𝙴𝚕𝚒𝚜𝚑𝚊 & 𝙹𝚞𝚜𝚝𝚒𝚗
- No dalej Zaynieeee! Powiedz mi - jęknął Harry, zerkając na niego błagalnie.
- Styles, po pierwsze skup się na drodze kiedy prowadzisz, bo lubię swoje życie - prychnął mulat, łapiąc podbródek Stylesa, żeby odwrócić jego głowę z powrotem w stronę drogi. - A po drugie, jeśli chcesz wiedzieć zapytaj Tomlinsona.
- Louis nie chce mi niczego powiedzieć - fuknął obrażonym tonem.
Od jego ostatniego spotkania z szatynem minęły prawie dwa tygodnie, przez które naprawdę stęsknił się za Louisem. Nawet prawie dwugodzinne rozmowy przed snem, kiedy mężczyzna zasypywał go przeróżnymi pytaniami, po czym opowiadał jak minął mu dzień, najczęściej zasypiając pod koniec, nie potrafiły do końca poprawić mu humoru.
Przez ostatnie trzy dni próbował wyciągnąć od Louisa, czy tym razem znowu będą na tym samym ślubie. Tomlinson jednak stwierdził, że będzie zabawniej jeśli obaj będą mieli niespodziankę.
"Zdajmy się na los Haroldzie, w końcu wierzysz w przeznaczenie" było jedynym co usłyszał od niego na ten temat.
- Skoro wytrzymałeś tyle to kilka minut nie zrobi ci różnicy. Jesteśmy już prawie na miejscu, więc zaraz sam się dowiesz, czy zobaczysz dziś swojego księcia - stwierdził Zayn, nie kryjąc swojego rozbawienia.
Najpierw pojechali do niedużego miasteczka, gdzie nakręcili przygotowania Justina u golibrody, wysłuchując opowieści o tym jak jego matka przez ponad trzydzieści pięć lat modliła się o żonę dla niego, z widocznie pozytywnym skutkiem. Następnie pojechali w stronę domu weselnego przy którym zgodnie z planem miała odbyć się uroczystość.
- Pójdziesz nagrać Elishe, a ja zrobię kilka ujęć przed ceremonią - postanowił Malik, kiedy wysiedli z samochodu.
- Jeśli spotkasz Louisa powiedz mu, że jest dupkiem - westchnął Harry, po czym ruszył w stronę białego budynku, obracając w rękach kamerę.
Wszedł do środka, po czym zgodnie ze wskazówkami miłej, starszej kobiety udał się na piętro. Po krótkim zastanowieniu zapukał w drzwi pokoju, z którego dobiegał stłumiony śmiech.
Grzecznie przywitał się z wszystkimi i wyjaśnił, że przeszedł zrobić kilka ujęć przygotowań przed ślubem. Uśmiechał się lekko nagrywając jak kobiety kończą makijaże, poprawiają sukienki i fryzury.
- Mógłbyś pomoc mi to założyć? - usłyszał cichy głosik, połączony z delikatnym ciągnięciem za rękaw jego marynarki.
Harry ze zdziwieniem popatrzył w dół, a jego wzrok zatrzymał się na jednej ze słodszych istotek jakie ostatnio miał okazję zobaczyć. Mała dziewczynka wpatrywała się w niego niepewnie, trzymając w dłoniach złotą tiarę. Wyglądała naprawdę uroczo w białej, tiulowej sukience, tego samego koloru kolczykach i z odrobiną różowego cienia na powiekach.
- Oczywiście kochanie - odparł, uśmiechając się do niej.
Wziął od niej tiarę, którą ostrożnie założył na jej głowę, uważając żeby nie zepsuć przy tym jej fryzury. Kiedy skończył Layla, bo tak miała na imię ta słodka kruszynka, przejrzała się w lustrze i oznajmiła, że bardzo ładnie mu to wyszło. Następnie wdrapała się na jego kolana, z zaciekawieniem przyglądając się jak mężczyzna nagrywa jej mamę, która właśnie otwierała prezent od swojego prawie-męża.
