[24]

Gdy tylko usłyszałam dzwonek, zerwałam się z łóżka i pobiegłam na dół. Wyprzedziłam Lily, która planowała otworzyć drzwi i sama to zrobiłam. Usłyszałam tylko ciche parsknięcie. W drzwiach ujrzałam uśmiechniętą twarz mojego taty. Lekko się rozczarowałam, gdyż miałam nadzieję, że to Tommy.

- Tata! - mimo swojego zwątpienia rzuciłam się ojcu na szyje.

- Cześć Mycha - objął mnie i mocno przytulił. Gdy tylko ja go puściłam, moje miejsce zajęła Lily. Wywróciłam oczami, bo kobieta przyssała się do niego jak pijawka. Mimo swojego zaskoczenia, objął ją w pasie. Wycofałam się do korytarza i szybko wciągnęłam buty. Opuściłam dom, wyminęłam migdalących się i ruszyłam wprost do domu Tommy'ego.

- Hej Paul! - zawołałam do ochroniarza, zamykając furtkę.

- Podwieźć? - wskazał samochód.

- Do państwa Tomlinson poproszę - kiwnęłam głową. Otworzyłam drzwi, by wsiąść do auta, lecz usłyszałam, że ktoś mnie woła. Odwróciłam się. Tata właśnie dobiegał do furtki. Westchnęłam.

- Dopiero przyjechałem - przypomniał. - A ty już masz mnie dość?

- Ja już mam cię dość - przytaknął Paul.

- Ty się nie liczysz - tata machnął na niego ręką. - Co jest Noelle?
- Umówiłam się z Tommy'm - wzruszyłam ramionami.
- Z Tommy'm? - uniósł brew. - Umówiłaś się? Ty z Tommy'm?! Z synem Louis'a?! Co tu sie działo jak nas nie było?!? - uderzyłam się z otwartej dłoni w czoło.
- Ojciec, nic się nie działo. Ja i Laura idziemy sie spotkać z Tomlinsonem, bo Lau ma do niego sprawę. Proste? Proste.
- I tu chodzi o Laure, tak? - tata skrzyżował ręce na piersi.
- Tato.. Weź pomyśl logicznie. Ja i Tomlinson? W jednym pomieszczeniu przez 4 godziny nie wytrzymamy...
- No racja... - przytaknął. Zastanowił się i po chwili dodał - Jedź już. Paul, pilnuj jej.
- I tak wiem, że zadzwonisz do Louis'a! - zawołałam.
- Wujka Louisa smarkulo!
- Też cię kocham! - krzyknęłam i uśmiechnięta wsiadłam do samochodu.

***

- Jest Lucek? - zapytałam z uśmiechem, gdy drzwi otworzyła nam gosposia Tomlinsonów.
- Tommy? Na górze - otworzyła szerzej , zapraszając nas do środka.
- Lucek! - zawołałam, stając na środku holu.
- Dziecko, ciszej... - z kuchni wyszedł Louis.
- Wybacz wujaszku - uśmiechnęłam się. - Szukam twojego pierworodnego.
- Na górze.
- Sam? - wtrąciła Laura.
- Przecież zerwał z tą swoją francuską lasią...
- To on z nią chodził? - podrapałam się po głowie.
- Ogarnięta jak matka.. - prychnął wujek. Zmierzyłam go ostrym spojrzeniem. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, co powiedział. - Ja już.. - wskazał kuchnię i szybko się wycofał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top