Rozdział 5
Uklęknęłam obok niego i podtrzymałam jego głowę. Patrzył się na mnie, a co jakiś czas zerkał na Thora.
— Trzymaj się. Wszystko będzie dobrze. — mówiłam nie ukrywając płaczu.
— Nic nie będzie dobrze, Vian. — jego skóra robiła się coraz bardziej szara.
Położyłam dłoń na jego policzku i kciukiem go gładziłam. Zacisnęłam usta w wąską kreskę mając nadzieję, że to pomoże mi się opanować.
— To już koniec. — wbił we mnie spojrzenie.
— Loki, nie możesz mnie zostawić! Kocham cię idioto! — odgarnęłam mu włosy z oczu i nachyliłam się aby go pocałować.
Z zaskoczeniem przyjęłam do wiadomości, że odwzajemnił to. Delikatniej niż się spodziewałam wpił się w moje usta. Wtedy coś zrozumiałam. Już od dawna go kochałam. Darzyłam go miłością większą od tej przyjacielskiej.
— Vi... Chciałbym móc powiedzieć to samo. — jęknął. — Jesteś dla mnie ważna... To...
— Jest miłość. — uśmiechnęłam się przez łzy. — Błagam. Nie zostawiaj mnie. — płakałam coraz bardziej nie zwracając uwagi na Thora.
— Zrób to jeszcze raz. Proszę.
Ponownie złączyłam nasze wargi. Ten pocałunek był o wiele lżejszy. Laufeyson uniósł dłoń i objął moją twarz. Jest coraz słabszy, pomyślałam.
— Kocham cię? — bardziej zapytał niż powiedział.
— To wie tylko twoje serce. — szepnęłam, a Loki znieruchomiał i jego ręka upadła na dół.
Zaczęłam płakać. Jeszcze bardziej niż wcześniej. Jedyna osoba, która się dla mnie liczyła, straciła życie. Kochałam go. Naprawdę. Frigga mówiła mi, że są osoby, które mogą skraść serce na wieki. Czułam się jak śmieć. Nie mogłam mu pomóc. Byłam bezużyteczna.
Loki tyle razy mnie nieświadomie zranił... Każda dziewczyna, z którą się umówił była ciosem w moje serce. Pragnęłam być na ich miejscu. Jednak ja nie chciałam go na jedną noc. Chciałam aby był ze mną latami. Marzyłam o miłości takiej, jaką ogląda się w midgardzkich filmach. Prawdziwej.
— Thor... Musi... — nie mogłam złożyć zdania, a blondyn mnie objął.
— Ciii... — ułożyłam ciało Laufeysona równo, a gromowładny głaskał mnie po głowie.
— Zostaje z nim. — powiedziałam po dość długiej ciszy przerywanej moim szlochem.
— My musimy iść. Vianelle, jak wrócisz?
— Kto powiedział, że w ogóle wrócę? — zaśmiałam się gorzko. — Dam sobie radę.
Kiedy oni zniknęli za skałami, ja odeszłam kilka kroków. Chyba serce pękło mi na pół. Przestał mnie obchodzić los światów. Najważniejszy był on. Wiedziałam, że prawdopodobnie nigdy nie odwzajemni aż tak tego uczucia. Byłam świadoma kim jest Loki.
Frigga zawołała Lokiego na trening. Podszedł do mnie i zapytał czy chcę mu towarzyszyć. Oczywiście się zgodziłam. Królowa powitała mnie uśmiechem. Lekko się ukłoniłam, ale blondwłosa powiedziała żebym tego nie robiła. Podała sztylety bożkowi i poprosiła żebym wzięła swoje.
— Zróbcie sobie mały pojedynek. — zarządziła. — Tylko delikatnie.
Ja zaczęłam. Jednak Loki sparował cios i szybko wyprowadził kolejne. Starałam się pamiętać o pracy nóg. Blokowałam uderzenia tak szybko jak się dało. Potem ja prowadziłam. Czarnowłosy powoli cofał się do tyłu, ale domyśliłam się, że to podstęp. Miałam rację. Odepchnął się nogą od drzewa i zadał dwa ciosy. Na szczęście zdążyłam się obronić.
