Rozdział 3

Tak jak przypuszczałam zaczęły się kłopoty. Wojownicy Asgardu przybiegli, a my dalej nie włączyliśmy statku. Thor miotał się jak niedoszła ofiara drapieżnika. Chodził wokół panelu sterowania.

— Umiesz to w ogóle odpalić? — zaśmiałam się.

— Jeśli byś zdjął mi te kajdany to mógłbym pomóc. — dodał Loki.

Odinson zignorował nasze słowa. Widziałam, że był coraz bardziej zdenerwowany. Jednak nie mogłam sobie odpuścić małych złośliwości.

— Raczej nie trzeba w to uderzać jak w czaszki wrogów.

— Wiesz, że on woli użyć siły niż rozumu. — prychnął czarnowłosy.

— Zamknijcie się!

Po tych słowach nareszcie wybrał odpowiednią kombinację. Odpalił statek Mrocznych Elfów. Byłam pod wrażeniem. Lecz kiedy machina zaczęła się kręcić w kółko, nie mogłam powstrzymać śmiechu.

— Włączenie tego to łatwizna. Gorzej jest z kierowaniem jak widzę. — ponownie się odezwałam.

— Może on gra w grę pod tytułem: „Ile zniszczysz kolumn”.

Odpowiedziało nam warknięcie. Zerknęłam na Lokiego, który odkręcił się w tym samym momencie co ja. Wymieniliśmy rozbawione spojrzenia, cicho komentując „wyczyny” Thora. Niestety moją wypowiedź przerwał odgłos upadku. Na podłodze leżała Jane.

— Oh, biedna. — jęknęłam z udawanym przerażeniem.

— Umarła? — dodał Loki.

— Wszystko dobrze? Nie zwracaj na to uwagi. — Odinson wbił wzrok w dziewczynę.

— Ej, mistrzu latania statkami! Pilnuj drogi. Nie chcę zginąć w tak żałosny sposób. — zerknęłam na skały.

Blondyn wykonał kilka manewrów, ale i tak trafił jedną z armat. Zachichotałam. Jednak uszkodzenie maszyny obronnej nie zwiastowało nic dobrego.

— O! Ściągają nas. — Laufeyson zerknął przez ramię.

— I jeszcze strzelają. — zauważyłam pociski, które były bardzo blisko naszego statku.

— Ty naprawdę z nim za dużo przebywasz! — Thor skierował nas w stronę wody.

Lecieliśmy jeszcze dłuższą chwilę. W końcu Loki podszedł bliżej brata żeby coś powiedzieć. Ja zerknęłam w tym czasie na Jane. Wydawała się cała.

Musieliśmy uciec. Nie mogliśmy wrócić do Asgardu. Odyn by nas zabił. Thora pewnie nie, ale Lokiego... Frigga już go nie może chronić. A gdybym ja stanęła po jego stronie to bardzo szybko również znalazłabym się na liście do zabicia. Chyba złamaliśmy jakiś tam rozkaz króla. Niezbyt mnie to wtedy interesowało.

Wróciłam do rzeczywistości, gdy usłyszałam krzyk. Loki zniknął. Zdążyłam zobaczyć aby kawałek jego peleryny zanim spadł ze statku.

— Zgłupiałeś? — uderzyłam Thora w ramię.

— Zaufaj mi Vian. Musimy skakać. On nie dał mi dojść do głosu, więc przyspieszyłem jego wyjście. — lekko się uśmiechnął.

— Nie zapomnij o swojej ukochanej. — skinęłam głową na Jane.

Nie czekałam na odpowiedź. Podeszłam do brzegu i zobaczyłam na dole mały, asgardzki statek. Trochę się bałam, ale nie mogłam tego pokazać. Przymknęłam oczy, a potem zaczęłam spadać.

— W mych ramionach jesteś bezpieczna. — powiedział Fandral.

Czułam, że ktoś mnie trzyma w talii. Podniosłam powieki i się rozejrzałam. Laufeyson był trochę dalej. Na szczęście stał cały i zdrowy.

— Ale czy ty jesteś bezpieczny w moich? — poszłam krok do przodu aby zwiększyć odległość między nami.

Asgardczyk otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale w tamtym momencie na pokładzie wylądował Thor z Jane na rękach. Ułożył ją i przykrył jakimś kocem. Nawet nie chciałam wiedzieć skąd on go wyjął. Czyżby te statki miały jakieś schowki? Latałam nimi bardzo rzadko, więc możliwe, że nie wiedziałam o takowych.

— Wykaż się. — Odinson spojrzał na Lokiego.

Czarnowłosy zaczął kierować. Ja zauważyłam, że wojska wciąż nas ścigały. Jeden statek zbliżał się w zbyt szybkim tempie.

