𝙻𝚎𝚡𝚢 & 𝙱𝚘𝚋
Harry westchnął cicho siadając na tarasie. Miał za sobą naprawdę ciężki dzień. Musiał wstać naprawdę wcześnie, żeby móc nagrać zamglony las, ponieważ zakochał się w krajobrazach, które mijali z Zaynem wcześniejszego wieczora. Kiedy wrócił Lexy poprosiła o kilka ujęć z przygotowań przyjęcia, nie mówiąc czego dokładnie oczekiwała, co skończyło się Harrym biegającym wszędzie, żeby mieć chociaż kilka klatek z praktycznie każdej wykonywanej czynności. Jedna z kamer zacięła się w czasie próbnego obiadu, przez co musieli powtarzać dwa, dłuższe przemówienia. Do tego podarł swoją ulubioną koszulę i nie zabrał żadnej bluzy, a na zewnątrz robiło się chłodno.
Krótko mówiąc nie był to jeden z jego najlepszych dni.
Z kolejnym westchnieniem sięgnął po telefon, wysyłając Louisowi wiadomość o tym jak za nim tęsknił i że chciałby, żeby Tomlinson już był z nim. Jednak po kilku minutach oczekiwania odpowiedzi z wyraźną rezygnacją schował urządzenie do kieszeni.
Zdecydowanie to nie był jego dzień, a do tego Louis był zajęty.
Oparł łokcie na kolanach, wpatrując się w horyzont. Miał nadzieję, że śliczna okolica i malowniczy zachód słońca jakoś poprawią jego humor.
Siedział tak chwile, aż poczuł parę ciepłych ramion owijających się wokół jego torsu.
- Niespodzianka skarbie - cichy głos rozbrzmiał przy jego uchu, wywołując jeszcze większe podekscytowanie.
Szybko obrócił się w objęciach Tomlinsona, żeby móc bardziej wtulić się w mężczyznę, z którym nie widział się przez długie siedem dni. Zacisnął dłonie na bluzie otulającej jego ramiona, wdychając jego uspokajający zapach i wsłuchując się w ciche słówka, które mruczał pomiędzy pocałunkami składanymi na czubku jego głowy.
- Myślałem, że przyjedziecie jutro - westchnął z zadowoleniem wpatrując się w mężczyznę.
- Obiecałem wczoraj Liamowi, że wstanę wcześniej i się spakuję, a on przesunął kilka spotkań. Obaj stwierdziliśmy, że chętnie zobaczymy was wcześniej - wytłumaczył Louis, przeczesując między palcami brązowe kosmyki.
Harry ułożył dłoń na szyi szatyna i przyciągnął go do siebie łącząc ich usta. Pocałunek zaczął się powoli i leniwie, jednak po chwili Louis zaczął odbierać Stylesowi kontrolę coraz mocniej naciskając na jego wargi. Coraz mocniej zaciskał palce na bokach bruneta, wydobywając ciche jęki z jego gardła. Złapał zębami za dolną wargę Harry'ego, żeby pociągnąć za nią zaczepnie i ostatecznie wypuścić ją po kilku sekundach. Odsunął się od zarumienionego mężczyzny, przyglądając uważnie czerwonym policzkom i opuchniętym ustom, po czym przyciągnął go do kolejnego uścisku, delikatnie całując w czubek głowy.
Przez jakiś czas w milczeniu wpatrywali się w zachodzące słońce, aż obaj porządnie zmarznięci ruszyli do środka, żeby się zagrzać. Szybko przeszli przez duży salon, w którym duża część rodziny państwa młodych zgromadziła się na wspominkach przy kominku i udali się do pokoju zajmowanym przez Zayna i Harry'ego.
Kiedy Liam i Louis przyjechali Lexy zaproponowała im jeden z wolnych pokoi, jednak obaj zgodnie stwierdzili, że nie miało to sensu ponieważ i tak skończą w jednym z kamerzystami.
- Zayniee jestem - zawołał radośnie Louis wchodząc do pokoju z Harrym podążającym za nim i ściskającym jego rękę.
Mulat odpowiedział mu głośnym prychnięciem, po czym wrócił do przytulania się do Liama. Tomlinson zaśmiał się na to cicho mierzwiąc jego włosy, kiedy przechodził obok niego.
