Trzech to już tłok (BoKuroo i Lev jako osoba towarzysząca)
- Bro! - zapiał Koutarou. Gestykulował tymczasem chaotycznie; dłuższe obserwacje pozwoliły wykryć, że wskazuje na obiekty położone za plecami nadchodzącego Kuroo. - Coś za tobą idzie!
Brunet obejrzał się przez ramię, ciekaw, co mogło tak poruszyć jego druha. I - niezbyt zaskoczony - zobaczył jedynie snującego się za nim od rana Lva.
- Przecież to Haiba, bro! - odkrzyknął, nie marnując czasu na pokonanie dzielącego ich jeszcze dystansu. - No wiesz, z mojej drużyny. Znasz go.
Bokuto przekrzywił głowę, by przyjrzeć się w sowiej manierze wysokiemu jasnowłosemu, który zdawał się raczej przybity.
- A, faktycznie - przyznał, uśmiechając się przepraszająco niby czysta niewinność. - Co z tobą, Haiba?
Nie uzyskawszy odpowiedzi, zwrócił się z powrotem do kapitana Nekomy:
- Co z nim?
Tetsurou skrzywił się boleśnie, przestępując z nogi na nogę.
- Nie wiem właściwie. - Tu trącił zawodnika Fukurodani łokciem, po czym się doń nachylił i zniżył głos. - Przypuszczam, że Yaku mógł go kopnąć z półobrotu w serce. Przyprowadziłem go ze sobą, żeby sam nie siedział. Pocieszymy go.
- Bro? - rzucił zaniepokojony popielatowłosy. - W sensie...? Co ty chcesz robić z trzecim gościem na naszym randez-vous...?
- O czym ty myślisz? - Kuroo spojrzał na przedmówcę uważnie.
- Nie... o niczym...
Tetsurou, widząc, iż w takim razie wszystko jak zawsze, skinął głową uspokojony.
xxx
- Jedz, Lvie - zachęcał Bokuto, jowialnie klepiąc pierwszoklasistę po plecach. - Jedz i bądź szczęśliwy. Tetsu zapłaci.
- Co proszę? - Kuroo, który dotąd nieprzytomnie wpatrywał się w zawieszony w przestrzeni punkt, wrócił na ziemię. Do lodziarni konkretniej.
- Bo jest twoim kochanym, gotowym do poświęceń, zatroskanym kapitanem - kontynuował Koutarou.
Patrząc na Lva, nadal przybitego, brunet wyciągnął portfel.
- Jedz, Lvie - zachęcił ponownie Koutarou. Jakkolwiek okazało się wkrótce, iż rosyjskiej krwi nie trzeba było zachęcać.
To nic, Bokuto i tak namawiał na więcej.
xxx
- Uszy do góry, Lvie - pocieszał Bokuto, ponownie poklepując wysokiego chłopaka po plecach. - Twój drogi kapitan kupi ci coś na żołądek.
Haiba zacharczał nieprzyjemnie i pochylił się niżej nad sedesem.
- Przestał wymiotować? - Tetsurou, wróciwszy z apteki, zajrzał do pomieszczenia.
- Nie - oznajmił żywo, nieomal wesoło Koutarou. - Chyba jest mu jeszcze gorzej.
- No ładnie - westchnął Kuroo. - Opróżniłeś mi portfel i jeszcze skasowałeś przyszłego asa Nekomy.
Lev podniósł na bruneta zachwycony, wdzięczny wzrok, pomimo swej niewdzięcznej sytuacji. Jeżeli właśnie majaczył po czymś nieświeżym, to chyba nie chciał przestać.
xxx
A gdy Haiba leżał chory i nikomu się nie naprzykrzał, Yaku dał się jednak przekonać, że tęskni za wyrośniętym pierwszakiem i powinien się z nim pogodzić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top