Miłość to pętla (KageSuga || środa)


Tkwił w pętli.

Może i mógłby zrzucić pęta z siebie, ze swojej szyi, jednak nawet nie próbował.

Chciał żyć i umrzeć w miłości do Kageyamy, nawet jeżeli to właśnie ona była powrozem.

Niestudzenie utrzymywała go na powierzchni, wbrew siłom grawitacji.

Niekiedy wplątywała go w wielowarstwowe farsy, jak zawsze wówczas, gdy listonosz dzwonił do drzwi, a Suga, wypatrzywszy go wcześniej, jak winowajca zaszywał się w najdalej położonym od okna na ulicę pokoju i czekał, aż poczciarz odejdzie.

Gdyby widziała do jakaś znajoma dusza przy zdrowych zmysłach, zaraz poszłaby fama, że zdziecinniał. Na szczęście nie widział do nikt - uroki pracy w domu i mieszkania we dwoje, z tym drugim, pracującym już standardowo poza domem.

A gdyby nawet został przez kogoś namierzony – krąg znajomości zamykał mu się głównie na absolwentach Karasuno, wśród których o zdrowe zmysły przecie trudno.

Nie omijały go wyrzuty, jako że przysparzał Bogu ducha winnemu człowiekowi z poczty pracy, jednak koniec końców, z zagryzionymi zębami, wytrzymywał chwilę presji. Domofon wreszcie nie dawał kolejnych anonsów Natarczywych, aż Koushi martwił się, czy nie dał jakiegoś znaku swojej obecności, sygnalizując przy tym, że po prostu olewa stojącego u drzwi.

To wszak nie to – powtarzał sobie w myślach. Przepraszam, naprawdę przepraszam. Tylko nie dzwoń do sąsiadów.

Wyliczał mamocząco pięć minut, nim wykradał się za drzwi, maszerował pośpiesznie do skrzynki i wydobywał zawiadomienie o paczce pozostawionej na pobliskiej poczcie.

Świstek walał się po stole przez następne kilka godzin, pomimo że zawadzał przy rozpakowywaniu zakupów oraz przygotowywaniu posiłku. Jakoś zawsze jeszcze leżał na tym trefnym miejscu, gdy podczas przerwy obiadowej Kageyama przynosił swój pusty żołądek i markotny nastrój człowieka pracującego w domowe pielesze.

Spotykali się prawie u drzwi, Suga właśnie miał wychodzić dokonać odbioru przesyłki, co jemu samemu wydawało się boleśnie ostentacyjne, zaś dla Tobio, jak doskonale zdawał sobie sprawę, było bezsprzecznie urocze.

Toć reżyserował całe to wariactwo właśnie po to, ażeby Kageyama objął go kolejny raz i powiedział swoje „poważnie, nie trzeba było", na co jemu pozostawało jeno uśmiechnąć się i spytać słodko:

- Prenumerujesz magazyn na kolejny miesiąc? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top