𝙲𝚊𝚜𝚎𝚢 & 𝙳𝚊𝚟𝚒s

Louis jęknął cicho opadając ze zmęczeniem na łóżko. Był wykończony kilkugodzinną podróżą do Atlanty, która przeciągnęła się o dodatkowe pięć godzin przez to, że jakiś dupek wjechał w nich na autostradzie. Nie miał siły żeby chociaż zdjąć ubrania, które po całym dniu w samochodzie prawdopodobnie nie prezentowały się najlepiej.

Do tego był zdenerwowany ponieważ przez to wszystko stracił możliwość do spędzenia czasu z Harrym., z którym ostatni raz widział się niecałe trzy tygodnie wcześniej. Już od kilku dni planowali jak spędzą ten wspólny wieczór. Kiedy po porównaniu swoich planów zorientowali się, że znowu będą na tym samym ślubie po tak długiej rozłące byli naprawdę szczęśliwi. Zwłaszcza kiedy Casey zadzwoniła do nich, proponując żeby przyjechali wcześniej i przenocowali w zabytkowej willi, w której miała odbyć się ceremonia i przyjęcie.

Louis czół się naprawdę źle dzwoniąc do Harry'ego z informacją o wypadku. Po tym jak zapewnił bruneta, że zarówno on jaki i Liam wyszli z wszystkiego bez choćby zadrapania, pożegnał się niechętnie, każąc mu iść spać. Styles na początku nie chciał się zgodzić, oferując, że poczeka na niego, jednak usłyszawszy "kochanie, przyjedziemy pewnie dopiero po północy, proszę idź spać" mruknął coś co Tomlinson wziął za potwierdzenie.

Louis sapnął cicho przekręcając się na plecy. Był naprawdę zmęczony. Jednak nie potrafił zmusić się do zaśnięcia, ponieważ cały czas gdzieś z tylu głowy miał myśl, że Harry był tak blisko niego, a on nie mógł go dotknąć.

Ciche pukanie wyrwało z jego ust zirytowane sapniecie. Nie dość, że nie mógł zasnąć to jeszcze ktoś postanowił złożyć mu niezapowiedzianą wizytę. Jeśli osoba stojąca za drzwiami oczekiwała, że Tomlinson wstanie żeby ją wpuścić to żyła w głębokim błędzie. Nie istniało nic, co sprawiło by, że Louis podniesie się z łóżka, nawet gdyby sama królowa miała ochotę na pieprzona herbatkę o drugiej w nocy.

- Lou? - cichy, znajomy głos rozniósł się po pomieszczeniu. - Nie zamknąłeś drzwi głuptasie.

Louis natychmiast poderwał się z łóżka z niedowierzaniem wpatrując się w Harry'ego, ubranego jedynie w delikatny, satynowy szlafrok. Materiał mienił się w słabym świetle i był zdecydowanie za krótki jak na publiczne przechadzanie się w nim po hotelowych korytarzach.

- Harry co ty tu robisz miałeś... - przerwał, kiedy Styles praktycznie rzucił się na niego wgniatając go w materac. - ...spać. - dokończył łagodnie, kiedy brunet wciskał twarz w jego szyje, trzęsąc się przy tym delikatnie.

Przez jakiś czas leżeli w ciszy, przerywanej co jakiś czas przez ciche podciąganie nosem Harry'ego. Louis czekał aż mężczyzna się uspokoi, co jakiś czas składając delikatne pocałunki na jego czole i zacieśniając uścisk wokół jego talii.

- Louis, tak się o ciebie martwiłem - wyszeptał w końcu Harry. - Chyba nie myślałeś, że zasnę, kiedy miałeś pieprzony wypadek i na pewno nie dałeś się zbadać żadnemu lekarzowi.

Louis przez chwile po prostu przyglądał się Harry'emu, nie mogąc uwierzyć, że chłopak był prawdziwy.

- Spokojnie skarbie, jestem cały przecież widzisz - zapewnił go, nie przestając kreślić kojących kółek w dole jego pleców. - I jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej to dałem się przebadać jednemu z ratowników. Chociaż miałem wrażenie, że facet za bardzo martwił się o mój tyłek, ale cokolwiek.

- Czy on dotykał twojego tyłka? - zapytał z niedowierzaniem Styles, niemal od razu zjeżdżając dłońmi na pośladki Louisa, które ścisnął lekko w zaborczym geście.

