"Skurwielem trzeba się urodzić, a nie jego udawać"


Uwaga! Kłótnia musi być!


Byłam zaskoczona tym, co usłyszałam.

- Słucham?! - aż otworzyłam buzie ze zdziwienia. - Skąd Ci przyszedł ten pomysł do głowy? - czułam zdenerwowanie, ale i panikę.

Bałam się, że tu nie chodzi o mnie.

Wzruszył ramionami nic więcej. Ruszył na przód, wracając wzrokiem na czubki swoich butów.

- Szczerze? Mam całkowicie inne zdanie na ten temat. Gdyby nie ty, Sebastian i Vanessa, wciąż siedziałabym całymi dniami sama. - tym razem sama spojrzałam w dół - i nie jestem pewna czy w ogóle jeszcze bym żyła, bo moja psychika była na wykończeniu. - szepnęłam.

Czułam, że na mnie patrzy.

- Nie zdajesz sobie sprawy jak cholernie to jest uciążliwe nie móc się całymi dniami odezwać do kogokolwiek, wiecznie milczeć, ja powoli się wykańczałam. - czułam, że mój głos zaczyna się łamać.

- Agatha. - szepnął. - ja... - nie dałam mu dokończyć.

- ale może to ja zniszczyłam Twoje życie, jeśli tak to przepraszam. - odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec.

Czułam jak łzy zaczynają spływać po moich policzkach. Nic poza moim ciężkim oddechem nie słyszałam. Biegłam przed siebie cały czas rozgarniając gałęzie drzew na boki. Czułam się strasznie. Wiedziałam, że nie powinnam była mu ufać. Krzaki zaczęły się przerzedzać, aż w końcu się skończyły. Byłam na otwartej przestrzeni. Usiadłam na trawie i skuliłam się chowając twarz.

Dlaczego ja byłam taka słaba? Dlaczego wiecznie muszę płakać? Dlaczego trafiam tylko na takich dupków? Czy na tym cholernym świecie nie może znaleźć się chłopak, który zdoła mnie pokochać?

Poczułam jak czyjeś silne ramiona obejmują mnie i przyciągają do siebie. Nie wytrzymałam zaczęłam płakać. Nie potrafiłam dłużej powstrzymywać łez.

- Cśśś. - zaczął mną kołysać.

Jego głos był taki delikatny i cichy. Działał kojąco.

***

Co ja narobiłem? Doprowadziłem ją do płaczu. Jestem cholernym skurwielem. Jestem znacznie gorszy od Milosza. Miałem ochotę sam sobie wpierdolić. I zapewne bym to zrobił gdyby nie fakt, że muszę za nią biec. Wziąłem psa na ręce i ruszyłem szybkim krokiem za nią. Przeklinałem się w duchu za to jakim sukinkotem jestem. Czy ja muszę ranić wszystkich do o koła? Agatha jest pierwszą i jedyną osobą na której mi tak cholernie zależy, a ja co robię? Doprowadzam ją do łez na każdym kroku. Może powinienem dać jej spokój i zniknąć z jej życia, ale ja... Ja... Nie potrafię tego zrobić. Na choćby chwilę nie potrafię przestać o niej myśleć, i tak po prostu mam o niej zapomnieć? Nie jestem w stanie tego zrobić. 

Kiedy stanąłem na otwartej przestrzeni, bez drzew, rozejrzałem się. Siedziała skulona na trawie i płakała. Jej drobne ciało trzęsło się i od szlochu i od zimna. Robiło się coraz ciemniej. Było coraz chłodniej. Postawiłem psa na ziemi i ruszyłem w jej stronę. Nie czekając na nic uklęknąłem obok niej i zamknąłem w swoich objęciach. Chwile się opierała. Cały czas płakała. Zacząłem delikatnie kołysać naszymi ciałami.

- Cśśś. - szepnąłem.

Była taka przemarznięta.

Zaczynałem się nienawidzić za to, co jej robiłem.

- Nie płacz, błagam. - powiedziałem nieco zrozpaczony jeszcze mocniej ją do siebie przyciskając.

Jej drobne ciało wciąż trzęsło się od płaczu. Odsunąłem ją trochę od siebie tak by mogła spojrzeć mi w oczy.

- Nigdy w życiu nawet przez myśl mi nie przeszło, że zniszczyłaś mi życie, rozumiesz? - patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi, zielonymi oczami, które były nieco napuchnięte od płaczu. - posłuchaj, jesteś pierwszą i ostatnią dziewczyną, której udało się, rozbić mur, który budowałem wiele lat, chcąc osłonić się od bólu po stracie kogoś bliskiego, tylko Tobie udało się wtargnąć w moje życie, namieszać w nim tak bardzo, że jestem w stanie zrobić wszystko, dosłownie wszystko, żeby tylko Cię przy sobie zatrzymać. - chwila ciszy, to było zaledwie kilka sekund jak nachyliłem się i złączyłem nasze wargi w czuły pocałunek. Po chwili odsunąłem się od niej.

