I am You...


Do domu zawiozła nas moja mama. Minho był na tyle przytomny, że wyciągnął mój telefon z kieszeni w plecaku, wybrał numer do mojej mamy. Oczywiście jego elokwencja nawet w takiej sytuacji musiała stać na wysokim poziomie. Nakreślił z grubsza mojej mamie całą sytuację i poprosił aby przyjechała po nas.

Czekając na moją mamę nie miałem siły na nic. Stałem po prostu z głową opartą o ramię Lee. Stałem tak i wpatrywałem się w pustkę. Czułem tylko jego dłonie na moich plecach. Miałem dość, serdecznie dość wszystkiego. Pamiętam jeszcze momenty jak przyjechała moja mama i wsiedliśmy do samochodu. Reszta to były jakieś przebłyski jakbym miał luki w pamięci.  Jedno jest pewne i byłem tego jak najbardziej świadom. Wyrzuciłem Minho z pokoju, a może nawet i z mojego życia... Nawrzeszczałem na niego i tak naprawdę zrzuciłem całą winę na niego.

Nie. Nie poczułem się po tym lepiej, a wręcz przeciwnie. Czułem się okropnie. Miałem wrażenie, że wszystko co chciałem naprawić i zatrzymać uciekło bezpowrotnie lub właśnie ucieka mi między palcami i nie mogę tego złapać. Mimo, iż tak bardzo chcę i próbuję. 

Ostatnie siły jakie z siebie wykrzesałem przeznaczyłem na gorący prysznic i przebranie się w wygodne ciuchy. Zszedłem na dół. Mama krzątała się w kuchni.

- Taty jeszcze nie ma? - Chciałem zacząć jakoś rozmowę więc zapytałem nieśmiało.

- Nie. Ma jakieś projekty do dokończenia. Będzie późno. Doskonale wiem, że nie o tym chcesz porozmawiać - Mówiąc to postawiła kubek z gorącą, zieloną herbatą i poprosiła bym usiadł przy stole.

Usiadłem posłusznie. Moje dłonie oplotły gorący kubek.  Było mi tak wszystko jedno, iż nie czułem, że był gorący. Wpatrywałem się w parującą herbatę. Nie wiedziałem od czego mam zacząć. Miałem mętlik w głowie. Najchętniej to bym się rozpłakał... Zanim o tym pomyślałem to poczułem jak łzy spływają mi po policzkach. Byłem sam zdumiony, że mam siłę jeszcze płakać. 

Mama przyjrzała mi się uważnie ze wzrokiem pełnym troski i zrozumienia. Chwyciła moje dłonie swoimi, ściągając je z gorącego kubka.

- Poparzysz się - Powiedziała niezwykle spokojnie.

Podniosłem wzrok.

- Nic nie musisz mówić jeśli nie chcesz, ale to miłe, że chociaż przyszedłeś do mnie.  Przyjdzie czas, że pewnie powiesz mi o wszystkim. Prawda?

- Tak - Odpowiedziałem prawie bezgłośnie. 

- Zawiozłam Minho do domu - Zaczęła...

Na dźwięk jego imienia zagotowało się we mnie jak w wulkanie, ale szybko uspokoiłem się.

- Miałam okazję z nim porozmawiać trochę. To bardzo miły i dobrze wychowany dzieciak. 

- Wiem - Burknąłem.

- Wiem, że Ci ciężko, ale nie wiń go za wszystko. Nie bronię go, bo jego obecność naprawdę nieźle namieszała w Twoim życiu, ale odpuść mu trochę. On naprawdę jest w stanie wziąć wszystko na siebie i ponieść za to wszystko całą odpowiedzialność. Naprawdę tego chcesz?

Zatkało mnie. Faktycznie Lee mimo tego, iż potrafił być naprawdę wredny i  momentami wykorzystywać swoją wyższość nad mniej inteligentnymi to jednak był bardzo honorowy. Za bardzo.  

- Nie... - Już ciszej nie da wypowiedzieć słów.

- Słucham, nie dosłyszałam.

Moja mama tak serio?! Mam wykrzyczeć na cały głos i całemu światu, że jestem skończonym debilem i pogoniłem jedyną oddaną mi osobę...

- Nie !! - W tym momencie wszedł tata do domu i spojrzał się na mnie nieco zdziwionym wzrokiem.

- Wszystko w porządku? Wyglądasz nie najlepiej.