- Droga Elisho. Od czego mam zacząć? Stawiasz przede mną wyzwania, przed którymi nigdy nie stawałem. Obudziłaś we mnie ogień, którego nikt nigdy nie będzie w stanie ugasić. Nie mogę ci obiecać samych pięknych dni, ale przysięgam że będę się starał być dla ciebie najlepszym mężczyzną jakim mogę być. Najlepszym ojcem jakim mogę być. Kocham cię, do zobaczenia wkrótce - przeczytała, zaraz po tym jak założyła śliczny wisiorek, do którego dołączony był ten krótki liścik.
Harry przetarł oczy wierzchem dłoni, będąc z siebie dumnym, że tym razem się nie rozpłakał. Pożegnał się z Laylą, składając uroczystą obietnice na mały palec, że zobaczą się jeszcze na przyjęciu, po czym ruszył w stronę miejsca gdzie miała odbyć się ceremonia.
Na całkiem sporym placu wyłożonym kostką brukową ustawione były ławki. Za nimi ustawiona była konstrukcja, wyglądająca jak niewielka brama, która otwierała się na dróżkę prowadząca do ołtarza, znajdującego się przed równo posadzonym rzędem drzew. Po prawej stronie ołtarza stał biały fortepian, którego widok wywołał niewielki uśmiech na twarzy Harry'ego.
Może i nie powinien cieszyć się na jego widok, ponieważ nie zapewniało go to o obecności Tomlinsona na uroczystości. Mogło się okazać, że stan Missisipi słynął z wybitnych pianistów, wiec Elista i Justin mogli wybierać w nich do woli, zamiast zamawiać usług szatyna.
Harry zagryzł usta, starając się nie pozwolić aby ten promyk nadziei rozwinął się o wiele bardziej nic powinien. Jednak nagle usłyszał znajomy śmiech, który sprawił że upuścił by kamerę gdyby wcześniej nie owinął sobie przymocowanego do niej paska wokół nadgarstka.
Szybko odwrócił się w stronę, z której dobiegł dźwięk, aby upewnić się, że słuch go nie mylił. I chociaż niski szatyn był odwrócony do niego plecami, to bez problemu poznał te rozczochrane włosy. No i może pomógł mu w tym tez trochę charakterystyczny tyłek Tomlinsona, na który mężczyzna często narzekał. Nikt nie musiał o tym wiedzieć.
Ruszył powoli w stronę małej grupki, starając się iść tak cicho jak tylko to było możliwe, co z jego koordynacją było nie lada wyczynem. Uśmiechnął się lekko do Liama, kiedy spojrzenie mężczyzny spoczęło na nim, szybko przykładając palec do ust. Payne tylko z rozbawieniem przewrócił oczami, po czym z powrotem skupił swój wzrok na Zaynie.
- ...i właśnie wtedy zrzuciłem go z tego krzesła i siedziałem na nim tak długo, aż w końcu wygadał mi, że tu będziecie. Czyli to będzie coś koło dwóch godzin - zakończył szatyn, śmiejąc się cicho pod koniec.
- Czyli mam rozumieć, że nie chciałeś powiedzieć Harry'emu ze tu będziesz, wciskając mu jakiś kit o przeznaczeniu, chociaż sam doskonale o tym wiedziałeś - drążył Malik, przeskakując spojrzeniem na Harry'ego, który wpatrywał się z niedowierzaniem w Louisa.
- Był uroczy kiedy się denerwował - stwierdził krótko Tomlinson, wzruszając przy tym ramionami.
- Obraziłbym się za to, że jesteś takim idiotą, ale za bardzo tęskniłem - mruknął Styles wprost do ucha Louisa, który lekko drgnął na ten gest.
- Harry - sapnął mężczyzna, kładąc dłoń na sercu w dramatycznym geście. - Lepiej mnie tak nie podchodź. Mogłem użyć na tobie jednego z moich zabójczych odruchów.
- Jasne Lou, jesteś równie niebezpieczny co mały kociak - zaśmiał się cicho Harry, kładąc nacisk na słowo mały.