Louis sapnął z zaskoczeniem na ten gest, posyłając Harry'emu rozbawione spojrzenie. Brunet jednak wpatrywał się w niego uparcie, wyraźnie oczekując odpowiedzi.

- Stwierdził, że to konieczne. Mówił coś o jakimś możliwym urazie kręgosłupa, ale nie słuchałem go za bardzo. Czekałem, aż w końcu będę mógł do ciebie zadzwonić - wyjaśnił, na koniec uśmiechając się do niego słodko.

Harry przez chwile analizował jego słowa. Oparł głowę na jego klatce piersiowej usilnie nad czymś myśląc, co jakiś czas marszcząc brwi ze zdenerwowaniem.

- Cóż myślę że to dobrze że zajął się twoim tyłkiem, nie moglibyśmy pozwolić, żeby coś mu się stało - mruknął w końcu, wyglądając na spokojniejszego.

- Czuli uważasz ze wszyscy powinni go dotykać? Dla jego dobra? - zapytał z rozbawieniem Louis, obserwując uważnie twarz drugiego mężczyzny.

- Oczywiście ze nie! Doceniam jego pomoc, ale to nie będzie więcej konieczne. Jestem przekonany, że sam zajmę się nim najlepiej - mruknął, jeszcze raz klepiąc go po tyłku, po czym przeniósł ręce w jego włosy.

Louis parsknął cicho, po czym szybko przycisnął swoje usta do tych Harry'ego od czego powstrzymywał się od momentu, w którym go zobaczył.

Styles sapnął z zaskoczeniem, jednak niemal od razu wczepił palce we włosy Louisa, przyciągając go bliżej siebie i z zadowoleniem oddał pocałunek. Powoli przesunął jedną z dłoni w górę, żeby zdjąć gumkę, która utrzymywała włosy Harry'ego przy głowie. Jednak jego palce nie napotkały żadnego oporu, powoli przesuwając się przez zdecydowanie za krótkie kosmyki.

- Harry? - sapnął z niedowierzaniem, odsuwając się od mężczyzny.

Z niedowierzaniem kolejny przesunął palcami bo włosach bruneta, zatrzymując je przy końcach, żeby sprawdzić ich długość.

- Niespodzianka? - odparł cicho Harry, uśmiechając się niepewnie.

Tomlinson wciąż powoli przeczesywał włosy mężczyzny, które teraz skręcały się jedynie przy końcach.

Przypomniał sobie jak Harry wspominał mu coś o wielkich zmianach i niespodziance, jednak spodziewał się osiągnięcia jakiegoś wyższego, hipisowskiego stanu wyciszenia, czy przejścia z wegetarianizmu na weganizm. Na pewno nie oczekiwał utraty swoich ukochanych loczków.

- Kochałem twoje loczki - westchnął cicho. - Ale wyglądasz teraz gorąco - dodał ciszej, łącząc na krótko ich usta.

- Dziękuje - odparł Harry, uśmiechając się do niego z zarumienionymi policzkami.

- Ale teraz muszę iść spać kotku, jestem zmęczony - stwierdził Louis, przyciągając bruneta do uścisku. - Więc jeśli nie chcesz patrzeć jak śpię, będziesz musiał pójść do siebie.

- Ja uh... tak jakby zapomniałem wziąć karty do mojego pokoju kiedy wychodziłem, a jest za późno, żebym szedł z tym do recepcji - wyznał z zawstydzeniem uciekając wzrokiem od oczu Louisa. - Miałem nadzieję, że pozwolisz mi zostać u ciebie - dodał jeszcze ciszej.

- W takim razie jesteś skazany na mnie panie Styles - mruknął z zadowoleniem szatyn.

- Może zdejmę ci ubrania, nie wydają się wygodne - zaproponował Harry z nowym entuzjazmem, powoli odpinając jego pasek.

- Haroldzie zabrałem cię tylko na jedną randkę, a ty już chcesz mnie rozbierać - zachichotał szatyn, jednak posłusznie uniósł biodra, pomagając Harry'emu zdjąć swoje spodnie.

Styles delikatnie zdjął mu jeszcze koszulę, po czym przesunął go wyżej, układając jego głowę na miękkiej poduszce. Następnie przykrył go cienką pościelą, przyciskając czuły pocałunek do jego czoła. Zanim położył się obok niego, otworzył jedno z okien, mrucząc coś o świeżym powietrzu.