Syknęłam kiedy ostrze przecięło mój policzek. Jednak nie przerwałam walki. Chłopak musiał iść do tyłu i w końcu prawie położył się na płaskim kamieniu. Wytrąciłam mu broń z ręki. Ledwo co dotykał stopami ziemi. Stanęłam tak aby mieć pomiędzy nogami jego uda i podejść jak najbliżej.
— I co powiesz? — spojrzałam na niego z triumfem.
— Że jeśli nie masz nic przeciwko to wstanę. — szybkim ruchem poderwał się z skały, a ja przestraszona upuściłam sztylety.
Złapał mnie w talii i nie pozwolił upaść. Na jego twarzy gościł lekki uśmiech. Przez chwilę patrzył w moje oczy, ale usłyszawszy wołanie Thora pomógł mi stanąć prosto.
— Uwielbiam cię. — pokręciłam głową ze śmiechem.
Prychnął jakby lekceważąco. Przypadkowo napotkałam spojrzenie Friggi. Była... Rozmarzona? Tak, to najlepsze określenie. Nagle w ręce Lokiego pojawiła się czarna róża. Skierował ją w moją stronę.
— Umm... Dziękuję.
— Widziałem jak przyglądasz się tym kwiatom. — skrzyżował ręce za plecami kiedy przyjęłam podarunek.
— Śledziłeś mnie? — uśmiechnęłam się dość dwuznacznie.
— Nazwałbym to przypadkowym zjawiskiem. Ty wiele razy mi się przyglądasz, a ci tego nie wypominam. — zauważył z wyraźną satysfakcją.
Momentalnie się zawstydziłam. Schyliłam się żeby podnieść swoją broń. Jednak wtedy poczułam jak ktoś mnie przytula. Nie mógł być to Loki. Czarnowłosy miał lodowate dłonie i był... Chłodny. Rzadko wysilał się na jakieś czułości, więc dodatkowy punkt dla moich spostrzeżeń. Musiał to być Thor.
— Co robi moja ulubiona wojowniczka?
— Ulubiona? Z Sif się pokłóciłeś? — ostrożnie trzymałam różę aby się jej nic nie stało.
— Nieee... Krzyczała, że niczego nie rozumiem i jestem jak każdy facet, ale zauważyłem, że co miesiąc tak ma. Co robiłaś z Lokim? — zerknął na chłopaka, który opierał się o drzewo i obracał swoją broń w rękach.
— Ćwiczyłam. Pohamuj te swoje brudne myśli. — wstałam podając mu dłoń. — Co się dzieje?
— Fandral cię szuka. Mówi, że mieliście iść na kolację... Czyżby randka?
— A może i randka. Nie interesuj się tak. — odpowiedziałam rozbawiona.
— Uważaj, bo Lokiego zazdrość zabije. — kiwnął głową na brata. — Biedak będzie chodził po korytarzach wściekły jak Surtur, a potem mordowanie Fandrala wzrokiem jest pewne.
— Bzdury. — zaśmiał się Loki. — Widzę, że ostatnio coraz częściej ponosi cię fantazja. Nie przesadzaj. — odwrócił się na pięcie i odszedł.
Nie wiedziałam dlaczego, ale zabolało mnie to. Kiedy Thor mówił co by się działo z Lokim kiedy bym była na spotkaniu... Wtedy pomyślałam, że czarnowłosy nie jest tylko moim przyjacielem. Okłamywałam się w kwestii uczuć. Ilekroć Loki pojawił się w zasięgu mojego wzroku, serce biło mi szybciej i przez chwilę odpływałam w krainę marzeń.
Usłyszałam chrząknięcie. Szybko rzuciłam sztylet za siebie, ale już po chwili wiedziałam, że chybiłam. Ten śmiech rozpoznałabym na końcu świata. Powoli się odwróciłam.
— Już się spodziewałem pisku i: aaaa, zabije cię. — udał mój głos.
— No bo cię zabije. — pobiegłam w stronę żywego Lokiego.