Tomlinson wymamrotał coś pod nosem, po czym przyciągnął go do prawidłowego uścisku, podczas którego tak jak to miał już w zwyczaju wciskał nos w szyję Harry'ego, co jak twierdził w jakiś niewyjaśniony sposób zawsze go uspokajało.
- Styles nie dotykaj moich włosów, układałem je pół godziny - fuknął Louis, kiedy dłonie Harry'ego zaczęły zbliżać się do jego głowy.
- Spokojnie na pewno nie będzie gorzej - zachichotał brunet, powili przeczesując między palcami miękkie kosmyki.
Przez jakiś czas jeszcze stali w swojej małej grupce, porównując swoje doświadczenia ze ślubów, na których wśród gości przeważali ludzie o ciemnej karnacji. Żaden z nich nie miał problemu z odcieniem skóry, co raczej było widoczne ze względu na chociażby samego Malika. Bardziej chodziło im o ogólną atmosferę, ponieważ ciemnoskórzy zdecydowanie wiedzieli na czym polegała dobra zabawa.
Cały ten czas ręka Louisa spoczywała w dole pleców Harry'ego, co jakiś czas zataczając tam nieduże kółka czy zaciskając się na jego biodrze. Styles jednak nie wyglądał jakby miał coś przeciwko temu. Sam wręcz garnął się do dotyku Louisa, co jakiś czas wciskając palce za pasek jego spodni, żeby przyciągnąć go w swoją stronę. Louis w odpowiedzi uśmiechał się do niego z rozczuleniem, udając, że nie słyszał cichych prychnięć Liama.
Kiedy godzina rozpoczęcia ceremonii zbliżała się nieuchronnie, Louis pociągnął Harry'ego do fortepianu, przed którym tym razem ustawione były dwa niskie krzesełka.
- To nie jest miejsce Liama? - zapytał Styles, delikatnie przejeżdżając dłonią po klawiszach.
- A zauważyłeś, żeby kiedykolwiek siedział przy mnie, kiedy gram? - prychnął cicho Louis. - Kiedy ktoś jest za blisko gdy gram jestem trochę rozkojarzony.
- Przeszkadzam ci? - brunet już miał poderwać się ze swojego miejsca, jednak zatrzymał się czując dłoń na swoim udzie.
- Bardziej inspirujesz - wyszeptał, posyłając mu uroczy uśmiech. - A poza tym ktoś musi przekładać mi strony z nutami - dodał po chwili z zadowoleniem obserwując jak Harry marszczy brwi.
- Zepsułeś moment Tomlinson - fuknął Styles, szturchając go przy tym lekko.
Przez następne minuty Louis rozgrzewał swoje dłonie i ostatni raz przeglądał nuty, mamrocząc przy tym coś pod nosem. Harry w tym czasie z zaciekawieniem przyglądał się gościom, którzy powoli zajmowali swoje miejsca.
Niecałe pół godziny później mała dziewczynka ruszyła drużką między rzędami krzeseł, po drodze rozsypując płatki kwiatów, które niosła w niedużym koszyczku. Zaraz po niej ruszyła Layla, niosąc śliczny bukiet i wyglądając przy tym jak najsłodsze stworzenie chodzące po Ziemi.
Chwilę później w białej karecie, ciągniętej przez białego konia zjawiła się Elisha. Harry z rozczuleniem przysłuchiwał się wszystkim zduszonym szlochom, które już dało się słyszeć, nawet mimo tego że Louis zaczął już grać.
Po raz kolejny przystawił kamerę do twarzy, żeby uwiecznić jak ojciec Elishy odprowadza córkę do ołtarza, na którym czekał już na nią Justin. Zaśmiał się cicho, kiedy Louis delikatnie trącił go ramieniem zaraz po tym jak ukradkiem otarł pierwszą łzę.
Następnie wszyscy podnieśli się ze swoich miejsc, wpatrując się uważnie w ołtarz. Kapłan zaczął ceremonię, wplatając w nią kilka zabawnych komentarzy, które sprawiały, że wszystkie uśmiechy stawały się jeszcze szersze. Nawet Harry mimo swoich mokrych policzków kilkukrotnie chował twarz w szyi Louisa, żeby zdusić głośny chichot.
