Rozdział Trzynasty

Na dole będzie jakby info/pytanie ^^
Miłego czytania! xx
___________________________________________

Obudziłem się na kanapie w salonie rodziny Way. Byłem cholernie wdzięczy Donnie, że pozwoliła mi tu nocować, inaczej musiałbym spać pod jakąś ławką razem z bezdomnymi. Odwróciłem się na drugi bok i sięgnąłem telefon, który leżał na stoliku do kawy. Na wyświetlaczu widniał zegar, z którego wynikało, że jest pięć po jedenastej. Ziewnąłem po czym przeciągnąłem się wydając z siebie dziwny pomruk, który zawsze towarzyszył mi przy tej czynności. Usiadłem na łóżku i odblokowałem telefon. Zero SMSów czy nieodebranych połączeń od ojca. Kto by się spodziewał, że zleje to iż uciekłem z domu. Wyświetlił mi się za to dymek chatu z messengera.

Kellin Quinn:
I co? Spałeś pod ławką?

Wywróciłem teatralnie oczami i zacząłem odpisywać

Frank Iero:
Nie, spałem u Wayów.

Wyłączyłem wyświetlacz i przechylając się do tyłu, oparłem głowę o oparcie kanapy. Zaraz muszę stąd wyjść, a nie bardzo mam gdzie. Chyba, że Brendon mnie poratuje, albo Ryan. Ale pewnie jeszcze są razem. Nie będę im przeszkadzał, nie mam takiego zamiaru. Zawsze mogę przejechać się do Mindy, albo napisać do Kate lub Zoe - z dwojga złego wolę tą drugą. Nie chcę wracać do domu, ba, domu. Tego nie da się nazwać moim domem. Mój dom jest gdzie indziej. Mój dom jest tam gdzie jest moja mama i reszta osób, które kocham. Przebywanie tutaj traktuję jak karę, męczarnie. Niby mam znajomych ale to nie to samo. Niby coś się dzieje, ale to dalej nie to. 

- O, Frank, już nie śpisz? - przyjemny kobiecy głos wyrwał mnie z rozmyśleń. Odwróciłem się w kierunku, z którego dobiegał.

- Dzień dobry - powiedziałem uśmiechając się lekko do Donny - nie, jakoś nie mogłem spać - odpowiedziałem na pytanie

- Oh, rozumiem - przerwała - jak chcesz iść do łazienki to polecam teraz, bo jak Gerard się do niej dorwie, to będzie tam siedział z godzinę, jak nie dłużej

- Dobrze, dziękuję

Kobieta posłała mi ciepły uśmiech po czym wyszła z pomieszczenia. Siedziałem jeszcze chwilę na kanapie, po czym wziąłem plecak i poszedłem do łazienki. Zdjąłem z siebie wczorajsze ubranie i wziąłem najszybszy prysznic na jaki tylko było mnie stać. Wyjąłem z dna plecaka ręcznik i szybko się nim wytarłem. Założyłem świeżą bieliznę, i już miałem zakładać koszulkę kiedy drzwi się otworzyły. Szybko się odwróciłem. W drzwiach stał Gerard. Jego oczy zdawały się być wielkości denek od butelek. Zmarszczyłem brwi patrząc na niego. Nagle drzwi zamknęły się z trzaskiem.

- Sorry! - usłyszałem za sobą.

Pokręciłem głową i ubrałem się do końca. Ubranie z wczoraj oraz ręcznik wrzuciłem do plecaka i wyszedłem z łazienki. Usłyszałem rozmowy w kuchni, więc rzuciłem plecak na kanapę i poszedłem w stronę pomieszczenie, z którego dobiegał mnie dźwięk głosów. 

