Stłuczone szkło.

Obudził mnie ten cholerny budzik. Miałem ochotę rozbić telefon o ścianę. Zwlekłem się z łóżka. Kołdra jakąś chwilę wlekła się za mną po podłodze w końcu zostawiłem ją przed drzwiami łazienki. Ogarnięty i odświeżony zbiegłem na dół po schodach do kuchni. Moim oczom ukazał się niesamowity widok. Moja mama siedzi przy stole już gotowa do pracy. Jak zwykle elegancka, w garsonce i nienagannym makijażu. Popija herbatę i je śniadanie. Jest również przygotowane i dla mnie. Patrzę na nią dalej zdziwiony. Mama w końcu podniosła wzrok znad kolorowego czasopisma o modzie.

- Po wczorajszej kolacji postanowiłam, że od dziś śniadania i kolacje zawsze tak będą wyglądać - powiedziała robiąc łyk zielonej herbaty.

Tak się ucieszyłem, wreszcie odzyskałem chociaż odrobinę czasu z rodzicami. Tata już zjadł śniadanie i był w drodze do pracy. Ja również nie mogłem przepuścić okazji aby nie zjeść śniadania z mamą i z nią porozmawiać. Opowiedziałem jej o całym wczorajszym dniu. Po woli mogłem odzyskać wewnętrzną równowagę, że wreszcie znów mogę jej o wszystkim powiedzieć i nie przerywa nam co chwilę firmowy telefon. Dzień się zaczął wręcz cudownie. Szczęśliwy jak nigdy dotąd około godziny 6 postanowiłem pójść do kawiarni rodziców Changbina. Wprawdzie byłem syty po śniadaniu, ale na małe ciastko i świeżą kawę o poranku zawsze jest ochota. Idąc ulicą cieszyłem się jak małe dziecko. Do tego poranek był cudowny i słonecznym. Niebo było przepięknie błękitne. Wczoraj chyba również takie było, ale nie dostrzegłem tego. Jakie to dziwne uczucie, gdy cieszą Cię najdrobniejsze rzeczy. W końcu doszedłem do rogu ulicy i zobaczyłem tłum ludzi. Byłem zdziwiony całym tym zamieszaniem, aż zdjąłem słuchawki z uszu. U sąsiednich oknach wystawowych obijało się niebieskie światło wozu policyjnego. Minąłem cały ten tłum i dopiero teraz do mnie dotarło. Wozy policyjne stały przed kawiarnią rodziców Bina. Serce z nerwów mi przyspieszyło i w bardzo chamski sposób przedzierałem się przez tłum gapiów. Wreszcie dostałem się na miejsce zdarzenia. Na początku policja nie chciała mnie przepuścić jednak widząc mnie Bin poprosił ich aby mnie przepuścili. Moim oczom ukazała się zdewastowana kawiarnia. Okna wystaw były potłuczone. Wszędzie leżało pełno potłuczonego szkła. Wnętrze było również zdewastowane. Nie przypomniało już wczorajszej ciepłej, domowej scenerii.  Rzuciłem szybko wzrokiem po pomieszczeniu, co dało się ukraść to zostało skradzione a reszta zniszczona, zdewastowana. Nic z tego nie dało by się naprawić, albo chociaż odnowić. Moje wnętrze przepełniała złość, a gdy zobaczyłem płaczącą mamę Bina nad utraconym dobytkiem to myślałem, że sam się popłaczę. Bin wyglądał na twardziela. Tak właściwie to najbardziej z nas wszystkich, ale w takich momentach to idzie na bok. Podszedłem do niego i objąłem do przyjacielsko. Jego głowa opadła na moje ramię. Miałem wrażenie jakby poczuł ulgę, że przyszedłem. 

- Co tu się do cholery stało, jak to możliwe?

- A skąd ja to ma wiedzieć. Jeden pozytyw w tym taki, że całe zarobione pieniądze rodzice dziennie zabierają do domu. Może dlatego chcieli ukraść pieniądze a w kasie nic nie było oprócz dziennego rozliczenia i listy zakupów na dzień następny i się wkurzyli i zrobili coś takiego.

- Dobrze, że nikomu nic się nie stało - Czy ja zawsze muszę powiedzieć coś nie w porę.

Bin ścisnął moje ramiona tak mocno, że aż miałem ochotę odtrącić go z całą siłą jaką posiadam, ale tego nie zrobiłem. Tkwiłem w bezruchu i słuchałem o tym jak ojciec był na zapleczu kawiarni gdy to się stało i go pobili. Wtedy to, że Changbin ściska mnie tak mocno przestało mi przeszkadzać. Boże co jeszcze wydarzy się tego poranka. To jakiś obłęd, albo zły sen, który się zaraz skończy. No niestety nic z tych rzeczy.