Kiedy nadszedł oczekiwany przez wszystkich moment składania przysięgi, Justin uśmiechnął się do Elishy, po czym przyklęknął, prosząc Laylę, żeby do niego podeszła.
- Zanim dasz mi ten pierścionek chciałbym, żebyś pozwoliła mi, Laylo Roberts, być twoim tatą. Chcę cię chronić, przytulać, wspierać. Odkąd pojawiłaś się w moim życiu zupełnie je zmieniłaś. Nadałaś mu sensu. Stałaś się moją księżniczką i córką. Chciałbym teraz założyć ci ten pierścionek - po tych słowach wsunął na palec dziewczynki małą, srebrną obrączkę, po czym przyciągnął ją do uścisku. - Kocham cię.
Chwilę później, kiedy wszystkie łzy już wyschły, a makijaże zostały szybko poprawione, Elisha i Justin nałożyli na swoje palce obrączki wypowiadając przy tym słowa przysięgo. I chociaż Harry dobrze się trzymał od poprzednich wybuchów płaczu, to kiedy spojrzał na szczęśliwą, załzawioną twarzyczkę Layli nie był w stanie zatrzymać łez ani sekundy dłużej.
- Shh skarbie - mruknął Louis, przyciągając go do siebie.
Harry wtulił się w niego potulnie, zaciskając ręce na materiale jego koszuli. Tomlinson wsłuchiwał się w jego oddech z zadowoleniem zauważając, że z każdą sekundą wracał do normy. Delikatnie odsunął od siebie mężczyznę, po czym ostrożnie przesunął kciukiem po jego policzku, ocierając z niego łzy.
Dwie godziny później zabawa zaczęła się w najlepsze. Wspólne śpiewanie, skomplikowane układy taneczne, czy w końcu nawet świetny alkohol były jednymi z wielu powodów, które sprawiały że Louis kochał śluby czarnoskórych ludzi. Wszyscy przychodzili bawić się i świętować nowy etap życia Elishy oraz Justina. I robili to w sposób, który przyciągał do dołączenia się swoją naturalnością, czy wręcz rodzinną atmosferą.
Jeśli do tego dodać Harry'ego Stylesa, który kręcił się między tymi wszystkimi ludźmi w tym swoim niebieskim garniturze, to Louis mógłby zostać tam na zawsze. Każda inna osoba, która założyłaby błękitny garnitur z taką ilością brokatu wyglądałaby idiotycznie, jednak Styles był po prostu piękny. Louis nie potrafi oderwać wzroku od tych zmierzwionych, brązowych loków, czy dołeczków, które z każdą chwilą robiły się coraz głębsze. Szczęśliwy Harry był zdecydowanie tym, na co mógłby patrzeć do końca życia.
- Czemu nie pójdziesz do niego? - wzdrygnął się lekko na cichy głos, który rozbrzmiał tuż przy jego uchu.
Odwrócił się szybko i zobaczył Zayna, który przyglądał mu się z nieukrywanym zaciekawieniem.
- Nie chcę mu przeszkadzać - westchnął cicho, wracając do wodzenia wzrokiem za Harrym. - A ty gdzie zgubiłeś Liama?
- Poszedł po moją kamerę, bo już nie mogliśmy patrzeć jak usychasz tu z tęsknoty - odparł, mierzwiąc mu włosy.
Louis prychnął cicho, odsuwając od siebie jego dłoń, jednak nie potrafił powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy na samą myśl, że za chwilę będzie miał Harry'ego tylko dla siebie.
- Masz Zaynie - głos Liama, rozległ się obok nich chwilę później.
Szatyn spojrzał na przyjaciela, który aktualnie zajęty był wtulaniem twarzy w szyję Malika. Przewrócił oczami na zachowanie Liama, po czym szybko zdusił myśl o podwójnych randkach, która pojawił się w tyle jego głowy.