- Tak tato, ok - Spuściłem wzrok. Nie chciałem aby widział, że płakałem, że czułem się jakby przejechał po mnie czołg.

- No nie wydaje mi się. Nie przemęczasz Ty się czasem za bardzo?

- Nie, to nie to. Eh...

- Tak wiem Twoje sprawy - Mówiąc to uśmiechnął się i poklepał mnie po ramieniu.

Podziękowałem mamie za rozmowę i poszedłem do siebie. Zaszyłem się w pokoju i nie chciałem wpuszczać nikogo. Jedynie rodzice zaglądali, czy żyję i przynosili coś do zjedzenia. Tata przejął się do tego stopnia, że chciał mnie wysłać na jakieś badania by sprawdzić czy nie jestem chory... Taaa mój mózg jest chory bo nie potrafi ogarnąć całego tego gówna jakie stworzyłem. Moim jedynym azylem była kabina prysznicowa na zmianę z łóżkiem. Rolety były cały czas zasłonięte. Jedyne światło jakie tolerowałem to mały srebrny kinkiet wiszący nad łóżkiem.  Powoli przestawałem wiedzieć jaki jest dzień bądź jaka jest pora dnia. Większość czasu przesypiałem, albo gapiłem się w sufit leżąc bezwładnie na łóżku. Bywało, że wszystkie żale wylewałem w poduszkę. Czułem się po prostu jak wrak człowieka. Nie wchodziłem nawet na grupę. Bałem się rozmowy  z którymś z kumpli, albo nie daj boże z Minho. Telefon też miałem wyłączony. Odciąłem się kompletnie od świata. Ja sam. Tylko i wyłącznie sam. Zdany na siebie. Czy tak nie jest wygodniej?! Będąc samotnym nic nie schrzanisz, nikogo nie zranisz. Jak coś to tylko siebie. 

I tak mijał dzień za dniem, może nawet tydzień za tygodniem... Wziąłem w końcu porządną gorącą kąpiel, umyłem włosy. Taa teraz mogłem spojrzeć w lustro bez obaw, że pęknie. Ubrany w czyste, pachnące ubrania usiadłem na łózko i chwyciłem za telefon. Coś mnie tknęło aby go włączyć. Taaa pierdyliard powiadomień w tym niezliczone smsy od Minho, Minho i hmm Minho. A przepraszam jest i wiadomość od Chrisa. Po treści tego smsa wywnioskowałem, że naprawdę bardzo się martwi. Zadzwoniłem d niego... Serce mi waliło jak oszalałe jakbym dzwonił w sprawie rekrutacji do nowej szkoły albo w sprawie rozmowy o pracę. Po dwóch sygnałach odebrał. Zabrało mi dech w piersiach i mowę. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć.

- Tak się cieszę - W tych trzech słowach były zawarte chyba wszystkie uczucia tego świata - radość, złość, współczucie i nie wiem, co jeszcze. I to by było na tyle jeśli chodzi o miły początek rozmowy.

- Czyś Ty do cholery do końca zidiociał ?! Kretynie skończony nawet nie masz pojęcia jak się martwiłem !!

- Chris błagam nie krzycz. Rozumiem, ale mów to parę tonów ciszej.

- Nie !! Bo do Ciebie nic nie dociera !! Nawet krzycząc pewnie niewiele zdziałam.

Po tych słowach ucichł, jakby opadł z sił. Nastała niezręczna cisza.

- Banchan jesteś tam?!

- Yhym

- Co z...

- I Ty się jeszcze debilu pytasz, co z Minho ?!

- Ale, co...- Boże czyżbym mógł się spodziewać najgorszego?

- Chris zlituj się mów ! - Podniosłem głos i to był błąd.

