„Kocham Cię..."


Cisza jaka panowała, była dobijająca, nie wiedziałam co ma powiedzieć, żeby choć trochę rozładować napiętą atmosferę. Nigdy nie byłam dobra w tego typie rozmowach, ale przecież w końcu to on chciał rozmawiać. Czułam się niezręcznie, zerknęłam na niego. Szedł z rękami w kieszeniach swojej skóry. Uwielbiałam ją, wyglądał w niej niesamowicie. Milczał, cały czas patrzył pod swoje nogi, lekko kopiąc kamyk, który cały czas leciał po linii prostej. Postanowiłam zwrócić na siebie jego uwagę. Sięgnęłam do tylnej kieszeni swoich spodni. Kątem oka dostrzegłam, że na mnie spojrzał.

- L&M Linki? – zapytał zaskoczony. – Od kiedy ty palisz?

Wzruszyłam ramionami biorąc jednego do ust.

- Zmieniłaś się, wcześniej nawet być ich nie dotknęła. – powiedział.

Zignorowałam go. Zbliżyłam zapalniczkę do glizy, ( to ta bibułka jak coś xd ) ale brunet złapał moją rękę. Spojrzałam na niego.

- Nie pozwolę Ci palić. – powiedział stanowczo.

- Niby czemu? – zapytałam kpiąco.

- Ponieważ wiem, jakie to jest gówno, i nie pozwolę Ci w to wejść, bo jak wpadniesz po uszy, nie będziesz mogła tego zostawić. – spojrzał mi w oczy.

Wyjęłam papierosa z ust i schowałam go z powrotem do paczki. Nie mogłam powstrzymać śmiechu.

- Co Cię tak bawi? – zapytał po chwili nieco wkurzony. – Jestem zabawny?

Oparłam się o jedno z drzew w lesie i zjechałam po pni w dół, starając się uspokoić ale nie mogłam.

- Nie... ja... po... prostu... - wyjąkałam w międzyczasie pękając ze śmiechu. – Ja.. po... prostu.. w życiu nie paliłam i nie będę palić. – powiedziałam nieco bardziej opanowana, ale wciąż rozbawiona.

- Czekaj. – był zdezorientowany, a ja zachowywałam się pierwszy raz przy nim jak kretynka. – Czyli ty, nie palisz? – potaknęłam głową, bo na nic mnie w tym momencie więcej nie było stać. – To czyje są te fajki? – unosi brew.

- Milosza, zabrałam mu je, bo wkurza mnie jak pali, albo chciałam go wkurzyć i zwinęłam je z jego samochodu. – wzruszyłam ramionami.

- Jesteś zdrowo kopnięta. – powiedział uśmiechając się tak, że znowu poczułam mrowienie na ciele.

***

Nie wiem czy ją czymś uraziłem, ale najpierw się śmiała a za raz za chwilę strasznie spoważniała.

- Chciałeś porozmawiać. – powiedziała siadając na trawie.

Poszedłem w jej ślady i usiadłem naprzeciwko niej.

- Więc... - zacząłem nie bardzo wiedząc co chce powiedzieć, jeszcze chwilę temu miałem wszystko ułożone w głowie, a teraz ta cholerna pustka.

Patrzyła na mnie tym swoimi przenikliwym spojrzeniem.

- Więc. – zamknąłem oczy i wziąłem głęboki oddech. – Chodzi o to, że ja tak dalej nie mogę, zależy mi na Tobie, bardzo. – nie mogłem wyczytać z jej twarzy nic! Zero jakichkolwiek emocji! Ogarniacie?

- Cholera, Agatha, nie potrafię wytrzymać bez naszych spotkań. Ja... kurde no! Yghy! To jest takie trudne. – warknąłem ciągnąc się za włosy. – Kurwa! – przekląłem pod nosem. – Kocham Cię.

- Max... - zaczęła przerywając mi. – wiesz, ja... ale... to nie wyjdzie. – powiedziała nie patrząc na mnie, a przez jej twarz, przynajmniej wydawało mi się, że przebiegł smutek, ból i żal. – Ja jestem z Miloszem. – na samo jego imię wzdrygnąłem się.

- Kocham Cię jak siostrę. – wyrwało mi się.

Chciałem ratować jakoś sytuację, nie mogłem jej stracić.

- Proszę, ja nie chce stracić takiej przyjaciółki, przepraszam za to wszystko co Ci zrobiłem. – złapałem jej podbródek i podniosłem głowę lekko w górę, spojrzałem w te piekielnie śliczne oczy. – Proszę. – powtórzyłem.

Zamknęła oczy, czułem, że nie chce patrzeć mi w oczy a ja miałem taką cholerną ochotę ją pocałować. Puściłem jej podbródek.

- Okey. – szepnęła.

Nie byłem pewien, ale chyba słyszałem jej głośne bicie serca. Uśmiechnąłem się do siebie, ale w chwili w której uświadomiłem sobie, że to serce wcale nie bije dla mnie, uśmiech sam znikł z mojej twarzy.