— Vian, mam nadzieję, że wrócisz cała. — Fandral wbił we mnie zatroskane spojrzenie.

— Muszę ci przypominać, że nie jestem małą dziewczynką? Potrafię się obronić. — skrzyżowałam ręce na piersiach.

— Musisz. Zawsze będę się o ciebie martwił. — położył dłonie na moich ramionach i uśmiechnął się lekko. — Poza tym... Wyglądasz bardzo ładnie w tej fryzurze.

Rozśmieszył mnie tą uwagą. Wcześniej włosy sięgały mi aż do końca pleców. Po wizycie u fryzjera kończyły się w połowie. Opuściłam ręce wzdłuż ciała.

— Też cię uwielbiam. — przyciągnęłam go do siebie.

Fandral odwzajemnił uścisk. Miałam dziwne wrażenie, że już od kilku miesięcy nie zachowuje się tak samo. Chyba coś pomiędzy nami się zmieniło...

— Fandral. — Thor zerknął na przyjaciela. — Tak jak ustaliliśmy... — kiwnął głową na zbliżający się statek.

— Oczywiście. Do następnego kochanie. — puścił do mnie oczko i rzucił linę, po ktorej zjechał.

— Żebyś zdechł. — warknął Loki.

— Nie komentuj tylko pokaż tajne przejście. — Odinson przeniósł wzrok na brata.

W końcu zmierzaliśmy do małego otworu w skale. Thor nie zbyt bardzo tym zadowolony. Wątpił w Lokiego? Bardzo możliwe. Jednak to było błogosławieństwem dla boga psot. Wiele osób go nie doceniało przez jego posturę. Tak samo jak mnie nie doceniali przez moją płeć. Jeśli dobrze się ukryliśmy to wręcz bezkarnie mogliśmy siać zamęt. Nikt nas nie podejrzewał. Laufeyson niby był bogiem kłamstw i psot, ale niektórych rzeczy nawet po nim się nie spodziewano. Lecz tamte czasy, gdy robiliśmy cokolwiek razem, minęły.
Stałam obok czarnowłosego. Nie bałam się. Zdążyłam mu zaufać.

— Gdyby takie rzeczy były łatwe... — zaczęłam.

— To każdy by je robił. — dokończył czarnowłosy i przyspieszył.

Po chwili nie byłyśmy już w Asgardzie. Udało się! Statek spadł na ziemię, ale na szczęście z niskiej wysokości. Niestety ja upadłam obok Jane. Zaklęłam w myślach i szybko wstałam udając, że nie widzę jak Thor wyciągnął w moją stronę rękę żeby mi pomóc.

Loki ponownie uniósł nas w powietrze. Blondyn skupił się na swojej ukochanej, a ja rozejrzałam się po okolicy. Brudno, szaro i ponuro. Może Mroczne Elfy zniszczyły pałac Asgardu ze względu na jego piękne wykonanie? Nie dziwiłabym się gdyby byli o to zazdrośni. Zaśmiałam się cicho przez moje rozmyślenia. Wróciłam do rzeczywistości, gdy do moich uszu dotarły krzyki. Kłótnia braci. Kiedy temat zszedł na Friggę wiedziałam, że nie będzie dobrze.

— Ty jej nie pomogłeś, bo siedziałeś w celi. — Thor podchodził coraz bliżej Laufeysona.

— A kto mnie tam zamknął?

— Doskonale wiesz! — Thor rzucił się na niego.

Szybko wbiegłam pomiędzy dwóch wściekłych mężczyzn. Blondyn był silniejszy od boga kłamstw, więc Loki nie mógł wygrać tego pojedynku. Kajdany nie ułatwiały walki. Przylgnęłam plecami do torsu Laufeysona i złapałam kontakt wzrokowy z Thorem.

— Uspokójcie się! Na pewno nie chciałaby żebyście się kłócili. — wyciągnęłam ręce żeby jeszcze bardziej odsunąć ich od siebie.

— Ale nie byłaby tą sytuacją zaskoczona. — Loki uśmiechnął się czarująco.

— Chciałbym móc ci tak zaufać jak ona. — gromowładny wskazał głową na mnie.

— Teraz nie jestem już w stu procentach pewna. — szepnęłam, ale domyśliłam się, że czarnowłosy to usłyszał.

Domyśliłam się co się stało w celi. Tamta bestia nie znalazłaby tak szybko TEJ komnaty. Wiedziałam, że Loki jest antagonistą tej historii... Tak jak ja. Mogłam się oszukiwać, że pragnę czynić dobro. Często odczuwałam zbyt wielki głód zemsty.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top