- No dalej, idź do niego i powiedz mu, że ma wolne - zaśmiał się Zayn, powoli podnosząc się z krzesła.
Louis uśmiechnął się delikatnie, po czym ruszył w stronę wyjścia na zewnątrz, gdzie chwilę wcześniej zniknął Styles. Zobaczył go jak pochylał się lekko, stojąc przed młodą parą i nagrywał jak powoli tańczyli do nuconej przez niego melodii.
- Dobrze, dziękuje bardzo mamy już wszystko - oznajmił, prostując się powoli. - Przepraszam, że zabrałem wam tyle czasu. Miłego wieczoru, przyjęcie jest naprawdę wspaniałe.
Tomlinson skinął głową, kiedy przechodzili obok niego żeby wejść do środka. Uśmiechnął się szczerze, słysząc jak Justin życzy mu miłej zabawy, klepiąc go po ramieniu.
- Znajdzie pan dla mnie chwilkę? - zapytał, sprawiając że wzrok Harry'ego oderwał się od wyświetlacza kamery.
- Louis - powiedział radośnie, po czym szybko podszedł do niego i dał mu się objąć.
- Zayn powiedział, że masz już wolne - oznajmił szatyn, przyglądając mu się z uśmiechem. - Mam nadzieję, że teraz będę miał cię całego tylko dla siebie.
- Będziesz musiał poczekać jeszcze chwilę. Obiecałem jeden taniec, kiedy skończę nagrywać - oznajmił Styles, uśmiechając się niewinnie.
Louis wpatrywał się w niego ze zmarszczonymi brwiami. To nie tak, że byli ze sobą w jakimś związku na wyłączność, jednak on nie zwracał uwagi na żadne kiepskie próby flirtu odkąd poznał Harry'ego i do tej pory miał wrażenie że Styles również.
Nie odezwał się ani jednym słowem kiedy brunet poprowadził go do środka, od razu kierując się w miejsce gdzie prawdopodobnie miała na niego czekać jego partnerka do tańca.
- Poczekaj na mnie chwilę - mruknął Harry, nie komentując napiętej szczęki Louisa.
Posłał mu mały uśmiech, po czym ruszył do jednego ze stolików. Przez chwilę rozmawiał z jakąś kobietą, której Louis nie widział za dobrze przez dzielącą ich odległość. Kiedy miał już odchodzić, żeby znaleźć jakąś samotną butelkę wina, z którą spędziłby resztę wieczoru, zobaczył że Harry się wyprostował i ruszył w stronę parkietu trzymając za rękę... małą dziewczynkę.
Louis pociągnął się za końcówki włosów, wypuszczając spomiędzy ust zirytowane sapnięcie. Tylko Harry Styles mógł sprawić, że był zazdrosny o małą dziewczynkę, Tomlinson był przekonany, że mężczyzna zrobił to świadomie o czym świadczyły rozbawione spojrzenia, które udało mu się wyłapać.
Prychnął cicho, po czym ruszył z powrotem do wyjścia po drodze zgarniając butelkę szampana i dwa kieliszki. Przysiadł na tarasie, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo przy stłumionych dźwiękach muzyki ze środka.
Chwilę później ktoś dosiadł się do niego, a Louis nie musiał się odwracać, żeby wiedzieć, że to Harry. Zapach jakichś zdecydowanie za drogich perfum od Gucciego, chłód trzech sygnetów na dłoni, której palce splotły się z tymi louisowymi, czy to jak łaskotały go włosy Stylesa, gdy oparł głowę na jego ramieniu nie pozostawiały mu żadnych wątpliwości.
- Dalej jesteś zły? - zapytał cicho Harry.
- Bardziej na siebie - westchnął Louis. - Że dałem się owinąć wokół palca i byłem zazdrosny o małą dziewczynkę.
- Daj spokój Lou, byłeś uroczy - zachichotał brunet, delikatnie całując jego dłoń.
Louis prychnął cicho, jednak uśmiechnął się lekko, składając na czole Stylesa delikatny pocałunek.