Louis bez zastanowienia przyciągnął go do swojego torsu, wtulając twarz w krótkie włosy mężczyzny.

- Dobranoc skarbie - mruknął cicho, składając ostatni pocałunek pod jego uchem.




Louis spał spokojnie, aż poczuł coś mokrego na szyi. Nie spodziewał się, że Styles zaplanuje dla niego taką pobudkę, ale nie miał zamiaru narzekać.

- Hazz - westchnął z zadowoleniem, jednak kiedy się odwrócił zamiast niego zobaczył psa, który wpatrywał się w niego machając radośnie ogonem. - Harry - powtórzył głośniej, marszcząc brwi.

Zamiast Stylesa w pokoju pojawił się następny czworonóg, trzymający w pysku gumową kość.

Tomlinson westchnął cicho łapiąc za przywieszkę przy obroży złotego psa. Daisy. Mimowolnie uśmiechnął się, zanurzając palce w miękkiej śmierci.

- Obudziłeś się - zdziwiony głos Harry'ego odwrócił jego uwagę od zwierzęcia.

Styles ubrany w czarne rurki oraz koszulę tego samego koloru, której więcej guzików było odpiętych niż zapiętych przykląkł przy biało-czarnym psie, drapiąc go za uszkiem. Włosy miał zaczesane do tyłu i nie były jeszcze do końca suche, co mogło znaczyć, że wymknął się, żeby wziąć prysznic.

- Może zdradzisz mi skąd dwa psy wzięły się w moim pokoju - mruknął Louis, z zaciekawieniem przyglądając się wytatuowanej klatce piersiowej mężczyzny, która była bardziej widoczna niż zwykle.

- Uh, to Rose i Daisy. Psy panny młodej. kiedy poszedłem na chwile do Casey, dowiedziałem się, że nie ma nikogo kto mógłby ich przypilnować, kiedy będziemy nagrywać przygotowania do ślubu. Zaproponowałem, że ty to zrobisz - wyjaśnił, uśmiechając się lekko. - Chyba nie wyrzucisz stąd takich słodziaków - dodał, przytulając się do zachwyconej Rose.

- W tym pokoju jest tylko jeden słodziak, z którym chciałbym tu zostać cały dzień - marudził Louis, klepiąc miejsce obok siebie, żeby Harry w końcu się do niego zbliżył. - Ale jeśli naprawdę nie macie nikogo do opieki to mogę z nimi posiedzieć.

- Jesteś najlepszy Lou - oznajmił brunet, całując go delikatnie, aż Daisy się do nich dołączyła, zawzięcie liżąc policzek Louisa. - Daisy wystarczy go dla nas obojga - sapnął Harry, przebiegając dłonią przez złotą sierść.

Spędzili ponad pół godziny na zabawie z psami, po czym telefon Harry'ego wydał z siebie krótki dźwięk, informujący, że musiał już iść. Zarówno psy jak i Louis położyli się na nim w nadziei, że ich nie opuści, wywołując tym u niego radosny chichot.

- Muszę iść - westchnął Harry, odgarniając grzywkę z czoła Louisa.

- Wypuszczę cię jeśli pocałujesz mnie odpowiednio - zaproponował Louis, zakrywając ich głowy ramionami. 

Harry podniósł głowę i delikatnie pocałował parę razy Louisa, by po chwili przygryźć jego wargę. Następnie owinął ręce wokół jego szyi, aby przyciągnąć go jeszcze bliżej. Przechylił głowę, by pogłębić pocałunek, wyrywając tym samym cichy jęk z ust Tomlinsona.

Zaraz po tym Louis sapnął cicho, czując jak Daisy wciska nos między jego szyję a ramię, próbując polizać go po twarzy. Podniósł się z Harry'ego, żeby odsunąć ją na odległość ramion i obdarzył ją zirytowanym spojrzeniem.

- Do zobaczenia później Lou - mruknął brunet, po czym przyciskając ostatni pocałunek do ust Louisa i wyszedł.

Na korytarzu czekał już na niego Malik, który przywitał go delikatnym skinieniem głowy. Razem poszli do zaparkowanego przy budynku jeepa i pojechali do pobliskiego hotelu, w którym młoda para chciała nagrać przygotowania do ceremonii.

