„Nie daruje mu tego."


Dziękuję wam! Wszystkim którzy to czytają!

To dla was! Dziękuję wam! Taka już jestem, jak chce to muszę to zrobić i tyle :P ;) :* Miłego czytania. :3 Udanej Niedzieli! ^-^



Obudził mnie przeszywający ból głowy. Powoli otworzyłem oczy. Zamglony obraz. Po chwili przyzwyczajam się do otoczenia. Blade i rażące światło już nie działa mi tak na nerwy. Podnoszę się z ziemi, ból jaki przeszył mnie na wskroś był nieznośny.

- Kurwa. – przekląłem pod nosem.

Zacisnąłem zęby i podniosłem się na nogi. Kręciło mi się w głowie i nie bardzo wiedziałem co się stało.

Zacząłem przeszukiwać swoje kieszenie.

- Cholera gdzie są moje kluczyki? – nagle mnie olśniło.

Bójka z Miloszem. Jego słowa.

Wyszedłem z tej pieprzonej uliczki, ale po chwili tego pożałowałem, moja najukochańsza i jedyna była w fatalnym stanie. Szyby powybijane, kapcie na wszystkich czterech kółkach. Drzwi porysowane, lusterka porozbijane a do tego na masce jedno wielkie wgniecenie, jakby ktoś zrzucił na nią 100kg słonia. To jest straszne!

- Co on Ci zrobił? - padłem na kolana przed samochodem, nie, to jest znacznie więcej niż tylko samochód. - Co za sukinsyn. - kopnąłem w przestrzeń tak mocno jakbym chciał wykopać tego gnoja poza orbitę ziemska. - Zabije szmaciarza.

Wkurzony ruszyłem w stronę domu, jedyne co mi pozostaje w tym wypadku, to telefon, który na szczęście nie przykuł uwagi tego kutasa. Wyjąłem go z tylnej kieszeni, odblokowałem, odszukałem w kontaktach potrzebny mi numer i wykręciłem go. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, łapie się za kark. Czwarty.

- Kurde Sebastian odbieraj. – mruczę pod nosem.

Nic.

Jeszcze raz.

Pierwszy.

Drugi.

Trzeci.

Słyszę „halo".

- Nareszcie. – wywracam oczami. – Sebastian, nie przerywaj mi. – mówię kiedy on zaczyna swoje kazanie. – Mogę Cię o coś prosić? – zamykam oczy i biorę głęboki oddech. – Możesz po mnie przyjechać? – typowe pytanie „gdzie" – Na tej stacji, co zawsze tankujemy w drodze do domu z koncertów w Barton Rouge. – co teraz? To cholerne pytanie, „co ty tam do cholery robisz?" – Utknąłem. - mruknąłem nieco wkurzony. Najbardziej drażniące mnie pytanie dzisiaj, jakie padło teraz "gdzie masz auto?" - Nie chce o tym gadać przez telefon, Przyjedziesz po mnie czy nie? – powtórzyłem. – Dzięki. – rzuciłem.

Schowałem telefon do kieszeni i powoli ruszyłem w stronę Nowego Orleanu nieco kuśtykając, tak noga mnie bolała. Ten cholerny palant zapłaci mi za to, za moją wspaniałą Hondę i za te cholerne słowa które padły wczoraj z jego ust na temat Agathy. Jestem wściekły. Czemu? Sam nie wiem, może dlatego, że ona jest właśnie z nim a nie ze mną. Nie wiem ile jestem w stanie przejść zanim Sebastian do mnie dotrze. Wiem, że przede mną jakieś 80 mil drogi. Obiecuje, że się na nim zemszczę. Za wszystko. Wyciągnąłem z kieszeni papierosa i go odpaliłem. Zaciągnąłem się dymem, podniosłem głowę do góry i powoli wypuściłem w powietrze biały „puch".

***

- Jezu, Agatha tak strasznie się o niego martwiłam. - załkała do słuchawki. - a on najzwyczajniej w świecie nachlał się w jakimś barze.

- Jesteś pewna? - zapytałam.

- Tak Sebastian nie chciał mi nic powiedzieć, po prostu wstał, powiedział, że po niego jedzie i tyle, wyszedł.

- To skąd wiesz, że jest pijany? - zapytałam nieco wkurzona na swoją przyjaciółkę.

- To chyba jasne, ostatnio nic innego nie robi, tylko pije. - krzyknęła. - Mam już go cholernie dość! - czułam, że zaczyna płakać.

- Van spokojnie, nie denerwuj się, na pewno nic się nie dzieje, wszystko z nim w porządku.

- Łatwo Ci mówić. – westchnęła. – Dobra kończę, nie będę Ci zawracać głowy. Cześć.

Nim zdążyłam coś powiedzieć, połączenie zostało przerwane.

Uparta dziewczyna. Chciałabym ją teraz wspierać, ale Milosz. Mamy się spotkać, podobno to coś pilnego. Muszę się przebrać. Westchnęłam i udałam się na górę. Otworzyłam szafę i zaczęłam w niej grzebać, wyciągając rzeczy, które kiedyś nosiłam.

