𝚂𝚒𝚎𝚛𝚛𝚊 & 𝚁𝚢𝚊𝚗

- Tommo jesteś pewien, że dobrze jedziemy? - zapytał sceptycznie Liam, sprawdzając ich lokalizacje za pomocą telefonu.

Louis prychnął cicho kolejny raz zjeżdżając na pobocze. Wyciągnął ogromną mapę turystyczną, za pomocą której, jak wcześniej twierdził, miał zamiar dowieźć ich na miejsce. Utwierdził się w swoim postanowieniu, kiedy został wyśmiany przez Payna, który stwierdził, że mówił tak tylko dlatego, że zapomniał naładować telefonu.

- Możesz się już poddać. Dojedziemy szybciej z nawigacją, a Harry już zaczyna się martwić - westchnął Liam, używając Stylesa jako karty przetargowej.

- Skąd niby możesz to wiedzieć? - fuknął cicho Louis, spoglądając na niego podejrzliwie znad kartki papieru.

- Pisał do mnie - wyjaśnił, pokazując mu rozmowę z Harrym.

Szatyn przez chwilę wpatrywał się w wiadomości, po czym wyrwał mu telefon, mamrocząc coś po nosem. Szybko wpisał Montage Deer Valley w nawigację, klnąc cicho na widok drogi jaka im jeszcze została.

Okolica była całkiem ładna. Powoli przejeżdżali przez niewielkie lasy górzystego terenu stanu Utah. Im bliżej celu byli tym więcej śniegu mogli zobaczyć za oknem, przez co Louis w duchu dziękował Liamowi, za to że zmusił go do zabrania cieplejszych ubrań, chociaż nigdy nie przyznałby tego na głos.

- Louis musisz to zobaczyć - sapnął cicho Liam, wgapiając się w coś za oknem.

Tomlinson bez entuzjazmu podążył za wzrokiem przyjaciela, jednak tak szybko jak zobaczył to o czym mówił Payne ciche westchnienie uciekło spomiędzy jego ust.

U podnóża zaśnieżonego, górskiego zbocza stał duży resort wypoczynkowy, którego widok wręcz zapierał dech w piersi. Budynki z wyglądu przypominały Louisowi nieduże chatki, które widział podczas wakacji w górach, jednak w przeciwieństwie do nich były kilkupiętrowe i zdecydowanie o wiele dłuższe. Zaśnieżone dachy dodawały im uroku, przez który ciężko było oderwać wzrok od tego wszstkiego.

Powoli wjechali na duży, podziemny parking, gdzie niemal od razu zobaczyli znajomego jeepa, obok którego zaparkowali. Szybko zabrali swoje rzeczy i ruszyli w stronę jednej z wind, która zabrała ich do głównego budynku.

Wnętrze urządzone było w ciepłych kolorach. Połączenie jasnego drewna, wygodnie wyglądających foteli pełnych puszystych poduszek, szklanych stolików do kawy i mnóstwem czarno-białych zdjęć, które wyglądały na robione przez gości tworzyło przyjemną atmosferę.

Louis jednak nie rozglądał się zbyt długo. Przestał to robić tak szybko jak zobaczył znajomego bruneta, nerwowo przestępującego z nogi na nogę.

Uśmiechnął się lekko na widok czarnej bluzy od Gucciego. Jakżeby mogło być inaczej. Do tego oczywiście ubrał niesamowicie obcisłe rurki, które przylegały do jego nóg niczym druga skóra. Styles przeczesywał włosy jedną ręką, kiedy drugą rytmicznie szarpał za łańcuszek przewieszony przez szyję. Przygryzał nerwowa wargę, potakując cicho na coś co mówił do niego Malik.

W chwili gdy jego wzrok spoczął na Louisie szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy. Poklepał ramię Zayna, po czym szybko pokonał  dzielącą ich odległość.

- Cześć Lou - westchnął cicho bez oporu dając się przyciągnąć do uścisku.