- Czyli nie gniewasz się? - zapytał cicho, szturchając go kolanem.
- Nigdy - mruknął, podając Harry'emu jeden z kieliszków.
Następnie otworzył szampana, w towarzystwie pisków Harry'ego, żeby uważał bo przecież to Gucci. Wznieśli kilka toastów, chichocząc przy tym niczym para nastolatków, po czym ruszyli na krótki spacer oświetloną ścieżką.
- Ładnie tu - stwierdził cicho Louis, kiedy szli alejką wzdłuż której drzewa posadzone były między latarniami.
- Mogę zrobić ci zdjęcie jeśli masz ochotę - zaproponował natychmiast Harry, wyglądając na podekscytowanego.
- Ale chyba nie telefonem - sapnął z udawanym oburzeniem.
- Mam ze sobą aparat, nie jestem amatorem - prychnął Styles, wyciągając z kieszeni marynarki nieduży aparat. - A poza tym mój telefon też robi dobre zdjęcia Lou. A teraz stań obok latarni i wyglądaj ładnie.
Louis pokręcił z rozbawieniem głową, jednak zgodnie z poleceniem Harry'ego podszedł do latarni.
- Dobrze, a teraz unieś trochę podbródek - mruknął cicho. - Świetnie. Teraz przymknij oczy. Uśmiechnij się lekko. A teraz otwórz oczy i szeroko.
- Panie Styles myślałem, że to będzie jedno zdjęcie - westchnął Louis.
- Uh... poczekaj jeszcze chwilę - poprosił Harry, po czym podszedł do niego szybko i delikatnie zmierzwił mu włosy, tak aby grzywka opadała mu na oczy. - I teraz pochyl się trochę i patrz na mnie.
- Zadowolony? - zaśmiał się cicho szatyn, z rozbawieniem przyglądając się dumnej minie Stylesa, który przeglądał zrobione zdjęcia.
- Lou twoje kości policzkowe to dzieło sztuki - oznajmił Harry, przejeżdżając dłonią po policzku mężczyzny. - Zimno ci? Jesteś strasznie chłodny - mruknął z zaniepokojony, przyciągając go do siebie.
- Szybko się wyziębiam - przyznał Louis, chętnie przysuwając się do ciepłego torsu bruneta.
- W takim razie najwyższa pora żebyśmy wrócili do środka - zadecydował Styles.
Następne dwie godziny spędzili w koncie pomieszczenia, który opuścili kilka razy ponieważ grali ulubione piosenki Harry'ego i nie mogli do nich nie zatańczyć. Przez resztę czasu siedzieli bardzo blisko siebie rozmawiając cicho, czy robiąc głupie zdjęcia, kiedy Louisowi udało się zwędzić aparat Harry'ego.
- Hazz on znowu idzie po mnie - westchnął cierpiętniczo Louis na widok Liama i Zayna idących w ich kierunku.
Payne prychnął cicho na reakcję przyjaciela i tak jak spodziewał się szatyn poinformował go, że musieli już jechać. Harry jako dobra duszyczka, którą był, zaproponował że odprowadzi go na parking. W ten sposób znaleźli się na zewnątrz z Louisem siedzącym w samochodzie, i Harrym z twarzą wtuloną w jego szyję, który nie mógłby się odsunąć nawet gdyby tego chciał przez ramiona Tomlinsona owinięte wokół niego.
- Tommo przestań słodzić. Pocałuj swojego chłopca na dobranoc i jedziemy - jęknął Liam, wywołując rozbawione prychnięcie Zayna.
- Liam spie... - zaczął Louis, jednak przerwało mu uczucie miękkich warg, które zostały przyciśnięte do tych jego.
Niestety zanim zdążył choćby pomyśleć o oddaniu pocałunku Harry odsunął się od niego z zarumienionymi policzkami, przygryzając przy tym wargę. Louis zdobył się na zadowolony uśmieszek, zanim Liam ruszył, zabierając go od bruneta, do którego zaczynał się coraz bardziej przywiązywać.
________________________________
Dziękuje za gwizdki! x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top