- Ale jak oglądasz filmy pornograficzne, i widzisz tam przyrodzenia obcych mężczyzn, to jest dobrze? - usłyszałem pytanie Donny. Nie słyszałem całej rozmowy, ale... to wywołało u mnie niekontrolowany śmiech

- Mamo! - krzyknął Gerard

- No co? Może nie mam racji? - kontynuowała kobieta

Nie odpowiedział. Odwrócił się i spojrzał na mnie. Zmierzył mnie wzrokiem na co westchnąłem i oparłem się o framugę.

- I co? Jak się podobał widok? - spytałem unosząc brwi ku górze i uśmiechając się lekko.

Gerard cały poczerwieniał. Czyżbym już od rana go zdenerwował? Misja wykonana.

- Zajebiście - rzucił jakby sarkastycznie i minął mnie wychodząc z pomieszczenia

- Oj no weź, wiem że ci się podobało Gerard - powiedziałem śmiejąc się - nie wstydź się. Nie ma czego - dodałem patrząc na chłopaka idącego do salonu.

Wyglądał zabawnie kiedy się złościł. Był wtedy lekko czerwony i... tak śmiesznie naburmuszony. Wyglądał jak zły pięciolatek, któremu mama nie chciała kupić cukierków w sklepie. Uśmiechnąłem się do siebie i pokręciłem głową.

- Bardzo dziękuję za nocleg - powiedziałem patrząc na panią Way - to wiele dla mnie znaczy

- Oh, nie ma za co Frank - odpowiedziała z promiennym uśmiechem 

- Owszem, jest - urwałem - gdyby nie pani to pewnie spałbym na ławce w parku, czy coś w tym stylu - dodałem - ale już będę się zbierał. Jeszcze raz bardzo dziękuję

- Chyba żartujesz! - prawie wykrzyknęła - nie wypuszczę cię o pustym żołądku. Siadaj, musisz coś zjeść.

Ta kobieta to matka Teresa czy jak? Nie jestem jej dzieckiem, nie musi mnie tak traktować. Nie jestem nikim z rodziny. 

- Dziękuję - powiedziałem cicho - naprawdę nie trzeba

- Trzeba, trzeba. Siadaj 

- Nie będę wam czyścić lodówki

- Frank, mam cię przywiązać do krzesła, czy usiądziesz jak na grzeczne dziecko przystało?

Zaśmiałem się i usiadłem przy stole. Już wiem czemu Mikey jest taki cichy. Jakby mnie matka przywiązywała do krzesła jak byłem niegrzeczny to też miałbym traumę. 

   Po zostaniu nakarmionym przez Donne, pożegnaniu się z Mikeym i kłótni z Gerardem wyszedłem z domu rodziny Way i ruszyłem przed siebie. Nie wiedziałem gdzie iść, więc uznałem, że powolnym krokiem wrócę do domu. 

Nie wiem czemu, ale cały czas miałem w głowie Gerarda. Zawsze jak się kłóciliśmy robiliśmy to z pasją. Obaj. Wyzywaliśmy się od najgorszych, leciały groźby, czasem dochodziło do jakichś rękoczynów, a teraz? Jak się kłóciliśmy trząsł się. Nie tylko fizycznie, ale wydawało się nawet jakby drżał psychicznie. Było coś dziwnego w jego oczach i głosie. To nie było to co zwykle. Czyżbym tracił wroga? Może z czymś przesadziłem. Może powiedziałem parę słów za dużo... może spędzam za dużo czasu z Mindy i ma wrażenie, że coś między nami jest. Co jak co, ale związku nie zamierzam rozpieprzać. Aż takim chujem  nie jestem. 

Stanąłem pod domem ojca. Chciałem wejść do środka tak jak wyszedłem, przez okno. Jednak okno od mojego pokoju było zamknięte. Czyli jednak zauważył, że mnie nie ma tyle tylko, że to zlał po całości. Dobra, można i tak. Ktoś tu zasługuje na miano ojca roku.