- Hej skarbie - mruknął Louis, wtulając twarz w szyję bruneta, by następnie zaciągnąć się jego zapachem.

Harry uwolnił jego prawą dłoń od pokrowca na garnitur, po czym splótł razem ich palce z zadowolonym uśmieszkiem.

- Tommo mam już kartę do naszego pokoju, ale najpierw wpadniemy do Harry'ego i Zayna - poinformował go Liam, kiwając lekko głową w kierunku szczęśliwego bruneta.

Tomlinson w odpowiedzi skinął głową, skupiając się na sposobie w jaki uśmiech Stylesa poszerzył się na te słowa. Dał się poprowadzić do windy z Harrym idącym tuż obok niego, co było wszystkim czego wtedy potrzebował do szczęścia.

Dostali się na trzecie piętro, po czym weszli do pokoju zajmowanego przez kamerzystów. Mały kominek, dwa duże łóżka (z czego tylko jedno pościelone), mnóstwo aparatów, obiektywów, czy różnych lamp rozłożonych na podłodze i wyjście na balkon z cudowny widokiem.

Louis natychmiast ruszył w stronę posłanego łóżka i rzucił się na nie wdychając zapach Harry'ego. Tak jak myślał brunet był tym, który dbał o porządek. Podejrzewał, że chłopak wstał koło szóstej, pościelił łóżko, poszedł na siłownie, po czym zjadł jakieś super zdrowe śniadanie, robiąc przelew dla jakiejś kliniki leczącej bezdomne kotki. To zdecydowanie brzmiało jak normalny poranek z życia Harry'ego Stylesa.

- Loueh masz ochotę zobaczyć wczorajszą przemowę Sierry na próbnym objedzie? - zaproponował podekscytowany Harry, kładąc się obok niego z laptopem w rękach.

- Oczywiście kotku - mruknął szatyn, odruchowo go obejmując i przyciągając bliżej siebie.

Harry uśmiechnął się na to szczęśliwie, cmokając go szybko w policzek, po czym włączył odpowiedni plik układając głowę na ramieniu Louisa.

Na ekranie pojawiła się szeroko uśmiechnięta kobieta z długimi blond włosami spiętymi w wysokiego kucyka. W kadrze widać było, że miała na sobie dobrze dopasowaną, białą marynarkę oraz pasujące do tego kolczyki i naszyjnik.

- Kilkoro ludzi zapytało mnie czy to prawda, że ja i Ryan poznaliśmy się przez zakład o sto dolarów. Cóż to prawda, co więcej nigdy nie dostałam niczego za wygraną - oznajmiła na początek, a w tle dało się usłyszeć śmiech zgromadzonych. - Jedną z rzeczy, które Ryan mi robi to ciagłe powtarzanie, że kocha mnie bardziej - kontynuowała starając się aby zabrzmiało to tak jakby miała mu to za złe, jednak jej uśmiech zdradzał wszystko. -  Ale tym czego nie wie jest to, że kiedy miałam czternaście lat napisałam list do mojego przyszłego męża. Wiec oprócz tego że kocham cię teraz, to kochałam cię już wtedy. Przeczytam go wam dzisiaj.

Louis na chwilę oderwał wzrok od monitora, żeby zobaczyć jak Harry ociera pierwszą łzę, wpatrując się w nagranie jak urzeczony. Nachylił się do niego, żeby musnąć ustami miejsce pod jego uchem, z zadowoleniem obserwując jak mały uśmieszek pojawił się na jego twarzy.

