zażartowałem.
- Bin trochę poluźnił uścisk. Mimo to cały czas się tulił do mnie i szczerzył tak radośnie jakby wygrał fortunę na loterii.
Na litość boską i jak ja mam mu wytłumaczyć, że to tylko przyjaźń i nic więcej... No nic muszę, bo to tak trwać dalej nie może.
- Changbin wiesz jak bardzo Cię lubię, a nawet kocham jak brata. Wiesz jak bardzo jest ważna Twoja rodzina dla mnie. Jedynie Wy na samym początku nie postrzegaliście mnie jak bogatego dzieciaka, którego stać na wszystko. Zawsze mogliśmy liczyć na siebie... - Łzy więzły mi w gardle z każdym słowem.
- Felix, uspokój się. Wyjechałem by właśnie poukładać sobie to wszystko. Wiedziałem, że nasza przyjaźń przetrwa nawet to. Wiem, że zawsze czułeś więcej do Minho. Pogodziłem się już z tym. Dowiedziałem się od rodziców jak bardzo to przeżyłeś i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę jak bardzo byłem egoistyczny. Dałeś mi od siebie wszystko co najlepsze, a ja chciałem jeszcze więcej. Byłem zachłanny i to mnie zgubiło. Ale już jest dobrze. Przepraszam i dziękuję za wszystko - Te słowa wbijały się we mnie jak kawałki szkła w twarz kiedy Bin mi przyłożył.
Zjedliśmy razem obiad. Popołudnie mijało w całkiem miłej atmosferze. Nie spodziewałem się, że będzie aż tak miło. Minho dał znać, że właśnie czeka w kawiarni na mnie. Podziękowałem za posiłek i zszedłem na dół do kawiarni. Odprowadził mnie Changbin. Gdy Lee zobaczył mnie razem z nim to sympatyczny wzrok zawsze uśmiechniętego chłopca przemienił się w wzrok psychopatycznego zabójcy (serio nie żartuję !). Na szczęście przy pożegnaniu nie doszło do żadnych kłótni. Rodzice Minho zgodzili się aby został an weekend, ale w następną niedzielę chcą mnie poznać i zaprosili na obiad. Wróciliśmy do mojego domu, ale Lee był jakiś nieswój. Niby mówił, że wszystko jest dobrze, ale miałem wrażenie, że mnie zbywa. W drodze do moje pokoju miałem wrażenie, że Minho idzie za karę.
- Powiesz w końcu o co chodzi? Przecież obiecaliśmy sobie mówić o wszystkim. Już zapomniałeś? - Podszedłem do niego i spojrzałem mu prosto w oczy stając lekko na palcach.
Ten odwrócił głowę i stanął plecami do mnie wzruszając ramionami. Wykończę się z nim. Przecież tak nie można no. Wyminąłem go zgrabnie i poszedłem do swojego pokoju zamykając drzwi. Poczekałem parę chwil i nic... Uchyliłem lekko drzwi. Nie było go w korytarzu. Otworzyłem drzwi na oścież i tyle co chciałem krzyknąć jego imię ktoś rzucił mi się na plecy zarzucając mnie pocałunkami. Dobrze, że po mojej prawej stronie była framuga i miałem się czego złapać bo bym się przewrócił.
- I co przestraszyłeś się? - Sarkastycznie spytał się Know.
- Tak ! No nie rób tak więcej - Z odrobiną złości w głosie odpowiedziałem.
Wtedy dobry humor opuścił Minho i zszedł mi z pleców. Oparł się o ścianę i spuścił głowę wbijając wzrok w podłogę.
- Przepraszam - Wyszeptał.
- No uspokój się ! Żartowałem - Podszedłem do niego i zarzuciłem mu ręce na szyję przypierając nieco do ściany.
Wbił we mnie swój wzrok mrugając szybko powiekami. Po czym się uśmiechnął sarkastycznie. Przyparłem go ciut mocniej do ściany, a ten zaczął grzebać za czymś w swojej skórzanej torbie. Minęła chwila po czym przed moimi oczami zamiast jego twarzy ukazały się notatki z wykładów.
- Tak, tak mój kochany. Możemy razem spędzać czas i robić coś pożytecznego. A teraz najdroższy jakbyś tak mógł mnie uwolnić bo jest mi strasznie gorąco - Przestałem go przypierać do ściany jak się zorientowałem, ze faktycznie stoimy na korytarzu w kurtkach i ogólnie ubraniach na dwór.
Minho wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą. Poszedłem posłusznie za nim do mojego pokoju. Zdjąłem kurtkę i odwiesiłem ją na wieszak jak i jego płaszcz. Poczułem jak jakaś siła obraca mnie i rzuca na łóżko. Leżąc tak zobaczyłem Minho z zalotnym spojrzeniem. Patrzyłem tak na niego z rozmarzonym wzrokiem po czym nachylił się nade mną. Za nim zdążyłem zamknąć oczy i zacząć się rozkoszować chwilą...
- To, co kochanie zaczynamy od Historii Sztuki bo w poniedziałek jest zaliczenie, a masz dużo materiału do nadrobienia....
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top