W tych z pozoru starych i zimnych murach, krył się swoisty urok, który od razu zdobył serce Stylesa. Wysłał jego zdjęcie do Louisa z dopiskiem, że zdecydowanie było to idealne miejsce na tego typu filmy. W odpowiedzi otrzymał zdjęcie Tomlinsona w towarzystwie dwóch, radosnych, psich mordek.

- Co u Louisa? - mruknął Zayn, powoli zatrzymując samochód.

- Dobrze, dzięki że pytasz - odparł, posyłając mu radosny uśmiech.

- Jesteś szczęśliwy Hazz? - zapytał przyglądając mu się przy tym uważnie.

Harry w odpowiedzi skinął głową, rumieniąc się delikatnie pod czujnym wzrokiem przyjaciela. Malik ścisnął jego ramię z czułym wyrazem twarzy, po czym powoli ruszyli do środka budynku.

Wyjechali windą na najwyższe piętro i rozstawili sprzęt w jednym z pokoi. Niecałe dziesięć minut później zjawił się Davis, który wydawał się Harry'emu jeszcze bardziej podekscytowany niż dzień wcześniej.

- Cześć chłopaki, możemy zaczynać, prawda? - zagadnął, przez cały czas uśmiechając się szeroko.

- Kiedy będziesz gotów - oznajmił Zayn, sprawdzając ostrość na kamerze zanim włączył nagrywanie.

- A więc jest dzień ślubu. Wiem, że Casey jest teraz w innym pokoju. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić o czym teraz myśli. Moment, na który najbardziej czekam to zobaczenie jej w sukience... widzicie, że już teraz się uśmiecham - mówił szczerze z ekscytacją wpatrując się w obiektyw kamery. - Myślę ze raczej się rozpłacze. Tak. Zobaczymy. Nie mogę sobie nawet wyobrazić co będzie działo się w mojej głowie, kiedy w końcu ją zobaczę. To będzie jakby otworzyły się wrota niebios i zstąpił z nich anioł.

Harry uśmiechał się delikatnie słuchając tego wszystkiego. Był przekonany, że będzie to jeden z lepszych materiałów jakie uda im się nakręcić. Davis po prostu w przeciwieństwie do większości mężczyzn nie miał problemów ze szczerym mówieniem o swoich uczuciach i czół się swobodnie przed kamerą, ponieważ Casey zajmowała się działalnością w social mediach.

- Okey, wiec noc kiedy poznałem Casey. Kiedy weszła do pokoju wszystko było jak w slow-motion, jej włosy delikatnie powiewały przez wentylator i miałem wrażenia jakby uh - odpowiadał z rozmarzonym wzrokiem. - Wiedziałem ze Casey to ta jedyna kiedy zaczęliśmy rozmawiać jak trudno jest być małżonkiem wojskowego. I nigdy nie zapomnę tego jak spojrzała wtedy na mnie i powiedziała, że nigdzie się nie wybiera. I wtedy pomyślałem sobie 'pewnego dnia zostaniesz moją żoną'. Powiedział bym ze niebo jest ograniczeniem dla tej kobiety, ale jej limit jest o wiele dalej niż ono. Jestem podekscytowany tym jak daleko zajdziemy już jako oficjalne drużyna. Chciałbym przenieść się dwadzieścia lat w przyszłość, żeby móc zobaczyć jak to będzie między nami wyglądać.

- Nie znam was za dobrze, ale wydajecie się być naprawdę świetną parą - powiedział Styles, sprawiając, że uśmiech Davisa się poszerzył. - Możesz jeszcze powiedzieć za co ją kochasz i będziemy mieli wszystko czego potrzebujemy.

- Najbardziej kocham w Casey jej ambicje i jej dążenie do sukcesu. Oczywiście uważam ze jest najpiękniejszą kobietą na świecie, ale to co mnie w niej najbardziej pociąga to jej charakter. To mnie inspiruje, każdego dnia powtarzam jej jaki dumny z niej jestem - oznajmił bez zastanowienia.

Harry pożegnał się z mężczyzną, który razem z Zaynem i kilkoma znajomymi Davisa wybierał się na dwugodzinną rozgrywkę golfa. On w tym czasie miał nagrać materiał z wypowiedziami Casey i jej przygotowaniami do ślubu.

Kiedy wszedł do pokoju obok długowłosa blondynka już na niego czekała, w pełni umalowana.