- Kiedy pisałam piosenkę list wypadł z mojej książki - wyjaśniła, przebiegając wzrokiem po swojej małej widowni. - Jest tu napisane "Nie wiem jeszcze niczego o tobie. Kim jesteś, twojej historii czy dlaczego twoja droga przecięła moją. Ale wiem, że miałam szczęście. Czekałam na ciebie całe życie. Jestem pewna, że jesteś o wiele lepszy niż to o czym marzyłam przez cały ten czas, ale mam nadzieję, że jesteś wysoki i niesamowicie przystojny. Zastanawiam się czy masz kowbojski kapelusz na naszym ślubie. Piszę to siedząc w moim łóżku. Zgaduję, że jeśli to czytasz, jest już blisko do naszego ślubu. Założę się, że każda dziewczyna chciałaby być mną w ten dzień. Prawdopodobnie jesteś idealnym, brakującym elementem mojej układanki. Moment, w którym pójdę do ołtarza będzie wspaniały, ale moim ulubionym będzie wracanie będąc już twoją żoną. Zawsze pamiętaj, że kochałam cię nie tylko kiedy cię poznałam a całe życie. Nie mogę się doczekać, żeby za ciebie wyjść i bardzo cię kocham. Kochająca Sierra coś..."

- Uroczo - podsumował Louis, ciesząc się, że w końcu mógł w pełni skupić się na Harrym.

- Harry nie potrafi od wczoraj mówić o niczym innym - zaśmiał się Maik z sąsiedniego łóżka.

- Jest romantykiem nie śmiej się z niego - stwierdził Tomlinson, zaciskając obronnie ręce wokół talii bruneta.

Następne minuty minęły im na leniwych pocałunkach, w towarzystwie narzekania pozostałej dwójki, jakby to nie było tym co sami robili wcześniej. Jednak kiedy Zayn rzucił w nich poduszką rozpętał zażarty pojedynek pełen latających butów, poduszek i wszystkiego co było w zasięgu dłoni Malika i Tomlinsona, a nie było warte więcej niż sto dolarów.

W końcu Louisowi udało się przedrzeć na terytorium wroga i przycisnąć Malika do podłogi. Siedział na nim puki Zayn nie przekonał Liama, żeby mu pomógł, chociaż na początku odmawiał udziału w jego zdaniem dziecinnej zabawie.

- Zaynie Maliku jesteś oszustem - fuknął cicho Louis, wracając do Harry'ego, który przyglądał się wszystkiemu z bezpiecznej odległości.

- Lou musimy już iść - wyszeptał Styles, mimo swoich słów jeszcze bardziej wtulając w Tomlinsona.

- Zobaczymy się na ślubie skarbie - westchnął Louis, niechętnie odsuwając się od bruneta.

Harry przyglądał się jak obaj pianiści znikają za drzwiami, po czym westchnął cicho, wtulając twarz w poduszkę, na której został lekki ślad zapachu szatyna. Po tym jak Zayn zagroził mu, że wyrzuci go z pokoju jeśli zacznie mówić o Tomlinsonie, poszedł do łazienki, żeby doprowadzić się do porządku przed pracą.

Z pokrowca wyciągnął garnitur, który przygotował na dzisiejszy dzień. Był to jeden z jego nowszych nabytków. Z daleka złote wzory na czarnym materiale przypominały mu smoki, jednak kiedy się zbliżył zobaczył, że były to kobiety z długimi włosami, które plątały się w skomplikowany sposób. Był zdecydowanie niepospolity, ale właśnie takie najbardziej przyciągały Harry'ego.

Delikatnie wygładził materiał, ostatni raz przeglądając się w lustrze, po czym skompletował potrzebny sprzęt. Pożegnał się z Zaynem, po czym udał się do pokoju, w którym Sierra miała przygotować się do ceremonii.

Zapukał niepewnie do drzwi, czekając aż któraś z kobiet go wpuści.  Chwilę później otworzyła mu sama panna młoda, która miała już na sobie  sukienkę idealnie podkreślającą jej smukłą figurę oraz skończony  makijaż.

- Sierra, kochanie byłbym na ciebie zły, że nie  poczekałaś z tym na mnie, ale wyglądasz za ładnie - oznajmił z  udawanym  oburzeniem.

