„Evanescence"


Dla wszystkich tych, którzy na to czekają! <3


Jest już piątek, jeszcze trochę czasu i koncert! Boje się o nią. Bardzo, bo nie chce jej puszczaćc jednym samochodem z tym cholernym sukinkotem, ale nie mam wyjścia. Od kilku dni spotykaliśmy się i trenowaliśmy. Była zawzięta. Uśmiech sam wkradł się na moją twarz na samo wspomnienie tego dnia.

"Padłem zmęczony na twarz, byłem ledwo żywy po 4 godzinach treningu.
- Boże wykończysz mnie. - wymamrotałem nie wstając.
- Wstawaj nie będziemy się lenić. - zawołała radośnie i pełna energii.
- Przypomnij mi to ja miałem Ciebie trenować czy ty mnie? - podniosłem głowę do góry.
Zaśmiała się tylko.
- Proszę Cię daj mi odpocząć. - jęknąłem.
- Nie ma mowy, mięśnie same Ci się nie zrobią. - zaśmiała się.
- Uważasz, że jestem słaby? - uniosłem się delikatnie na łokciach.
- Nie no, ale mógłbyś trochę poćwiczyć. - droczyła się ze mną.
- Dobra pomóż mi wstać. - wystawiłem rękę do góry.
Westchnęła i złapała moją dłoń, a ja wykorzystałem moment i pociągnąłem ją w dół. Pech chciał, że wylądowała na mnie. Co wcale mi nie przeszkadzało.
Zacząłem się śmiać.
- Lecisz na mnie.
- Śmierdzisz. - odparła wybuchając śmiechem.
- Ale i tak Ci się podobam. - dodałem.
Dziewczyna spoważniała i się podniosła, chcąc ukryć, że się rumieni odwróciła twarz w drugą stronę."

Cholera! Wygląda tak pociągająco, kiedy w jednej chwili robi się taka niewinna i się rumieni. Cholera! To znaczy, że jeszcze nie jestem skreślony. A teraz jadę po nią, bo dostane nerwicy jak jej nie zobaczę.

***

Za 4 godziny idziemy na ten cholerny koncert, boje się jednego. Jazdy z nim. Uspokaja mnie fakt, że na miejscu będzie Max. Przy nim czuje się bezpieczna. Jest jeszcze coś, coraz poważniej zastanawiam się nad tym ogłoszeniem. Ubrałam swoje ulubione jeansy i bluzkę z napisem „Do you love me?" włosy spięłam w wysokiego kucyka i zeszłam na dół. Kiedy byłam w kuchni zadzwonił dzwonek. Ruszyłam do drzwi, nie miałam co się produkować by powiedzieć, że wychodzę bo i tak byłam sama. Standard. Chwyciłam za kurtkę jednocześnie otwierając drzwi.

- Van chyba kupię Ci zegarek. – powiedziałam nie patrząc w jej stronę,

Usłyszałam odchrząknięcie, spojrzałam w górę i napotkałam te piekielnie granatowe oczy. Na jego ustach błąkał się uśmiech. Nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa.

- Cześć. - odezwał się pierwszy.

- Hej. – szepnęłam niemalże głucho.

- Przepraszam za spóźnienie, ale nie mogłem się zdecydować jaką koszulkę włożyć. – spojrzałam na niego, miał na sobie czarną, bardzo opiętą koszulkę z trójkątnym wcięciem na klatce piersiowej. Cholera! Robi mi się słabo, na sam jego widok. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam zagryzać dolną wargę, w chwili w której poczułam w ustach słony, metaliczny smak swojej krwi, wróciłam na ziemię.

- Ładna bluzka. – uśmiechnął się wskazując na mój napis, a ja poczułam, że się rumienię.

Spuściłam głowę w dół.

- Jezu jak ja lubię, kiedy jesteś zakłopotana. – powiedział zadowolony z szerokim bananem na twarzy.

Teraz to policzki już mnie piekły. Żałowałam, że związałam włosy.

- Chodźmy już. – powiedział z uśmiechem.

Bez słowa ruszyłam za nim w stronę samochodu, otworzył mi drzwi mówiąc „proszę".

