4. Co teraz?
Gdy już się otrząsnąłem z pierwszego szoku, wstałem i poszedłem na oddział noworodków. Szedłem mijając białe ściany korytarzy, które zaczęły przyprawiać mnie o dreszcze. Gdy wszedłem na oddział, zrobiło się trochę przytulniej, niektóre ze ścian były ozdobione malunkami z postaciami z bajek. Wciąż to do mnie nie docierało. Zostałem sam. Z dopiero co urodzonym dzieckiem. Straciłem osobę, którą kocham. Wszedłem do sali. Położna, która zajmowała się akurat maluszkami spojrzała na mnie i musiała zauważyć, że coś się stało
- Wszystko w porządku?
- Tak tak - posłałem jej fałszywy uśmiech. Nic nie było w porządku.
- Na pewno? Może mogę jakoś pomóc?
- Tak, wszystko jest dobrze - na szczęście ona nie wnikała dalej. Nie chciałem zwierzać się obcej osobie. Znalazłem moją córeczkę. Gdy tak jej się przyglądałem, gdy spojrzała na mnie swoimi oczkami, już wiedziałem, że nie będę w stanie jej oddać. Gdy rodzice kończyli pracę, napisałem żeby przyjechali do szpitala. Nie chciałem martwić ich wcześniej. Ja w tym czasie zajmowałem się malutką - karmiłem, przewijałem, kangurowałem. Czasami pomagała mi położna, patrzyła czy dobrze wszystko robię, nie chciałem zrobić krzywdy córeczce. Zastanawiałem się też jak mogłem być tak głupi i niczego nie zauważyć. Przecież odkąd się urodziła to ja wykonywałem przy niej większość czynności, to ja z uwagą słuchałem położnej pokazującej jak zajmować się dzieckiem. Laury to zbytnio nie interesowało, ona tylko ją karmiła. W końcu zjawili się moi rodzice.
- Cześć - powiedziała mama z uśmiechem, ale od razu zauważyła, że coś jest nie tak - co się stało?
Podałem jej list. Gdy go przeczytała, widziałem, że była w szoku
- Synku... Co teraz? - przytuliła mnie
- Nie wiem, ale wiem, że chcę żeby mała została ze mną, chcę być jej ojcem.
- Rozumiem. Wiesz, że będzie ciężko? Ale zawsze możesz na nas liczyć, pomożemy ci. Razem damy radę.
- Zgadzam się z mamą, zawszę ci pomożemy synu. Nie ważne co by się działo... A z rodziną tej... To sobie porozmawiam - zapowiedział tato
- Tato... Nie wtrącaj się, proszę - wiedziałem, że to nie przyniesie nic dobrego.
- No dobrze. Ale wszystko się ułoży - zapewnił tato.
- Wiem, dziękuję wam. Naprawdę - byłem szczerze wdzięczny za tę deklarację pomocy.
Chociaż wiedziałem, że to będzie wymagało poświęceń, może nawet zakończenia kariery, ale wiedziałem, że z pomocą rodziców damy sobie radę, a to będzie dobra decyzja.
Witam!
Kolejny rozdział, kolejne przeżycia Andreasa
Dajcie znać co myślicie, możecie też obstawiać co będzie dalej, z chęcią poczytam wasze przewidywania!
Dziękuję Zuzi za pomoc ♥️
Trzymajcie się
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top