Kobieta zachichotała radośnie, po czym  przyciągnęła go do ciasnego uścisku, kolejny raz dziękując, że znalazł  dla niej czas chociaż miał dosyć napięty grafik w ciągu ostatnich dwóch  tygodni.

Kilka lat temu razem z Zaynem przez przypadek  znaleźli się na jednym z jej pierwszych koncertów. I chociaż nie  wszystkie jej piosenki przemawiały do Stylesa to zdecydowanie robił to  jej głos. Po koncercie udało im się jakoś dopchać do kobiety, ponieważ Harry postanowił zaoferować jej ich usługi, gdyby kiedyś chciała nakręcić jakiś artystyczny teledysk.

Spędzili razem ze Sierrą i jej ówczesnym chłopakiem, który za niedługo miał stać się jej mężem, naprawdę przyjemny wieczór. W długie zimowe wieczory zdarzało im się ucinać ze sobą miłe rozmowy, wysyłali sobie nawzajem kartki na święta.

Aż w końcu Harry dostał maila od Sierry z wiadomością, że wychodzi za mąż, do której załączyła jedną z piękniejszych piosenek jakie Styles miał okazję słyszeć przez całe swoje życie. Kiedy tylko odczytał wiadomość zadzwonił do niej z gratulacjami i dopytał o dokładną datę ślubu. Po sprawdzeniu w kalendarzu jęknął cicho widząc, że odbywał się w dwudniowej przerwie pomiędzy innymi ceremoniami. Zwykle woleli mieć przerwy między kolejnymi ceremoniami, jednak Zayn dał mu się ubłagać, ponieważ stwierdził, że dobrze wspominał Sierrę i Ryana.

Harry otrząsnął się ze wspomnień, które zalały jego głowę i wziął się za nagrywanie reszty przygotowań. Prowadził niezobowiązującą rozmowę z pozostałymi kobietami, rumieniąc się delikatnie na każdy komplement, który otrzymał.

Następnie kobieta usiadła przy jednym z okien, otwierając list od Ryana.

- Maluszku, jestem pewien, że w tym tygodniu usłyszysz setki razy "myślałem że nigdy nie doczekam się kiedy...", ale później weszłaś w moje życie. Gdybym miał stworzyć mój idealny wzór żony i matki moich dzieci, byłabyś to z pewnością ty - zaczęła czytać ze szczęśliwym uśmiechem.

Kiedy ojciec Sierry do nich dołączył, Harry postanowił się wymknąć, żeby zapewnić im trochę prywatności przed tak ważnym wydarzeniem.

Pożegnał się cicho ze wszystkimi, po czym opuścił pomieszczenie. Wyszedł na korytarz, gdzie zobaczył znudzonego Louisa, siedzącego pod jedną ze ścian z telefonem w ręce.

- Czekasz na kogoś, panie Tomlinson? - zapytał, uśmiechając się radośnie.

- Zayn powiedział, że nie skończysz szybko i będziesz potrzebował podwózki - poinformował go, przeciągając się powoli.

- Czyli rozumiem, że będę winien ci przysługę? - zanucił z rozbawieniem, zbliżając się do niego powolnym krokiem.

- I z pewnością kiedyś się po nią zgłoszę - odparł pewnie Louis.

Szatyn podniósł się z niedużego stolika, na którym zdecydowanie nie powinien siedzieć, ale przecież nazywał się Louis Tomlinson. Podszedł do Harry'ego składając delikatny pocałunek na jego skroni, po czym splótł razem ich palce. Delikatnie pociągnął go przez korytarz, udając, że nie czuje na sobie wzroku Stylesa.

W końcu miał na sobie jeden ze swoich lepszych garniturów. Czarny materiał był idealnie dopasowany we wszystkich miejscach, napinając i marszcząc się delikatnie tam gdzie powinien, przy każdym ruchu.

Zaprowadził Harry'ego na parkin, by następnie otworzyć mu drzwi czarnego Range Rovera.