Delikatnie się uśmiechnęłam i zajęłam miejsce pasażera.

- Kupiłeś nowy samochód? – uniosłam brew do góry patrząc na niego.

- Nie. – zaśmiał się. – To Seby.

- Całkiem fajny. – powiedziałam.

- Ford Focus Rs, całkiem okey, ale nie to co moja Honda. – westchnął odpalając silnik.

- Twoja Honda to twoja Honda. – odparłam.

- Czyżby podobała Ci się moje autko? – spojrzał na mnie.

Uśmiechnęłam się tylko.

- Wiesz przyda mi się śliczna dziewczyna do pomocy przy naprawie. – powiedział.

- Ehhh... więc się nie zaliczam. – westchnęłam.

- Jutro zaczniemy. – powiedział wyjeżdżając na ulicę.

***

Cholera! Zaraz mnie kurwica rozniesie! Ona jedzie z nim sama samochodem! Teraz w tej chwili! Boże jak zaraz w coś nie pierdolnę to będzie źle! Dobra Max! Wyluzuj! Weź głęboki oddech! Będzie dobrze! Nic jej się nie stanie! Nawet włos z głowy jej nie spadnie, w końcu ty nauczyłeś ją co nieco. Bosche! Bez niej czas mi się tak cholernie dłuży! A przy niej? Zapierdziela jak niemądry, jak tak dalej pójdzie to nim się obejrzę będę staruszkiem! A ona będzie obok mnie siedzieć a wokół nas gromadka naszych wnuków i dzieci. Ahhh piękne marzenie! To będzie moja kobieta i ktokolwiek się do niej zbliży, wykluczając Sebastiana, jakoś jego zniosę, w ostateczności. A reszcie mordę rozwalę! Cholera! Jest ze mną źle!

Kiedyś na samą myśl o ślubie bym się zrzygał! A dzisiaj?! Planuję już ślub z Agathą! Kurde! Jest jeden problem! Ona nawet moją dziewczyna jeszcze nie jest. Ygh! Pałętam się po tym mieście już dłuuugo a SMS nie przychodzi. A może on jej coś zrobił?! Zabiję sukinsyna! W momencie w której w mojej głowie zaczynały pojawiać się obrazy, w jaki sposób mógłbym zabić, dłuuugo i bardzooo boleśnie tego sukinkota, poczułem wibrację w kieszeni. Spojrzałem na wyświetlacz. „Już jesteśmy na miejscu, tylko nie przychodź tak od razu, proszę." Kurwa! Mam ją zostawić na tyle z nim! Samą?! Max nie panikuj! Tam jest Seba i Van oni nie pozwolą jej skrzywdzić! Westchnąłem i ruszyłem w stronę placu, na którym miał odbyć się koncert. Zostało tylko 30 minut już i tak pewnie jest tam w cholerę ludzi.

***

Nie było aż tak źle, całą drogę patrzyłam w szybę, a on? Jakoś się tym nie przejmował, ale muszę przyznać, że dość dziwnie się zachowuje. W końcu na szczęście nasza droga też dobiegła końca i z wielką ulgą stanęłam na betonie, na parkingu niedaleko placu, na którym miał odbyć się koncert. Wystukuję na telefonie wiadomość do Maxa, żeby się nie denerwował, choć pewnie i tak się tym nie przejmuje, ale na wszelki wypadek. Wiem, może jestem głupia bo mam nadzieję, że choć trochę się mną przejmuje. No cóż nadzieję zawsze mogę mieć.

Obok mnie od razu pojawia się moja przyjaciółka.

- Gotowa? – piszczy radośnie.

- Jak nigdy.- uśmiecham się do niej i w czwórkę, niestety ruszamy do wejścia.

....

Widzę jak przez tłum przeciska się Max w naszą stronę. Na sam jego widok uśmiech nie chce zejść z mojej twarzy. Nasze spojrzenia się spotykają a on odwzajemnia gest.

- Cześć. – rzuca stając obok nas, podchodzi do mnie i muska mój policzek, a ja jestem zaskoczona a on tylko szepcze mi na ucho. – Świetnie wyglądasz.