- Wybaczysz mi? – zapytałem nie ukrywając, nadziei jaka była w tej chwili w moim głosie.

- Wybaczę. – uśmiechnęła się delikatnie.

- Masz ochotę na lody miętowe? – zapytałem z uśmiechem.

***

Czy miałam ochotę? Cholerną! Zwłaszcza w jego towarzystwie. Cieszyłam się cholernie, że nareszcie będę mogła normalnie z nim rozmawiać. Nie będę musiała martwić się czy go spotkam. A co najważniejsze, będę mogła nareszcie chodzić do Ruiny, nie martwiąc się czy ona tam jest.

- Jasne. – odparłam z uśmiechem.

Podniósł się po czym podał mi rękę, chwyciłam ją, a on postawił mnie na równe nogi.

- To chodź. – odparł z tym cholernym uśmiechem.

Dlaczego?! Dlaczego ja w ogóle powiedziałam, że jestem z Miloszem, kiedy to do cholery nie jest prawda! Z resztą czym ja się przejmuje? On i tak traktuje mnie jak swoją siostrę. Jak Van. Bo niby dlaczego, miałby się kimś takim jak ja przejmować?

Ruszyliśmy w stronę, parku.

...

- Poproszę lody miętowe. – powiedział do starszej kobiety obsługującej za ladą.

- Ile gałek? – zapytała uprzejmie.

- Pięć. – powiedział.

Kobieta zaśmiała się pod nosem i zaczęła nakładać gałkę po gałce, do małego wafelka.

- A dla Twojej dziewczyny? – zapytała patrząc na mnie.

- My nie... - zaczęłam, ale nie dał mi dokończyć.

- Też pięć. – odparł.

- Co? Nie, ja.. – ale mnie zignorował.

- Pięć. – powtórzył, a kobieta zaczęła się śmiać.

- Ładna z was para. – podała mi wafelek z pięcioma gałkami.

Chyba zwariował, jeśli myśli, że ja to zjem.

- Max ja tego nie zjem. – powiedziałam kiedy odeszliśmy już kawałek.

- To Ci pomogę. – powiedział uśmiechając się pod nosem.

Spojrzałam na niego, nie mogłam uwierzyć, z jego pięciu gałek zostało już tylko trzy, a ja wciąż nawet nie zaczęłam.

***

Czy to był pretekst? Kto wie, znacie mnie już chyba dobrze. Zrobię wszystko, żeby być blisko niej.

To było komiczne kiedy, ja kończyłem jeść swojego loda, a ona dopiero dojadała pierwszą gałkę.

Nie mogłem powstrzymać uśmiechu.

- Uwielbiam te lody. – wymruczałem kiedy zjadłem już wszystko.

Popatrzyła na mnie i zarumieniła się.

Cholera! Ten rumieniec! Kurde! Jak ja mam wytrzymać?! Przecież nie dam rady jej nie pocałować, przez w cholerę dużo czasu! Oj Max coś czuję, że to będzie niezła próba dla Ciebie.

Westchnąłem.

- Coś nie tak? – jej głos wyrwał mnie z rozmyślań.

- Nie przepraszam, ja tylko się zamyśliłem. – spojrzałem na nią i nie mogłem powstrzymać śmiechu, jej lód się topił a ona cała była nim upaprana.

- Nie śmiej się ze mnie. – powiedziała oburzona.

- Przepraszam, mogę? – zapytałem wskazując na wafelek.

Kiwnęła głową.

- Będziesz to jeszcze jadła? – uniosłem brew.

Zaprzeczyła.

Pobiegłem w stronę najbliższego kosza i wyrzuciłem tą „papkę".

- Ale.. – zaczęła.

- Mam Ci to wyciągnąć? – uniosłem brew i zawróciłem.

- Nie! – zawołała nieco przerażona.

- Żartuje. – zaśmiałem się.

- Bardzo śmieszne głupku. – odparła udając obrażoną.

- Masz tu trochę loda. – powiedziałem pokazując na kącik jej ust.

Wytarłem go opuszkiem palca i oblizałem go. Obserwowała mnie.

- Wracamy? – zapytałem.

Kiwnęła tylko głową, ruszając na przód.

***

Na każdym kroku mnie prowokował. Może nie do końca świadomie, ale czułam, że to będzie dłuuuga i męcząca próba, naszej przyjaźni. Poczułam wibrację w kieszeni. Wyjęłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił Milosz. Cholera. Wzięłam głęboki oddech i odebrałam.

- Słucham? – „gdzie jesteś?" – U Vanessy. – powiedziałam, może delikatnie nagięłam fakty.

„Czyżby?"

To pytanie zbiło mnie trochę z tropu, przecież on nie może wiedzieć gdzie jestem, bo skąd? Trochę mnie to zaniepokoiło i rozejrzałam się do o koła , ale nic nie wskazywało na to, żeby on tu gdzieś był.

- Tak. – odparłam nieco spokojniejsza.