- Nie wydawałeś się fanem dużych samochodów - stwierdził Styles, rozsiadając się wygodnie.

- Wasz jeep mnie przekonał. Polubiłem duże bagażniki - przyznał Louis uśmiechając się zadziornie.

W kilka minut dojechali do pobliskiego kościoła. Wykonany z cegły z dużymi oknami i drewnianym dachem, stał spokojnie pośród drzew o pomarańczowych i żółtych liściach. Miejsce zdecydowanie miało swój urok.

Wnętrze było jasne i przestronne. Przejście między dwoma rzędami ławek prowadziło do dobrze oświetlonego ołtarza. Do ich krawędzi przywiązano bukiety białych kwiatów, przy których ustawiono duże lampiony.

- Lou gdzie jest fortepian - szepnął Harry, rozglądając się uważnie w poszukiwaniu instrumentu.

- Dziś jestem zwyczajnym gościem Hazz - odparł cicho Louis, zajmując miejsce w jednej z tylnich ławek.

- Znasz Sierrę? - zapytał zaciekawiony, przysiadając się do niego.

- Jakiś czas temu chciała nagrać piosenkę i potrzebowała kogoś do gry na pianinie. Jedna z moich wcześniejszych klientek jest jej przyjaciółką, wiec od razu mnie poleciła. Mam już trochę doświadczenia z tym wszystkim, nawet załatwiłem jej nagrania w ulubionym studiu Eda - wyjaśnił cicho.

- Nagrywaliście razem tą piosenkę? - sapnął z niedowierzaniem.

- Dziewczyna ma świetny głos. Razem wymyśliliśmy odpowiednią melodię i skończyliśmy wszystko do wieczora - wytłumaczył, sięgając po jego dłoń.

Harry uśmiechnął się lekko, pozwalając Louisowi bawić się swoimi pierścionkami. Minęło już trochę czasu od tego, gdy mógł spokojnie posiedzieć z Louisem na ceremonii. Zwykle siedział przy skupionym Tomlinsonie, co jakiś czas otrzymując od niego zadowolone spojrzenia.

Jakiś czas później rozbrzmiała uroczysta muzyka, a wszyscy powstali. Kilkoro dzieci powoli przeszło do ołtarza, na którym stał już Ryan. Mężczyzna miał na sobie czarny, dobrze skrojony garnitur. Mocno zarysowana szczęka, bystre spojrzenie łagodnych oczu; nie zmienił się od ich pierwszego spotkanie, nie licząc kilku zmarszczek i posiwiałych włosów, które zaczesał do tyłu. Zdaniem Harry'ego był całkiem przystojny, chociaż nie do końca w jego guście.

Następnie Sierra z pięknym welonem zakrywającym jej twarz została zaprowadzona do ołtarza przez swojego ojca. Starszy mężczyzna uścisnął dłoń Ryana, po czym ku zaskoczeniu Stylesa ucałował usta zięcia. Brunet posłał zdziwione spojrzenia Louisowi, który jedynie z rozbawieniem wzruszył ramionami.

Reszta ceremonii minęła całkiem przyjemnie. Wszystko przebiegało w tradycyjny sposób, który zdaniem Harry'ego był naprawdę piękny w swojej prostocie. Oczywiście nie obyło się bez jego łez, na których widok szatyn obok niego zaśmiał się cicho, niemal od razu przyciągając go bliżej siebie z czułym uśmiechem.

- Teraz pewnie będziesz musiał nagrywać, prawda? - westchnął Louis, kiedy jechali z powrotem do resortu, gdzie miało odbyć się przyjęcie.

- Tak, koło dwóch, góra trzech godzin - odparł cicho Harry, ustawiając coś w aparacie, po tym jak sprawdził stan trzech baterii. - Lou nie przeszkadza ci, że pojedziemy na krótką sesję, prawda?

- Jasne skarbie - mruknął Tomlinson, jadąc zgodnie ze wskazówkami bruneta.

