Grzech główny (Kyouhaba)
- Ken! - jęknął marudnie Shigeru. - Rusz się, chcę wstać. Hej. Ej!
Yahaba mógł sobie gadać do woli, Kyoutani nie słyszał, zbyt śnięty, albo nie chciał słyszeć. W każdym razie - nie zapowiadało się, by miał wykonać jakikolwiek ruch, taki był rozespany, zadowolony z życia co najmniej dopóty, dopóki mógł, opierając oń ciężar ciała, wylegiwać się wygodnie przy swoim partnerze.
Który to zresztą dotąd zupełnie zajęty był obserwowaniem blondyna i dopiero teraz zdecydował, że musi rozprostować kości.
- Tarou, nogi mi zdrętwiały.
- Jeszcze chwila - targował się wytrwale Kyoutani. - Tylko chwila.
- Za chwilę znowu będzie następna chwila - wytknął drugi chłopak.
- Życie - mruknął Kentarou.
- Coś powiedział?
- Że cię kocham.
- Hmpf. - Yahaba wzniósł oczy do nieba, wzywając o ichnią pomstę. - No leż. Jeszcze chwilę. Tylko chwilę.
A/N
Taką miałam małą, prostą widokówkę przed oczami. c": Magia świąt.
I pochwalę się, że zaczęłam buszować po różnego rodzaju poradnikach literackich. Popracuje się nad stylem. *^* Czuję, że mam tę moc i coś poprawię, wyszlifuję. Miłe uczucie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top