Następnie szybko ułożył się obok Harry'ego i wtulił w bruneta, czując jak całe zmęczenie ospale osiada się w jego kościach. Westchnął cicho na to uczucie, wdychając przy tym zapach Stylesa, który zdecydowanie był jego ulubionym i zanim się zorientował zasnął, wsłuchując w ciche mruczenie bruneta.
★
Louis jęknął cicho czując jak coś powoli wysuwało się z jego ramion, zabierając ze sobą przyjemne ciepło. Zacisnął mocniej ramiona, przylegając policzkiem do miękkich włosów, których właściciel wydał z siebie zrezygnowane westchnienie.
- Gdzie mi uciekasz kotku? - zapytał cicho, nie wypuszczając Stylesa ze swoich objęć.
- Idę nagrać niebo, jest tutaj naprawdę niesamowite. Zaraz wrócę - wyszeptał Harry, układając jedną ze swoich dużych dłoni na tych Louisa.
- Nigdzie beze mnie nie idziesz Styles - oznajmił szatyn, w końcu go wypuszczając i samemu również się podnosząc.
- Lou zostań, jesteś zmęczony. To będzie tylko chwilka - westchnął Harry, widząc ile wysiłku kosztowało Tomlinsona utrzymanie się w pionie.
- Nie ma mowy, że pozwolę ci samemu błąkać się na zewnątrz w nocy. Mogłoby ci się coś stać. Wypije tylko herbatę i będę gotowy do życia - wyjaśnił, naciągając na siebie jakieś ubrania, co oznaczało, że faktycznie zamierzał iść ze Stylesem.
Harry uśmiechnął się na to z rozczuleniem. Sam szybko się ubrał, podkradając jedną z większych bluz Louisa, po czym zabrał swoją ulubioną kamerę i ruszył do drzwi.
Louis już czekał na niego na korytarzu, przyciskając do piersi duży, puchaty koc. Szatyn stał z zamkniętymi oczami i głową opartą o ścianę, mrucząc pod nosem jakąś spokojną melodię.
- Weź go i poczekaj na mnie na tarasie, a ja skoczę do kuchni po jakąś herbatę - zarządził, wpychając materiał do rąk Harry'ego, po czym opuścił go, uprzednio delikatnie cmokając go w usta.
Szatyn szybko zszedł na dół i powędrował do dużej kuchni, w której wciąż świeciło się światło. Gdy wszedł do pomieszczenia, zobaczył staruszkę pochyloną w skupieniu nad jakąś krzyżówką.
- To nie problem jeśli zrobię sobie herbatę? - zapytał uprzejmie.
- Oczywiście skarbie, jest w szafce na lewo. Powinieneś znaleźć tam też jakąś filiżankę - odparła, uśmiechając się do niego przyjaźnie.
- Mógłbym pożyczyć jakiś termos albo kubek termiczny? Idę na zewnątrz i nie chciałbym jej rozlać - kontynuował, nastawiając wodę i przeszukując opakowania herbaty, aż znalazł kilka torebek Yorkshire w znajomym pudełku.
- Widziałam gdzieś ostatnio taki - oznajmiła, powoli wstając z krzesła, po czym ruszyła w stronę innych szafek.
Kobieta przez chwilę wpatrywała się w jej zawartość, mrucząc coś pod nosem, aż z cichym, zwycięskim okrzykiem wyciągnęła z niej niebieski pojemnik.
- Nie możesz spać? - zagadnęła go, po tym jak podziękował za pomoc.
- Nie, mój... Harry, jeden z kamerzystów stwierdził, że koniecznie musi mieć kilka ujęć waszego nieba w nocy. Nie chciałem, żeby musiał siedzieć sam na dworze więc zaproponowałem, że z nim pójdę. Herbata jest jedyną rzeczą jaka pomoże mi ożyć o takiej porze - wyjaśnił, zalewając dwie torebki wrzątkiem.
Lubił mocną herbatę i nikt nie miał prawa go za to oceniać.
- To całkiem urocze z twojej strony, długo jesteście razem? - zapytała, sprawiając, ze Louis prawie oblał się swoją herbatą, kiedy usiłował zamknąć kubek.
