Niektórym się udało (Akiteru x Saeko)
Od dawna nie jeździł nad morze.
Spozierał więc wokoło z ciekawością, zwłaszcza że poprzednie wizyty należały do innego życia.
Dobrze, że nie do jego, inaczej nie mógłby śmiać się tak dziarsko, jak to robił.
Później było mu mniej lekko na duchu; żałował bezbrzeżnie rekonesansu po plaży, gdzie odkrył znicze. Siedząc przy stoliku w kurorcie, nie potrafił nie szukać widocznych z daleka światełek.
Zamyślał się notorycznie i naonczas przeżywał własne "być albo nie być".
Jak gdyby w jakiś sposób samobójcza śmierć obcej mu dziewczyny naruszyła bąbel jego psychicznej stabilności.
Na to nie mógł sobie pozwolić. Winien być przykładnym starszym bratem, nie samobójcą.
x
Od dawna nie jeździła na morze.
Teraz, choć wiązało się to z pracą zarobkową, z przyjemnością znowu się wybrała. Uwijanie się między stolikami nie zepsuło jej humoru.
Tylko te smutne płomyki tlące się w noc nad brzegiem napawały ją smutkiem.
Może znała tę dziewczynę ledwie z widzenia. A przecież szkoda. Zawsze szkoda.
Ta dziewczyna kogoś jej przypominała, przez te smutne oczy, śmiertelnie zmęczoną ekspresję.
Pamiętała, jak kilka lat temu zatrudniła się w wakacje przy roznoszeniu ulotek - niewdzięczna praca, miała szczęście, że w ogóle ktokolwiek jej otwierał.
x
W drzwiach stanął dość wysoki blondyn.
Być może to podkrążone oczy, być może dziwny wyraz twarzy, być może ogólna prezencja - coś zapaliło w jej głowie czerwoną lampkę. Nie cofnęłaby się spod drzwi z czystym sumieniem.
- Wszystko w porządku? - zapytała, niezbyt formalnie. Młodzieniec popatrzył na nią w otępieniu. - Tanaka Saeko - przedstawiła się jeszcze, chcąc nadać sytuacji w żaden sposób nie normalnej, jakieś pozorny zwyczajności.
- Czy możesz już iść? - odpowiedział jej wymamrotanym pod nosem pytaniem.
Zlustrowała go wzrokiem raz jeszcze, w wahaniu. Naprawdę czuła niepokój; instynkt podpowiadał jej, że coś z tym człowiekiem nie w porządku. Tu i teraz.
- Nie chciałbyś czegoś ze mną zjeść? - zaproponowała, brawurowo postąpiwszy do przodu, ażeby całą swoją osobą uniemożliwić zamknięcie drzwi.
Spoglądał na nią oniemiały. Wciąż też bystre jej oczy dostrzegały przeraźliwe zmęczenie. Życiem.
Nie doszli nawet za róg, kiedy chłopak wybuchnął płaczem. Długie minuty łkał jak małe dziecko, a ona zdecydowała się w międzyczasie wziąć go za rękę oraz głaskać po płowej głowie.
Nic o nim nie wiedziała przedtem. Nic nie wiedziała potem. Nie przedstawił się jej. Opowiadał je tylko o linie, która czekała pod sufitem, o krześle, z którego zszedł, by otworzyć jej drzwi.
Obiecał jej, że porozmawia ze swoją rodziną.
Nie znała jego dalszych losów, nie wiedziała, czy dotrzymał obietnic.
x
Gdyby on jej nie poznał, tam, może nie stwierdziłaby nigdy, że to on.
W świetle lampionu, gdy spotkali się przypadkiem na plaży, z twarzy wyglądał na dość przygnębionego. Ale te same, stare instynktu podpowiadały jej, że Akiteru Tsukishima odnalazł w sobie siłę i już się nie podda.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top