Zatrzymali się na rozległej łące przy pastwisku z końmi. Louis szybko cmoknął usta Harry'ego, po czym żeby mu nie przeszkadzać ruszył w kierunku niskiego ogrodzenia. Uśmiechnął się lekko kiedy kary koń zaczął powoli iść w jego kierunku.

- Cześć śliczny - wyszeptał, klepiąc go czule po szyi.

Koń pochyliło łeb, opierając go o jego klatkę piersiową. Popchnął go delikatnie, uważnie obwąchując jego marynarkę.

- Wydaje mi się, że Liam wozi swój ulubiony cukier w bagażniku, zaraz wrócę - obiecał, na co zwierzę zastrzygło uszami.

Tak jak się spodziewał w jednej z toreb Payne'a udało mu się znaleźć paczkę cukru w kostkach. Chyba pierwszy raz przydała mu się przesadna zapobiegliwość mężczyzny.

Idąc z powrotem zauważył, że do Harry'ego dołączyła już młoda para. Brunet był w swoim żywiole nagrywając ich, co jakiś czas przerywając, żeby zmienić jakiś drobny szczegół, jak zwykle dążąc do perfekcji.

- Uroczy, prawda? - sapnął, ponownie stając przed zwierzęciem.

Podsunął mu rękę pod pysk, uśmiechając się na uczucie jego chrap na skórze. Były przyjemnie ciepłe, co było dobrą odmianą od chłodu panującego na zewnątrz.

Przeczesywał grzywę między palcami, wdychając przy tym zapach wiatru i deszczu, który przywarł do sierści zwierzęcia. Od jakiegoś czasu miał słabość do koni, a ten był wyjątkowo piękny.

- Śliczny - cichy głos rozbrzmiał nad jego uchem, owiewając je ciepłym powietrzem.

- Wolę być nazywany przystojnym, ale ten komplement też przyjmę - zaśmiał się cicho, rozluźniając się w ciepłych objęciach Stylesa.

- Śmierdzisz koniem - poinformował go Harry, nie kryjąc się z tym, że wąchał jego szyję.

- Przeszkadza ci to? - wymruczał, odwracając się do niego mimo oburzonego parsknięcia za jego plecami.

- Ani trochę - odparł Styles, delikatnie łącząc ich usta.

Louis natychmiast zaborczo ścisnął biodra bruneta, przyciągając go bliżej siebie. Delikatnie przygryzł dolną wargę Harry'ego, z zachwytem wsłuchując się w jego zaskoczony jęk, kiedy został na niego brutalnie pchnięty. Prychnął cicho, patrząc z wyrzutem na konia, który przyglądał się im uważnie.

- Do widzenia zazdrośniku - fuknął, ostatni raz klepiąc zwierzę po karku.

Styles jedynie zachichotał cicho, przekonując Louisa, że powinien zrobić sobie zdjęcie ze swoim nowym przyjacielem. Szatyn z rozbawionym uśmieszkiem ustawił się obok konia, który z zadowoleniem oparł łeb na jego ramieniu.

- Przez całe życie nie zrobiłem sobie tylu zdjęć - stwierdził, po raz ostatni głaszcząc zwierzę, po czym ruszył razem z Harrym z powrotem do samochodu.

W kilka minut wrócili na przyjęcie. Weszli do dużej sali, która prawie cała była zajęta przez okrągłe stoliki dla gości. Ze środka sufitu zwisały zwoje białego materiału, które przymocowano do ścian, skąd opadały luźno na podłogę. Światełka zawieszone za nimi nadawały wystrojowi miłego dla oka blasku.

Louis wypatrzył w tłumie Zayna i Liama, siedzących przy stoliku obok niewielkiej sceny na drugim końcu pomieszczenia. Ścisnął lekko bok Harry'ego powoli prowadząc go do ich przyjaciół.

- Za chwilę zaczną się przemówienia - oznajmił Zayn, wywołując tym zadowolony uśmiech Harry'ego i zirytowane sapnięcie Tomlinsona.