Podszedłem do drzwi frontowych. Nie miałem kluczy, więc zmuszony byłem zadzwonić dzwonkiem. Westchnąłem i nadusiłem przycisk znajdujący się przy drzwiach. Nie czekałem długo, aż ktoś otworzy. Bez słowa wyminąłem ojca w drzwiach i wszedłem do mieszkania chcąc udać się do swojego pokoju, jednak nie mogłem tego zrobić gdyż zostałem chwycony za nadgarstek.

- Gdzie byłeś? - spytał zamykając drzwi wolną ręką

- Co Cię to obchodzi? Jakoś się nie martwiłeś - rzuciłem próbując się wyrwać

- Nie martwiłem się? Żartujesz sobie? Po prostu wiedziałem, że i tak wrócisz. Nie wziąłeś za wiele - wywróciłem teatralnie oczami - nie wyrywaj się. Musimy pogadać, więc idź do salonu i siadaj na tyłku - powiedział, a ja wykonałem jego prośbę. 

Usiadłem na fotelu, który stał na przeciw kanapy i spojrzałem na mężczyznę, który rzekomo jest moim ojcem. Nie chcę go tak nazywać, nienawidzę go. Niemal tak bardzo jak Gerarda. 

- Wiem, że nie masz ze mną super kontaktów, ale nie musisz zachowywać się jak gówniarz. Otwórz się trochę, i dopuść mnie do siebie. Jestem twoim ojcem, Frank

- Zostawiłeś nas, więc jakie mam mieć podejście? Chcę być przy matce.

- Wiem, ale mama nie ma na razie dla ciebie warunków

- Jakoś mi to nie przeszkadza. Nie chcę tu być. Nawet mi nie powiedziała czemu mnie tu zesłała.

- Bo powoli zaczynała się tobą interesować opieka społeczna. Mama szuka lepszej pracy, tak żebyście nie musieli się co chwilę przeprowadzać. Tak żebyś miał dobre warunki życia, takie na jakie zasługujesz.

W moich oczach zebrały się łzy. Tęsknię za mamą. Tak cholernie chcę do niej wrócić i powiedzieć jej o tym co tu jest. O Kellinie, o Brendonie i Ryanie, Vicu, Jacku, Mikeym i... i Gerardzie. O moich relacjach z nimi, o imprezie, o Kate, Zoe i oczywiście o Mindy. Chcę żeby widziała jak ich poznaję, jak nasze relacje się rozwijają. Jak mimo tego, że teoretycznie dogaduję się ze starszym Wayem dalej się nienawidzimy. Ona by mi coś na to powiedziała, coś co zmieniłoby moje spojrzenie na nich wszystkich, na to co robię.

- Frank... wiem, że masz mi za złe to, że was zostawiłem, i rozumiem to. Ale zrozum, że jesteś moim synem i cię kocham. Nie jesteś mi obojętny. Możesz mnie nienawidzić, ale traktuj mnie poważnie. Jak coś się dzieje, to mów. Jak czegoś potrzebujesz, to samo. Jak chcesz mogę nawet zawieźć cię dzisiaj do matki. Mogę cię do niej wozić kiedy będziesz chciał, albo przywozić ją tutaj

Wytrzeszczyłem oczy

- S... serio? - spytałem oniemiały

- Tak. Serio - potwierdził z lekkim uśmiechem - myślę, że masz jej co opowiadać. Napisz tylko do niej czy ma czas i...

- Albo pojadę sam - powiedziałem - wiem, że to daleko ale...

- Jak chcesz synu 

   Wyszedłem z domu z na nowo zapakowanym plecakiem. Jedyne co uzgodniłem z ojcem to to, że mam wrócić przed północą, bo jutro mam szkołę. Mi to pasuję, chcę się tylko zobaczyć z mamą. Kontakt przez telefon to nie to samo. Wsiadłem więc w autobus i pojechałem do mojego dawnego domu.