Zostałem zmieszany z podłogą, błotem i czym tylko się dało. Nasza rozmowa dalej nie trwała długo. Chris w końcu się rozłączył a ja zrozumiałem jak bardzo spieprzyłem sprawę. Okazało się, że Minho przychodził dziennie z notatkami z wykładów licząc na moją łaskawość i tak dzień w dzień.  Miałem go w dupie. Jego i cały ten cholerny świat jaki mnie otaczał, aż do dziś. Chris - człowiek o trudnym charakterze i nieco szorstkim podejściu do ludzi jednak niezwykle pomocny i życzliwy. Mimo, iż bardziej poniżyć się mnie nie dało podziękowałem mu za tą rozmowę. Zrozumiałem. Zrozumiałem, że świat nie kręci się wokół mnie i czas wyjść na przeciw ludziom, którym naprawdę zależało na mnie. Spojrzałem na komórkę. Hmm dochodziła czwarta po południu. Napisałem smsa " W parku na ławce :*" Nie dostałem odpowiedzi. Jednak Minho często tak robił twierdząc, że skoro nie odpisuje to znaczy się, że tak. W przeciwnym razie odpisałby, że nie i podał ewentualnie powód. Podniosłem rolety i otworzyłem okna na oścież. Poczułem świeży zapach powietrza w moim pokoju. Właśnie przestało padać. Mimo końca października powietrze było przyjemnie ciepłe. Może to dlatego, iż przez kilka tygodni pokój był moim jedynym światem. Wywietrzyłem pokój i posprzątałem w nim. Zajęło mi to dosłownie kilka chwil. Zbiegłem po schodach  a mama z tatą patrzyli jak wryci na mnie. 

- Felix coś się stało ?  - Zmartwionym głosem odrzekł tata.

- Wręcz przeciwnie. Jeśli się uda, czy będziesz zły jak kogoś Ci przedstawię? - Nie wierzę, ze spytałem się o to ojca.

- Nie no, dlaczego? Cieszę się, że wreszcie wyszedłeś do ludzi z powrotem. Już bałem się, że dopadła Cię jakaś depresja lub coś w tym rodzaju - Poklepał mnie po ramieniu.

Mama tylko stała obok i szczerzyła się w tym swoim super uroczym uśmiechu, któremu naprawdę nie da się oprzeć. Ten uśmiech jest w stanie zmiękczyć najbardziej skamieniałe serce. Wiedziała, że chodzi o Minho.  Uścisnąłem tatę jak i mamę i niemal pobiegłem w stronę parku jakbym był na skrzydłach. Rodzice nawet nie pytali gdzie idę. Po prostu się cieszyli, że mnie odzyskali i wróciłem do realnego świata. 

Powoli dochodziłem do umówionego miejsca. Widziałem już go z daleka. Siedział na ławce. Jak zwykle elegancko ubrany w płaszcz i wszystkie dodatki idealnie pasujące do całości. Im byłem bliżej tym serce waliło mi coraz bardziej. Stanąłem na przeciw niego. Podniósł wzrok znad książki. Jego widok ściął mnie z nóg. Oczywiście jak zwykle wyglądał zjawiskowo, ale jego biedne wypłakane i smutne oczy... Nie mogłem, podszedłem do niego i przytuliłem z całej siły. Powtarzając w kółko "przepraszam" jak najęty. Nie odwzajemnił uścisku. Delikatnie wsunął dłonie pomiędzy nas odsuwając mnie. 

- Boże Minho nie rób tego, daj mi szansę ! - Moje myśli krzyczały mi w głowie.

Nie byłem w stanie powiedzieć nic, każde słowo więzło mi w gardle razem ze łzami.

- Rozumiem, masz do tego pełne prawo i nie ma Ci nic za złe - Powiedziałem wstając.

Nagle poczułem jego dłoń na mojej ręce. Miałem wrażenie, że jest bardziej chudsza niż przedtem.

- Nie odchodź, nie przeżyję tego znów - Zacisnął swoje chude palce na mojej dłoni. 

Zatrzymałem się i odwróciłem w jego stronę. Jego oczy znów były przepełnione łzami. Te piękne duże oczy... Podszedłem do niego bliżej. Wtedy on bez zastanowienia rzucił mi się w ramiona. Padł niczym szmaciana lalka. Czułem jak bardzo jest zmarznięty. Zaproponowałem mu abyśmy poszli do mnie. Zgodził się, ale nie powiedziałem mu, że rodzice są w domu. Po drodze zadzwoniłem, czy aby na pewno mogę przyjść z kimś. Ku mojemu zdziwieniu kilkukrotnie zapewniali mnie, że nie ma problemu i serdecznie zapraszają. Zdziwiło mnie to bo mimo, iż mieszkamy w domku i mam swój własny pokój  to średnio się zgadzali na odwiedziny znajomych. Wyjątkiem były moje urodziny lub jakiś projekt do zrobienia  w szkole w kilka osób. 