- Ja, nie... um... nie jesteśmy razem. My... jesteśmy przyjaciółmi? Tak myślę - wymamrotał w odpowiedzi, denerwując się na siebie przez to jak głupio zabrzmiał.
- Harry? To ten uroczy brunet z dołeczkami i zielonymi oczami, prawda? - kontynuowała, uśmiechając się z zadowoleniem, kiedy w odpowiedzi otrzymała potwierdzające skinienie głowy. - Jestem przekonana, że widziałam wcześniej waszą dwójkę całującą się na tarasie. Nie wyglądaliście na przyjaciół.
- Ja... to trochę skomplikowane - westchnął, czując się jeszcze mniejszym pod uważnym spojrzeniem kobiety.
- Mój drogi, wstałeś o trzeciej w nocy, chociaż wyraźnie widzę jak zmęczony jesteś, tylko dlatego, że bałeś się o niego. Stąd widzę Harry'ego krążącego po tarasie jak zagubiony szczeniak, bo nie może się doczekać, aż do niego pójdziesz. Nic nie jest skomplikowane jeśli się kogoś kocha, wystarczy, że zdasz sobie z tego sprawę - oznajmiła, przyglądając mu się czule. - I nie bierz tego za głupie gadanie jakiejś nawiedzonej staruszki. Przeżyłam swoje i wiem co mówię! Życzę wam dużo szczęścia gołąbeczki.
- Dziękuje - odparł szczerze, po czym pożegnał się z nią i pobiegł do Harry'ego.
Zastał go, tak jak mówiła staruszka, chodzącego w kółko po tarasie z wysoko zadartą głową, jakby szukał najlepszego kawałka nieba do sfilmowania. Louis uśmiechnął się na to z rozczuleniem, upijając pierwszy łyk swojej herbaty. Zabrał od niego koc, po czym dał mu się pociągnąć na środek równo skoszonego trawnika.
Po kilku minutach chodzenia Harry w końcu znalazł odpowiadające mu miejsce, w którym Louis mógł rozłożyć koc. Następnie obaj ułożyli się na nim wygodnie, po czym Tomlinson otulił ich nim szczelniej, wtulając się przy tym w bruneta. Harry uśmiechnął się na to z zadowoleniem, na kilka sekund łącząc ich usta, po czym skupił się na aparacie, zmieniając różne tryby i ostrość, żeby uzyskać wymarzony przez siebie efekt.
Louis w tym czasie przyglądał się jego profilowi, ostrożnie przeczesując jego włosy między palcami. W głowie szatyna cały czas rozbrzmiewały słowa, które usłyszał w kuchni, o tym że rzekomo kochał Harry'ego.
Nie myślał wcześniej o tym w ten sposób. Lubił przebywać ze Stylesem, naprawdę miło mu się z nim rozmawiało, ponieważ brunet był małą kulką szczęścia, która potrafiła poprawić mu humor jednym uśmiechem. Do tego dochodziły jego pełne, miękkie usta, od których całowanie zdecydowanie uzależnił się po pierwszym razie. I chociaż nigdy nie był typem romantyka to czół, że mógłby pisać serenady o jego dołeczkach i szmaragdowych oczach.
Podobne myśli przewijały się przez jego głowę gdy wrócili już do pokoju. Po jakimś czasie zasnął przytulając się do pleców bruneta z myślą, że mógłby kogoś kochać. I pierwszy raz w życiu nie był przerażony ani obrzydzony tego wizją.
Zdecydowanie mógłby kochać Harry'ego Stylesa.
★
Poranek po tym jak Louis uświadomił sobie, że mógł być zakochany w Harrym nie różnił się od innych.
Nie było żadnych ptaszków śpiewających na ich parapecie, ani grupy nieznajomych synchronicznie tańczących do jakiejś skocznej piosenki.
Za to był uroczo śpiący Harry z grzywką miękko opadającą mu na oczy i poduszką odciśniętą na policzku. Promienie słońca wpadały przez źle zaciągnięte zasłony, oświetlając jego ramię, sprawiając, że wyglądał jeszcze bardziej bezbronnie i krucho.
I Louisowi zdecydowanie to wystarczyło.
Chwilę później po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk budzika Harry'ego, po którym na ich łóżku wylądowała poduszka rzucona przez zaspanego Malika
- Styles wyłącz to - jęknął mulat, wtulając się bardziej w Liama, który także nie wydawał się być chętny do opuszczenia łóżka.
