Dies irae (LevYaku)

Pewnego sobotniego ranka Lev zadzwonił z wiadomością, że umiera z bólu. Było to po poprzedniej sobocie, której też umierał, i, jak Yaku z góry zakładał, przed jeszcze jedną „ostatnią" sobotą.

Generalnie na ogół ten pacan umierał kilka razy w tygodniu, zawsze narobił nadziei – a potem figa z makiem.

A Yaku przejmował się tym o wiele bardziej, niż chciałby przyznać.

Zmartwienie ukryć jakkolwiek nie bardzo mógł, skoro zawsze leciał jak na skrzydłach w odwiedziny, które w zasadzie nijak specjalnie choremu nie miały służyć, ale samego Morisuke uspokajały.

Słowem, sam nie był za mądry, iż tego biadolenia słuchał – wiedział, jak niski Haiba ma próg bólu. Ale przezorny zawsze ubezpieczony...

Żywy trup był na tyle wskrzeszony, coby otworzyć i, w pozycji stojącej, prawie bez zarzutu wyprostowanej, wytłuścić rozwlekle charakterystykę swojego bólu żołądka. Zdecydowanie lubił się szczycić w podobny sposób, hipochondryk jeden.

Wreszcie Yaku nie wytrzymał i nie za bardzo kurtuazyjnym warknięciem zarządził:

- Do łóżka.

- A ty ze mną?

Ku zaniepokojeniu Morisuke, Lev usłuchał, co gorsza, od razu - a to nie mogło wróżyć dobrze stanowi ichniego zdrowia. Faktycznie musiało coś być nie najlepiej.

Zakopał się półgłówek w pościeli, zatroszczył się z wielką dbałością o swoje wygody, skulił nieco, by zniwelować nieprzyjemności.

A Yaku za długo nie wytrzymał, ażeby nie przycupnąć na krawędzi łóżka i przynajmniej nie skontrolować czoła młodzieńca. Nie natrafiał na alarmujące symptomy, ale paradoksalnie tyleż to koiło, co niepokoiło. Gorączka nie, dobrze, tylko nadal nie wiedział, co się dzieje tym razem.

- Zaraz wracam. Zrobię ci herbatę i, pozwolisz, sobie kawę – oświadczył.

- Wypiłem mleko do końca.

- Wypiłeś mleko do końca. Wypiłeś mleko, którego nie tolerujesz, do końca – wycedził Morisuke. - Czy ty jesteś głupi?

Zamiast odpowiadać, Haiba odnalazł ostatnie, czego mu brakowało, układając głowę na kolanach starszego chłopaka. A ten po raz kolejny popełnił ten sam błąd; po prostu skapitulował i począł w coraz mniej naburmuszonym milczeniu gładzić srebrzysty, zakuty łeb.

- Nie potrzebuję herbaty. Potrzebuję ciebie – mruknął w końcu Lev.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top