"Psychika wysiada"



- Cześć Agatho, tak wejdź. - uśmiechnął się. - I mówiłem Ci już tyle razy, żebyś nie mówiła do mnie na pan. - zaczął się śmiać. - Mów mi po imieniu albo po prostu wujku.

Pewnie zastanawiacie się dlaczego wujek? No więc jest to przyjaciel moich opiekunów, od maleńkiego go znam, ale w ostatnim czasie dość ciężko mi tak do niego mówić, bo jednak jest dla mnie całkiem obcą osobą. Ma 35 lat i nie ma jeszcze dzieci. Jego żona nie może mieć potomstwa od wypadku samochodowego.

- Tak, pamiętam, ale w szkole nie wypada. - powiedziałam nieśmiało.

- Nie przejmuj się tym, napijesz się czegoś? - zapytał sięgając po filiżankę.

- Nie dziękuje. - odmówiłam grzecznie. - To po co mnie tu wezwałeś wujku? - starałam się o spokojny ton.

- Nie bój się. - zaśmiał się. - Przecież nic nie zrobiłaś, prawda? - zrobił się całkiem poważny.

Przełknęłam ślinę, a on wybuchł śmiechem.

Serio? Ja tu o mało ataku nie dostałam a on sobie żarty robi?

- To dlaczego tu jestem? - no muszę przyznać, że robię się coraz bardziej ciekawa.

- Wiesz, że jesteś jedną z najlepszych uczennic w szkole? - mówił z przyjaznym uśmiechem.

Pokiwałam głową, aby potwierdzić i powiedziałam.

- Zależy mi na wynikach, wiesz o tym dobrze. – po chwili jeszcze dodałam. - Chce dostać się na najlepsze studia.

- Tak wiem i bardzo się cieszę z tego powodu. – uśmiechnął się.

- No to w jakiej sprawie mnie tu ściągnąłeś wujku? – spojrzałam na niego.

- Może ciastko? – podstawił talerzyk pod mój nos.

- Nie dziękuję, wolałabym nie przeciągać.

- Dobrze, a więc chciałbym abyś pomogła jednemu z uczniów.

- Okey. - odparłam.

W końcu nie jednemu pierwszakowi pomagałam.

- Na pewno? Nie potrzebujesz tego przemyśleć? - spojrzał na mnie.

- Przecież już nie raz udzielałam korepetycji.

- Tylko, że to nie jest pierwszak. - odparł przyglądając się jej.

- Drugoklasista? - pokręcił przecząco głową.

- Trzecio? - zapytałam, ale znowu to samo.

Nie chciałam tego powiedzieć, ale on zrobił to za mnie.

- Ostatni rocznik.

Zamknęłam oczy i wzięłam kilka głębszych wdechów.

- Spokojnie, jeśli odmówisz zrozumiem.

- Nie, sądzę, że dam radę.

- Na pewno dasz. - uśmiechnął się.

- No to która uczennica potrzebuje pomocy?

- Nie uczennica tylko uczeń, a dokładnie to Max McClain.

- Słucham? - Chyba zareagowałam zbyt pochopnie.

- Jeśli nie chcesz zrozumiem, ale wiem, że dasz radę.

- Tak wiem, w końcu jestem z rodziny Collins a oni zawsze dają radę. - powiedziałam z westchnieniem.

- Dokładnie. - uśmiechnął się. - To podejmiesz się tego?

Pokiwałam niepewnie głową.

-Dziękuję, wiesz jeśli Ci się uda to pomogę Ci dostać się na najlepszą uczelnie.

- Wujku wiesz, że nie lubię oszustwa, jeśli będą chcieli mnie przyjąć to to zrobią. - powiedziałam, nie tolerowałam łapówkarstwa ani tego typu rzeczy.

- Źle mnie zrozumiałaś. - zaśmiał się. - Chodziło mi o list polecający.

Zarumieniłam się, jak w ogóle mogłam oskarżyć go o coś takiego.

- Przepraszam. - wyszeptałam.

- Nic się nie stało.

- To ja już pójdę. - wstałam i skierowałam się do drzwi.

- A Agatha mam jeszcze jedną prośbę. - spojrzałam na niego. - Mogłabyś ty zwrócić się do niego, bo raczej wątpię, żeby on wykonał pierwszy krok.

- Postaram się. - powiedziałam i otworzyłam drzwi.

- Dziękuje. - powiedział.

- Do widzenia. - uśmiechnęłam się.

- Do zobaczenia.

Wyszłam z gabinetu, wścibski wzrok sekretarki spoczywał na mnie. Bez słowa skierowałam się do wyjścia. Dopiero na korytarzu dotarło do mnie na co się zgodziłam.

****

Byłem wkurwiony po rozmowie z tym dupkiem. Jak on w ogóle śmiał wyskoczyć z tak pojebanym pomysłem jak korki. Ciekawe kto jeszcze miałby mi ich udzielać, może jeden z tych gnomów(nazywali tak osoby, które przeskoczyły o 1 klasę albo i więcej) . Nie wytrzymywałem, ręce trzęsły mi się całe i do tego nie mogłem usiedzieć na miejscu.