Już chwilę później niska brunetka weszła na podwyższenie, przyciskając do piersi niewielki prostokątny przedmiot. Louis nie wsłuchiwał się w jej historię o długoletniej przyjaźnie ze Sierrą, jedynie skupił się na historii o poznaniu Ryana, która zaciekawiła go po obejrzeniu nagrania z wczorajszego obiadu.

- No wiec był tam, dokładnie na wprost nas. Założyłam się z nią o sto dolarów, że nie wstanie i nie zapyta go o numer. Ku mojemu zdziwieniu zrobiła to.I Sierra, wciąż pamiętam, że tak naprawdę nigdy nie dałam ci tej stówy. Więc oto i ona - oznajmiła, pokazując wszystkim oprawiony, studolarowy banknot, który następnie podarowała roześmianej pannie młodej.

Następny był roześmiany mężczyzna, obracający w ręku lampkę szampana.

- Czuje się winien waszej dwójce podziękowania ponieważ gdzieś po drodze przygotowaliście córkę, która całkiem dobrze poradziła sobie zadaniem, którą uważałbym za najbardziej kwalifikującego się licencji historii z Las Vegas - powiedział patrząc przy tym poważnie na rodziców Sierry, po czym zaśmiał się razem z pozostałymi gośćmi.

- To w rzeczywistości bajkowy ślub. Mam namyśli to, że byłem poruszony, kiedy zobaczyłem cię dzisiaj. Ledwie mogłem mówić. Później odprowadzenie cię do ołtarza, zobaczenie tam Ryana - mówił ojciec Sierry, brzmiąc na szczerze poruszonego. - I później pocałowałem go i zderzyliśmy nasze głowy... Co to do cholery miało być, prawda? - zapytał z udawanym oburzeniem, wywołując tym śmiech u wszystkich gości. - Wszyscy dobrze mnie znacie. Jeśli całuję cię w usta to znaczy, że cię kocham.

Harry powoli odwrócił się do Louisa, żeby posłać mu rozbawione spojrzenie. Szatyn natychmiast skorzystał z okazji, podniósł się i złączył ich usta w krótkim pocałunku.

- Chciałbym, żebyś tańczyła jakby nikt nie patrzył. Chciałbym, żebyś modliła się jakbyś wiedziała, że Bóg cię słuchał. Jak dziś zmieniłaś się z mojego bączka w jego maluszka - zakończył mężczyzna, po czym podszedł do swojej córki i jej męża by ich przytulić i zgodnie z tym co mówił wcześniej pocałować.

Reszta przemówień była przesadnie urocza i łzawa, czyli zdecydowanie nie dla Louisa. Zamiast udawania, że słucha, szatyn skupił się na próbie wrzucenia kawałków ciastka w starannie ułożoną fryzurę Malika. Mężczyzna posyłał mu zdenerwowane spojrzenia, uchylając się od jego prowizorycznej amunicji. Przestał kiedy przez przypadek trafił w jakąś staruszkę, która odwróciła się do nich obdarzając ich zirytowanym spojrzeniem.

W końcu państwo młodzi wstali ze swojego miejsca co Louis z zadowoleniem wziął za koniec przemówień. Ryan uśmiechnął się lekko i wziął mikrofon, wpatrując się radośnie w Sierrę.

- Wielu z was było ze mną na koncertach Sierry - zaczął, a kilku gości skinęło głowami na jego słowa. - Jak wiecie śpiewa country, a większość jej piosenek jest o kłamiących mężach czy zdradzających chłopakach i za każdym razem kiedy tam siedziałem słyszałem 'To piosenka o tobie? To piosenka o tobie?' - narzekał wywołując rozbawienie gości. -  Cóż... dla was wszystkich, ta piosenka będzie o mnie. Następnym razem kiedy ją usłyszycie będzie śpiewana przez Sierrę Black, które dalej będzie jej scenicznym pseudonimem, ale tego wieczoru, jednorazowo będzie śpiewana przez Sierrę Growney.

