Rozdział Trzydziesty Trzeci

Wracałem z Frankiem do domu, co sprawiło, że z jednej strony czułem się zestresowany, a z drugiej szczęśliwy. Kellin zostawił nas samych, mówiąc że musi jeszcze pogadać z Ryanem, co było kompletną bzdurą, ale cóż... to było miłe z jego strony.

Przez jakiś czas szliśmy w ciszy. Dalej czuję się przy nim nieco skrępowany. Nie mam pojęcia czemu tak jest, po prostu boję się, że wyjdę na kompletnego idiotę - na którego swoją drogą i tak już nieraz wyszedłem, w każdym razie.. nie chcę się bardziej kompromitować. Chciałem jakoś przerwać tą cholerną ciszę. Niby nie była niezręczna, ale sprawiała, że czułem się zestresowany bardziej niż zwykle.

- Widzę, że zżyłeś się z Ryanem - powiedziałem aby przerwać milczenie

- No... tak. On i Brendon są super. I jako moi kumple i jako para, są uroczy - stwierdził i uśmiechnął się lekko

- Tak, to prawda. Cieszę się, że są razem. Zazdroszczę im takiego związku - teraz to ja się uśmiechnąłem, ale cóż mogę na to poradzić, naprawdę jestem szczęśliwy, że im się układa.

- Homoseksualnego? - zapytał, a ja parsknąłem cichym śmiechem. Jak głupio to pytanie nie zabrzmiało, było to dość urocze

- Tego, że są szczęśliwi i się kochają. Nie ważne czy są homo czy nie - wzruszyłem ramionami

- Co masz na myśli?

- No... - urwałem - to, że zazdroszczę im tego, że są razem

- Chciałbyś być z którymś z nich? - spytał na co ja zaśmiałem się - no co?

- Nie chciałbym być z żadnym z nich - powiedziałem z uśmiechem - żaden nie jest moim typem faceta - nie mogłem powstrzymać śmiechu

- A... - urwał- zastanawiałeś się kiedyś... jak to jest całować chłopaka? - spytał niepewnie

  - W sumie.. - zatrzymałem się, a po chwili on zrobił to samo - zawsze można się przekonać - dobra... raz kozie śmierć.

Chłopak spojrzał mi w oczy i posłał mi coś na kształt pytającego spojrzenia na co ja położyłem dłonie na jego karku* i pocałowałem. Moje serce biło jak oszalałe. Miałem wrażenie, że zaraz wyskoczy mi z piersi. Szok Franka aż dało się odczuć przy całowaniu go. Ja jednak nie przerwałem tego momentu. Powoli muskałem jego wargi swoimi, on jednak po chwili oddał pocałunek. Nie trwało to długo, ale śmiało mogę powiedzieć, że czułem jakbym spełnił swoje marzenie. Przerwałem pocałunek i oparłem się swoim czołem o jego po czym uśmiechnąłem się.

- No... to teraz już żaden z nas nie musi się nad tym zastanawiać - powiedziałem z uśmiechem

Frank nie odpowiedział. Ruszyliśmy tylko w dalszą drogę, teraz już w całkowitej ciszy. Pożegnaliśmy się tylko kiedy Frank musiał skręcić, i dalej szedłem sam. Czułem się cholernie szczęśliwy, ale i zakłopotany. Nie odepchnął mnie, oddał pocałunek, więc chyba nie mam się czym martwić. Jedynie ta cisza w dalszej drodze nieco mnie niepokoi. Nie powinniśmy się cieszyć? Rozmawiać? No nie wiem.. cokolwiek.

   Położyłem się na łóżku i wziąłem w ręce telefon, który przed pójściem do łazienki położyłem na materacu. Otworzyłem aplikację messengera. Wiadomość od Kellina i Franka. Cholera, który pierwszy.. dobra, Kellin. Kliknąłem w nasze okno chatu.

Quinn:
I co? Jak było? Błagam, powiedz że moje sprzątanie domu Ryana nie poszło na marne

Gee:
Myślę, że nie

Już po chwili dostałem odpowiedź od przyjaciela. Myślałem, że będę musiał długo czekać.

Quinn:
Czyli? Boże, człowieku gadaj!

Gee:
No dobra, już... pocałowałem go

Quinn:
O Kurwa! adbskcksndkc
Wybacz
Atak
Jak było

Gee:
Dobrze! Teraz wybacz, ale pójdę spać

Quinn:
Spać... ta, jasne

Gee:
Dobranoc Wasza Wysokość

Wyszedłem z chatu z Kellinem i kliknąłem w ten z Frankiem.