Mocno go przytuliłam. Przez chwilę zapomniałam o moim wcześniejszym wyznaniu. Kiedy odwzajemnił gest poczułam się lepiej. Co prawda zrobił to dopiero wtedy, gdy nie odsuwałam się przez jakąś minutę.
— Nawet Thor się nabrał. Pięknie wyszło. Vi... Chciałbym móc powiedzieć to samo... — zaczął się śmiać zadowolony ze swojego podstępu.
Znieruchomiałam. Musiał to wyczuć, bo od razu zesztywniał. Powoli się odsunęłam. Był to zbyt niezręczny moment. Bałam się jego słów.
— Nie kłamałaś. — powiedział.
Nawet nie myślałam o udawaniu, że to wszystko nieprawda. Bóg kłamstw by to wyczuł. W tamtym stanie nie nadawałam się do tego.
— Frigga coś mi o tym mówiła. — skrzywił się. — Miłość, ta? Byle nie rozpowiadaj o tym. Mam pomysł jak odegrać się na braciszku. — zaśmiał się.
Zabolało. Okropnie zabolało. W sumie nie spodziewałam się, że rzuci mi się w ramiona. Wszystkie karty były odsłonięte. Musiałam się odważyć...
— Tak. Jednak odpowiedz na pytanie. — stresowałam się jak nigdy. — Kochasz mnie?
Oczy Lokiego mówiły mi wszystko. Tamtą wypowiedzią próbował ukryć swoje zdenerwowanie. Kłębiło się w nim zbyt dużo emocji, których nie umiał okiełznać. Zazwyczaj inni podchodzili do niego z obojętnością lub nienawiścią.
— Bądź szczery, Loki. To jest dla mnie ważne.
Podszedł o krok bliżej. Przyjrzałam się jego twarzy i tak bardzo zapragnęłam ponownie być blisko niego. Szmaragdowe oczy odszukały moje, a wtedy wszystko przestało się dla mnie liczyć. Jednak opamiętałam się i opuściłam głowę. Palce Laufeysona złapały mój podbródek i zmusiły do patrzenia na niego.
— Nie wiem co to jest. — zaczął. — Ale do żadnej kobiety tego nie czułem. Mogłem się okłamywać latami... Od czasu naszego pojedynku i twojej kolacji z Fandralem to się nasiliło.
Gdy nachylił się, a jego usta były tak blisko moich, myślałam, że upadnę na ziemię. Założył mi kosmyk włosów za ucho i położył dłoń na moim policzku. Wzdrygnęłam się czując jak bardzo jest zimna. Loki uśmiechnął się lekko.
— Chcę żebyś wraz ze mną patrzyła jak świat przed nami klęka. — szepnął zanim złączył nasze wargi.
Spodziewałam się brutalnego pocałunku. Moje zdziwienie było ogromne, gdy zamiast tego dostałam czułą pieszczotę. Drugą ręką objął mnie w talii. W końcu mogłam bez problemu zatopić palce w jego włosach i rozkoszować się tamtą chwilą. Malutka iskra miłości, która się we mnie tliła, zmieniła się w płomień.
— Przepraszam... To nie ma sensu. — odsunął się. — Będziesz przez to cierpiała. Dostaniesz tylko ból.
— Przestań uważać się za potwora! Nie obchodzą mnie konsekwencje! — nie pozwoliłam mu się zbytnio oddalić, bo złapałam go za nadgarstek.
— Vi... — w tamtym momencie wszystko zrozumiałam.
— Nie bój się. Nic złego się nie stanie. Każdy zasługuje na to uczucie. Zasługujesz na miłość. Nie zostawię cię. Nie patrzę na twoją przeszłość. — wyrzucałam z siebie potok słów. — Kocham cię, do cholery! — Loki znalazł idealny moment żeby zamknąć moje usta.
Całował mnie zachłannie jakby czekał na to latami. Jego dłonie błądziły po moich plecach i przyciskały mnie do niego. Chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie.
— Musimy wrócić do Asgardu. — szepnął.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top