*19*
Illiam zawsze śpieszył się przechodząc obok parku wróżek i starał się nie rozglądać. Osoba, na którą wpadł okazała się jego dziwną wróżką.
Nie moją dziwną wróżką, od razu poprawił się w myślach.
- Przepraszam... - bąknął i podniósł wzrok.
Spojrzenie w oczy wróżki zawsze wywoływało u niego nieprzyjemny dreszcz. Jej oczy (kocie, w kolorze fuksji) sprawiły, że w duszy zadrżał. Tym razem było to przyjemne. Zaklął w duchu uświadamiając sobie, że złamał kolejną, ósmą zasadę, ale nie przestał wpatrywać się w jej oczy.
- Nic nie szkodzi - powiedziała. - Wczoraj... - zaczęła niepewnie.
- Tak. - Uciął. Nie chciał, by kończyła.
- Mhm... - mruknęła. - Chciałam... znaczy chciałabym spytać... czy dałbyś się zaprosić do kawiarni... - wymamrotała.
Nie, nie, nie!, jego myśli podpowiadały mu.
- Jasne - Powiedział zamiast tego z dudniącym sercem. - Znam jedną, gdzie jest dobra latte. - Wróżka uśmiechnęła się z ulgą.
Złamię zasadę szóstą! Złamię zasadę szóstą!
- W porządku. Co powiesz na osiemnastą? - spytała.
- Pasuje mi. Spotkamy się tutaj? - Mimo wszystko Illiam był przerażony.
- Tak - odparła.
- Okej. Ja... już pójdę. Lecę do pracy! - powiedział łajając się w myślach za dobór słów i pobiegł przed siebie.
Lecę? Lecę! Tak, na skrzydłach, takich jak twoje!
To był zdecydowanie zły pomysł. Złamał już trzy zasady, a miał zamiar zrobić to z kolejną.
Jak leciał ten cytat? "Kiedy łamiesz zasady, łam je mocno i na dobre"? Jakoś tak... JAKI JA JESTEM GŁUPI!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top