- Przepraszam za to pytanie, ja po prostu, cały czas Cię niszczyłem psychicznie i bałem się, że mogę nadal to robić, ja nie chce Cię skrzywdzić, bo cholernie mi na Tobie zależy. - spuściłem wzrok na nasze złączone palce.

Brunetka złapała moją twarz w swoje dłonie i delikatnie musnęła moje wargi, nie odrywając się od moich ust, ostrożnie podniosła się z ziemi i usiadła na moich kolanach. Delikatnie przejechała językiem po mojej górnej wardze. Jej niepewność była cholernie pociągająca. W jednej chwili moje dłonie znalazły się na jej biodrach. Cholera była tak drobna, że gdybym się uparł, bez problemu objąłbym ją swoimi palcami w pasie. Naparła na mnie a ja nie potrafiłem jej się oprzeć, opadłem bezwładnie na trawę. Moje ręce od razu powędrowały na jej pośladki delikatnie je ściskając, a mi albo się wydawało, albo ona się uśmiechnęła. Nasz pocałunek stawał się znacznie odważniejszy. Jak ona to robiła, że w jednej chwili potrafiła mnie omotać do takiego stopnia, że mógłbym być dla niej chłopcem na posyłki, byle bym tylko mógł codziennie doznawać smaku jej słodkich warg.

Podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała na mnie z delikatnym uśmiechem.

- Wow. - tylko na to było mnie stać.

- Dziękuje. - powiedziała.

- Za co? - zaśmiałem się.

- Za to, że mnie zmieniłeś. - uśmiechnęła się.

***

Zmienił mnie i za to byłam mu wdzięczna, nawet bardzo.

- Nie zmieniłem. - odparł przyciągając mnie za koszulkę do siebie i delikatnie musnął moje wargi. - To ty mnie zmieniłaś, a dokładnie to pomogłaś mi zdjąć tą sztuczną maskę.

Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, podniosłam się do góry. Dopiero teraz zauważyłam, że jest już całkiem ciemno. Niedaleko nas na trawie leżała mała Bejb i bacznie nas obserwowała. Cholernie mądre maleństwo.

- Pora się zbierać. - ruszyłam w stronę drogi.

Koło mnie szedł szczeniak, a już po chwili dogonił nas Max.

- To teraz do Ciebie. - powiedział z uśmiechem.

- Jasne. - odparłam.

- Albo wiesz co? - spojrzałam na niego zaciekawiona - możemy iść na chwile do mnie? Zabiorę tylko kilka swoich rzeczy.

- Jeśli chcesz. - zgodziłam się niezbyt pewnie.

....

Stanęliśmy pod drzwiami jego domu, bałam się. Z nerwów cholernie bolał mnie żołądek. Bałam się konfrontacji z nimi wszystkimi.

- Max ja tu poczekam z Bejb. - głos mi drżał.

Wziął psa na ręce i mi go podał mówiąc:

- Agatha nie wygłupiaj się, nie pozwolę Ci zostać na zewnątrz. - złapał mnie za rękę ciągnąc do środka.

Weszłam za nim do środka przełykając ślinę.

- Chodź. - szepnął ściskając moją dłoń nieco mocniej, chcąc dodać mi otuchy.

Wzięłam głęboki wdech ruszając schodami w górę za brunetem.

- Max to ty? - to był głos jego matki.

Poczułam jak jego dłoń zaciska się znacznie mocniej. Spojrzałam na niego, widać było, że coś jest nie tak.

- Tak! - warknął nieco przyspieszając - Zaraz wychodzę i nie wiem kiedy wrócę! - zatrzasnął za nami drzwi.

Zaczął coś mamrotać pod nosem. Chciałam coś powiedzieć, ale widząc, że jest zdenerwowany, zrezygnowałam. Obserwowałam go. Wyjął z szafy jakąś sportową torbę i zaczął do niej wrzucać różne rzeczy. Po chwili stanął koło mnie i tym razem z uśmiechem zapytał:

- Idziemy? - kiwnęłam tylko głową.

Złapał mnie za rękę i wyprowadził na korytarz, gasząc światło i zamykając drzwi.

Stanął na szczycie schodów.

- Kurczę, zejdź na dół, za raz do Ciebie dołączę tylko czegoś zapomniałem. - wrócił di swojego pokoju.

Bez sprzeciwów zeszłam na dół. Gdzie natknęłam się na moją przyjaciółkę.

- Od kiedy masz psa? - zapytała bez niczego.

- To prezent od Maxa. - spojrzałam na malucha, którego trzymałam na rękach.

- Możemy porozmawiać? - zapytała głaskając Bejb.

- Chyba... - zaczęłam ale nie było dane mi skończyć.

- Możemy iść. - koło mnie pojawił się Max.

- Max weźmiesz Bejb? Chce pogadać z Vanessą.

Zmierzył swoją siostrę wrogim spojrzeniem, po czym bez słowa zabrał psa - tylko proszę, nie każ mi długo czekać. - musnął moje wargi i wyszedł na zewnątrz.