Wreszcie dotarliśmy. Zaprosiłem go do środka i dobrze, że zamknąłem drzwi, bo na widok moich rodziców chciał szybciej wyjść niż wszedł. Moją uwagę przykuł różany zapach... Podczas jednej z rozmów nadmieniłem, iż Minho uwielbia zieloną herbatę z aromatem różanym. Właśnie taki zapach roznosił się w salonie.

- Zaproś kolegę do salonu, nie stójcie tak - Minho spojrzał na moją mamę i jakby go ktoś przeprogramował. Elokwencja mode on.

Odwiesiłem rzeczy Minho i swoje do szafy na przedpokoju. Lee oczywiście czuł się jak ryba w wodzie rozmawiając z moją mamą. Wtedy podszedł tata do mnie i powiedział półgłosem do mnie.

- Wiem o Tobie i Minho. Mama mi powiedziała.

Te słowa ścięły mnie z nóg. Zrobiłem się czerwony jak burak na twarzy  a moje policzki zapłonęły. Spojrzenie wbiłem w podłogę. Poczułem dłoń ojca na ramieniu.

- Zrób z nim coś bo źle wygląda - Szepnął mi do ucha i uśmiechnął się do mnie. Poczułem ulgę, ogromną ulgę. Czułem wewnętrznie, że chyba wszystko wraca do normy.

Napisałem nawet do Chrisa : " Jeszcze raz dziękuję. Wszystko zaczyna się układać."

Długo nie musiałem czekać na odpowiedź : "Cieszę się i nie zepsuj tego tym razem. Powodzenia."

Zaprosiłem Minho do stołu. Zjedliśmy razem kolację.  Gdy Minho zbierał się do domu, o dziwo mój tata zaproponował, że przecież może zostać na noc. Zdziwiło mnie to, ale nie będę protestował. Minho dał znać rodzicom gdzie jest. Oczywiście u niego w domu panowały podobne zasady jak i u mnie więc jego mama zadzwoniła do  mnie i poprosiła moją mamę do telefonu. Dopiero wtedy się zgodzili. Taa i wtedy wyszło na jaw, że ten jeden raz gdy został u mnie na noc to skłamał, że rodzice się zgadzają. Niestety oberwało mu się za to, ale się nie przyznał cholernik jeden.

W związku z tym, że jutro jest sobota... Tak miałem niewielkie oderwanie od rzeczywistości i pogubiłem się w dniach tygodnia. Moja mama przygotowała deser lodowy i przekąski. Z kameralnej kolacji zrobiło się naprawdę miłe przyjęcie.  Każdy bawił się rewelacyjnie, a w szczególności ja patrząc na Minho i jego oczy które wreszcie są pełne radości i uśmiechu. 

Ten wieczór minął tak szybko, że nawet nie wiem kiedy poszliśmy spać.  Wiem jedno, że tata zmęczony po pracy poszedł spać szybciej życząc nam udanej zabawy. Wraz z Lee pomogliśmy mamie posprzątać i przywrócić salon w miarę do ładu. Oczywiście nawet w trakcie sprzątania Minho musiał urzekać swoją elokwencją i szarmanckim zachowaniem. W końcu mogliśmy iść do mojego pokoju. Każdy z nas wziął prysznic. Gdy wyszedłem z łazienki widziałem jak Minho patrzy się znów smutnym wzrokiem.

- Co się stało? Ktoś Cię uraził dzisiejszej nocy?

Nie odpowiedział.

- Spójrz mi w oczy - Mówiąc to ująłem  jego twarz w swoją dłonią i skierowałem tak aby patrzył mi prosto w oczy. 

Znów zobaczyłem ten smutny wyraz w jego pięknych, dużych, brązowych oczach.

- Co się stało?

- Za każdym razem, za każdym razem gdy jest nam dobrze zawsze coś się wydarzy... Rozumiesz? Ostatnio też tak było z Changbinem. Nie chcę aby coś więcej takiego Cię spotkało. Rozumiesz.

Nie wytrzymałem. Podszedłem do niego, złapałem za ramiona i postawiłem przed sobą. Przytuliłem najmocniej jak się da. Chciałem pocałować, ale on był szybszy. Czyżby wyczuł moje intencje...?

 Pamiętam tylko jak przez mgłę, że gasił światło i wtuliliśmy się razem w puszystą kołdrę. Tak... To jedna z najwspanialszych nocy. Wreszcie nie byłem sam...





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top