- Cass miałem zrobić kilka ujęć jak się malujesz - jęknął, posyłając jej oburzone spojrzenie.

- Nie nałożyłam jeszcze bronzera - odparła z niewinnym uśmieszkiem.

Harry przysiadł niedaleko kobiety nagrywając jak ostrożnie nakłada cień pod oczami i bronzer na policzki. Następnie zrobili kilka artystycznych ujęć zanim w końcu umieścił kamerę na statywie.

- Zacznij kiedy poczujesz się gotowa - szepnął, posyłając jej ciepły uśmiech.

- Dziś jest dzień ślubu. Czuję się zdecydowanie poddenerwowana. Nienawidzę tego, że Davis jest tak naprawdę na wyciągnięcie ręki, a nie widziałam go cały dzień. Naprawdę nie mogę się doczekać aż w końcu wejdę przez te drzwi i zobaczę go przy ołtarzu. Zapamiętam ten moment na zawsze - opowiadała z podekscytowaniem.

Harry z zaciekawieniem przysłuchiwał się jej słowom, co jakiś czasu dorzucając od siebie jakieś pytania. Zanim oboje się zorientowali w najlepsze rozmawiali o Daisy i Rose, przeglądając zdjęcia na telefonie Casey. Razem doszli do wniosku, że nie może ich zabraknąć na nagraniach z przygotowań, dlatego Styles zadzwonił do Louisa prosząc go o przywiezienie czworonogów. Tomlinson przez chwilę jęczał coś o tym jak Harry go wykorzystuje, jednak ostatecznie przyjechał do nich w niecałe dziesięć minut.

Louis przywitał cię cicho z wszystkimi, po czym usiadł na jednym z foteli po tym jak szybko pocałował Harry'ego. Casey na ich widok uśmiechnęła się uroczo i szturchnęła go lekko szepcząc, że są uroczy.

- Dobrze, teraz jedziemy na miejsce, ubierasz sukienkę i widzimy się na ślubie - podsumował Harry, wyłączając w końcu kamery.

Wszystkie kobiety uśmiechnęły się na jego słowa, po raz kolejny otaczając Casey, żeby zamknąć ją w szczelnym uścisku.

Harry w tym czasie z pomocą Louisa złożył cały sprzęt, który razem z Zaynem tam przynieśli. Styles za każdym razem wzdychał szczęśliwie, gdy Louis zabierał od niego rzeczy wyglądające na ciężkie, czy przechodząc obok niego delikatnie muskał dłonią jego biodra.

- Mogę pojechać razem z moimi skarbami jednym z waszych samochodów, jeśli chcielibyście wracać razem - zaproponowała Casey, kiedy wyszli z hotelu.

Styles przez chwilę wodził wzrokiem między swoim jeepem a Tomlinsonem, który odszedł kilka kroków żeby odebrać telefon. Ostatecznie podał kobiecie swoje kluczyki, prosząc żeby uważała na jego dziecko.

Następnie powoli ruszył w stronę Louisa, by przytulić go i poczekać aż skończy rozmowę. Szatyn uśmiechnął się lekko na ten gest, układając wolną dłoń na ręce Harry'ego. Tomlinson omawiał z Liamem melodię, którą szatyn miał zagrać na ślubie. Skończyli po kilku minutach, kiedy Louis stwierdził, że nie mieli się o co martwić, ponieważ poradziłby sobie nawet bez nut.

- Jedziesz ze mną kotku? - zapytał cicho Louis, a Harry poczuł przyjemne ciepło w dole brzucha.

Nigdy nie pomyślałby, że Tomlinson był typem od pieszczotliwych zdrobnień. Jednak szatyn nieustannie nazywał go kochaniem, skarbem, kotkiem, słońcem, czy w uroczy sposób zdrabniał jego imię sprawiając, że topiło mu się serce.

- Jeśli zabierzesz mnie ze sobą - odparł z zadowolonym uśmiechem.

Louis z rozbawieniem przewrócił oczami i pociągnął go za sobą do samochodu. Zatrzymali się przed szarym, sportowym mustangiem, na którego widok Harry sapnął cicho. Był piękny, jednak nie wyglądał na tani. A przynajmniej nie na tyle aby zwykły pianista mógł od tak sobie na niego pozwolić.