Poczułam, że na moje policzki wkradają się rumieńce.

Spojrzałam na Van, która milczała i tylko mi sie przyglądała.

- Coś nie tak? - zapytałam.

- Zmieniłaś się. - powiedziała zimno.

- Ja? Dlaczego? - byłam zaskoczona.

- Kiedyś nawet nie spojrzałabyś na kogoś takiego jak mój brat. - miała mi to za złe.

- Jak twój brat? A ty właściwie wiesz jaki jest Max? - byłam wściekła, jakim prawem tak mogła o nim mówić.

- Wiem znacznie więcej niż ty. - wycedziła. - Przez 18 lat mieszkam z nim pod jednym dachem.

- Ty nic nie wiesz, widzisz tylko to, co chcesz widzieć. - warknęłam wkurzona.

Nic nie powiedziała, a ja uznałam to za koniec naszej rozmowy. Wyszłam na zewnątrz, Max stał na dole i palił papierosa bawiąc się ze szczeniakiem.

Podeszłam do niego przecierając policzek, dopiero teraz uświadomiłam sobie, że pojedyncza łza spływała po mojej twarzy. Spojrzał na mnie z uśmiechem.

- Idziemy? - zapytał.

Ja po prostu się w niego wtuliłam.

- Pokłóciłyście się? - zapytał.

- Możemy iść? - chciałam zmienić temat.

- Jasne. - pogłaskał dłonią mój policzek.

***

Leżeliśmy w salonie na ziemi, oczywiście pościelone mieliśmy kołdrami i poduszkami. Oglądaliśmy film, jakąś komedie romantyczną. Szczerze nigdy w życiu z nikim bym czegoś takiego, nie oglądał, ale ona jest tym wyjątkiem, choć była jakaś taka nieobecna od jakiegoś czasu. Bawiłem się jej zajebistymi włosami. Jej nareszcie! Mogłem to robić bez żadnego problemu. To takie zajebiste uczucie.

- Max? - odezwała się.

- Tak? - spojrzałem na nią.

- Nie chce mi się oglądać już tego. - ziewnęła.

Zaśmiałem się pod nosem.

- Naleje Ci wody do wanny. - pocałowałem ją w czoło i podniosłem się.

Coś tam wymamrotała pod nosem.

...

Wróciłem do salonu, dziewczyna już spała, uśmiechnąłem się pod nosem.

- Aniele. - szepnąłem jej do ucha.

Wymruczała coś pod nosem leniwie otwierając oczy.

- Chodź, zaprowadzę Cię do łazienki. - pomogłem jej się podnieść.

Wziąłem ją na ręce i ruszyłem schodami do góry. Postawiłem ją koło wanny. Dziewczyna stała z ledwo otwartymi oczami.

- Aniele rozbierzesz się czy mam Ci pomóc? - zapytałem.

Nie odpowiedziała, zaśmiałem się zdejmując jej koszulkę i rozpinając jej spodenki. Po chwili stała już koło mnie w samej bieliźnie.

- Aniele proszę, cię nie zmuszaj mnie, żebym musiał zdjąć z Ciebie resztę, bo boje się, że mógłbym się tym razem nie powstrzymać. - dziewczyna jakby się rozbudziła.

- Poradzę już sobie. - uśmiechnęła się.

Wyszedłem i ruszyłem na dół do drugiej łazienki.

***

Po 5 minutach byłem już u niej w pokoju, leżałem na łóżku. Rozejrzałem się po jej pokoju, na spokojnie. Nie było tu żadnych plakatów. Na ścianach wisiały obrazy. Różnych miast. A jedno to była fotografia, mała dziewczynka z rodzicami. To była Agatha i jej rodzice. Skąd wiedziałem? Ta kobieta była strasznie do niej podobna. Byli szczęśliwi.

Po chwili brunetka weszła do pokoju, miała na sobie moje bokserki, ahhh... mam do niej słabość, gdy w nich jest. A jej koszulka sięgała jej trochę za tyłek, była znacznie odważniejsza. Wspięła się na łóżko obok mnie.

- Dobranoc. - szepnąłem muskając jej wargi i ruszyłem do drzwi.

- Nie zostaniesz ze mną? - zapytała zagryzając dolną wargę.

- A mam? - zapytałem z delikatnym uśmiechem.

Pokiwała głową.

W jednej chwili znalazłem się koło niej.

Przytuliła się do mnie. Chwilę leżeliśmy w ciszy. Była zmęczona, ale nie dawała za wygraną.

- Max, mogę o coś zapytać? - ziewnęła.

- Jasne. - uśmiechnąłem się bawiąc jej włosami.

- Czemu tak się tak zdenerwowałeś jak Twoja mama Cię zawołała? - znowu ziewnęła.

Mogłem się założyć, że jej oczy są już zamknięte.

- Dobranoc aniele. - ucałowałem ją w czoło.

Byłem cholernie szczęśliwy mogąc ją mieć przy sobie.


//Bubbles ;3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top