- Nie marudź Zaynie - odparł Harry z mocną, poranną chrypką, która wyrwała zachwycone sapnięcie z ust Louisa.
- Czy ty jesteś prawdziwy Harry Stylesie - westchnął wychylając się po pocałunek, jednak brunet szybko zakrył swoje usta.
- Żadnego całowania zanim umyję zęby - oznajmił, chichocząc uroczo na oburzoną minę Louisa.
Następnie zaciągnął Tomlinsona do łazienki, gdzie obaj dokładnie wyszczotkowali zęby. Szatyn zrobił to szybko, niecierpliwie wpatrując się w lustrzane odbicie Harry'ego, który powolnymi ruchami szczotkował zęby.
Odetchnął z ulgą, kiedy Styles w końcu odłożył szczoteczkę, ostatni raz przepłukując usta. Popchnał bruneta na najbliższą ścianę, układając dłonie na jego gładkich policzkach, po czym złączył ich usta, napierając na niego całym ciałem.
Pocałunek od początku był przepełniony pragnieniem i pasją, jakby od lat obaj czekali tylko na ten moment, a nie całowali się zaledwie kilka godzin wcześniej. Harry wepchnął język do ust Tomlinsona, powoli pieszcząc nim jego podniebienie, a Louis pozwolił mu na chwilę kontroli, zanim przejął prowadzenie, wciskając przy tym palce w kark bruneta. Ich języki ocierały się o siebie, zęby przygryzały wargi, a dłonie wędrowały po ciałach, zachłannie poznając każde ich zakrzywienie.
Po kilku minutach Louis w końcu odsunął się od Stylesa, opierając głowę na jego ramieniu i dysząc głośno. Cały czas jednak mocno trzymał go przy sobie, marząc aby nigdy już nie odsuwali się od siebie.
Spojrzał na Harry'ego, który wyglądał jeszcze bardziej kusząco niż zwykle, z opuchniętymi wargami, pociemniałymi oczami i zmierzwionymi włosami. Wyglądał jakby został dobrze wypieprzony, co Louis zrobiłby z przyjemnością, gdyby tylko mieli więcej czasu.
Ostatni raz złączył ich wargi, tym razem robiąc to czule, jedynie krótkie i delikatne muśnięcia warg, które z Harrym były tak samo dobre jak wcześniejsze, dzikie pocałunki. W końcu jednak całkowicie odsunął się od mężczyzny, pozwalając mu doprowadzić się do porządku przed pracą.
- Louis nie jesteście tu sami, zachowuj się - usłyszał od Zayna, niemal od razu gdy opuścił łazienkę.
- Nie zrobiłem niczego gorszego niż wy tydzień temu - odparł rzucając się z powrotem na łóżko i starając się nie myśleć o tym co Harry mógł robić pod prysznicem.
Kiedy Styles w końcu opuścił łazienkę jego włosy były mokre, policzki zaczerwienione, a Louis zdecydowanie był zakochany. Przyglądał się jak brunet ubierał na siebie jasny garnitur, którego kolor zapewne był ecru, chamois czy czymś brzmiącym równie hipstersko. Naprawdę spodobała mu się marynarka. Wydawała się prosta, trochę dłuższa niż standardowe, jednak złote guziki po jej bokach dodawały jej tego czegoś co miał w sobie każdy strój Harry'ego. Pod nią Styles założył białą podkoszulkę, która ładnie eksponowała jaskółki na jego obojczykach. Do tego spodnie i buty tego koloru co marynarka. Oprócz sygnetów jak zwykle zdobiących jego palce, założył jeszcze duże, różowe okulary, które ku zaskoczeniu Louisa idealnie dopełniały jego strój.
- Ślicznie wyglądasz kotku - oznajmił, kiedy brunet pakował baterie i obiektywy do jednej ze swoich toreb.
W odpowiedzi otrzymał szeroki uśmiech oraz kolejny, krótki pocałunek.