- Nie był wcale taki drogi - oznajmił szybko Louis, odgadując jego myśli. - A poza tym nie brakuje mi pieniędzy. Nie wspominałem ci o tym wcześniej, ale zdarza mi się trochę komponować. Miałem szczęście, bo akurat kiedy grałem jakiś mniejszy koncert w Los Angeles Ed Sheeran szukał kogoś do gry na klawiszach. Zadzwonił do mnie i byłbym głupi gdybym się nie zgodził. Dobrze nam się razem pracowało, więc czasami kiedy potrzebuje małej pomocy dzwoni do mnie za co później dostaje od niego okrągłe sumki.

- W takim razie czemu jeszcze oprócz tego grasz na weselach? - zdziwił się Styles, uśmiechając wdzięcznie za otworzenie drzwi.

- Nie chcę być od tego całkowicie zależny, poza tym Sheeran nie wydaje piosenek co miesiąc - wyjaśnił szatyn, przekręcając kluczyk w stacyjce.

Ciche mruczenie silnika wywołało zadowolony uśmiech na twarzy szatyna. Był dużym chłopcem, który lubił drogie zabawki, a ten samochód był zdecydowanie jedną z jego ulubionych. Przejechali kilka przecznic zdecydowanie łamiąc paręnaście przepisów drogowych, ponieważ Tomlinson chciał się popisać przed Harrym. Syles jedynie prychał cicho, ściskając mocniej jego dłoń gdy ruszali ze świateł z piskiem opon.

Kiedy dojechali do willi Casey już na nich czekała z Rose i Daisy grzecznie siedzącymi przy jej nodze. Harry szybko cmoknął usta Louisa i poszedł nagrać kilka ostatnich ujęć przed ślubem, zostawiając szatyna z podekscytowanymi psami.

Styles szybko nakręcił materiał z matką dziewczyny, po czym zostawił je, żeby zapewnić im trochę prywatności.

Poszedł do swojego pokoju, skąd zabrał czarną marynarkę z wzorkami wyszytymi złotą nicią na rękawach i wokół zapięcia. Następnie poszedł na taras, gdzie miała odbyć się ceremonia.

Sam tył budynku wykonanego z szarego kamienia z kolumnami i dużymi oknami prezentował się imponująco. Rzędy białych krzeseł ustawione były po obu stronach dywanu tego samego koloru, na którego brzegach ułożono płatki róż. Rozstawiono nad nimi niewielki pawilon, z którego brzegów zwisały światełka. Do tego wszędzie rozstawiono bukiety złożone z białych i różowych róż, stojące w solidnych, ciemnych wazach. A wszystko to dopełniał duży, biały fortepian ustawiony z lewej strony za krzesłami.

Harry przysiadł na ławeczce za instrumentem, postanawiając, że zaczeka tam na Tomlinsona, Mężczyzna zjawił się kilka minut później, energicznie przeczesując swoją grzywkę między palcami.

- Lou gdzie zostawiłeś psy? - zapytał go cicho, przyglądając się ostrożnie przechodzącym gościom.

- Zostawiłem je z jakąś parką, która ma je przyprowadzić przed ołtarz - wyjaśnił, wzruszając ramionami.

Kiedy wszyscy goście oraz pan młody zajęli już swoje miejsca i wybiła ustalona godzina Louis zaczął grać. Już chwilę później dwójka ludzi wprowadzała Rose i Daisy, które na szyjach miały urocze wianki. Następnie wszyscy wstali a Casey ruszyła przez biały dywan trzymając delikatnie ramię swojego ojca, a długi welon ciągnął się za nią, falując na delikatnym wietrze. Davis patrzył na nią z miłością wypisaną w oczach i zgodnie ze swoimi przewidywaniami popłakał się ze szczęścia niedługo później.

Harry obserwował to wszystko z mokrymi policzkami i nogą Louisa pocieszająco pocierającym o jego własną.

Następnie po wypowiedzeniu słów przysięgi, którą przypieczętowali pocałunkiem ruszyli z stronę willi. Powoli przechodzili między przyjaciółmi Davisa z wojska, którzy tworzyli swego rodzaju tunel ze szpadami skrzyżowanymi w powietrzu. Przy samym końcu żołnierze z małymi uśmieszkami opuścili oręże, zagradzając im drogę. Obaj spojrzeli znacząco na Davisa, który przyciągnął roześmianą Casey do kolejnego pocałunku, co sprawiło, że mężczyźni ich przepuścili.