„Okey, przyjadę do Ciebie wieczorem." Rozłączył się.

- Coś nie tak? – zapytał Max, wydawał się być zmartwiony.

- Nie, wszystko w porządku. – odparłam z uśmiechem. – Chodźmy.

.....

Szliśmy drogą, nie pamiętam kiedy ostatni raz tak naprawdę się śmiałam. Max potrafił mnie rozbawić.

- Przestań, bo już brzuch mnie boli od tego śmiechu. – powiedziałam kładąc rękę na swoim, jakbym chciała potwierdzić, że nie kłamię.

- Okey, okey, ale to będzie serio ostatni kawał. – powiedział zatrzymując się przede mną. – „Blondynka spóźnia się do pracy. Zdenerwowany szef dzwoni do niej i mówi: - Gdzie Ty jesteś? - Jadę do pracy, korek jest. - A jak długi? - Nie wiem, bo jadę pierwsza." – zaczął się śmiać.

- Jesteś głupi. – stwierdzam widząc jak się zachowuje. – Obrażasz swoje koleżanki ze szkoły.

- O której mówisz? O Kate? – wybuchnął śmiechem.

Fakt, to nie był dobry przykład.

- Dobra, wygrałeś! – powiedziałam podnosząc ręce w górę.

Nagle obok nas przemknął motor. Na początku, nie skojarzyłam kto, to ale patrząc na Maxa, nie musiałam dłużej się wahać, chłopak mruczał coś pod nosem i krzywił się.

- Max. – zaczęłam niepewnie.

- Tak? – spojrzał na mnie na powrót uśmiechnięty.

***

Kiedy ten palant przemknął koło nas, nie wytrzymałem, musiałem sobie trochę pod nosem pomruczeć, normalne. To ona przywołała mnie na ziemię i to ona na nowo spowodowała mój uśmiech. Czemu? To jej osoba tak na mnie działa.

- Mogę cię co coś zapytać?

- Jasne, wal śmiało. – odparłem z uśmiechem.

- Czy to Milosz Cię tak urządził? – to pytanie mnie zaskoczyło, skąd ona mogła to wiedzieć?

Fakt. Nie jest głupia. Nie odpowiedziałem, nie chciałem jej okłamywać, a może to by pomogło, i wreszcie przejrzałaby na oczy. Jakim sukinsynem jest ten patafian.

Resztę drogi, przebyliśmy w ciszy.

***

Siedziałam u siebie w domu i byłam cholernie wkurzona. Jak on mógł?! Dlaczego go tak urządził?! Nie wybaczę mu tego. A Honda? Nie. To definitywny koniec znajomości z nim.

Usłyszałam dzwonek. Zdenerwowana zeszłam na dół. Otworzyłam drzwi i nie wytrzymałam.

- Dlaczego to zrobiłeś?! – naskoczyłam na niego.

- Spokojnie. – zaśmiał się. – Powiedz mi o co chodzi.

- Dlaczego pobiłeś Maxa? A Honda? – warknęłam. – Za kogo ty się uważasz?!

- Uspokój się. – warknął wpychając mnie do środka, już nie było mu do śmiechu.

W jednej chwili stał się chłodny.

- Dostał w ryj, bo mu się należało, rozumiesz? – przyparł mnie do ściany.

- Puść mnie! – warknęłam.

Powoli cały gniew zaczął ze mnie wyparowywać a pojawiał się strach.

Byłam sama w domu.

- Słoneczko – złapał mnie mocno za podbródek – zapamiętaj jedno, to nie ty dyktujesz warunki, to ja tutaj rządzę i skończę z Tobą kiedy mi się spodoba. – jeszcze mocniej na mnie naprał.

Zaczynało brakować mi tchu. Już myślałam, że to koniec, kiedy się ode mnie odsunął, zjechałam po ścianie w dół. Uklęknął przede mną.

- A i zapamiętaj, nigdy mnie nie okłamuj, zwłaszcza jeśli jesteś w Towarzystwie tego palanta.

- Nie mów tak o nim. – szepnęłam.

Poczułam pieczenie na policzku.

- Uważaj jak do kogo mówisz. – warknął. – Radzę Ci się trzymać od niego z daleka i nie pisnąć ani słowa na temat tego co się tu wydarzyło. – powiedział wstając i ruszając do drzwi. – A prawie zapomniałem, w piątek jedziemy z Twoimi przyjaciółmi na koncert. – i wyszedł.

Z trudem się podniosłam, zamknęłam za nim drzwi na wypadek tego, gdyby tu wrócił. Skuliłam się w kącie i zaczęłam płakać. Nie mogłam powstrzymać łez wypływających z moich oczu. Bałam się go tak cholernie się go teraz bałam, ale nie mogła nic zrobić ani nikomu powiedzieć, nie mogłam nikogo narażać a już zwłaszcza Maxa. Kocham Go i nie pozwolę go skrzywdzić...


-------------

*dumdumdum*

ale się porobiło, co? :o

//Bubbles ;3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top