Następnie Harry pouczył Zayna, żeby się pospieszył, po czym szybko udał się na taras, gdzie Lexy oraz jej druhny miały na niego czekać. Zastał kobiety w trakcie przygotowywań. Wszystkie w jedwabnych, białych szlafrokach, zagłębione w luźnych rozmowach, kiedy robiły sobie makijaże, czy układały włosy. Przywitał się z nimi cicho, nakazując nie zwracać uwagi na jego obecność, żeby wszystko wyszło naturalnie.
Po nakręceniu odpowiedniej ilości materiału wdał się w przyjemną dyskusję z panną młodą, na temat typu welonów jakie ostatnio były na topie. Wkrótce jednak musiał ją zostawić, żeby zdobyć kilka ujęć miejsca ceremonii zanim zjawią się tam goście.
Miejsce było naprawdę urocze. Przypominało trochę leśną polane, przez wszystkie te drzewa wokół. Rzędy krzeseł ustawione przed roślinnym łukiem z widokiem na pobliskie góry. Widok zdecydowanie złapał serce Harry'ego. Wszystko wydawało mu się tam idealnie pasować, a nawet współgrać z naturą.
Powoli powędrował do niewielkiej orkiestry, w której skład po raz kolejny wchodził niebieskooki szatyn. Przez chwilę nagrywał ich, robiąc kilka zbliżeń na instrumenty, czy skupioną twarz Louisa, po czym ostrożnie usiadł obok mężczyzny, otrzymując delikatny pocałunek w szczękę.
Goście szybko zebrali się na miejscu, druhny, drużbowie oraz sam pan młody z kapłanem stali przy ołtarzu. Orkiestra zaczęła grać, a kilkoro dzieci przeszło drogę do ołtarza, niosąc różne rzeczy ze skupionymi minami wypełniając swoje funkcje. Wkrótce sama Lexy w pięknej sukience została odprowadzona przez ojca do ołtarza, na którym mężczyzna zostawił ją w rękach szczęśliwego Boba.
- W imieniu Boba, Lexy oraz ich rodzin witam was w tym przepięknym miejscu, w którym odbywa się ta uroczystość. Choć prawdę mówiąc to mogło wydarzyć się już dawno temu, ponieważ zaledwie dwa miesiące po tym jak zaczęli się ze sobą umawiać powiedzieli już sobie słowo na 'k'. A wszyscy nie jest to łatwe do powiedzenia, kiedy nie wiemy co opowie nam ta osoba. Jednak oni twierdzą, że już wtedy wiedzieli. Czasami po prostu się wie - zaczął kapłan.
Louis na te słowa zawiercił się nieznacznie, czując znajome mrowienie w okolicach żołądka. Sam nie był pewien jak zareagowałby słysząc to od Harry'ego, czy sam próbowałby powiedzieć mu te dwa słowa. To wszystko wydawało mu się być naprawdę skomplikowane, równocześnie będąc wręcz banalnie prostym.
Ceremonia minęła mu szybko. Wsłuchiwanie się w słowa przysięgi, kiedy Harry szlochał w jego ramie stawało się dla niego normą. Nie miałby nic przeciwko gdyby musiał uspokajać wzruszonego Stylesa na każdym ślubie.
Następnie udali się na obiad, który minął im w przyjemnej atmosferze w towarzystwie narzekającego Zayna na kukurydzy w jego sałatce. Malik uspokoił się dopiero, kiedy Liam zamienił się z nim swoją porcją, w której o dziwo nie było ani jednego żółtego nasionka, za co mulat podziękował mu głośnym cmoknięcia w policzek.
Kiedy tylko goście skończyli jeść, szczupła blondynka w szarej sukience wstała ze swojego miejsca, uśmiechając się szeroko do wszystkich gości. Louis jęknął cicho na widok mikrofonu w jej ręce, który oznaczał początek ślubnych przemówień.
- Nigdy nie zapomnę tego dnia, rok temu w sierpniu, kiedy poszli na randkę, a ona zadzwoniła do mnie i powiedziała 'Mamo to jest facet, o którym zawsze marzyłam, o którego się modliłam. To ten.' Przyznaję, że totalnie stalkowaliśmy go na Facebooku. Mogliśmy zobaczyć jego serce w oczach. Na zdjęciach widzieliśmy jego uprzejmość, czułość do rodziny. Wszystko było takie prawdziwe! W samych zdjęciach! Już wtedy ich ze sobą swatałam - powiedziała, z dumą wpatrując się w córkę i zięcia.