- Iiii co z nim??

- Został tylko poturbowany, źle to wyglądało ale do kilku dni wyjdzie ze szpitala - Bin jakby się uspokajał powolutku.

- To najważniejsze. Rzeczy materialne to rzeczy nabyte - Znów palnąłem głupotę roku. Dobrze każdy wiedział, że pochodzę w bogatego domu. Bin rzucił na mnie mordercze spojrzenie.

- Tobie łatwo mówić. Stać Cię na wszystko czego zapragniesz !! Myślisz, że nie wiem?! Tyle wyrzeczeń i wszystko poszło w cholerę jednej nocy. Rozumiesz to ?! - Bin krzyczał na całe gardło.

Po raz pierwszy ucieszyłem się z obecności Chana.

- Uspokój się młody. No już. Nie chciał Cię urazić, ale poniekąd ma rację. Ciesz się, że rodzice są cali i zdrowi. To ważniejsze niż meble, czy cała reszta dobytku - Chan usiłował utrzymać Bina, który chciał się rzucić na mnie z pięściami. 

Odszedłem na moment. Wpadł mi do głowy pewien pomysł, no ale wiem czy Bin się na to zgodzi. Poprosiłem więc na rozmowę Chana. Zna go znacznie dłużej ode mnie. Opowiedziałem mu o pomyśle, że firma moich rodziców mogła by pomóc rodzicom Bina w ramach projektu inwestycji dla miasta. Nie była by to oficjalna darowizna, co jak wiadomo nie uraziło by to ich dumy a w pewien sposób pomoglibyśmy wyremontować kawiarnię a budżet rodziców Bina nie ucierpiał by na tym zbytnio. Chan stwierdził, że jestem genialny, ale nie wie jak na to zareaguje Bin. Dobra czas zadzwonić do taty. Ku mojemu zdziwieniu ojciec stwierdził, że nie ma problemu tylko będzie bardzo dużo papierkowej roboty, aby wciągnąć to w projekt inwestycji miasta, ale maksymalnie do miesiąca powinny ruszyć prace remontowe. Szczęśliwy jak nigdy dotąd podszedłem do dwójki kumpli.

- Udało się. Tata się zgodził. Maksymalnie do miesiąca ruszyłyby prace remontowe - Wyrecytowałem wszystko na jednym wdechu i spojrzałem na zegarek. Była już 7.10.

Od dziesięciu minut trwają zajęcia. Na grupie również miałem z dziesięć powiadomień. Najwięcej to wiadomości od Minho czy będę na zajęciach. Jisung też się pytał czy żyję i co się z nami dzieje.

- Pierwsze zajęcia mieliście mieć ze mną, ale to sobie już podarujemy. Jakoś wytłumaczę dziekanowi, co się stało - Wyrwał mnie Chan z toku myślenia.

Nie zwracając uwagi na Bina podszedłem do mamy od niego. Przedstawiłem się grzecznie i przedstawiłem cały pomysł. Mama Bina była zaskoczona moim pomysłem, nie wierzyła, że nie będzie musiała pokrywać żadnych kosztów. Wytłumaczyłem jeszcze raz, że nie tylko jednym mankamentem tego jest, iż dopiero za około miesiąc zacznie się dopiero remont bo tyle z tym załatwiania. Dziękowała mi przez dziesięć minut dopóki nie podszedł do mnie Changbin. 

- Te piękniś coś Ty znów wymyślił. Taa dzieci z kasą to mogą na wszystko sobie pozwolić  - Po tych słowach cały mój entuzjazm opadł. Bałem się przedstawić mój pomysł.

Przez chwilę poczułem się jak to szkło z wystawy leżące na podłodze. Rozdarty na milion kawałków. Chcę im pomóc i mam możliwość, ale nie chcę aby wyszło na to, że mam kasę i stać mnie na taki gest i nawet nie odczuje tego nasz rodziny budżet. Nie chcę wyjść na bogatego dzieciaka, co za kasę jest w stanie zrobić wszystko jak za dotknięciem magicznej różdżki. Mam dość, nie mam siły iść na zajęcia. Mam wrażenie, że ten poranek trwa wiecznie. Niech już skończy się ten cholerny dzień. Zacząłem kierować się w kierunku drzwi. Powiedzmy drzwi, a raczej ich pozostałości. Szkło chrupało pod moimi traperami rozkruszając się na jeszcze drobniejsze kawałki. Patrząc w dół nie zauważyłem, że ktoś mi zastawił drzwi. Gdy się zorientowałem dostałem w twarz. Przez chwilę nie wiedziałem, co się dzieje. Czułem, iż skruszone szkło wbija mi się w policzek. Kręciło mi się tak w głowie, że postanowiłem się nie ruszać. Miałem wrażenie, że przysnąłem na chwilę. Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem nad sobą to przerażające, puste niczym woda spojrzenie.