*

Po paru przesiadkach i dwóch godzinach jazdy dojechałem do mojego dawnego miejsca zamieszkania. Uznałem, że z ostatniego przystanku już pójdę pieszo, więc tak też uczyniłem. Po pół godzinnym spacerze stałem pod domem  mojej mamy. Stałem przed drzwiami około pięć minut aż w końcu zapukałem w ich drewnianą powierzchnię. Kopałem czubkiem buta w ziemi przed drzwiami. Nie wiem czym się tak stresuję. Przecież to moja mama, którą znam, kocham i z którą spędziłem całe życie, nie mam czego się bać. Przecież mnie nie wyrzuci. 

Po chwili drzwi otworzyła mi średniego wzrostu kobieta. Była dość szczupła, można by chyba nawet powiedzieć, że była chuda. Spojrzała na mnie z niedowierzaniem, na co ja tylko uśmiechnąłem się do niej i wszedłem do środka. Nie było to duże mieszkanie, nie było nawet średniej wielkości. Było małe. Usiadłem na małej sofie pod oknem. Mama zamknęła drzwi, jednak nie ruszyła się z miejsca.

- Frank... - powiedziała tak cicho, że ledwie ją usłyszałem - co tu robisz?

- Przyjechałem do ciebie. Tęsknię za tobą. Chcę być z tobą... - powiedziałem histerycznym tonem

- Oh, Frankie... - podeszła do sofy i usiadła obok mnie, na co ja oparłem głowę na jej ramieniu - nie możesz uciekać...

- Nie uciekłem, ojciec mnie puścił, ale muszę wrócić przed północą - zamilkłem - chciałem się z tobą zobaczyć, kontakt telefoniczny jest do dupy

- Dobrze... więc... powiedz mi, jak tam jest - pogłaskała mnie po głowie - coś dobrego

- Tak więc... mam paczkę znajomych, o nich ci pisałem - uśmiechnąłem się na wspomnienie o nich - ostatnio była impreza u Jacka, na której byłem

- Oh, i jak było? Stało się coś ciekawego?

- Tak jakby... - przypomniałem sobie Zoe i prawię się wzdrygnąłem 

- A jak z... Gerardem? To ten chłopiec, z którym się pobiłeś, tak?

- Tak. Dzisiaj u niego spałem - urwałem - znaczy spałem w ich domu, pani Way mi pozwoliła u nich przenocować, ale Gerard jest dziwny. Nie lubię go

- Dlaczego, dziwny? 

- Ostatnio zachowuje się inaczej. Niby się wyzywamy, bijemy, dokuczmy sobie, ale taki... nie wiem, czuję się obserwowany jak jestem w jego obecności. Jakby cały czas mi się przyglądał. I dzisiaj jak się kłóciliśmy to tak jakby... drżał. Sam nie wiem... - westchnąłem

- Może ma już dość tej waszej pseudo wojny i chciałby żebyście byli przyjaciółmi

- Nie... to nie to

- Frank... masz inny głos jak o nim mówisz, wiesz?

Zmarszczyłem brwi. Inny głos? Co to znaczy? Chyba czegoś nie rozumiem. 

- Co? - spytałem

- Taki... nieco wyższy i... sama nie wiem jak to opisać

- Zły? Przesączony nienawiścią, obrzydzeniem? Tak, to możliwe

- Nie głuptasie - zaśmiała się - to coś w rodzaju.... uniesienia? Nie wiem jak mam ci to wyjaśnić. W każdym razie, nie brzmi to jak nienawiść

Znów zmarszczyłem brwi. Albo jestem idiotą, albo nic nie rozumiem... a to w sumie równoważy się z tym, że jestem idiotą.