- Panie McClain?! - usłyszałem głos nauczyciela matematyki.

- Czego do kurwy nędzy?! - to ostatnie nie koniecznie miało wypaść z moich ust.

No i widzicie? Jestem teraz cały zdenerwowany.

- Słucham?! Ja się chyba przesłyszałem. - powiedział oburzony łysol.

- Gówna psiego. - przestałem się kontrolować, kurwa zawsze tak jest kiedy jestem na głodzie, ale nie mogłem wziąć jak na razie, muszę z tym zaczekać do końca lekcji.

- Jeśli w tej chwili, nie odszczekasz tego, to wylą... - nie dokończył.

- Nie ma mowy. - przerwałem mu.

Złapałem za plecak i szybkim krokiem ruszyłem do drzwi.

- Panie McClain proszę natychmiast wrócić. - zawołał.

W pięknym stylu pokazałem mu środkowy palec i całkowicie zignorowałem go.

Zamykając drzwi widziałem wzrok mojego kumpla, który był pełen podziwu, ale i wyrażał " Stary będziesz miał kłopoty". Olewając go trzasnąłem drzwiami i wkurzony, nie już mega wkurwiony ruszyłem do drzwi wyjściowych. Mijałem kolejne drzwi, robiąc wiele hałasu i co chwilę kopiąc w coś nogą, kiedy na końcu korytarza pojawiła się drobna postać, w pierwszej chwili, moją uwagę przykuły jej biodra, które poruszały się płynnie. Po chwili kiedy była już na tyle blisko bym mógł ją rozpoznać, odpędziłem wszystkie poprzednie myśli na jej temat. Wyciągnąłem papierosa z tylnej kieszeni moich spodni, odpaliłem go i zaciągnąłem się dymem. Cały gniew z chwilą, kiedy dym wypełnił moje płuca, gdzieś tak po prostu się ulotnił. Cały czas nie zdejmowałem wzroku z dziewczyny, która obserwowała mnie i to dość uważnie.

- Co się gapisz lamo? Wkurwionego człowieka nie widziałaś? - wycedziłem wypuszczając w jej stronę chmurkę z dymu.

Spuściła głowę i przyspieszyła kroku.

- Lama. - prychnąłem pod nosem.

Nie zwracając już większej uwagi na nic skierowałem się na dziedziniec, gdzie oparty o murek już w spokoju mogłem pozbyć się całej tej negatywnej energii i tego napięcia. Coś nagle zaczęło mnie zastanawiać co lama robiła w czasie lekcji na korytarzu, przecież na wagarach nie była, spóźnić się mało prawdopodobne, ale jest jeszcze jedno wyjście, mogła mieć zaparcia. Na tą myśl wybuchnąłem głośnym śmiechem, aż ludzie za bramą szkoły popatrzyli w moją stronę. Posłałem im pięknego fuck'ena i wróciłem do środka. Korytarz był już wypełniony ludźmi, co oznaczało przerwę. Wiedziałem gdzie znajdę chłopaków.

- Siemka. - przywitałem się po bratersku z każdym po kolei, no wiecie taka sztama no nie? Nie wiecie? Wasz problem.

***

Zaraz po całej tej sytuacji na korytarzu, ruszyłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem i spojrzałam na swoje odbicie. Patrząc w swoje oczy powiedziałam po cichu.

- Jesteś beznadziejna, jak możesz w ogóle komuś takiemu chcieć pomóc. - westchnęłam. - Muszę się wziąć w garść. - opryskałam zimną wodą twarz. - dasz radę to tylko kilka lekcji.

Podniosłam torbę z Ziemi.

- A co jeśli nie dam rady?

Stałam tak w milczeniu wpatrując się w kafelki za mną.

- Muszę wytrzymać jeszcze te kilka miesięcy. A potem zacznę wszystko od zera. Pewnie zastanawiacie się jak to możliwe skoro jestem w trzeciej klasie, a mam lekcje połączone jeszcze ze starszym rocznikiem. No więc u nas są klasy trzyletnie i czteroletnie. Ja należę do pierwszej części. Założyłam okulary na nos i wyszłam na korytarz. Przerwa już trwała, zaczęłam powoli przepychać się w stronę biblioteki, starałam się nie rzucać w oczy, ale ostatnio dość często mi to nie wychodziło. Słyszałam za plecami głupie docinki. Spuściłam głowę i przyspieszyłam. Nagle świat przed moimi oczami zawirował i wylądowałam na ziemi.

- Patrz jak łazisz lamo. - zawołał chłopak, przez którego wylądowałam na Ziemi.