- Minho, do cholery, co Ty tutaj robisz? - Wyjąkałem.

Poczułem mocniejsze szarpnięcie. Był to Chan również ze zmartwionym wzrokiem. Pomógł mi wstać i otrzepał szkło z kurtki. Tak de facto to nic mi się nie stało oprócz obitej twarzy i lekko ubrudzonego lewego boku kurtki. 

- To emocje wybacz mu - Powiedział stłumionym głosem Chan.

- Nie mam mu tego za złe. To zrozumiałe. Gdzie teraz jest?

- Poszedł z mamą do domu. Chyba zrozumiał, co zrobił bo dzwonił do mnie ze sto razy co z Tobą i jak się czujesz. Wydaje mi się, że mu porostu wstyd spojrzeć Tobie w oczy. Ale nie martw się jest bardzo honorowy i na pewno będzie chciał się z tobą zobaczyć aby wyjaśnić całą tą sytuację.

- Spokojnie, spokojnie. Twarz się zagoi  a za kilka miesięcy będziemy tu przychodzić na świeże croissanty i zapomnimy o całym incydencie - Sam nie wiem skąd tyle optymizmu we mnie. Chyba to przez poranek z mamą. Dał mi tyle motywacji na cały dzień. 

Chan spojrzał na mnie pełen podziwu. Z tego wszystkiego zapomniałem o Minho, który stał i trząsł się jak małe zagubione dziecko.  Po cholerę on tu przylazł mam tylko kolejną osobę do ogarnięcia. Kolejny wrzód na dupie. Eh... Podszedłem do niego i położyłem mu rękę na ramieniu. Chłopak  cały czas się trząsł. Zrobiło mi się go żal. Jego oczy, duże brązowe były pełne łez. Ten pusty wzrok niczym woda, bez uczuć był pełen przerażenia i cierpienia. Przytuliłem go. Stał dalej w bezruchu a jego ręce wisiały wzdłuż ciała. Miałem wrażenie, że przytulam kogoś pozbawionego najmniejszego pierwiastka życia. Zrobiło mi się nie wiedzieć czemu przykro.  Jedyne na co się zebrał to odepchnięcie mnie i wybiegnięcie przed siebie. Nie zdarzyłem do nawet zawołać. W pewnej chwili zaczął wibrować mój telefon. Dostałem jednocześnie powiadomienie na grupie jak i dzwoniła moja mama. Mama już wiedziała od taty co się stało. Stwierdziła, że jak nie mam siły to nie muszę iść na zajęcia i chętnie pozna tego nieszczęśnika oraz jego rodzinę. Powiedziała, że jeśli  chcę to mogą przyjść do nas. I wtedy zaświeciła mi się lampka w moim małym, nastoletnim móżdżku. Dzięki za taką genialną matkę. Zaproszę ich do siebie i przekonają się, że mimo posiadania kasy jesteśmy najnormalniejszą rodziną i też naszymi priorytetami to rodzina a dopiero potem potem reszta.  Zajrzałem na wiadomość na grupie. To był Bin prosił abym przyszedł do jego domu. Przeprosił mnie również. Powiedziałem Chanowi o wszystkim. Podziękował mi tylko, że tak dobrze traktuję jego przyjaciela i, że idzie na uczelnię. Jak coś to postara się usprawiedliwić jakoś naszą nieobecność. Poszedłem do Bina. Jego mama otworzyła drzwi. Wyglądała już nieco lepiej. Zmartwiła się moją twarzą i zaprowadziła mnie do łazienki zanim jeszcze zdążyłem zdjąć kurtkę i buty. Gdy popatrzyłem do lustra to faktycznie wyglądałem jakby Ci złodzieje rzucili się również na mnie. Po przemyciu, założeniu opatrunku i zimnym okładzie rana wyglądała już o niebo lepiej a policzek nie był już tak napuchnięty. 

- Wybacz stary - Zaczął Bin.

Widziałem zmieszanie jego mamy. Ma już dość problemów a przecież nie wkopię kumpla. W normalnej sytuacji tak ale nie w tej, gdy jednej nocy stracili wszystko a jego tata mógł stracić życie. Na szczęście jego mama nie widziała jak sprzedał mi strzała w dziób więc miałem pole do popisu.