- Jestem Barbara Mulligan - młodsza siostra Boba. Co mogę powiedzieć? Kochałam każdy dzień bycia twoja siostrą. Każdy kto ma na tyle szczęścia żeby cię znać uwielbia cię, włącznie ze mną. Ponieważ jesteśmy naprawdę blisko, zawsze martwiłam się o to z kim weźmie ślub. Czy ją polubię? Będę uważała, że jest odpowiednia dla Boba? Będziemy koleżankami? Cóż, nie mogłabym jej nie lubić; kocham ją. Nie uważam, że jest dobra dla Boba, ponieważ jest dla niego idealna. I nie zostałyśmy koleżankami a najlepszymi przyjaciółkami - po tych słowach siostra pana młodego ruszyła w stronę młodej pary, żeby mocno ich przytulić.
Następnie na scenę wszedł sam pan młody, co jakiś czas w nerwowym geście poprawiając swój garnitur.
- Chciałbym podziękować każdemu z was, że przyjechaliście tyle żeby być z nami w ten weekend. Lex i ja nie bylibyśmy dziś tutaj gdyby nie każdy z was, dlatego dziękuje. Szczególnie chciałbym podziękować państwu Holbrook za wychowanie tak kochanej, opiekuńczej i niesamowicie pięknej córki. Obiecuje, że zrobię wszystko co potrafię, żeby sprostać waszym oczekiwaniom i obiecuje, że zawsze będę chronił i kochał Lex - oznajmił, wywołując tym łzy w oczach żony, teściów, swoich rodziców, innych krewnych oraz oczywiście Harry'ego.
Louis uśmiechnął się delikatnie, przyciągając bruneta do uścisku i składając czułe pocałunki na jego głowie. Zaproponował mu, żeby na chwilę wyszli się przewietrzyć, jednak Styles stwierdził, że da sobie radę, ponieważ zostało im jeszcze tylko jedno przemówienie.
- Uważam, że ich związek został połączony przez los. Kiedy byli dziećmi, długo przed tym jak się poznali, bawili się na tym samym placu zabaw. Później poszli do tej samej szkoły. Prawie wpadli na siebie na parkiecie na black-tie event. Ale nie zrobili tego! Ale w końcu udało mu się zdobyć jej numer. Bob jest naszym środkowym dzieckiem, ale był naszym mały chłopcem do narodzin Barbs. Miał kręcone, blond włoski, niebieskie oczy i był prawie zbyt uroczy by być chłopcem. Ale wciąż jest tym samym uroczym, zabawnym i zabawnym chłopcem jakim był jako dziecko... - mówiła matka Boba, jednak Louis bardziej skupił się na przeczesywaniu włosów Harry'ego między palcami niż nad słowami starszej kobiety.
Słońce zdążyło schować się za horyzontem, kiedy przenieśli się do budynku, którego wnętrze oświetlone było przez fioletowe lampy. Goście szybko zapełnili parkiet, trzymając w rękach znajome ledowe tamburyna, które ostatnio robiły furorę na ślubach.
Louis przyglądał się temu wszystkiemu z pobłażaniem, wyszukując w tłumie Harry'ego, który przeciskał się między gośćmi z kamerą w ręku. Brunet cały czas znikał mu z oczu, by chwilę później pojawić się w zupełnie innym miejscu. Jednak kiedy osiem razy przejrzał ludzi zgromadzonych na parkiecie nie widząc pośród nich Stylesa, zerwał się ze swojego miejsca czując ogarniającą go panikę. Szybko jednak odetchnął z ulgą zauważając jak mężczyzna wychodzi przez jedne z bocznych drzwi, przyciskając telefon do ucha.
Sam ruszył w kierunku wyjścia, mając nadzieję na kilka pocałunków, kiedy Harry skończy rozmowę. Potarł ramiona, czując na plecach chłodny powiew tak szybko, jak opuścił budynek. Rozejrzał się po słabo oświetlonym chodniku, powoli idąc za niewyraźnym głosem bruneta.
- No już skarbie, wiesz że jestem w pracy - usłyszał, kiedy znalazł się wystarczająco blisko bruneta. - Też cię kocham, zadzwonię jutro - dodał jeszcze, zanim rozłączył się z małym uśmieszkiem.