Mam na sobie krótkie shorty, czarną koszulkę z napisem „Evanescence" na tym kurtkę jeansową i wysokie botki w stylu Rocka, mój ostatni nabytek. Czuję, że się rumienię.

- Co ty tu robisz? – warczy Milosz.

- Zaprosiłam go. – odzywam się.

Patrzy na mnie spod byka.

- Jakim prawem? – warczy tym razem na mnie.

- To impreza otwarta i jest tu mnóstwo ludzi. – przypominam mu gdzie jesteśmy, a on w jednej chwili robi się spokojniejszy?

On i Max mierzą się wrogim spojrzeniem.

- Dajcie spokój. – pomiędzy nimi staje Van. – Przyszliśmy się tu bawić a nie bić.

Nagle rozlega się okrzyk, który oznacza, że koncert się zaczyna. Zaczynamy razem z Nessą skakać i piszczeć jak oszalałe w chwili w której muzyka zaczyna grać.

***

W czasie przerwy, postanowiliśmy iść coś zjeść. Weszliśmy do jednego z naszych ulubionych fast foodów i zamówiliśmy żarcie. Po czym usiedliśmy przy jednym stoliku. Oczywiście wtryniłem się koło Agathy, za co moja siostra chciała mnie zabić, ale ja tylko się do niej uśmiechnąłem. Niestety po drugiej stronie musiał usiąść ten palant. A tak w ogóle nie mógł usiąść przy innym stoliku? Tylko zanieczyszcza powietrze. I marnuje nasz cenny tlen!

- Milosz i ogólnie wy wszyscy. – zaczyna Agatha patrząc na każdego po kolei. – Chciałam wam coś powiedzieć.

Wszyscy na nią patrzą z zaciekawieniem co chce im przekazać, ja wiem co zamierza powiedzieć.

- Więc znalazłam ostatnio ogłoszenie, że szukają dawcy szpiku dla pewnej kobiety. – nikt nadal nic nie rozumiał.

- Co w związku z tym? – zapytała moja siostra.

- Chodzi o to, że... - przerwała, chyba nie wiedziała co ma dokładnie powiedzieć trąciłem ją kolanem pod stołem, spojrzała na mnie a ja chwyciłem jej rękę chcąc pokazać jej, że ją wspieram. – Długo nad tym myślałam, ale w końcu się zdecydowałam, chce się zgłosić i zostać dawcą szpiku.

- Zwariowałaś? – zapytał wkurzony Milosz, ahhh lubię kiedy się wkurza robi się czerwony jak burak wtedy. – Dlaczego nie zapytałaś mnie o zgodę? – warczy.

Czuję jak mój każdy mięsień się napina, ale kiedy czuję jej dłoń na swojej od razu się uspokajam.

- Ponieważ to moja decyzja. – mówi stanowczo.

- Wybij to sobie z głowy. – mówi podniesionym tonem.

Jest wkurzony.

- Zdania nie zmienię, zgłaszam się i koniec kropka. – upiera się przy swoim. – Chce pomagać ludziom nie to co ty! I nie jestem Twoją własnością, żebyś mógł mi mówić co mam robić!

Tymi słowami wyprowadza go z równowagi. Łapie ją za nadgarstek i próbuję wyciągnąć na zewnątrz. Chwytam ją za drugą rękę i od razu wstaje.

- Idziemy. – syczy cały wnerwiony.

- Nigdzie z Tobą nie idę. – odpowiada brunetka spokojnie.

- Nie rób sceny i chodź na zewnątrz. – powtarza.

- To ty nie rób przedstawienia i mnie puść. – patrzy mu prosto w oczy. – To koniec rozumiesz? Nie chce mieć z Tobą nic wspólnego.

Patrzy na nią wściekły.

- To jeszcze nie koniec. – syczy puszczając jej rękę.

- Owszem Milosz to koniec, nie pozwolę Ci się tak traktować, rozumiesz? I radzę Ci dać mi spokój w innym razie doniosę na Ciebie na policję. – mówi pewna siebie. – A uwierz znalazłam kilka osób, które chętnie się Ciebie pozbędą. – jezu! Jestem z niej tak cholernie dumny! Wiem to głupie, ale jezu! Kocham ją!