   Po jakimś czasie wyszedłem z mamą na spacer. Opowiadałem jej o tym jak jest w szkole, o tym co się działo na, i po imprezie, o moich znajomych, o mojej wczorajszej ucieczce z domu i podejściu do ojca. Ona zawsze coś dopowiadała, mówiła co o tym sądzi i czasem co się zmieniło od mojego wyjazdu. Mówiła o tym jak moi przyjaciele się o mnie martwili, jak tu przychodzili i pytali co się dzieje, że już mnie nie ma, o tym jak szuka dobrze płatnej pracy żeby  móc wynająć lub kupić większe mieszkanie, żebym za jakiż czas mógł wrócić. Czułem się cudownie, czułem się na swoim miejscu, nie chciałem wracać do mojego obecnego domu. Nie chciałem wracać do ojca, ani nawet do moich tamtejszych znajomych. Przecież mogłem znaleźć tu pracę, pomóc mamie, wtedy byłoby super. Nie musiałaby być z tym wszystkim sama i martwić się o jutro. Byłoby nam raźniej, po za tym, razem można wszystko, prawda?

Zbliżał się czas pożegnania, co sprawiało że moje serce pękało. Nie chcę się żegnać. Nienawidzę pożegnań. Staliśmy na przystanku, i czekaliśmy na taksówkę, którą miałem udać się do domu.

- Frank, cieszę się, że przyjechałeś ale... - zamilkła jakby szukała odpowiednich słów.

- Ale co? - spytałem wyraźnie zaniepokojony jej słowami

- Nie powinieneś już przyjeżdżać... 

- Co?! - wykrzyknąłem 

- Nie chcę żebyś oglądał mnie w takim stanie synku...

- Ale... - w moich oczach zebrały się łzy - chcę się z tobą widywać

- Będziesz kochanie, obiecuję. Ja... potrzebuję tylko czasu żeby tu wszystko ogarnąć, ale przysięgam, że jak się pozbieram to tu wrócisz. Wrócisz tu, i będzie jak dawniej, nawet lepiej.

Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy, nie kontrolowałem tego. One po prostu toczyły się w dół po mojej skórze. Te słowa tak bardzo bolały. 

- Frankie, nie płacz - przytuliła mnie do siebie i zaczęła głaskać po plecach - obiecuję, że już niedługo wszystko będzie dobrze - pocałowała mnie w czubek głowy - teraz wsiadaj do taksówki , bo zaraz się tu zatrzyma

- Nie chcę jechać... - wychlipałem 

- Jedź, proszę... wyobraź sobie, że to takie wakacje, że za chwilę wrócisz do domu i będzie dobrze, tak? - pokiwałem potwierdzająco głową - dobranoc synku - znów pocałowała mnie w czubek głowy, po czym niemal wepchnęła do samochodu.

Usiadłem na miejscu i spojrzałem na nią. Kiedy pojazd odjeżdżał otarła ręką policzek, jakby ścierała łzę. Zrobiło mi się jeszcze bardziej przykro. Nie chcę żeby płakała. Powiedziałem kierowcy gdzie ma jechać po czym oparłem się głową o szybę i zamknąłem  już podpuchnięte i zaczerwienione od płaczu oczy.

*

Obudziłem się po jakimś czasie. Jeszcze jechaliśmy. Obudziłem się, bo miałem dziwny sen. Rzadko kiedy śniłem kiedy zasypiałem w pojazdach, ale myślę że tym razem był to wynik namieszania mi w głowie przez mamę. Śnił mi się Gerard. O dziwo nie wrzucałem go w tym śnie pod samochód, o mnie też nie. Byliśmy tam ze sobą bardzo blisko. I myślę, że gdyby kierowca taksówki nie zahamował ostro i nie zatrąbił, w śnie doszłoby co pocałunku między mną, a moim... wrogiem.

Na samą myśl o tym poczułem jak coś mi się skręca w żołądku, penie posiłek chciał się wydostać już na samą myśl o Wayu.

____________________
Hej!
Mamy najdłuższy rozdział, ma 2388 słów, i jestem z tego dumna^^
Mam nadzieję, że się podobało, i że widzimy się na dole
^^
Info:
Chyba ( ale tylko chyba ) kolejne rozdziały będą bardziej z perspektywy Gee, co wy na to?
PS: I Love You All! xx ~ Haia_Miia xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top