Punkt widzenia zależy... (LevYaku)

Może Yaku był trochę... niski. Okej, może.

Na swój jednakowoż sposób jego ciało i cała prezencja były idealne. Bo głowa Lva wpasowywała się idealnie w załom jego szyi i ramienia, gdy Haiba chciał się oprzeć.

Bo dłonie Morisuke, o nieco krzywych kościach i stosunkowo szorstkie, przesyłały jednak słodki bodziec, ilekroć dotknęły skóry Haiby. Tak czuć chyba obecność drugiego, ukochanego człowieka.

Bo jeden z kącików ust Yaku w uśmiechu unosił się zwykle nieco wyżej niż drugi, nadając twarzy wyraz subtelnej zadziorności i brawury. Który to według Lva niezgorzej pasował zawodnikowi Nekomy.

Bo obok tego wejrzene miał ciepłe i przyjazne. Nawet zatroskane. Tym oczom oraz ich posiadaczowi się ufało. Cóż, Lev bardzo ufał.

Bo Haiba po prostu nie czuł, jakoby cokolwiek chciał zmienić, kiedy tak stał długie minuty, z palcami splecionymi za plecami libero.

A/N: @forevermorehoney_

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top