A ten palant już bez słowa znika.

***

Jestem w szoku! Nadal nie mogę uwierzyć, że dałam radę. Pozbyłam się go raz na zawsze. Chyba. W życiu bym nie pomyślała, że potrafię być tak stanowcza i pewna siebie. Siadam z powrotem na kanapie przy stoliku. I nagle słyszę oklaski, wszyscy na Sali biją mi brawo i patrzą na mnie z podziwem. Czuję jak Max łapie mnie za rękę pod stołem, a ja tylko posyłam mu uśmiech pełen wdzięczności.

- Co za palant! – mówi moja przyjaciółka. Patrzę na nią i nie wiem czemu ale zaczynam się śmiać. Po prostu te wszystkie emocje, to chyba przez to. Patrzą się na mnie jak na jakąś idiotkę.

- Przepraszam, ja po prostu nic na niego nie miałam, blefowałam. – wzruszam ramionami.

Miedzy nami panuje chwila ciszy, każdy się na mnie patrzy.

- No co? Mówcie coś przecież nikt nie umarł tak. – mówię biorąc frytka do buzi z tacy Maxa.

- Ty tak serio z tym szpikiem? – zapytała w końcu Van.

Kiwnęłam głową.

- To bezpieczne? – drążyła.

- Oczywiście. – odpowiadam. – Nic mi nie grozi, spokojnie.

- To wspaniale. – mówi Sebastian z uśmiechem na twarzy. – Kiedy? – pyta.

- W przyszłym miesiącu, już po wystawieniu ocen. – odpowiadam.

...

Już po koncercie! Było świetnie, naprawdę dali z siebie wszystko. W pewnym momencie przed nami stanęło dwóch wysokich chłopaków, nic już z Van nie widziałyśmy. Wtedy moja przyjaciółka, poprosiła Sebastiana, żeby wziął ją na barana, nie odmówił jej. Poniekąd trochę jej wtedy zazdrościłam. Miała naprawdę wspaniałego chłopaka. Nieco posmutniałam, ale nie na długo nim zdążyłam zaprotestować już siedziałam na ramionach Maxa.

- Max, proszę postaw mnie na ziemię, nie możesz mnie nosić. – pisnęłam mu do ucha.

- A to niby dlaczego? Przecież i tak nic nie widziałaś z ziemi. – powiedział.

Miał rację, ale było mi głupio, że musi mnie trzymać, w końcu nie ważyłam wcale tak mało.

- Ale.. – zaczęłam.

- Żadnego ale, po prostu się baw. – powiedział.

W końcu się poddałam i po prostu zaczęłam drzeć wniebogłosy z Nessą.

***

Kiedy Sebastian wziął moja siostrę na barana, zobaczyłem, że Agatha nieco posmutniała, co miałem zrobić? Posadziłem ją sobie na ramionach, w końcu to był dobry pretekst bym mógł jej dotknąć i nieco się do niej zbliżyć. Co prawda nie mogłem się skupić na koncercie, ale on jakoś średnio mnie teraz interesował.

Liczyło się to, że ona była tam ze mną! I w tej chwili niczego więcej nie pragnąłem. Niczego nie potrzebowałem bardziej niż jej. Była moim aniołem.

....

- Nie mówiłeś, że jeździsz motorem. – powiedziała, kiedy stanęliśmy na parkingu.

- Nie pytałaś. – odparł z uśmiechem podając jej kask.

- Max ja, może pojadę z Sebastianem i Vanessą.

- Nie ufasz mi aniele? – uniósł brew do góry.

- Nie ja tylko, boję się. – powiedziałam spuszczając głowę. – Nie cierpiałam z nim jeździć, nie czułam się pewnie.

- Spokojnie, nie jestem Miloszem, nie skrzywdziłbym Cię nigdy. – złapał mnie za podbródek i uniósł do góry tak abym spojrzała mu w oczy. – Gwarantuję , że nic Ci ze mną nie grozi, zaufasz mi?