Podniosłam głowę do góry i dostrzegłam Maxa, rozbawionego w towarzystwie swoich kolegów, tylko jeden chłopak kręcił z politowaniem głową. Poczułam jak na moją twarz wpływa purpura. Podniosłam się z ziemi i próbując nie zwracać uwagi na zaczepki innych, co było prawie niemożliwe. Śmiechy wyprowadzały mnie z równowagi, czułam, że zaraz moja psychika się rozsypie. Biegiem rzuciłam się do drzwi na zewnątrz. Drzwi były zamknięte, czułam na sobie wzrok innych, wiercili mi wielką dziurę w plecach.

- Wszystko w porządku? - usłyszałam głos pani Wandy, jednej z dyżurnych.

Pokiwałam głową.

- Czy mogłabym wyjść na chwilę na pole, ja muszę odetchnąć. - spojrzałam na nią, widziałam, że się waha. - Proszę. - mój głos zadrżał.

Kobieta wypuściła mnie na zewnątrz. Objęłam się rękoma, za rogiem kucnęłam i schowałam głowę w dłonie.

- Nie przejmuj się nimi. - usłyszałam nad sobą głos kobiety.

- Ja już nie daje rady, co ja im zrobiłam, że się tak nade mną pastwią. - wyszlochałam.

Kobieta kucnęła naprzeciwko mnie.

- Zazdroszczą Ci. – powiedziała gładząc mnie plecach.

- Czego? – spojrzałam na nią. – Jest w ogóle coś takiego? – czułam jak pojedyncze łzy spływają mi po policzkach.

- Wszystkiego kochanie, jesteś ładna, nie masz problemów, jako jedyna masz poukładane w głowie a co ważniejsze jesteś jedną z tych nielicznych, którzy dostali się tu z własnych sił, bez żadnych kontaktów. – powiedziałam.

W jednym się nie myliła, byłam tu tylko dzięki swoim osiągnięciom, w końcu dość trudno dostać się do szkoły prywatnej, kiedy nie ma się kasy po czubek głowy. Nie chodzi mi o to, że brakuje nam pieniędzy, ale nie jesteśmy jacyś bardzo bogaci, może dlatego nie odbiła mi woda sodowa do głowy. W tej szkole większość już pije, pali, ćpa i bóg sam wie co jeszcze.

- Proszę. – podała mi szklankę wody.

- Dziękuję. – uśmiechnęłam się do niej delikatnie.

***

Korytarzem szła znowu ta dziewczyna, miała spuszczoną głowę i nie zwracała w ogóle uwagi na to co się dzieje wokół niej. Zrobiłem krok do tyłu, wpadła na mnie, odbiła się i wylądowała na ziemi. Wybuchnąłem nie pohamowanym śmiechem. Przybiłem sobie piątkę z Christopherem.

- Patrz jak łazisz lamo. – powiedziałem wciąż się śmiejąc, właściwie nie tylko ja cały korytarz się śmiał.

Dziewczyna podniosła na mnie wzrok, nasze spojrzenia się skrzyżowały, zobaczyłem w jej oczach coś dziwnego. Podniosła się z ziemi i biegiem ruszyła do drzwi wyjściowych. Korytarz aż huczał od komentarzy na jej temat. Chwile stała tak przy drzwiach, były zamknięte, potem pojawiła się pani Wanda, jedyna normalna osoba w tej szkole, nie czepiała się mnie tak jak reszta tych posranych ludzi.

Wymieniła z nią kilka zdań, widać było, że się waha dziewczyna na nią spojrzała, a ta otworzyła drzwi. Jak ona to zrobiła? Pierwsze pytanie jakie pojawiło się w mojej głowie. Objęła się ramionami i wyszła na pole. Pani Wanda spojrzała w naszą stronę i pokręciła głową z politowaniem. Z westchnięciem zniknęła za drzwiami portierni, po chwili jednak wyszła ze szklanką wody i wyszła za czarnowłosą.

- To było świetne. – powiedział Christopher.

- Wiem, bo ja w ogóle jestem zajebisty. – wyszczerzyłem się.

- Tym razem przegiąłeś i to grubo. – wtrącił się Sebastian.

- Oj stary daj spokój. – Chris powiesił mu się na ramieniu.

- Odwal się. – odsunął się od niego.

- Bastek co Ci jest? – spojrzałem na niego zaskoczony.

- Jak już się ogarniesz daj znać. – bez słowa pożegnania ruszył w stronę Sali chemicznej.

- A temu co? – patrzyłem za nim jak odchodzi.

- Nic, przejdzie mu. – powiedział czochrając moje włosy.

- Ciulu wiesz ile układałem te włosy. – poprawiłem fryzurę.

- Gadasz jak panienka. – zaśmiał się.

- Spierdalaj. – uderzyłem go pięścią w ramię i zacząłem uciekać.


---------------

Tak na początek nasi bohaterowie ^-^

Sekretarka:

Christopher:

Sebastian :

Pewnie zastanawiacie się po co nam sekretarka, to kiedyś tam wyjdzie w praniu jak to moja mama mówi xd

Jak wam się podoba?? :)

A jutro może „Inny" ;) Branocki moi kochani ^-^ ~ToTylko_Ja ;3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top