"Nie czuje się bezpiecznie tak jak z nim."
Przepraszam, że tyle musieliście czekać! Wybaczycie?
W niedziele od rana sprzątałem dom, po tych moich wybrykach. Szczerze strasznie dużo tego było jak się okazało. Samych pudełek po lodach był worek, a do tego dochodzą jeszcze puszki i butelki po piwie i nie tylko. Do tego przytyłem prawie 5 kilo. Musze zacząć biegać. Tak. Tak. Tak. Max McClain pierwszy raz w życiu ma zamiar walczyć o dziewczynę. Czy się zakochałem? Nie mam pojęcia. Nigdy wcześniej tego nie czułem, wiem, że kiedy jest przy mnie, chce mi się żyć. Mam ochotę iść wtedy nawet do tej pierdolonej szkoły, żeby tylko ją zobaczyć. Chce mi się wstawać co dnia z łóżka. Ona była jak lek, na gorsze dni. Jej uśmiech od razu poprawiał mi humor. Przy niej mogłem być inny, byłem sobą. A teraz? Staczam się na samo dno bo jej nie ma obok, ale już niedługo, bo będę walczyć. I wyeliminuje tego zasranego dupka. A teraz czeka mnie największe starcie. Będę musiał patrzeć jak wysiada z jego samochodu, tak jak kiedyś to robiła, wysiadając z mojego auta.
***
Weekend minął tak szybko jak się zaczął. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że Milosz zabrał mnie na dach jednego z wieżowców i przygotował tam wieczorny piknik. Było cudownie. Pierwszy raz w życiu ktoś się dla mnie tak postarał. Na samo wspomnienie, teraz kiedy stoję przy lusterku w łazience, chce mi się uśmiechać. Ostatni raz przeczesałam włosy. Ubrana w skórzaną spódniczkę i kremowy sweterek z kołnierzykiem oraz rajstopy w cętki, zeszłam na dół. Jedno się nie zmieniło od początku. Wciąż jestem rano sama. Darowałam sobie śniadanie, ubrałam buty i wyszłam na dwór. Było wyjątkowo ciepło. Byłam zaskoczona widokiem Milosza przed moim domem. Niepewnie ruszyłam w kierunku jego osoby. Jednak wciąż nie dotarło do mnie to, że przyjechał, tylko nie samochodem, czekał na motorze.
- Cześć. – odezwałam się pierwsza.
- No cześć. – uśmiechnął się i stanął naprzeciwko mnie podając mi kask.
- Po co mi to? – zapytałam czując, że zaczynam się denerwować.
- Jak to po co głuptasie? – zaśmiał się. – Chce zawieźć Cię do szkoły na moim motorze.
- Nie musisz, - odparłam przełykając ślinę, bałam się na to wsiąść, ile razy słychać było w radiu o ludziach, którzy zabijali się codziennie na motorach? No właśnie. – przejdę się.
- Oj Agatha nie wygłupiaj się, na tej maszynie. – poklepał swój motor. – będziemy raz dwa u Ciebie w szkole.
Wzięłam głęboki oddech.
- No wsiadaj, bo jak nie to sam Cię wsadzę na ten motor. – zaśmiał się.
Chcąc nie chcąc nie miałam wyjścia. Niepewnie przełożyłam nogę przez siedzenie. Założyłam kask, w chwili kiedy ten potwór ryknął, omal nie spadłam z niego.
- Gotowa? – zapytał.
Nie odpowiedziałam, nie, ja nie zdążyłam odpowiedzieć, bo Milosz ruszył na przód, wcale nie tak powoli. Zamknęłam oczy. Bałam się, mocno zacisnęłam dłonie na siedzeniu. W myślach prosiłam Boga, żeby nic się nie stało, nie wiem ile to trwało. Wiem, że to Milosz sprowadził mnie na ziemię.
- Aż tak źle było? – zapytał kiedy stanęłam na ziemi, na stabilnym gruncie.
- Nigdy wcześniej tego nie robiłam. – wymruczałam zdejmując kask i mu go podając.
- Wielu rzeczy jeszcze nie robiłaś. – uśmiechnął się dość dziwnie.
- Nie musisz dzisiaj po mnie przyjeżdżać. – powiedziałam, chcąc się go już pozbyć.
- Czemu? – zaczął dopytywać.
- Muszę coś po szkole załatwić. – skłamałam.
- Może Cię podrzucę? – zaproponował.
- Nie, nie trzeba. – odparłam grzecznie.
- Jak chcesz. – podniósł się i dosiadł swój jednoślad.
- To ja już pójdę. – powiedziałam odwracając się, ale poczułam jak łapie mnie za rękę.
Pociągnął mnie w swoją stronę, a ja wylądowałam w jego ramionach.
- Milosz, spie.... – nie było dane mi dokończyć, bo zamknął mi usta pocałunkiem!
Co?! Jak?! Nie byłam w stanie nic zrobić, byłam tak wstrząśnięta, że nie mogłam się ruszyć i nic zrobić. Odsunął się ode mnie, uśmiechał się.
- Do zobaczenia. – powiedział zakładając kask i po chwili już go nie było.
Stałam tak jeszcze chwilę oszołomiona, w końcu otrząsnęłam się i odwróciłam, w stronę szkoły. I stało się to czego się nie spodziewałam. On tam stał. Na szczycie schodów. I patrzył mi prosto w oczy.
Widział to. Widział mój pocałunek z Miloszem.
***
Kiedy wyszedłem na zewnątrz, chciałem zapalić, w jednej chwili tego pożałowałem, stał tam on i ONA. Przywiózł ją na tym jego pierdolonym motorku, tani złom, nie to co moja Honda. Jakby tego było mało, kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się, nie, stop! On nie potrafi się uśmiechać, bo ma tak krzywą mordę. No więc, kiedy mnie zobaczył, to „skrzywił" się i kurwa wiecie co?! Wiecie?! Pocałował JĄ!!! Rozumiecie to?! Kurwa! Miałem ochotę podejść do niego i mu zajebać! Ale nie mogłem. Za to stałem tam jak kołek i gapiłem się na to wszystko, a kiedy już odjechał, ona w końcu się odwróciła i nasze spojrzenia się skrzyżowały. Staliśmy tak dłuższą chwilę. Potem ona spuściła wzrok i szybkim krokiem zmierzyła do szkoły, mijając mnie bez słowa. Chciałem ją zatrzymać, ale tego nie zrobiłem. Te cholerne oczy. Znowu. To spojrzenie. A to co się stało? Cholernie mnie dotknęło. Tylko jest problem, nie potrafię jej wyrzucić z głowy, a widząc ją teraz, zaczynam wariować, ona wygląda tak pięknie, a te rajstopy w cętki dodają jej pazura, jest cholernie seksowna. Chciałem o Nią walczyć, ale teraz nie jestem już taki pewien czy warto? Skoro ona i tak jest już z nim. Najgorsze jest to, że nie mogę wyrzucić obrazu na którym ona jest w mojej głowie.
//Bubbles ;3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top