Dzień dobroci dla zwierząt (KuroTsukki)

- Kuroo, ściągaj te spodnie. Ściągaj je, powiedziałem. I przestać mi się śmiać. 

xxx

Kuroo odmówił. 

Tak, naprawdę odmówił, co zdarza się nieczęsto.

A konkretniej - mogło się zdarzyć tylko w kontekście tego, że Tsukki chciał się wspomnianego łacha bezzwłocznie pozbyć, gdyż - czego brunet ni w ząb nie rozumiał - nie podobał mu się stan, w jakim odzież była zachowana... alboraczej niezachowana. 

No dobra. Może zrobiły się dziury. I takie tam.

W porządku - ewidentnie tu i ówdzie były. 

- I co z tego? - mruknął marudnie Tetsurou, po czym przygryzł dolną wargę, przypominając sobie, że miało to zostać wyłącznie w jego myślach. 

Ups. 

xxx

Tsukki już wyczucie miał.

To był ten moment, iż należałoby walnąć kogoś - nie pokazujmy palcami - w łeb. Wokalno-mentalnie, oczywiście.

I to w zasadzie się stało, na swój sposób; to jest, Kuroo był doprawdy ogłuszony, kiedy Kei mruknął niechętnie, że zaceruje te "cholerne spodnie".

Blondyn odwrócił się napięcie i licząc do dziesięciu, jął przeszukiwać szufladę z odpowiednimi przyborami. 

- Przestań się cieszyć - fuknął na ostatku, nie musząc się nawet oglądać przed tym komentarzem. Miał wyczucie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top