*14*

Maeve westchnęła z zachwytu, ale już po chwili się opamiętała. Mimo wszystko była przecież królową. Bez względu na to ile miała lat, dziesięć, sto czy tysiąc, powinna robić to, co dyktowała jej pozycja i wierzyć, że to słuszne. Ale z biegiem lat w świecie wróżek nauczyła się, że wśród nich nie można było postępować słusznie i nawet gdy chciała, nie robiła tego.

Jego wzrok prześlizngnął się po niej, ale to wystarczyło, by dostrzegła w nim ukrytą potężną magię. Miał ciemne włosy, które wydawały się być jedynie powłoką dla szkarłatu, tak jak jego błękit tęczówek dla złocistych kocich oczu i jasna skóra dla błyszczącej liliowej. Jej wzrok pozwalał zobaczyć spiczaste uszy i przeźroczyste rubinowe skrzydła, które tylko marzyły, by się rozwinąć. Maeve nie miała wątpliwości co do ich majestatu. Takiego jak jej.

To ty?, te pytanie szalało w jej głowie, ale to musiał być on. Musiał być jej królem.

Po raz pierwszy od dwóch lat pomyślała o swojej prawdziwej postaci. O takiej samej jak jego błyszczącej liliowej skórze, fuksjowych kocich oczach, spiczastych uszach, długich lazurowych włosach i przeźroczystych diamentowych skrzydłach. O Rhiamon...

Przez te dwa lata nie zrzucała ludzkiej powłoki, która stała się dla niej symbolem wolności. Jego forma wróża przebijała się przez powłokę, jakby pragnęła się uwolnić. Maeve uświadomiła sobie, że jej król być może nigdy nie przybrał swojego prawdziwego wyglądu.

Ciekawe czy wie kim jest?, zastanowiła się. Czy w ogóle wie, że istniejemy?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top