Po tych słowach odłożył mikrofon, a z głośników rozbrzmiała piosenka Sierry 'Make It Easy'. Louis zauważył ukradkowe, dumne spojrzenie, jakie posłał mu Harry. Przysunął się do niego ostrożnie, żeby móc go przytulić i oprzeć głowę na jego ramieniu. Wpatrywał się w tańczącą parę, nucąc pod nosem słowa piosenki wprost do ucha Stylesa.

Po tańcu z rodzicami przenieśli się do innej sali, gdzie atmosfera robiła się luźniejsza. Zaczęło się od pokazu sztuczek z lassem, urządzonego przez wujka Ryana. Parkiet szybko został zapełniony przez gości. Louis przytulał się do pleców Harry'ego, kiedy ten nagrywał wszystko z szerokim uśmiechem. Robił to aż Sierra nie podeszła do niego, każąc mu się bawić, po czym zagroziła, że wyrzuci jego kamerę przez okno jeśli go z nią zobaczy.

- Hazz masz już wystarczająco materiału. Wszyscy i tak robią się już zbyt pijani, żeby ładnie wyglądać - zaśmiał się szatyn, widząc zawiedzione spojrzenie Stylesa.

Brunet przytaknął niechętnie, dając się zaciągnąć do ich stolika, gdzie zostawił aparat przy obściskujących się Paynie i Maliku. Później wrócili na parkiet, ponieważ Harry stwierdził, że skoro nie może nagrywać to chociaż potańczy.

Jednak już niecałą godzinę później Zayn przyszedł do nich, mówiąc, że muszą już jechać. Za mniej niż dwanaście godzin mieli następne przyjęcie, dlatego pożegnali się ze Sierrą i Ryanem i w towarzystwie pianistów ruszyli do pokoju po walizki. W czwórkę udało im się zabrać zarówno cały sprzęt jak i rzeczy kamerzystów. Po tym jak spakowali wszystko do bagażnika jeepa Louis przyciągnął Harry'ego do siebie i złączył ich usta w czułym pocałunku.

Styles po prostu wyglądał świetnie w ciemnych dresach, które postanowił ubrać na drogę. Był ciepły, miękki i do tego pachniał niesamowicie a Louis był tylko człowiekiem i nie potrafił się mu oprzeć.

- Zobaczymy się dopiero za dwa tygodnie? - zapytał smętnie, układając dłoń na jego policzku.

- Niecałe dwa tygodnie - wyszeptał Harry, brzmiąc na równie niezadowolonego z tego faktu.

Louis westchnął głośno, przyciskając usta do szyi bruneta. Zaczął od składania delikatnych pocałunków na całej długości, aż zatrzymał się przy linii szczęki przegryzając jego skórę. Po chwili odsunął się z zadowoleniem obserwując dobrze widoczny, czerwony ślad, który powstał w tym miejscu. Ponownie ujął twarz Harry'ego, składając na jego ustach pocałunek, podczas którego nacisnął delikatnie na malinkę, wyrywając z ust bruneta cichy jęk.

- Uważaj na siebie kotku - poprosił, kiedy Zayn zatrąbił, każąc im się pospieszyć.

- Ty tez Lou - odparł Styles, ostatni raz go przytulając, po czym wsiadł do samochodu.

Tomlinson wpatrywał się w odjeżdżający samochód, czując przyjemny ucisk w klatce piersiowej, kiedy Harry pomachał do niego lekko. Szybko oddal gest, dając pociągnąć się z powrotem do środka Liamowi, który narzekał na to jaki jest beznadziejny. Louis już dawno zauważył, że Payne robił się dla niego niemiły po pożegnaniach z Zaynem, dlatego jedyne co zrobił to przyniesienie im nowej butelki mocniejszego alkoholu.




_______________________________
how u doing?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top