- Ale za co mnie przepraszasz. To, że jestem niezdara i potykam się o własne nogi to nie Twoja wina.

Changbin uniósł brwi do góry i prawie miał otwarte usta. Jednak zauważył moje dziwne spojrzenie i nie protestował abym ciągnął moje małe kłamstwo.

- Wywróciłem się i zaryłem policzkiem wprost na rozbite szkło. Taka ze mnie niezdara - Skwitowałem.

- Dobrze, że na zajęciach tak nogi Ci się nie plączą bo byłbyś niebezpieczny dla otoczenia - Bin zażartował. Wyczuł moment i chyba jego mama uwierzyła. 

Zaproponowałem obiad w moim domu i o dziwo Changbin nie protestował tylko jego mama. Nie chciała się narzucać i takie tam. W końcu udało nam się ją przekonać. Tak się cieszę, że obiad się udał, a raczej obiadokolacja. Nie ważne. Najważniejsze, że rodzice Bina się zgodzili na pomoc. Nawet postanowiliśmy zadzwonić do jego taty, aby też mógł się wypowiedzieć w tej kwestii. Wieczór minął bardzo miło i przyjemnie. Tata odwiózł mamę i Bina do ich domu. A ja cały w skowronkach pomagałem posprzątać po kolacji. Mama spojrzała na mój policzek a ja dostrzegłem niepokój w jej oczach.

- Nic mi nie jest. Zaryłem w szkło - Spojrzała na mnie jak na kretyna.

- Pokłóciłeś się z nim, co? Nie chciał się zgodzić pewnie na Twój pomysł, co? 

Czasem się bałem mojej własnej matki. Czyta w myślach czy jak? Bałem się kłótni między rodzicami bo tylko tego jeszcze brakowało aby uznali nas za bogatych ignorantów i ludzi kłócących się o byle, co wówczas gdy komuś naprawdę mogła stać się krzywda. Widziała mój wyraz twarzy bez odpowiedzi i to jej wystarczyło. Ucałowała mnie w czoło i kazała iść na górę odpoczywać. Podziękowałem jej i faktycznie ledwo żywy dowlokłem się do pokoju. Wziąłem prysznic. Od razu poczułem się lepiej. Czysty w wygodnych ubraniach i w miękkiej pościeli. Łóżko - jak ja kocham moje łóżko i moją miękką pościel. Wszedłem na grupę a tam miliard wiadomości od Jisunga.

Ja: Ej chłopie co tak spamisz? Ogarnij się!

Jisung: Chryste żyjesz ! Dałbyś znak życia. Martwiłem się.

Ja: Wiesz nie mam tak jakby numeru telefonu od Ciebie a nie będę w towarzystwie wisiał na telefonie. 

Jisung: Faktycznie, masz rację. Liczę, że wszystko się udało, bo wiem tylko pokrótce od Chana co się stało.

Ja: Tak wszystko dobrze się skończyło. Wykończyło mnie to, ale cieszę z rezultatu.

LeeKnow dołączył do grupy.

Ja: Ooo kogo my tu mamy.

LeeKnow: Odczep się !

Ja: Co Ci zrobiłem takiego? Wybacz za to całe zajście i, że nie zauważyłem Twojej obecności, ale sam widziałeś co się stało. W ogóle to nie powinieneś tam przychodzić. Widzisz jak to się skończyło dla Ciebie.  Zamiast się skupić to myślałem, czy nic Ci się po drodze do domu nie stało. 

LeeKnow opuścił grupę.

Ja: Han, czy Ty coś rozumiesz z tego? Albo ja jestem za głupi, albo Bin wybił mi resztki rozumu z głowy. Coś na pewno...

Jisung: Nie mam pojęcia. Ale widać ma z czymś problem i trzeba to rozwiązać. Nie potrzebna nam kolejna drama. 

Ja: Ok. Uciekam spać.

Jisung : Dobranoc. A to mój numer telefonu.

Ja: Dzięki. Dobranoc.

Dodałem go do kontaktów i wysłałem mu wiadomość aby również miał i ode mnie numer telefonu. Zanim włączyłem budzik na piątą rano i wyłączyłem dźwięki oprócz budzika to dostałem wiadomość od nieznanego numeru. " Przepraszam. Nie chciałem, tak bardzo się bałem. Dobranoc".  Taaa ten podstępny gryzoń sprzedał mój numer Minho. Nie ważne idę spać bo nie mam siły. Przez zmrużone oczy widziałem, iż telefon co chwila świecił od powiadomień. Odwróciłem się plecami do telefonu i zasnąłem.





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top