3. To już czas
Akurat byliśmy z Laurą w moim rodzinnym domu. Siedzieliśmy na kanapie oglądając jakiś program w telewizji. Rodzice poszli już spać, my też mieliśmy zaraz pójść, jak tylko skończy się program. Laura wstała, zapewne chcąc pójść do toalety. Jednak zauważyłem, że zatrzymała się, a zaraz usłyszałem jej głos
- Andreas?! - krzyknęła
- Co się stało? - przejąłem się, że coś się stało.
- Wody mi odeszły
Potem wszystko działo się szybko. Zabrałem z szafy przygotowaną torbę, założyliśmy kurtki i buty i pojechaliśmy do szpitala. Tam spędziliśmy kilkanaście godzin. Ciężko było mi patrzeć, jak Laura bardzo się męczy. Starałem się ją wspierać jak tylko mogłem, podając wodę, trzymając za rękę, czy wycierając czoło. W końcu na świat przyszła nasza córeczka. Była piękna, i co najważniejsze zdrowa. Byłem taki szczęśliwy! Żadna wygrana, nawet złoto olimpijskie nie równa się temu co czułem wtedy. A gdy usłyszałem, że to dziewczynka... Od razu miałem nadzieję, że będzie córeczką tatusia. Wcześniej nie znaliśmy płci dziecka, chcieliśmy mieć niespodziankę. W końcu nam ją przynieśli i mogliśmy się nią nacieszyć. W sumie bardziej ja mogłem, bo Laura szybko usnęła zmęczona. Ja po kilku godzinach także pojechałem do domu przespać się i wziąć prysznic. Wróciłem po kolejnych kilku godzinach. Zaczęły się odwiedziny - moi rodzice, rodzice Laury, nasze rodzeństwo. Położne pokazywały i pomagały nam jak zajmować się noworodkiem. Była taka mała i krucha. Bałem się, że coś jej zrobię. Gdy skończyła się pora odwiedzin wróciłem do domu, aby trochę odpocząć. Jeśli wszystko będzie dobrze, to następnego dnia mogły wyjść do domu. Kolejnego dnia, gdy tylko zaczęła się pora odwiedzin poszedłem do sali Laury, jednak jej łóżko było już zaścielone i czekało na kolejną pacjentkę. Zdziwiło mnie to. Poszedłem do dyżurki pielęgniarek
- Dzień dobry. Szukam Laury Kaczmarek. Leżała w czwórce.
- Kim pan jest?
- Jestem jej chłopakiem i ojcem jej dziecka.
Pielęgniarka sprawdziła coś w dokumentach
- Pani Kaczmarek wypisała się dzisiaj na własne żądanie i podpisała dokumenty, że zrzeka się praw do dziecka - gdy to usłyszałem, byłem w szoku. Nogi się pode mną ugięły. Musiałem złapać się biurka.
- Co? - zapytałem głupio.
- Dzisiaj rano, po obudzeniu na karmienie, którego odmówiła, powiedziała, że chce wyjść na własne żądanie i zostawia dziecko - wyjaśniła
- Dziękuję - powiedziałem i chciałem odejść, jednak powstrzymał mnie głos pielęgniarki.
- Pan ma na nazwisko Wellinger, prawda?
- Tak - potwierdziłem
- Pani Kaczmarek zostawiła tutaj coś dla pana - podała mi kopertę, na której było napisane moje nazwisko. Poznałem pismo Laury.
- Dziękuję - odpowiedziałem i odszedłem, aby usiąść na krzesełkach kawałek dalej. Zajrzałem do koperty. W środku była kartka, którą wyciągnąłem. List. Cholerny list.
Andreasie!
Przepraszam. Przepraszam za to co zrobiłam, ale nie mogłam inaczej. Nie czułam tego, a po co jej matka, która nie potrafi jej pokochać. Nie powiedziałam nic wcześniej, bo widziałam jak Ty się cieszysz z tego dziecka. Mam tylko jedną prośbę. Zaopiekuj się nią lub oddaj w dobre ręce.
Bądź szczęśliwy, bo na to zasługujesz. Przepraszam jeszcze raz.
Laura.
Gdy to przeczytałem, w moich oczach pojawiły się łzy. Zostałem samotnym ojcem.
Witam!
Z okazji Mikołajek i tego, że w tamtym tygodniu zapomniałam dodać, macie kolejny rozdział
Dajcie znać co myślicie
Trzymajcie się
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top