Spojrzałam mu w oczy i niepewnie kiwnęłam głową, wzięłam ode niego kask i założyłam go. Pomógł mi usiąść i sam zrobił to co ja zajmując miejsce przed mną. Odpalił silnik a ja podskoczyłam przytulając się do niego, mogłam się założyć, że teraz się uśmiechał.

Dodał gazu, zacisnęłam mocno powieki. Poczułam jak ruszamy. Przylgnęłam do niego, ale nie wiem z jakiego powody, czy bardziej się bałam, czy po prostu szukałam pretekstu by się do niego zbliżyć. Chyba to drugie, bo w jednej chwili strach jaki czułam jeszcze przed chwilą zniknął. Czułam się z nim bezpieczna. Ufałam mu całkowicie. Zamknęłam powieki i po prostu się poddałam temu uczuciu.

....

Podjechałem pod jej dom. Zsiadłem z motoru i zdjąłem kask. Podałem jej rękę a ona delikatnie ją chwyciła, widziałem, że ma problem z zejściem, nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Złapałem ją w pasie i bez problemu postawiłem na ziemi. Zarumieniła się i wymamrotała ciche "dziękuje". Ruszyliśmy do drzwi.

Po chwili stanęliśmy na werandzie.

- Obcięłaś włosy? - zapytałem, biorąc jeden jej kosmyk do ręki, jedyny pretekst, żebym mógł ich dotknąć.

Spojrzała na mnie i delikatnie się zarumieniła.

- Zauważyłeś? - spuściła głowę w dół.

- Tak Cię to dziwi? - zapytałem.

- Milosz nie zauważył. - odparła zabierając go z mojej ręki.

- On nigdy nie zauważał wielu rzeczy. - westchnąłem lekko zirytowany, nie cierpiałem gadać o tym pierdolonym palancie.

- To znaczy? - zapytała.

- Mówię o tym, że on nigdy nie potrafił docenić tego co ktoś dla niego robi, albo tego co ma.

- Co masz na myśli? - spojrzała mi w oczy.

- Że marnujesz się dla niego. - przybliżyłem się do niej, najwyraźniej była zakłopotana a mnie to nakręcało.

Stałem teraz tak, że nasze czubki butów się stykały, a ona nie miała drogi ucieczki, bo za nią były drzwi. Jej wzrok błądził wszędzie, ale nawet na chwilę nie zagościł na moich oczach. Złapałem ją za podbródek i podniosłem go lekko do góry, teraz była zmuszona spojrzeć mi w oczy.

- Nie staram się dla niego, bo z nim już nie jestem. - delikatnie się uśmiechnęła.

- Wiem i to mi się podoba. - mówię przybliżając twarz jeszcze bliżej niej.

- Ja... - zaczyna, ale nie daje jej dokończyć tylko delikatnie przyciskam ją do ściany i muskam jej słodkie malinowe wargi.

Kiedy się od niej odsuwam uśmiecham się delikatnie. Jest zakłopotana, chwilę tak stoimy bez słowa, słyszę jak głośno bije jej serce, a mi tak cholernie się ten rytm podoba, że mam ochotę częściej doprowadzać ją do takiego stanu.

- Znowu jestem sama. – pierwsza przerwała tą ciszę.

- Jeśli chcesz mogę z Tobą zostać. – powiedziałem z delikatnym uśmiechem.

- Nie trzeba Max, ale dziękuję. – odparła z tym samym i otworzyła drzwi wejściowe.

- A jeśli on się tu pojawi? – zapytałem.

- Spokojnie, mam przeczucie, że już więcej go nie zobaczę. – powiedziała wchodząc do środka.

Westchnąłem.

- Gdyby coś było nie tak dzwoń do mnie. – powiedziałem.

Co ma powiedzieć? Po prostu się o nią martwię. Nie wiadomo co temu debilowi przyjdzie do głowy. Poza tym mógłbym być bliżej niej.

- Dobranoc Max. – szepnęła.

- Dobranoc Aniele. – musnąłem jej policzek i ruszyłem w stronę motoru.


//Bubbles ;3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top