Chomik:
Way, mam pomysł. Udawajmy, że to zdarzenie nie miało miejsca. Sorry, ale... no tak będzie lepiej.

Zamarłem. Przeczytałem tą wiadomość jeszcze pięć razy. Może to żart... tak, to na pewno żart. Przecież mnie nie odepchnął, wręcz przeciwnie, było dobrze. Było bardzo dobrze do cholery. Wyłączyłem ekran telefonu i odwróciłem się na lewy bok. To mnie zabolało. Może... może dla niego to nie miało znaczenia, może chciał tylko zobaczyć jak to jest ale... poczułem się okropnie.

*

Był już czwartek. Cholerny czwartek, a Frank i ja unikaliśmy się jak ognia. Długie przerwy spędzałem albo z Mindy i jej koleżankami albo siedziałem cicho z chłopakami i prawie się nie odzywałem ani nie podnosiłem wzroku z nad stołu. Czułem się tak cholernie niezręcznie, że to aż bolało. Nie wiem co było w tym takiego złego. Przecież... nie musieliśmy sobie po tym nic obiecywać ale... on nawet na mnie nie patrzył. Jakbym nie istniał. To bolało najbardziej. Zero kontaktu jakiegokolwiek. Nawet wzrokowego, a jak już był to... trwał tylko ułamek sekundy. Nie wiem.. brzydził się mnie? Nawet kiedy rozmawiałem z Kellinem, wtedy do niego nie podszedł, czekał aż się rozejdziemy.

- Way, czekaj! - ze szkoły wybiegł za mną Kellin, więc kiedy go usłyszałem zatrzymałem się i spojrzałem na niego - pójdę z tobą kawałek - powiadomił mnie, na co nic nie odpowiedziałem - możesz mi powiedzieć o co chodzi? - spytał widząc, że nie mam nic do powiedzenia

- Z czym? - spytałem obojętnie. Ostatnio byłem obojętny na wszystko.

- Z tobą, i panem Iero 

- O nic - powiedziałem krótko

- Właśnie widzę... - westchnął - mówiłeś, że po tym pocałunku było dobrze

- Ta... Frank mówi, żebyśmy o tym zapomnieli, więc... to się nie wydarzyło

- Co ty gadasz?

- Nic, nie ważne, ja...

- Pogadamy jutro, ok? - przerwał mi - jeszcze się zdzwonimy gdzie i o której

- No dobra - wzruszyłem ramionami

Pożegnaliśmy się i każdy z nas poszedł w swoją stronę. Kiedy wszedłem do domu szybko zdjąłem buty i kurtkę, którą odwiesiłem na wieszak, a torbę rzuciłem gdzieś pod ścianę na korytarzu. Wszedłem w głąb domu i zastałem moją mamę, co uniemożliwiło mi danie upustu złości - czyli po prostu wydarcia się w poduszkę.

- Gee, wszystko dobrze? - spytała przyglądając mi się

- Tak - skłamałem posyłając jej fałszywy uśmiech

- Jesteś pewien?

- Tak mamo, nic mi nie jest. Tylko jestem nieco zmęczony

- Dobrze, to idź się połóż - powiedziała z uśmiechem - oh, czekaj, mam jeszcze jedno pytanie - skinąłem głową na znak, że słucham - idziecie gdzieś jutro? Wiesz, jutro jest Halloween i zawsze gdzieś szliście, a teraz tak nic nie mówisz i...

- Pewnie gdzieś pójdziemy, nie mam pojęcia - wzruszyłem ramionami

- No dobrze - kobieta uśmiechnęła się do mnie ciepło, a ja skierowałem się do swojego pokoju.

   Leżałem na łóżku i przewracałem się z boku na bok. Dalej czułem się beznadziejnie. Czułem się jak ostatni debil. Nagle mój telefon zawibrował, więc wziąłem go do ręki i odblokowałem ekran. Wiadomość od Kellina na messengerze. Kliknąłem więc w ikonkę aplikacji i wszedłem na nasze okno chatu.

Quinn:
Jutro o wpół do piątej, tam na polanie, wiesz gdzie. Nie tam gdzie byliśmy z chłopakami, tylko tam przy drzewie i tej starej stodole czy co to tam jest

Odczytałem wiadomość i znów wyłączyłem ekran telefonu po czym obróciłem się na drugi bok. Chyba mam złamane serce.

___________________
Hej Hej!
*-sytuacja z okładki czy coś xD
Mam nadzieję, że się podobało x
PS: I Love You All! x ~Haia_Miia xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top