- Wszystko do wymiany. – przewróciłam oczami i rzuciłam się na łózko patrząc tępo w sufit. – Nie mam się w co ubrać.

Nagle mnie olśniło.

Sukienka od Maxa! To znaczy...

- Ja chyba nie powinna. – szepnęłam do siebie.

Stop! Ale czym ja się przejmuje, podniosłam się na równe nogi.

- Ja ją dostałam i mogę z nią zrobić co będę chciała.

Wyciągnęłam pudełko spod łóżka i otworzyłam je. Kremowa sukienka, przypomniała mi tamten wieczór. To jak Max pomógł mi pozbierać się po rozmowie z ciotką, po jej oskarżeniach. Nasza ostatnia rozmowa. Ostatnia chwila w której byliśmy jeszcze przyjaciółmi, przynajmniej mi się tak wydaje.

„- Wstawaj! – powiedział podając mi rękę.
- Po co? – zapytałam drżącym głosem.
- Są Twoje urodziny i nie pozwolę, żebyś siedziała tutaj zapłakana. – postawił mnie na nogi.
- To i tak najgorszy dzień mojego życia. – westchnęłam.
- To muszę sprawić aby zmienił się w najlepszy dzień Twojego życia. – uśmiechnął się.
- Max ja... - zaczęłam, zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. – dziękuję Ci.
Znowu jego uśmiech."

Pamiętam ten dzień! Co ja wtedy czułam? Pamiętam, że kiedy tylko widziałam jego uśmiech, moje serce zaczynało wariować. Byłam szczęśliwa, kiedy tylko mogłam spędzić z nim choćby chwilę. Nasze wspólne lekcje były dla mnie, czymś niezwykłym. Czymś wyjątkowym. A teraz? Czy ja naprawdę mogłam go znienawidzić?

***

Nie wiem ile tak szedłem, dopiero po dłuższym czasie, przed oczami pojawiło mi się Audi Sebastiana,

zatrzymał się koło mnie.

- Co Ci się stało?! – zapytał kiedy wsiadłem do środka.

- Milosz mnie tak urządził. – westchnąłem.

- Max, stary serio, nie możesz sobie odpuścić? Wiesz, że to i tak nic Ci już nie da. – pokręcił głową. – Wiesz, że ona jest z nim i nic tego nie zmieni.

Zacisnąłem tylko pięści, czemu do cholery nikt mi nie wierzy, w to jaki jest Milosz? Przecież to zwykły sukinkot.

- A gdzie Twoja Honda? – zapytał.

- Stoi na parkingu, na stacji. – mruknąłem.

- Nie masz kasy na paliwo? – zapytał.

- Sam sprawdź! – warknąłem.

- Co jest? – spojrzał na mnie zaskoczony.

- Gówno! Jedź i zobacz!

....

- Stary coś ty zrobił z tym autkiem? – spojrzałem na niego wzrokiem wyprutym z emocji. – Przecież To było Twoje oczko w głowie. – spojrzał na mnie i otworzył buzię z wrażenia. – Czy to..? – zapytał.

Kiwnąłem głową.

Spojrzał na samochód.

- Czyli już mi wierzysz? – zapytałem.

- No jesteś na tyle pojebany, że siebie może i mogłeś tak urządzić, ale nigdy nie tknąłbyś swojej Hondy. – powiedział.

- No dzięki. – wywróciłem oczami.

- No taka prawda. – wzruszył niewinnie ramionami.

- Jedziemy? – zapytałem chcąc zmienić temat.

- A co z nią?

- Pożyczę od ojca Tommy'ego ciężarówkę i wrócę po nią. – westchnąłem. – czeka mnie dużo pracy.

- No trochę. – westchnął mój przyjaciel.

Byłem na nowo zdeterminowany. Będę walczył! To zdanie tłukło się po mojej głowie.

***

- Milosz ja chyba powinnam pojechać do Van, ona mnie potrzebuje. – westchnęłam, kiedy siedzieliśmy na huśtawkach w parku.

- Agatha, skarbie, proszę Cię nie zawracaj sobie głowy tym kretynem. – uśmiechnął się uwodzicielsko i pogłaskał mnie po policzku.

A ja wciąż nie mogłam uwierzyć w to, że powiedział do mnie „skarbie". Do tego nie mogłam wyrzucić z głowy wspomnienia rozmowy z Maxem z dnia imprezy.

- Ej, przestań tak ciągle o nim myśleć. – chwycił mój podbródek. – Wiesz, że on się Tobą tylko zabawił, a ja naprawdę bardzo Cię polubiłem. – szepnął czule całując mnie w usta.

Czułam się tak jakbym była rozerwana na dwie części. Z jednej strony chciałam dać Miloszowi szanse, zaś z drogiej ciągnęło mnie do tamtych oczu, o których nie mogłam zapomnieć od dłuższego czasu...


//Bubbles ;3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top