- Naprawdę jestem pod wrażeniem - przyznał Louis, trzymając w objęciach Harry'ego, którego oddech był już coraz spokojniejszy, a policzki prawie suche.

- Myślę, że to dzięki rozłące. Ich czas razem jest ograniczony, więc wszystko między nimi jest tak szczere i żywe, że widać to na pierwszy rzut oka - wyszeptał brunet, wtulając się w niego.

Harry zmarszczył brwi wyciągając z kieszeni marynarki telefon, na którego wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Malika w kwiecistej koszuli i kokosowym drinkiem w ręce.

- Tak? - zapytał, przeczesując włosy, co przez ich długość przychodziło mu o wiele łatwiej niż wcześniej.

- Hazz muszę prosić cię o przysługę - oznajmił na wstępie. - Casey poprosiła Liama, żeby zajął się jej psami, a on ma za dobre serce żeby odmówić pomocy komukolwiek, więc oczywiście się zgodził. Zapomniał, że w tym czasie ma grać przez cały początek przyjęcia z jakimś durnym zespołem. A poza tym wiesz, że nie lubię zbyt energicznych psów.

- Zayn o co chodzi? - westchnął Harry, posyłając Louisowi zmieszane spojrzenie.

- Zajmiecie się nimi z Louisem, aż nie zasną a później będziecie mieli wolne. Proszę? - zaproponował mężczyzna, brzmiąc na zdesperowanego.

- Trzeba było tak od razu. Przyprowadźcie je i przynieście dwie butelki szampana - zaśmiał się cicho i zakończył połączenie, opierając głowę na ramieniu szatyna.

- Coś ciekawego? - zaciekawił się Louis, wciskając palce w jego boki.

- Możesz iść na przyjęcie, albo posiedzieć ze mną, Rose i Daisy - wyjaśnił w dużym uproszczeniu.

Zanim Louis zdążył mu odpowiedzieć obaj usłyszeli głośne przekleństwo, które opuściło usta Zayna. Mężczyzna został praktycznie wyciągnięty na zewnątrz przez dwa podekscytowane psy, co chwile potykając się o każda napotkaną nierówność.

- Dzięki Hazz, a teraz naprawdę muszę lecieć - sapnął, pospiesznie wciskając smycze w rękę Stylesa, po czym pobiegł z powrotem do środka.

- Cholera Zayn poczekaj chwilę - krzyknął za nim Louis, jednak Malik już go nie usłyszał, dlatego szatyn sapnął z irytacją i pobiegł za nim.

Harry przyglądał się temu wszystkiemu ze zmarszczonymi brwiami. Może nie powinien być tak pewny tego, że Louis postanowi pójść z nim, w końcu mężczyzna wyznał mu kiedyś, że głównym powodem, dla którego gra na przyjęciach jest darmowy alkohol. Chciał się trochę pobawić a nie siedzieć z dziwnym brunetem i dwoma psami.

- Chodźcie dziewczynki - mruknął, ciągnąc je delikatnie w stronę przedniego wejścia do willi.

Daisy i Rose podreptały za nim grzecznie. Obie wydawały się lekko zaniepokojone jego nagłą zmianą humoru. Niemal od razu gdy znaleźli się w jego pokoju a on usiadł na łóżku usadowiły się obok niego i oparły łebki na jego nogach.

- Jesteście urocze - stwierdził cicho, na co Daisy zamachała nieśmiało ogonem.

Następnie opadł na plecy, uśmiechając się kiedy obie suczki natychmiast podsunęły się do niego. Rose wcisnęła nos w jego szyję, wzdychając z zadowoleniem, gdy zaczął drapać ją za uchem. Spędzili w tej pozycji ponad piętnaście minut, w ciągu których Daisy wierciła się w poszukiwaniu odpowiadającej jej pozycji jak przystało na divę, którą była.

- Kiedy mnie zapraszałeś nie wspominałeś, że to będzie smutna imprezka - zachrypnięty głos wyrwał cichy warkot z gardła Rose.

- Uh... myślałem, że poszedłeś na przyjęcie - mruknął zaskoczony Harry, powoli podnosząc się z łóżka.