Louis przyglądał się temu wszystkiemu czując jak żółć podchodzi mu do gardła.
Skarbie, jestem w pracy. Też cię kocham.
Słowa mężczyzny odbijały się w jego głowie, kiedy przyglądał się jak Harry powoli przeczesuje swoje włosy, przeglądając się w jednym z okien. Najwyraźniej Styles nie czuł potrzeby poinformowania go o tym, że miał kogoś. Że ktoś czekał na niego w domu, kiedy on był tutaj i całował się z Louisem. Zasypiał przy Tomlinsonie, wiedząc, że gdzieś tam ktoś leży samotnie w jego łóżku.
Louis był przekonany, że mógł usłyszeć odgłos swojego pękającego serca.
W końcu Harry odwrócił się, a jego wzrok spoczął na osłupiałym Louisie. Kiedy tylko go zobaczył uśmiechnął się szeroko, wyglądając na radośniejszego mimo wyraźniego zmęczenia odznaczającego się na jego twarzy.
- Lou co tu... - zaczął idąc w jego kierunku, jednak przerwał, kiedy Louis wyciągnął rękę w jego kierunku, odsuwając się od niego i kręcąc przecząco głową.
- Nie, nie, nie - wymamrotał szybko Tomlinson. - Jak mogłeś Harry? Jak mogłeś mi to zrobić? A jemu? Czy może nawet jej? Zamierzałeś mi kiedykolwiek o tym powiedzieć? Czy myślałeś, że nigdy żadne z nas się nie dowie i wszystko będzie w porządku? Chciałeś tylko wyrwać się z domu, zabawić trochę, poczuć znowu wolność, huh? - kontynuował roztrzęsionym głosem.
- Louis o czym ty mówisz? - Harry przyglądał mu się wyglądając na szczerze zdziwionego.
Louis zaśmiał się sucho. Był takim dobrym aktorem.
- Nie udawaj słyszałem jak rozmawiasz z nim. Albo z nią, już sam nie wiem. W każdym razie, ktoś czeka na ciebie w domu Harry. Ktoś kto cię kocha, a ty w tym czasie jesteś tutaj i całujesz się ze mą. Nie wierzę, że naprawdę mi to zrobiłeś Harry - wyszeptał, patrząc na niego z obrzydzeniem.
Wreszcie przez twarz Stylesa przebiegł wyraz zrozumienia.
- Nie Lou, to ja nie wierze. Nie wierzę, że potrafiłeś pomyśleć, że byłbym w stanie zrobić coś takiego. O to chodzi? - mówił coraz głośniej, wymachując przy tym trzymanym w ręce telefonem. - Jeśli chcesz wiedzieć to rozmawiałem z moim siostrzeńcem. Pamiętasz? Mówiłem ci o nim. Syn Gemmy, kończy dzisiaj trzy latka. Nie miałem wcześniej czasu wiec zadzwoniłem dopiero teraz, żeby złożyć mu życzenia. Ale ty zamiast zapytać o to stwierdziłeś, że mam kogoś i po prostu bawię się tobą bo wyrwałem się z domu. Wydawało mi się, że coś nas łączy Louis. Ale jeśli po tym wszystkim, byłeś w stanie uwierzyć, że zrobiłbym coś takiego, to chyba nie ma sensu - zakończył ciszej, patrząc z bólem w oczy Tomlinsona.
Louis jeszcze nigdy w życiu nie czuł się tak mały. Wszystko faktycznie nabrało sensu. Przypomniał sobie, że Harry wspominał nawet o tym zanim wyszedł rano z ich pokoju. Urodziny Zackiego, jak mógł zapomnieć.
- Harry ja... - zaczął, jednak tym razem Styles był tym, który się odsunął.
- Nie Louis. Proszę zostaw mnie w spokoju - poprosił trzęsącym się głosem, po czym szybko wyminął go i odszedł nie odwracając się ani razu.
Louis jedynie stał wpatrując się w oddalająca postać, która w końcu znikła w ciemności. Opadł na kolana szarpiąc się za końcówki włosów w bezradnym geście.
Tak bardzo spierdolił.
__________________________________
hi! powodzenia jutro w szkole, dziękuje za wyświetlenia i gwiazdki xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top