- Nie wiem jak mogłeś pomyśleć, że zrezygnuje z czasu z tobą i tymi słodziakami - sapnął z oburzeniem Louis, odkładając dużą tacę na szafkę nocną. - Poszedłem zdobyć trochę jedzenia, żebyśmy nie musieli wychodzić, jeśli zgłodniejemy.

Harry wpatrywał się w niego z niedowierzaniem, a szeroki uśmiech natychmiast pojawił się na jego twarzy. Zastanawiał się jak mógł chociaż przez chwilę zwątpić w Louisa, wpatrując się jak mężczyzna bawił się z psami, których dobry humor wrócił wraz z pojawieniem się szatyna w pokoju.

- Casey zostawiła dla nich jakieś przekąski - zaśmiał się Harry, kiedy Louis próbował nakłonić suczki to turlania się.

Sięgnął do czarnej torby, którą otrzymał od kobiety kiedy rano zaoferował, że przypilnuje Rose i Daisy. Szybko znalazł małe, urocze chrupki w kształcie kostek i samolocików. Wyciągnął kilka i podał Louisowi, który uśmiechnął się wdzięcznie, po czym podniósł z cichym jękiem, żeby delikatnie cmoknąć jego usta, mamrocząc przy tym podziękowanie.

- Dalej Daisy nie wybrzydzaj - westchnął po chwili, kiedy złota suczka odsuwała pyszczek od kostek. - Trochę dziwnie się czuje nazywając psa imieniem mojej siostry - dodał z rozbawieniem spoglądając na Harry'ego.

- Myślę, że nie miałaby ci tego za złe gdyby ją zobaczyła - stwierdził brunet, wyciągając w jej stronę przysmak w kształcie samolocika, który przyjęła bez wahania.

Zdecydowanie była małą divą.

Po niecałej godzinie nieustannej zabawy w środku, przebrali się w luźniejsze ubrania i zabrali je na krótki spacer na zewnątrz, po którym obie zasnęły niczym dwa aniołki. Obaj zdążyli je pokochać jednak cieszyli się, że w końcu mieli trochę czasu tylko dla siebie, bez Daisy wpychającej się między nich, czy Rose ciągnącej za nogawki prosząc o uwagę w bardziej kulturalny sposób.

- Masz ochotę na truskawki w czekoladzie czy jakieś śmieszne, zapiekane bułeczki, które pachną całkiem interesująco? - zapytał Louis, przyglądając się uważnie temu co zostało z przyniesionego przez niego jedzenia.

- Mam ochotę na Louisa Tomllinsona i może trochę szampana później - zachichotał zaczepnie Styles, co zapewne było zasługą tego, że jedna butelka trunku została już przez nich opróżniona.

Louis mruknął na to z zadowoleniem, przyciągając go bliżej siebie i zaczynając pocałunek. Harry nie miał nawet czasu na reakcję, ponieważ usta mężczyzny przycisnęły się do tych jego, a palce zacisnęły na biodrach w sposób, który przyprawiał go o zawroty głowy.

Westchnął cicho, spodziewając się, że na tym szatyn to zakończy. Jednak Louis umieścił jedną z dłoni na jego karku, przyciskając ich ust bliżej siebie, a drugą pokierował go na swoje kolana, czemu Harry zdecydowanie nie mógł się sprzeciwić.

Pocałunek z każdą chwilą stawał się coraz gorętszy, kiedy ocierali się o siebie językami i gryźli po wargach. Nie przerywali go nawet na sekundę i po kolejnych trzech minutach, Harry odsunął się i złapał haust powietrza, dysząc przy tym ciężko.

- Skarbie musimy przestać - wysapał Louis, a w jego głosie Harry mógł usłyszeć z jakim trudem mu to przyszło. - Za chwilę to zajdzie za daleko i już nie będę potrafił tego przerwać Hazz. Nie możemy robić niczego, kiedy Daisy i Rose śpią w tym samym pokoju. Nie pozwoliłbym żebyś musiał być cicho, a ja straciłbym te wszystkie piękne jęki.

Harry przytaknął niemrawo, wodząc nosem od ucha do obojczyka szatyna, po prostu wdychając jego zapach. Mruczał z zadowoleniem za każdy razem gdy Louis delikatnie ciągnął za końcówki jego włosów, przyciskając przy tym delikatne pocałunki do jego skroni.

Szybko zasnął z myślą, że zaczynał zakochiwać się w Louisie Tomlinsonie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top